Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all articles
Browse latest Browse all 13082

Przez Indie do Warszawy. Aktywna Ambasadorka

$
0
0

Efektownie w okres startowy wkroczyła Marta Musakat, Ambasadorka Festiwalu Biegów. 13 marca pobiegła „dychę” i „piątkę” w indyjskim Panaji, by po trzech tygodniach stawić się na starcie „połówki” w Warszawie.

RUN FOR HOMES & HOPE

13 marca 2016. Pobudka 4:20

Otwieram oczy – czarno. Wypełzam z łóżka. Szybki zimny prysznic. Ubieram się i jestem gotowa do biegu. Wychodzimy. O 4:45 mamy taksówkę z Calangute do Panaji. Niby tylko 15 km od siebie, a droga się dłuży i jedziemy pół godziny taksówką. Nie ma to jak Indie. Na szczęście tak rano nie ma ani korków ani upalnego słońca.

Podjeżdżamy pod sam stadion. Dziękuję taksówkarzowi i idę się rozgrzewać. Krótka przebieżka, kilka wymachów i przysiadów. Rozciąganie.

Około godziny 5:15 zaczyna się robić coraz bardziej tłoczno. Prowadzący, już po próbie mikrofonu, rozpoczyna imprezę. Gada, prowadzi rozgrzewkę, stara się rozruszać zaspanych zawodników. Jako pierwsi o 6:00 startują półmaratończycy. Ja się w ostatniej chwili wycofałam i zamieniłam na 10 km.

W końcu ruszyli. Niedługo przyjdzie pora na mnie.

Po około 10 minutach zaczynamy się ustawiać. Ruszamy...

Początek fajny, chłodno, wiatr we włosach i „przepychanie się” przez tłum biegaczy. Już po około 2 km pierwszy punkt z wodą. Ominęłam go i pobiegłam dalej. Biegniemy wzdłuż rzeki Mandovi River. Wszyscy biegacze tam są mili i uśmiechnięci. Niektórzy nawet zatrzymują się, zdejmują buty i biegną dalej.

Na nawrotce zaczął się wschód słońca. Przepiękna pomarańczowa kula pojawia się nad horyzontem.

Niestety wraz z lepszą widocznością i przepięknym słońcem znika wieczorny „chłód” a pojawia się gorąco. Tam stoi pięciu panów. Jeden z nich wykrzykuje numery, a reszta zaznacza na kartkach, że ten numer przebiegł (oprócz elektronicznego pomiaru czasu, jeszcze muszą ręcznie zapisywać czas każdego biegacza). Wytłumaczyli mi, że to jest po to, by ktoś nie oszukiwał...

Niestety zaczyna się upał i 30 stopni Celsjusza. Marzę o tym, by wbiec wreszcie do cienia. Na 7. kilometrze zdecydowałam się napić wody. Nie napić, wylać pół butelki na głowę i kark, a drugie pół przepłukać usta. Nagle po swojej prawej i lewej stronie widzę kibicującą mi mamę, z którą będę jeszcze biegła na 5 km. Ależ miło się zrobiło, jak rodzinka Cię dopinguje! Był to pierwszy bieg, na którym mama mi kibicowała.

Zdobywam się na szarpnięcie i resztkami sił przyspieszam. Pędzę do mety. Tam po otrzymaniu medalu, idę do punktu gdzie rozdają wodę, zimny jogurt (coś pysznego po biegu – o wiele lepiej wchodzi niż woda) i owoce.

Niesamowity bieg. A przez upał to czułam się bardziej zmęczona niż po maratonie. Ale warto było. Ukończyłam bieg jako 140 osoba, ale jako 14. kobieta z czasem 1:06:02 - nie jest to mój najlepszy wynik, ale nigdy nie biegałam w takich upałach. No i nigdy nie biegałam w Indiach. Ale polecam wszystkim. Naprawdę warto. Przepiękny bieg, cudna trasa, mili ludzi i fantastyczna atmosfera.

DREAM RUN

Po ukończonym biegu na 10 km chwilka odpoczynku. Przebrałam koszulkę na drugi bieg. Zjadłam jogurt (wypić się go nie dało, za gęsty) i zobaczyłam grupę dziewczyn tańczących zumbę na scenie. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć, więc przy następnej piosence ustawiłam się na samym końcu i zaczęłam z nimi tańczyć.

Było dwoje prowadzących. Jako pierwszy prowadził chłopak. Genialnie prowadził, fantastyczny układ, ciekawa muzyka, fajne kroki. Potem była przerwa na biegi dla dzieci na 4 km. I potem znów kolejny taniec. Tym razem grupę prowadziła dziewczyna. Ona niestety nie była tak ekspresyjna i żywiołowa, ale też bardzo dobrze sobie radziła.

Przyszedł wreszcie czas na odliczanie czasu do startu naszego biegu. Moja Mama była bardzo podekscytowana. Są to jej pierwsze zawody biegowe w jej życiu. Wprawdzie nie należy do najmłodszych - ma 54 lata - ale codziennie rano biegałyśmy razem nad morzem. Wprawdzie nie były to duże odległości (około 3,5 – 5 km) ale i tak bieganie po piasku i to pod wiatr nie należało do najłatwiejszych. Potem rozciąganie i kąpiel w morzu.

Mama była przygotowana do zawodów. Niestety było opóźnienie i wystartowałyśmy dopiero około 8:30 start zaplanowany był na godzinę 8:00). Dla mnie akurat dobrze, bo zdążyłam się rozruszać pomiędzy jednym a drugim biegiem.

