Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

Odebrane pakiety, godziny do startu i… przekładają półmaraton na 44 tys. uczestników!

$
0
0

Na mniej niż 20 godzin przed startem organizatorzy Harmonie Mutuelle Semi de Paris (Półmaratonu Paryskiego) poinformowali o odwołaniu niedzielnego biegu. Impreza miała zgromadzić aż 44 tys. uczestników. Część odebrała już swoje pakiety startowe.

Decyzja jest związana z rozprzestrzeniającą się w Europie epidemią koronawirusa. We Francji odnotowano do tej pory blisko 20 zakażeń wirusem. Dwie osoby, w wieku 55 i 60 lat niestety zmarły.

Gospodarze paryskiego półmaratonu zapowiadają, że impreza się odbędzie, ale w innym terminie. Zakupione pakiety startowe zachowują swoją ważność. Żywność, która miała zostać wydana biegaczom zostanie niebawem przekazana do lokalnych stowarzyszeń.

W ubiegłym roku Harmonie Mutuelle Semi de Paris zgromadził ponad 34 tys. uczestników z 84 krajów. Wygrywali Erytrejczyk Hiskel Tewelde (1:04:20) i Kenijka Nancy Kiprop. (1:09:25).

Półmaraton Paryż z rekordem Francji na… 5 km. Warszawski ślad na podium biegu mężczyzn

źródło: Organizator



Z Ruppem, ale bez Linden do Tokio. Amerykanie wybiegali sobie Igrzyska [WYNIKI]

$
0
0

W czasie, gdy nie znamy jeszcze gospodarza mistrzostw Polski w maratonie, w USA rozegrano słynne „trialsy” - kwalifikacje olimpijskie do Igrzysk Letniej Olimpiady w Tokio. Taki system selekcji stawiany jest często jako wzór i przenoszony do kolejnych krajów. Jeden bieg i dyspozycja dnia decydują o wszystkim.

Goniąc za marzeniami

Od kilku dni kwalifikacje olimpijskie w maratonie zajmowały czołowe miejsca na biegowych portalach w USA. Typowano faworytów, donoszono kogo zabraknie, ale też informowano, że sponsor reprezentacji, firma Nike, ma dostarczyć wszystkim uczestnikom kwalifikacji w Atlancie swoje słynne buty Alpfafly Next %, prawdopodobnie najszybsze dziś buty w światowym maratonie, wzbudzające jednocześnie tak wiele kontrowersji. Choć sportowcy mieli nie mieć obowiązku startu w tym sprzęcie, wielu postawiło właśnie na ten model. W pogoni za olimpijskim snem liczyła się każda urwana sekunda.

(Nie)legalne buty Nike – genialna promocja czy technologiczny doping?

Rozgrywane raz na cztery lata kwalifikacje olimpijskie to wyjątkowy maraton, bo dostępny tylko dla klasowych biegaczy. Choć patrząc po liczbie uczestników - do Atlanty przyjechało walczyć blisko 700 zawodniczek i zawodników (!) - można odnieść inne wrażenie. Ale… By w ogóle ubiegać się o trzy miejsca na igrzyskach olimpijskich wśród kobiet i mężczyzn, pretendenci musieli wypełnić określone minima, m.in. maratońskie 2:37:00 i 2:45:00, odpowiednio dla mężczyzn i kobiet. O przepustkę do kwalifikacji można było też walczyć w półmaratonach. Dla wielu już sam udział i walka obok największych gwiazd, jak brązowy medalista z Rio de Janeiro Galen Rupp, była sporym sukcesem.

Na wzór Tokio, czyli Sapporo

Trasa kwalifikacyjnego biegu w Atlancie była wymagająca technicznie i składała się z trzech pętli. Przez liczne podbiegi komentatorzy porównywali ją do trasy Maratonu Bostońskiego. Trasa miała symulować warunki, z jakimi maratończycy mieli mierzyć się w Tokio. Tyle tylko, że gdy klub biegacza z Atlanty przygotowywał się do imprezy, olimpijskim maraton przeniesiono do Sapporo.

Emocji nie brakowało. Dość szybko ucieczki spróbowała dwójka w składzie Dan Nestor i Brian Shrader. Niemal filmowe 8 mil, czyli prawie 12 km, pokonali oni w 39:33. Nad zasadniczą grupą z faworytami do wyjazdu do Tokio – Galenem Ruppem, Jardem Wardem czy Dathanem Ritzenheinem, mieli aż 40 sekund przewagi. Mało znany Shrader nie miał zamiaru zwalniać.

W rywalizacja pań – kobiety ruszyły na trasę 10 minut po mężczyznach – miała bardziej spokojny przebieg. Na czele dużej grupy biegły niemal wszystkie faworytki - Des Linden, Emily Sisson, Jordan Hasay. 6 mil, czyli prawie 10 km pokonały w 34:34. Dużo uwagi komentatorzy i eksperci NBC - „trialsy” po raz kolejny zagościły na antenie publicznej telewizji - poświęcali zaledwie 16-letniej Tierney Wolfgram, najmłodszej zawodniczce w stawce, która zakwalifikowała się do tej imprezy z czasem 2:40:03.

Maraton zaczyna się...

Brian Shrader, reprezentujący na co dzień barwy Uniwersytetu Północnej Arizony, miał swoje 5 minut. Półmetek pokonał w 1:04:53, 47 sekund szybciej niż goniący go faworyci i kilkanaście sekund szybciej niż goniący go Dan Nestor. Ten jednak szybko został „połknięty” przez przyspieszający pociąg, zaraz po 22. kilometrze, na jednym z puntów odżywczych.

Przewaga lidera kurczyła się stopniowo. Na 25. kilometrze Shrader został dogoniony przez Ruppa i spółkę.

