Ameryka to nie jest kraj dla biegaczy ultra. A przynajmniej nie dla Serga Girarda, który nadal pokonuje amerykański etap swojego biegu dookoła świata. Wprawdzie zostawił już za sobą gorącą i drogą Florydę, ale jego przygody się nie skończyły.
Biegacz na szosie, to nie jest specjalnie częsty widok w USA, dlatego Girard zmaga się z ignorującymi go kierowcami, spalinami, hasałem i - przede wszystkim - z nadmiernym zainteresowaniem policji.
Czasem lokalna władza ogranicza się jedynie do pytań, co i w jakim celu na drodze stanowej robi biegający Francuz. Zdarza się jednak, że wyjaśnienie jest uważane za żart, a Girard za... pijanego. Zaliczył nawet chwilowe aresztowanie w oczekiwaniu na ekipę techniczną, która przedstawiła nieprzyjaznemu szeryfowi stosowne dokumenty.
Sama ekipa też powoli odczuwa zmęczenie Ameryką. Mile, funty, galony, waluty czy różnice w cenach pomiędzy stanami powodują, że kalkulator stał się niezbędnym wyposażeniem ekipy. Do tego Girard zalicza spotkania z pumami, bezpańskimi psami i krokodylami, a kierowca pechowo na pół dnia stracił dostęp do samochodu, zatrzaskując w nim kluczyki.
Mimo tych pechowych zdarzeń, projekt jest kontynuowany i prawdopodobnie dzisiaj uda się przekroczyć dystans 4000 km.
Bieg dookoła Francji przebiega za to bez komplikacji. Patrick Malandain jest w drodze od 39 dni. Przebiega przez Prowansję i skarży się jedynie na deszcz. Na koncie ma już 3777 km i deszcz nie przeszkadza mu w pokonywaniu dziennie ponad 100 km.
Granicę 3000 km Malandin minął po 31 dniach, 1 godzinie i 36 minutach. Jego projekt 10 000km w 100 dni na razie nie jest niczym zagrożony.
IB
