1 listopada, gdy w Polsce większość ludzi będzie odwiedzać groby swoich najbliższych w Seulu wystartuje jeden z najważniejszych azjatyckich maratonów. Co ciekawe, nie jest to 85-letni Seoul International Marathon tylko konkurencyjny JoongAng Seoul Marathon.
Stolica Korei podobnie jak Warszawa ma dwie duże imprezy biegowe na dystansie 42,195 km. Pierwsza, o długiej tradycji odbywa się w połowie marca notuje ok. 25-tysięczną frekwencję, a sponsoruje ją gazeta Dong-a Ilbo. Druga, listopadowa, która wystartowała po raz pierwszy „raptem” 16 lat temu, gromadzi kilkanaście tysięcy biegaczy i ma wsparcie konkurencyjnego dziennika JoongAng Ilbo.
Jesienny maraton, który ma kategorię IAAF Road Race Silver Label jest uznawany za szybki bieg. Rekordzistą trasy jest Kenijczyk James Kwambai, który trzy lata temu wygrał tu zawody z czasem 2:05:50. Kwambai może pochwalić się również tym, że trzykrotnie wygrywał w Seulu. Czy w niedzielę zrobi to po raz kolejny?
Można mieć wątpliwości. Co prawda przemawia za nim jego najlepszy w stawce rekord życiowy 2:04:27, ale z drugie strony Kenijczyk od lat nie potrafi zbliżyć się do swoich topowych wyników, czego potwierdzeniem jest zeszłoroczny start w stolicy Kolei, gdzie był dopiero dziewiąty (2:11:31).
Najlepsze lata za sobą ma też partner treningowy Dennis Kimetto i Geoffrey Mutai Kenijczyk Franklin Chepkwony. Jego życiówka to 2:06:11, ale ostatni naprawdę wielki wynik zrobił w Berlinie sześć lat temu, gdzie zajął drugie miejsce tuż za Haile Gebrselassie.
Wśród grona Etiopczyków najmocniejszy powinien być zwycięzca ubiegłorocznej imprezy Feyisa Bekele (2:06:26), Abreham Cherkos Feleke (2:06:13) i Bantayehu Assefa Adane (2:06:22).
Rekord trasy wśród kobiet należy do Koreanki Lee Eun –Jung - 2:29:32. Niestety nie należy się spodziewać, że w tym roku pobije go jakaś zawodniczka z Afryki. Wynika to z decyzji władz maratonu, by nie zapraszać na zawody czołowych biegaczek z innych państw.
MGEL