Panie najwidoczniej dopiero szykowały się do prawdziwych emocji. Faworytki w licznej grupie pokonały półmaraton w 1:14:38. Poniżej 1:15:00 biegło niemal dwadzieścia zawodniczek. Każdy scenariusz na finisz był możliwy i stosunkowo wysokie było prawdopodobieństwo niespodziewanych rozstrzygnięć. Być może dlatego żadna nie chciała zaryzykować ucieczki.

Ostatecznie Galen Rupp uciekł kompanom i nie dał im szans, zwyciężając z czasem 2:09:20.

W kierunku mety filar nieistniejącej już grupy NIke Oregon Project, ulubieniec niesławnego Alberto Salazara biegł samotnie z małą flagą amerykańską w ręku. To jego wielki powrót po kontuzji i rehabilitacji. - To było ciężkie miesiące, ale ciężka praca przyniosła efekt – mówił na mecie Rupp.

Weteran znów na Igrzyskach!

Pasjonująca walka stoczyła się za plecami Ruppa. Pochodzący z Portland biegacz patrzył za linii mety jak o dwa miejsca walczą w sprinterskim pojedynku trzej zawodnicy. Po wyrównanej walce drugie zafiniszował Jacob Riley, z czasem 2:10:02, ustawiając nowy rekord życiowy. Trzeci był doświadczany Abdi Abdirahman z wynikiem 2:10:03, który pojedzie na swoje piąte igrzyska w karierze!

Niespodziewanie poza podium – a co za tym idzie i japońskimi igrzyskami - znalazł się Leonard Korir z wynikiem 2:10:06. Możliwe, że biegacz spróbuje jeszcze powalczyć o minimum w biegu na 5000 lub 10 000 m.

Kapitalnie w "trialsach" spisał się ultramaratończyk Jim Walmsley, który był 22. z czasem 2:15:05!

Dla siebie i… rodzeństwa

Jeśli ktoś czekał na emocje w rywalizacji kobiet, to doczekał się na ostatnich kilometrach. O zwycięstwo walczyły Aliphine Tuliamuk– dziewięciokrotna mistrzyni USA w biegach ulicznych, która amerykański paszport zdobyła dopiero w 2016 r., oraz mało znana Molly Seidel dla której był to maratoński debiut. Do kwalifikacji w Atlancie dostała się dzięki wynikowi w półmaratonie (rekord życiowy 1:09:35).

Doświadczenie wzięło jednak górę i finalnie najlepsza okazała się Aliphine Tuliamuk, wychodząc na prowadzenie ok. milę przed metą. Naturalizowana biegaczka, która w USA głównie zarabia pieniądze dla swoich 31 braci i sióstr, którzy zostali w Afryce, nie oddała już zwycięstwa. Czas Tuliamuk - 2:27:24. Drugie miejsce zajęła niespodziewanie Molly Seidel, w pierwszym maratońskim starcie notując wynik 2:27:31. Trzecia do mety zmierzała spokojnie Sally Kipyego, która uzyskała wynik 2:28:52.

Linden goniła...

Sensacyjnie tuż za podium uplasowała się Des Linden, z czasem 2:29:03. Do wymarzonego podium zabrakło kilkudziesięciu metrów. Zwyciężczyni Maratonu Bostońskiego nie wystartuje na igrzyskach w Tokio. Cztery lata temu w Rio de Janeiro zajęła 7. miejsce. Biegaczka w kwietniu planuje pobiec raz jeszcze z Hopkinton na Boylston Street.

Bez względu uzyskane czasy, najlepsze trójki obu rywalizacji stworzą reprezentację USA na IO w Tokio. Ciekawostką jest, że po sześcioro zawodników pobiegło szybciej niż wynoszą wskaźniki IAAF - 2:11:10 dla mężczyzn i 2:29:30 dla kobiet. To się nazywa kłopot bogactwa!

US Olympic Trials, Atlanta 2020 – wyniki

Mężczyźni:

1. Galen Rupp - 2:09:20 – wyjazd do Tokio
2. Jaco Riley - 2:10:02 – wyjazd do Tokio
3. Abdi Abdirahman - 2:10:03 – wyjazd do Tokio
4. Leonard Korir - 2:10:06
5. Augustus Mayo - 2:10:47
6. Martin Hehir - 2:11:29

Kobiety:

1. Aliphine Tuliamuk - 2:27:23 – wyjazd do Tokio
2. Molly Seidel – 2:27:31 – wyjazd do Tokio
3. Sally Kipyego – 2:28:52 – wyjazd do Tokio
4. Des Linden - 2:29:03
5. Laura Thweatt - 2:29:08
6. Stephanie Bruce - 2:29:11

RZ


64. HMP po I dniu. Trwa "pasmo nieszczęść" A.Cichockiej

$
0
0

Dominacja, ale i pech Angeliki Cichockiej na 1500m oraz emocjonujące sprinty zakończone zwycięstwami zawodników Zawiszy Bydgoszcz to najciekawsze wydarzenia pierwszego dnia 64. PZLA Halowych Mistrzostw Polski w Toruniu. Dwudniowa lekkoatletyczna impreza zakończy się w niedzielę.

W sprincie kobiet i mężczyzn triumfowali zawodnicy CWZS Zawiszy Bydgoszcz. Bardzo emocjonujący był zwłaszcza finał biegu na 60 metrów kobiet, który z bardzo dobrym czasem wygrała Marika Popowicz-Drapała.

– Młodzież napiera, a mi od dwóch lat jest trochę trudniej trenować, bo jestem mamą, więc cieszę się tym bardziej. Moja rodzina, mój trener, ja – wszyscy wiemy, ile kosztuje to wysiłku, by wszystko dobrze zaplanować – mówiła.

