Pamiątkowy medal, zdjęcia, koszulka, chusta. To typowe souveniry które przywozimy z imprez biegowych. Brytyjski ultramaratończyk Dion Leonard ze swojego ostatniego startu na pustyni Gobi, w ramach cyklu 4 Deserts, postanowił przywieźć... psa. A biegowa społeczność mu w tym pomaga.
Historia jest niezwykła. Podczas rywalizacji w Chinach, Leonard spotkał na swojej drodze małego czworonoga. Niepozorna suczka pałętała się w miasteczku biegowym, po czym wybiegła z zawodnikami na trasę. W drugim dniu rywalizacji, na 30-kilometrowym odcinku w paśmie Tian Shan suczka obrała sobie brytyjskiego biegacza za kompana i nie odstępowała go już do końca zmagań.
- Biegła przede mną 20-30 metrów i czekała aż do niej dobiegnę. To mały pies ale z ogromnym sercem - relacjonuje Dion Leonard w BBC Radio Scotland. Jak mówi, w Chinach planował walkę o jak najwyższą lokatę, ale na odcinkach które np. wymagały przekroczenia rzeki nie mógł po prostu zostawić swojej nowej przyjaciółki. Razem pokonali ponad 250 km, za co otrzymali... 2 medale.
Leonard tak bardzo zżył się z suczką, że nadał jej imię - Gobi. Po zakończeniu biegu postanowił ściąnąć ją do rodzinnej Szkocji. Transport zwierzęcia z Azji to jednak ogromne wyzwanie logistyczne - zwierzę musi przejść bowiem szczegółowe badania i kilkutygodniową kwarantannę. Nie na miejscu, a w Pekinie.
Łączny koszt transportu Gobi do Zjednoczonego Królestwa Leonard oszacował na 5 000 funtów. A ponieważ nie miał takich pieniędzy, postanowił poprosić o pomoc internautów poprzez serwis crowfundingowy. Zbiórka, wsparta szeroką promocją na profilu facebookowym i hashtagiem #BringGobiHome miała piękny finał. Leonard nie tylko zebrał założoną kwotę, ale także dodatkowe 2700 funtów. Akcję wsparło aż 231 osób, a sama historia odbiła się szerokim echem w brytyjskich mediach.
Jak przewiduje biegacz, Gobi, która obecnie jest pod opieką jego przyjaciela, powinna dotrzeć do Szkocji na Święta Bożego Narodzenia.
red.
źródło: BBC
fot. facebook Bring Gobi Home