Les Smith, dyrektor maratonu w Portland nie ma chwili spokoju. Chociaż od biegu minęło już 5 dni. Biegacze i dziennikarze lokalnych mediów domagają się od niego wyjaśnień w sprawie zamieszania, które miało miejsce zarówno na mecie jak i na trasie niedzielnego biegu.
Zaczęło się od przeoczenia zwycięzcy. Gdy Mattew Palilla przekraczał linię mety jako pierwszy, nie czekała na niego wstęga do przecięcia ani trofeum zwycięzcy. Zresztą statuetki nie doczekał się do dzisiaj, chociaż sprawa została już wyjaśniona.
Drugi zawodnik na mecie wprawdzie został dostrzeżony, ale za to uznany za uczestnika towarzyszącego biegowi głównemu półmaratonu. Dopiero trzeci w kolejności Nate Bowen, doczekał się statuetki, ale dla odmiany nie swojej. Zostało mu wręczone trofeum zwycięzcy.
Gdy organizatorom udało się ustalić kolejność na mecie, pojawił się kolejny problem. Portland Marathon, ukończony przez 7000 osób to bieg kwalifikacyjny do Boston Marathon. Precyzyjnie określony wynik ma tu kluczowe znaczenie. Tymczasem przez pomyłkę trasa biegu została wydłużona o 800 metrów, co miało wpływ na ostateczne czasy maratończyków.
Nie wiadomo dokładnie, ile osób ma nieadekwatnie policzony czas, jednak organizatorzy - w odpowiedzi dla serwisu kgw.com - obiecali przeprowadzić weryfikację wyników wszystkim chętnym.
Zainteresowani zrobieniem czasu kwalifikującego na Boston Marathon muszą wykazywać się wyjątkową czujnością. Problem z weryfikacją swoich wyników mają także uczestnicy czerwcowego maratonu Vancouver USA. Część z nich zapisała się na bostoński bieg 2017 i odkryła ze zdumieniem, że wyniki Vancouver maratonu nie będą brane pod uwagę, gdyż organizator przez pomyłkę skrócił trasę.
Organizatorzy zaproponowali odrzuconym biegaczom rekompensatę w postaci zwolnienia ich z wpisowego w kolejnej edycji Vancouver USA Marathon. Boston im jednak przepadł.
IB
Źródło: Oregon Live/ KGW.com