– Nie chcę być tylko najszybciej biegającą mamą w Polsce. Na halowych mistrzostwach się udało – dodała Popowicz-Drapała, która, jak sama przyznała, ma w swoim dorobku około sześćdziesięciu medali mistrzostw Polski z hali i stadionu.

Wśród mężczyzn po raz szósty z rzędu na 60 metrów halowe mistrzostwo Polski zdobył Remigiusz Olszewski.

– Tak, szósty tytuł, a jeszcze w 2014 roku był srebrny medal. Bardzo się cieszę, miałem troszkę gorszy start, ale najważniejszy jest medal. Czuję się w Toruniu jak domu, bo wygrałem tu sześć razy z rzędu mistrzostwo Polski, mam tutaj rekord życiowy i uwielbiam tu być – mówił Olszewski, zawodnik CWSZ Zawiszy Bydgoszcz.

W biegu na 1500 metrów zdecydowanie najlepsza była Angelika Cichocka, która wróciła w tym sezonie na bieżnię po półtorarocznej przerwie. Po biegu jednak okazało się, że popełniła błąd na jednym z łuków i stanęła stopą poza bieżnią. Sędziowie ukarali ją dyskwalifikacją, dzięki czemu złoty medal wywalczyła Beata Topka.

– Za mną naprawdę walka w ekstremalnych warunkach. Ostatnio też chorowałam, wczoraj wyszłam z łóżka i przyjechałam do Torunia. Z tego też powodu zdecydowałam się na start na 1500 metrów, a wycofałam się z 800 metrów, ponieważ tu był jeden bieg i myślałam, że nie dam rady wykrzesać energii na dwa biegi. Dużo przede mną, ale jak to mówi mój trzyletni chrześniak to nie są przeszkody, a przygody – mówiła Angelika Cichocka, która podkreśla, że długo marzyła o powrocie do biegania.

– Działam zgodnie ze sobą, ja czuję, jak mnie wzywa na bieżnię. Zrobiłam wszystko, żeby wrócić, znalazłam doktora w Monachium i u niego się leczę. Jestem w bardzo dobrych rękach – dodała Mistrzyni Europy na stadionie z Amsterdamu.

Kolejne złoto MP na 60m ppł wywalczyła Klaudia Siciarz. Po zaciętym finale wyprzedziła m.in. Karolinę Kołeczek.

Swoje kolejne halowe mistrzostwo Polski w chodzie na 5 000 metrów zdobył Dawid Tomala. – Byłem przygotowany na lepszy wynik, kontrolowałem cały czas rywali, nie czułem się zagrożony. Ciężko jest samemu powalczyć o lepszy wynik. A dla mnie priorytetem było zdobycie kolejnego medalu. Dla nas hala jest przerywnikiem w treningu. To nie jest nasz dystans docelowy, my chodzimy 20 lub 50 km. Teraz szykuję się do Mistrzostw Polski, gdzie zadebiutuję w chodzie na 50 kilometrów – mówił Tomala.

Srebro po latach

W trakcie ceremonii otwarcia mistrzostw srebrne medale z mistrzostw Europy w Zurychu, które odbyły się w 2014 roku, odebrali reprezentanci Polski Rafał Omelko, Jakub Krzewina, Łukasz Krawczuk,Kacper Kozłowski, Andrzej Jaros i Michał Pietrzak. Sześć lat temu Polacy zajęli trzecie miejsce, a na drugim finiszowali Rosjanie. Po latach okazało się jednak, że w ich składzie znalazł się zawodnik na dopingu. To spowodowało awans Polaków na drugą pozycję.

W niedzielę kibice w Toruniu mogą spodziewać się wielkich emocji. W planie jest m.in. konkurs tyczkarzy z udziałem m.in. Pawła Wojciechowskiego, rywalizacja na dystansie 400 metrów kobiet, w którym o medale powalczą m.in. Justyna Święty-Ersetic i Małgorzata Hołub-Kowalik, a także rywalizacja o złoty medal w pchnięciu kulą Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka.

Wszystkie wyniki 1. dnia 64. PZLA Halowych Mistrzostw Polski Toruń 2020:

Kobiety:

60m
1. Marika Popowicz-Drapała (CWZS Zawisza Bydgoszcz) 7.29
2. Katarzyna Sokólska (CWZS Zawisza Bydgoszcz) 7.30
3. Kamila Ciba (OŚ AZS Poznań) 7.40

1500m
1. Beata Topka (ULKS Talex Borzytuchom) 4:24.14
2. Katarzyna Chryczyk (KS AZS AWF Kraków) 4:25.05
3. Aleksandra Płocińska (SRS Kondycja Piaseczno) 4:35.76

60m ppł
1. Klaudia Siciarz (KS AZS AWF Kraków) 8.02
2. Karolina Kołeczek (AZS UMCS Lublin) 8.08
3. Klaudia Wojtunik (AZS Łódź) 8.31

chód 3000m
1. Agnieszka Elleward (WKS Flota Gdynia) 12:52.61
2. Katarzyna Zdziebło (LKS Stal Mielec) 12:56.51
3. Paulina Buziak (LKS Stal Mielec) 13:15.76

pchnięcie kulą
1. Maja Ślepowrońska (AZS-AWF Warszawa) 16.64
2. Agnieszka Maluśkiewicz (OŚ AZS Poznań) 15.54
3. Karolina Urban (AZS-AWFiS Gdańsk) 15.18

skok o tyczce
1. Agnieszka Kaszuba (KL Gdynia) 4.30
2. Kamila Przybyła (CWZS Zawisza Bydgoszcz) 4.20
3. Naama Berenstein (AZS KU Politechniki Opolskiej) 4.10

trójskok
1. Adrianna Szóstak (OŚ AZS Poznań) 13.46
2. Agnieszka Bednarek (AZS Łódź) 12.61
3. Natalia Mach (AZS-AWF Katowice) 12.41

pięciobój
1. Paulina Ligarska (SKLA Sopot) 4353
2. Patrycja Skórzewska (KS AZS AWF Wrocław) 4061
3. Izabela Mikołajczyk (KS Warszawianka W-wa) 4042