Prowadzący imprezę zapowiada perkusistę, który będzie nas zagrzewał do walki. Jest niesamowity. Gra bardzo dobrze. Niestety nie postawiono mu mikrofonu, więc wziął jakiegoś chętnego kibica, który przez cały czas asystował przy mikrofonie, by było cokolwiek słychać.

Zaczęło się. Najpierw przeciskanie się przez tłum – frekwencja dopisała. Biegli rodzice z dziećmi, same dzieci, starsze panie i starsi panowie. Niektóre Panie biegły nawet w sari (ubiór kobiecy – bardzo niewygodny do biegania) i z torebkami na ramieniu. A panowie – na bosaka.

My biegniemy tradycyjnie, w stroju biegowym. Upał daje się we znaki. Mijamy kolejnych biegaczy. Przy punkcie z wodą przystajemy, bierzemy butelkę i ruszamy szybkim marszem dalej. Po 2,5 km przy nawrotce, okazuje się, że już puszczono już częściowo ruch samochodowy, więc trzeba było biec między autami stojącymi w korku. Niektórzy biegacze nawet przepuszczali auta na skrzyżowaniu.

Na horyzoncie pojawia się wyczekiwana meta. Biorę mamę za rękę i namawiam ją do przyspieszenia na finiszu. Ciągnę ją za rękę i razem finiszujemy. Wprawdzie gorąco , duszno i parno, ale się udało!

Znów udajemy się do punku gdzie rozdają wodę i „prowiant”. Idziemy się rozciągać. Mama stwierdziła, że chyba polubiła bieganie na zawodach i że będzie chciała częściej i więcej startować!


PÓŁMARATON WARSZAWSKI

3.04.2016 – dobrze, że to nie prima aprilis. O 8:00 pobudka.

Szybki prysznic, rozciąganie, sprzątanie (nerwowe – zawsze się stresuję przed zawodami) i rozgrzewka rowerowa (15 km) na start. Nie zjadłam śniadania - nie lubię jeść przed biegiem. Zresztą jak się stresuję, to mój żołądek zaczyna grymasić. Dlatego dobrze że kolacja była „duża”.

Wyszliśmy z domu, oczywiście, za późno - jak zwykle nie mogłam się zebrać - więc się spieszyliśmy. Na szczęście była „zielona fala” i udało się dojechać na miejsce w 35 minut. Szybka zmiana koszulki, ostatnie rozciąganie i czekanie na start.

Zimno jak diabli - a zapowiadali 15-20 stopni! Bałam się o kolano, że zacznie boleć. Ostatnio na treningu 10 km bolało. Ale się dużo rozciągałam i rolowałam, więc powinno być lepiej. Ale nigdy nie wiadomo.

Rusza pierwsza grupa. Przechodzimy kilka metrów i znów czekamy aż my moglibyśmy zacząć bieg. W końcu przekraczam linię startu. Zaczynam biec.

Mijam ludzi z prawej i lewej strony. Na szczęście początek jest z wiatrem, więc bardzo przyjemnie się biegnie. Słońce świeci, kapela gra, jest cudownie. Biegnę i mijam kolejne osoby. Po pierwszych 2 km znajduję Grzesia - narzeczonego, co zawsze jeździ obok mnie na rowerze, bo nie potrafię go namówić by ze mną zaczął biegać). Od razu lepiej się czuję jak jedzie obok. Wiem, że mam wsparcie!

Wbiegamy na most. Wiatr z południa jest tak mocny, że mam wrażenie, iż mnie zwieje. Starałam się czym prędzej stąd uciec. Mijamy 10 km – czas 1 godzina. Nie jest tak źle.

Na zakręcie Grześ jakoś przyspiesza i szuka mnie z przodu. Musiałam przyspieszyć, by mi gdzieś nie uciekł. Myślałam, że wyzionę ducha. Zbliżamy się do fotek Saturna na 13. kilometrze. Niestety zapomniałam wziąć z sobą rękawków - a chciałam przerzut bokiem fiknąć - gwiazdę. Z radości! Nie wzięłam, więc nie fiknęłam. Za to biegłam dalej.

Kolejny punkt kontrolny i wbiegamy do Łazienek. Tam znów rozstaję się z Grzesiem. Odnajdujemy się na nieoficjalnych mistrzostwach Polski w podbiegu. Mnie udało się pokonać ten podbieg w czasie 2 minut i 45 sekund (400 metrów) - niezbyt dobry wynik, ale po 18-kilometrowym biegu można już odczuwać lekkie zmęczenie.

Po podbiegu widać już było - choć jeszcze w oddali - metę. Jak zwykle chciałam przyspieszyć, ale jakoś tak cały czas wydawało mi się, że jeszcze mam te kilka metrów.

Około 500 metrów przed metą podkręciłam tempo - troszkę za późno, ale cóż, może następnym razem wyliczę lepiej odległość. W sumie dało mi to 1755. miejsce wśród kobiet, a 838. w swojej kategorii wiekowej). Półmaraton ukończyłam w czasie 208:49.

Był to jeden z najprzyjemniejszych półmaratonów, w jakich startowałam. Przepiękna trasa, idealna pogoda, fajna muzyka na trasie i mnóstwo bardzo miłych kibiców, fajny medal i prześliczna bluzka!

Na mecie oddałam chip, odebrałam medal, wodę, która tym razem posłużyła za mini prysznic i zmycie z twarzy soli i resztek potu. O posiłku regeneracyjnym zapomniałam. Chwila na rozciąganie nóg i powrót na rowerku do domu. Tym razem wybraliśmy dłuższą trasę, by skorzystać z tej pięknej pogody.

Marta Muskat, Ambasadorka Festiwalu Biegów   

Niebawem więcej zdjęć



Viewing all articles
Browse latest Browse all 13082

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra



<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>