Mężczyźni

60m
1. Remigiusz Olszewski (CWZS Zawisza Bydgoszcz) 6.71
2. Karol Kwiatkowski (AZS-AWF Katowice) 6.75
3. Dominik Kopeć (KS Agros Zamość) 6.76

1500m
1. Adam Czerwiński (UKS Lider Siercza) 3:48.98
2. Artur Ostrowski (KB Sporting Międzyzdroje) 3:51.32
3. Andrzej Kowalczyk (ULKS Fajfer 2001 Łapanów) 3:51.74

chód 5000m
1. Dawid Tomala (AZS KU Politechniki Opolskiej Opole) 19:42.96
2. Rafał Augustyn (LKS Stal Mielec) 19:50.18
3. Łukasz Niedziałek (WLKS Nowe Iganie) 19:54.35

skok wzwyż
1. Norbert Kobielski (MKS Inowrocław) 2.29
2. Sylwester Bednarek (RKS Łódź) 2.26
3. Bartłomiej Bedeniczuk (KS AZS-AWF Biała Podlaska) 2.09

trójskok
1. Karol Hoffmann (AZS UMCS Lublin) 16.18
2. Krzysztof Uwijała (MKS Sambor Tczew) 15.41
3. Jakub Daroszewski (BKS Bydgoszcz) 15.28

źródło: Organizator

fot. Paweł Skraba


Sypnęło rekordami! Bez amatorów, ale szybki Maraton Tokijski. Blisko milion dolarów dla Suguru Osako! [WYNIKI, ZDJĘCIA, WIDEO]

$
0
0

Stawka złożona wyłącznie z elity, rekordy krajów, nie do końca zdyscyplinowani kibice obserwujący rywalizację na ulicach miasta zamiast w telewizji, jak chceli tego organizatorzy... Tak wyglądał Tokyo Marathon 2020 i tak, zdaniem wielu komentatorów, może wyglądać olimpijski maraton w lipcu.

Gdy w Japonii pojawiły się pierwsze przypadki koronawirusa, organizatorzy nie podejmowali żadnych działań. Gdy sytuacji nie dało się już ignorować, zakazali startu chińskim biegaczom pochodzącym z prowincji o największej liczbie zakażonych. Póżniej zakaz objął wszystkich obywateli Kraju Środka. Ąż wreszcie 1 marca na starcie zamiast 38-tysięcznego tłumu amatorów z całego świata stanęło zaledwie 200 przedstawicieli maratońskiej elity, wliczając w to wózkarzy.

[AKT.] Maraton Tokijski 2020 tylko dla elity i wózkarzy. Bieg masowy odwołany - NIE BĘDZIE ZWROTÓW WPISOWEGO!

Nie wszyscy kibice posłuchali nawoływań organizatorów, by obserwować zmagania z domu. Na trasie zbierały się grupki dopingujących, chociaż obserwatorów było zauważalnie mniej. Ci nieposłuszni, za swoją niesubordynację zostali nagradzani doskonałym wynikiem japońskiego biegacza.

Suguru Osako wprawdzie przybiegł na metę tuż za podium, ale zrobił to z nowym rekordem Japonii - 2:05:29. Do tego biegu szykował się w Afryce. Trenował sam, dlatego zaryzykował samotny bieg już od 10. kilometra. W rekordowym wyniku pomogła mu również pogoda. W tym roku warunki biegowe były przyjazne.

Za swój rekord Osako zarobił 100 mln. jenów, czyli blisko milion dolarów, które w ramach program wspierania japońskiego maratonu wypłaci mu japońska federacja lekkoatletyczna i jej sponsorzy.

„Project Exceed”, jak nazywa się program, przynosi kapitalne efekty, bo już drugi rok z rzędu Maraton Tokijski kończy się najlepszym wynikiem w historii Kraju Kwitnącej Wiśni. Dla samego Suguru Osako była to już druga taka premia, jesienią 2018 r. Japończyk pobił rekord kraju w Maratonie Chicagowskim.

Miliony za rekord kraju w maratonie. Nie, nie w Polsce

Tokyo Marathon: Milion dolarów za rekord Japonii! Faworyt zawiódł [WIDEO]

Chicago Marathon: Mo Farah bije rekord Europy! Suguru Osako zgarnia fortunę!

Zwycięzcą tej nietypowej edycji Maratonu Tokijskiego został Birhanu Legese. Etiopczyk obronił tytuł, uzyskując 2:04:15. Pobiegł... szybciej niż przed rokiem, ale swojej życiówki nie poprawił. Po biegu wyjaśnił, że planował szybszy bieg, ale gdy zaczął mu dokuczać ból biodra, skoncentrował się na wygranej.

Drugie miejsce zajął belgijski zawodnik Bashir Abdi. Zwycięzca Biegu Sylwestrowego w Madrycie, w Tokio nabiegał czas 2:04:49. To nowy rekord Belgii.

2 sekundy po Abdim do mety dotarł Sisay Lemma, trzeci zawodnik z Berlina.

Bieg pań również dostarczył emocji. Reprezentująca Izrael Lonah Chemtai Salpeter oderwała się od stawki ok. 35. kilometra i samotnie dobiegła do mety poprawiając życiówkę - 2:17:45. Przy okazji nie po raz pierwszy poprawiła rekord swojego kraju.

Krajowy rekord poprawiła również Etiopka Birhane Dibaba, przekraczając linię mety na drugim miejscu z czasem 2:18:35.

Podium z czasem 2:20:30 uzupełniła Sutume Asefa Kebebe.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. LEGESE Birhanu, ETH - 2:04:15
2. ABDI Bashir, BEL - 2:04:49 (rekord Belgii)
3. LEMMA Sisay, ETH - 2:04:51
4. OSAKO Suguru, JPN - 2:05:29 (rekord Japonii)
5. KAROKI Bedan, KEN - 2:06:15
6. EL ABBASSI El Hassan, BRN - 2:06:22
7. MENGSTU Asefa, ETH - 2:06:23
8. TAKAKU Ryu, JPN - 2:06:45
9. UEKADO Daisuke, JPN - 2:06:54
10. SADAKATA Toshiki, JPN - 2:07:05

Kobiety:

1. CHEMTAI SALPETER Lonah, ISR - 2:17:45 (rekord Izraela)
2. DIBABA Birhane, ETH - 2:18:35 (rekord Etiopii)
3. ASEFA KEBEDE Sutume, ETH - 2:20:30
4. CHEPYEGO KAPTICH Selly, KEN - 2:21:42
5. GIRMA Tigist, ETH - 2:21:56
6. GEBRU Azmera, ETH - 2:22:58
7. TEFERI Senbere, ETH - 2:25:22
8. ESHETE Shitaye, BRN - 2:27:34
9. DEMISE Shure, JPN - 2:27:42
10. YAMAGUCHI Haruka, JPN - 2:30:31

Pełne wyniki:

Zapis wideorelacji z imprezy:

IB

fot. Organizator


Świętuje rocznicę zwycięstwa nad rakiem startem w maratonie bostońskim

$
0
0

W 2016 roku u George’a Labonte’a, policjanta w stanie Massachusetts, w wieku 35 lat zdiagnozowano raka tarczycy. Wygrał walkę z chorobą, a cztery lata później przygotowuje się do startu w Maratonie Botońskim i zbiera pieniądze na oddział szpitalny, w którym go wyleczono.

Maraton zaplanowany jest na 20 kwietnia. Jak podkreśla George będą to dokładnie cztery lata od wyjścia ze szpitala po pierwszej operacji. To był jednak początek drogi, bo potem przechodził wielotygodniową chemioterapię i radioterapię. Nowotwór nie chciał się łatwo poddać i zaatakował kręgosłup, biodra i żebra, a także wątrobę.

Wujek Labonte’a założył na facebooku stronę z prośbą o przesyłanie do George’a pocztówek, by dopingować go w walce z chorobą. Dostałwsparcie od wielu ludzi, w tym od aktora Patricka Dempseya, ze znanego w Polsce z serialu „Chirurdzy”. Znajomi organizowali zbiórki dla George'a i jego rodziny.

Niecały rok temu Labonte zgodził się na terapię eksperymentalnym lekiem i w końcu to zadziałało. „Nawet nie spodziewałem jak źle ze mną było, dopóki nie poczułem się lepiej” – dzieli się wrażeniami z boston.com.

Rozpoczął przygotowanie do maratonu. Jako że jest ojcem czwórki dzieci postanowił też zbierać pieniądze na oddział onkologiczno–pediatryczny szpitala w Bostonie. „Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co bym czuł, gdyby moje dziecko musiało przejść to przez co ja przyszedłem” – stwierdził. „Chciałbym też, by mój przykład był inspiracją dla innych osób walczących z rakiem lub innymi chorobami. Niech wiedzą, że mimo przeciwności wciąż można zrobić duże rzeczy.”

AK


Kenenisa Bekele bije rekord Mo Faraha w Vitality Big Half w Londynie [WIDEO]

$
0
0

Kenenisa Bekele wygrał trzecią edycję prestiżowego półmaratonu Vitality Big Half w Londynie.

W samotnym biegu Etiopczyk uzyskał 1:00:22. Tym samym o blisko 80 sekund poprawił rekord trasy Mo Faraha (1:01:40).

Drugi i trzecie miejsce przypadły Brytyjczykom Chrisowi Thompsonowi i Jake'owi Smith'owi, którzy rywalizowali o medale mistrzostw kraju w półmaratonie.

Rywalizację kobiet wygrała reprezentantka gospodarzy Lilly Patridge.

Zapis wideorelacji:

Kenenisa Bekele będzie jednym z faworytów tegorocznego Maratonu Londyńskiego, w którym zmierzy się m.in. z oficjalnym (2:01:39) i nieoficjalnym (1:59:40) rekordzistą świata w maratonie Eliudem Kipchoge.

Eliud Kipchoge vs. Kenenisa Bekele w Londynie! Oto historia ich pojedynków [WIDEO]

Niebawem więcej.

red.

fot. Organizator


Na TUT rządziły dziewczyny! Stelmach, Pazda-Pozorska i Łagownik na podiach OPEN!

$
0
0

Dziewczyny bohaterkami TUT – siódmego wydania zawodów Trójmiejski Ultra Track w Gdańsku. Dominika Stelmach zajęła drugie miejsce w rywalizacji open na dystansie ultra TUT68, a Marta Łagownik w biegu najkrótszym na 10 km. Małgorzata Pazda-Pozorska była trzecia w maratonie TUT42+.

Obchodząca w przeddzień 38 urodziny urodziny Dominika (w biurze zawodów były góra pysznego ciasta, mnóstwo życzeń i niezliczone zdjęcia z biegaczami) ustanowiła nowy rekord trasy pań, biegnąc szybciej także od dotychczasowego rekordu Litwina Gedyminasa Griniusa.

Siódme bieganie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym (piąte zimą, bo dwie pierwsze odbyły się latem) ponownie było zimowe tylko kalendarzowo, bo jak przed rokiem odbyło się w aurze całkowicie wiosennej. W piątek wieczorem nad morzem padał deszcz, taką samą pogodę prognozowano na sobotnie zawody. Aura sprawiła jednak przyjemną niespodziankę. Od rana było rześko, ale czyste niebo było bardzo obiecujące. I słowa dotrzymało, bo od godziny 10 biegaczom towarzyszyły promienie słońca.

Na trasie, jak to w wiosennym lesie, trochę błota, ale warunki do biegania były całkiem niezłe. Trasa szybka, choć bardzo pagórkowata i wymagająca, dla kogoś, kto już na koniec lutego zdołał przygotować dobrą formę, niemal w całości do przebiegnięcia. Podchodzić trzeba było jedynie na kilka największych wzniesień. Przewyższenia na TUT 2019 to: TUT68 – 1500 m w górę, TUT42+ - 1100 m, TUT21 – 650 m oraz TUT10 – 300 m.

Bieg na dystansie 10 km odbył się po raz pierwszy. – Zrobiliśmy to przede wszystkim dla zupełnie początkujących, żeby zachęcić ludzi do biegania w terenie, a także dla tych, którzy przyjeżdżają do nas z biegaczami, ale nie byli w stanie pokonać dłuższych dystansów. A na „dychę” da radę niemal każdy – mówi Michał Czepokojć, organizator TUT.

Zdecydowało się całkiem sporo, bo 176 osób, a najszybciej 10 km pokonali Bartłomiej Zyborowicz w czasie 42:57 min. oraz Marta Łagownik, która finiszowała na drugim miejscu open z czasem 44:32. W godzinie zmieściło się 35 biegaczy.

W półmaratonie, czyli TUT21, wydłużonym z dotychczasowej Grubej 15, zwyciężyli Łukasz Baranow (1:28:13) i dziewiąta ogólnie na mecie Joanna Sztygiel (1:48:36). Warszawianin wygrał w ubiegłym roku na TUT Szybką 40, ale kończył bieg „na ostatnich nogach” i ledwie o pół minuty zdołał wyprzedzić goniącego go Piotra Chorosia.

Zimowy TUT w wydaniu wiosennym. Świerc kibicował i asystował żonie, Sikora i Arseniuk wygrywali 68 km. Przyjadą do Krynicy 

– Tym razem nie popełniłem błędu, jakim był start na 40 km – powiedział na mecie Łukasz Baranow. – To było dla mnie za dużo. A w „połówce” czuję się komfortowo i dobiegłem na pierwszej pozycji bez stresu, który – oprócz wyczerpania – towarzyszył mi w ubiegłym roku, gdy Piotrek Choroś zbliżał się w zastraszającym tempie – śmiał się biegacz ze stolicy, który finiszował z przewagą ponad 4 minut nad Norbertem Borzęckim (1:32:22).

Także na trasie półmaratońskiej nie brakowało debiutantów. I to bardzo odważnych! Katarzyna Nowakowska tydzień wcześniej po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie przebiegła 9 km. – Kiedyś trochę biegałam, ale po operacji odkochałam się w bieganiu, zdecydowanie wolę rower. Moje przyjaciółki jadące na TUT postanowiły jednak zrobić mi prezent-niespodziankę: kupiły pakiet startowy na 21 km!

– Byłam przerażona, nie widziałam szans na przebiegnięcie tylu kilometrów. Zdążyłam zrobić jeden trening (wspomniane 9 km – red.) i okazało się, że spokojnym tempem, ale dałam radę! – mówiła na mecie w pełnej euforii. – Będę się tym „jarała” chyba z tydzień! – cieszyła się ratowniczka medyczna ze Słupska.

Maratońskie 42+ było na TUT biegiem, rzec można, całkiem nowym, bo trasa dotychczasowej Szybkiej 40 nie tylko została nieco wydłużona, ale i niemal całkowicie zmieniona. Biegacze startowali nie z Gdańska, ale z Parku Przygód „Adventure Park” w Gdyni.

A miało być jeszcze inaczej, jeszcze bardziej atrakcyjnie: – Chcieliśmy wystartować biegaczy najpopularniejszego dystansu znad morza. Mieli wyruszyć z plaży w Gdyni-Orłowie, pobiec klifem i dopiero wtedy przedostać się na drugą stronę głównej trójmiejskiej drogi i wbiec do parku. Nie udało się tak zrobić ze względów logistycznych, ale w przyszłym roku spróbujemy jeszcze raz. Będzie naprawdę fajnie! – zapowiada Michał Czepukojć.

Na starcie maratonu po raz drugi z rzędu stanęła Małgorzata Pazda-Pozorska. Reprezentantka Polski w biegach ultra ponownie ten bieg wygrała, choć dla niej 42 km to dystans raczej krótki. – Zdecydowałam się w ostatniej chwili. Start 68 km był wcześnie, o 7 rano i musiałabym przyjechać z mojej miejscowości pod Słupskiem dzień wcześniej, a nie miałam z kim. Na szczęście znajomi jechali na maraton, więc zabrałam się w sobotę rano z nimi i też pobiegłam 42 km – wyjaśniała mi zawiłości logistyczne.

Zapalenie oskrzeli, antybiotyk, skręcona kostka i... najwyższy stopień podium! Ciekawostki z TUT Szybkiej Czterdziestki 2019

Na starcie, choć było już po godzinie 9, Pazda-Pozorska dygotała z zimna. – Nie dziw się, przecież ona w ogóle nie ma tłuszczu! – tłumaczyła ze śmiechem szczupłą mistrzynię jej koleżanka. Małgosia szybko się jednak rozgrzała, od początku biegu była w ścisłej czołówce, biegła z najszybszymi mężczyznami. Była chyba mocno roztargniona, bo na mecie długo nie wiedziała, czy z nimi ostatecznie wygrała, czy może jednak niektórzy byli od niej szybsi. 

Okazało się, że pierwszy do mety biegu TUT42+ dotarł Radosław Chyb w czasie 3:12:36 godz. 34 sekundy po nim finiszował... Piotr Choroś! Biegacz z podlubelskich Niemiec znowu (jak rok temu z Baranowem) przegrał z triumfatorem maratonu o zaledwie pół minuty (3:13:10)!

Małgorzata Pazda-Pozorska finiszowała open trzecia (3:40:27), a nad drugą kobietą, szóstą w klasyfikacji łącznej Małgorzatą Iwan (3:46:15) miała niespełna 4 minuty przewagi.

Patrycjusz Wiśniewski debiutował w trailowym maratonie. – Jeszcze nigdy nie przebiegłem tyle kilometrów po górkach. Ale jestem bardzo zadowolony, bo bez problemu dałem radę. Pamiętam mój górski debiut we wrześniu ubiegłego roku. Na Festiwalu Biegowym w Krynicy ukończyłem Bieg 7 Dolin na 35 km. Impreza była super, ale pod koniec mięśnie nóg mi dosłownie rozrywało. A teraz - na luzie!

– Przebiegłem 42 km bez żadnych dolegliwości, nie miałem ani jednej chwili zwątpienia. Widać, że treningi, które pół roku temu zacząłem pod okiem trenera z Piaseczna Łukasza Kurka, szybko przyniosły super efekty. Tydzień temu też bardzo dobrze biegło mi na GUT Winter 24 km – cieszył się zawodowy żołnierz z Baniochy koło podwarszawskiej Góry Kalwarii, który na start w TUT miał jednak bardzo blisko, gdyż od kilku tygodni przebywa na szkoleniu w Gdyni.

Dużo ciekawego w walce o końcowy sukces działo się na trasie biegu na 68 km. Gdy 2 godziny po jego starcie szykowałem się do rozpoczęcia maratonu, fotografujący zawody Jacek „UltraLovers” Deneka powiedział mi: – Dominika Stelmach bardzo mocno ciśnie, leci na czele ultra z dwoma obcokrajowcami. Trochę za nimi czai się Rafał Kot.

Obecność Kota trochę mnie zdziwiła, bo "Górala z Mazur" nie było na liście startowej, a poza tym tydzień temu wygrał w Gorcach maraton GUT-Winter, zaś dzień później pobił w Wiązownie rekord życiowy w ulicznym półmaratonie (1:23). Tłumaczenie okazało się banalnie proste.

– W ostatnich dniach wszyscy pisali na fejsie, że jadą na TUT, więc w piątek i ja się zdecydowałem, zwłaszcza że 4 lata temu TUT był moim pierwszym startem ultra. Przyjechałem do Gdańska trochę też z lenistwa: miałem zaplanowany na sobotę ciężki trening, więc pomyślałem, że start na 68 km będzie nieco lżejszy – wyjaśnił nam po biegu.

Paradoks ostatniego stwierdzenia Rafała Kota zrozumiałem dopiero, gdy zdradził mi swój pierwotny plan na ten dzień. – Miałem zrobić dwa treningi biegowe, a między nimi rower i siłownię – powiedział z rozbrajającym uśmiechem sympatyczny okularnik. Cztery jednostki treningowe w ciągu dnia?! – Ale ja nie robię tak często – zastrzegł od razu – raz, najwyżej dwa razy w tygodniu – wyjaśnił. Hmmm...

Na trasie TUT68 Rafał Kot miał pilnować ubiegłorocznego zwycięzcy Sebastiana Sikory, który wydawał mu się faworytem. Gdynianin nie ukończył jednak biegu, zszedł z trasy z powodu dolegliwości ścięgna Achillesa. Góral z Mazur gonił więc prowadzącą trójkę (biegaczy z Norwegii i Austrii oraz Dominikę Stelmach), ale jego z kolei zmógł żołądek. – Trzy razy musiałem skoczyć w krzaki i za którymś razem czołówka mi uciekła. Potem dogonić nie było już szans – opowiadał na mecie.

Dominika Stelmach przez jakiś czas dotrzymywała kroku gościom z zagranicy, w pewnym momencie jednak im odpuściła.

– Biegliśmy po 3:40 min./kilometr i stwierdziłam, że to za szybko. Zeszłam na komfortowe dla mnie tempo 3:50-4:00 i długo biegłam sama, aż wreszcie dogoniłam i wyprzedziłam kolegę z Austrii, który wtedy już „dogorywał”. Na Norwega nie było siły – powiedziała mi na mecie.

Warszawianka i tak jednak pobiegła o 5 minut szybciej niż dotychczasowy męski rekordzista trasy! W 2018 roku znakomity litewski ultras Gedyminas Grinius wygrał w czasie 5:21:16, a Stelmach ścigała się z nim wtedy mocno i przegrała o niespełna 4 minuty i była druga open). Tym razem przebiegła 68 km w czasie 5:16:08, poprawiając własny rekord kobiet.

Rekordem mężczyzn jest bowiem od soboty czas Erlanda Eldrupa. Norweski biegacz z Bergen zwyciężył w czasie 5:08:42. Adrian Niski z Innsbrucka dobiegł trzeci (5:22:27), zaś Rafał Kot finiszował czwarty (5:30:46), ale stanął na najniższym stopniu podium jako trzeci mężczyzna.

Miejsca na podium pań zajęły natomiast (obok Dominiki Stelmach) Maria Maj-Roksz i Grażyna Golas, z ogromnymi, bo półtora- i dwugodzinnymi stratami do triumfatorki (6:46:11 i 7:14:45).

Piotr Falkowski

zdj. autor, Jacek Deneka


Twardzielom błoto niestraszne – w Raciborzu wystartowały 4Biegi [ZDJĘCIA]

$
0
0

Mocnym, niemal górskim akcentem rozpoczął się tegoroczny cykl 4Biegi Racibórz. W tamtejszym Arboretum Bramy Morawskiej odbył się 9. Bieg Twardziela. Licząca nieco ponad 7 km trasa nie jest długa, ale liczne podbiegi i zbiegi potrafią dać w kość. Dzisiaj dodatkowe atrakcje zapewniło także błoto. Biegacze byli jednak zachwyceni – zarówno samą trasą, jak i atmosferą imprezy.

Walka o podium była zacięta. Czterech pierwszych zawodników dzieliła mniej niż minuta. Ostatecznie zwyciężył mieszkający na stałe w Polsce Włoch Roberto Dimiccoli. Pokonanie 7,3 km zajęło mu 26 minut i 9 sekund. Drugi był Mateusz Wolnik z Lysek (26:39) a podium dopełnił Cyprian Grzelka z Pogrzebienia (26:51).

Piękniejsze podium należało do mieszkanek Raciborza. Triumfowała ubiegłoroczna zwyciężczyni Patrycja Rębisz. Na mecie zameldowała się tuż po pierwszej dziesiątce mężczyzn i z przewagą… 6,5 minuty nad kolejną zawodniczką! Wynikiem 30:01 poprawiła swój ubiegłoroczny czas o minutę. Drugie miejsce zajęła Dominika Pacak (36:26) a trzecie Emilia Tomala (37:06). Tuż za podium znalazła się jej klubowa koleżanka z MKS SMS Victoria Racibórz Aleksandra Smal, która przegrała zaledwie o sekundę (37:07).

Na piątej pozycji zameldowała się Bożena Polewiak z Bytomia. Na raciborski Bieg Twardziela trafiła po raz pierwszy: - Przyjechałam na zaproszenie znajomego. Biegło się bardzo fajnie, ale były trudne momenty, zwłaszcza te podbiegi. Przyjemniej by się biegało, gdyby impreza odbywała się takim bardziej wiosennym plenerze – przyznała biegaczka. – Ale było super. Trasa biegu sprawia, że zasługuje on na miano Biegu Twardziela. Momentami trzeba było się wykazać hartem ducha, żeby nie odpuścić. Jestem bardzo zadowolona z wyniku.

Raciborzanin Mateusz Moneta wystartował w Twardzielu drugi raz: - Dzisiaj było łatwiej niż rok temu, ale przede wszystkim dlatego, że trochę się rozbiegałem. Dzisiaj czas lepszy o ponad 8 minut. Ale trasa o podobnym stopniu trudności jak rok temu – ocenił. – Jest bardzo przyjemna, można się solidnie zmęczyć na podbiegach i potem odpocząć na zbiegach. Organizacyjnie wszystko bardzo dobrze, przede wszystkim trasa była super oznaczona. Chciałbym pobiec wszystkie 4Biegi, ale nie wiem czy się uda. Zastanawiam się jeszcze nad półmaratonem – zdradził.

9. Bieg Twardziela wyjątkowo zainaugurował cykl 4Biegi Racibórz. Jego uczestnicy spotkają się 3 maja na Biegu Bez Granic a później w połowie lipca na przeszkodowym Nadodrzańskim Biegu Powstańców Śląskich, który zastąpi otwierający cykl w minionych latach styczniowy Bieg Nadodrzański. Całość zakończy tradycyjnie już półmaraton zaplanowany na ostatnią niedzielę sierpnia.

KM



„Tropem Wilczym” w ponad 370 miastach. W stolicy… [ZDJĘCIA]

$
0
0

W ponad 370 miastach w kraju i zagranicą rozegrano 8. Bieg „Tropem Wilczym”. Impreza odbywała się z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Zdaniem organizatorów z Fundacji Wolność i Demokracja, jest to największy bieg pamięci w Polsce. Według szacunków, pobiec miało ponad 75 tys. osób.

Biegacze ubrani w białe koszulki przedstawiające szóstkę bohaterów powojennego podziemia, startowali od Ustrzyk Dolnych po Międzyzdroje i od Krakowa po Gdynię. Biegano też w Wilnie i w Wiedniu, a nawet w Chicago czy Christchurch w Nowej Zelandii.

Wspólnym akcentem był symboliczny start na 1963 m. Dystans nawiązywał do daty śmierci poniesionej w walce przez ostatniego z „Żołnierzy Wyklętych” - Józefa Franczaka. W Mińsku Mazowieckim na tym symbolicznym pobiegł Prezydent Andrzej Duda.

Największy z biegów „Tropem Wilczym” odbył się w Warszawie. Tak jak przed rokiem, biegano na Fortach Bema, przy murach historycznej fortyfikacji.

Na trzech dystansach wystartowało blisko 2 tys. osób. Oprócz wspomnianego biegu głównego na 1963 m, odbyły się też biegi na 10 km i 5 km. Dopisała pogoda.

Mimo małego zamieszania z logistyką, zwycięzcą na najdłuższym dystansie został Aleksander Kapaon (36:14). Sympatyczny biegacz pomylił się i zamiast wbiec na metę i cieszyć się z wygranej, skręcił na kolejną rundę, prowadzącą w kierunku bramy startowej. Powinien był wybrać zakręt w stronę mety, która znajdowała się w innym miejscu niż start. Endorfiny zrobiły swoje!

– W końcu popełniłem błąd, ale miałem jeszcze siły i mogłem wcześniej zacząć finisz. Nie dostrzegłem zbiegu w kierunku mety... Jednak nie to było najważniejsze. Ważny był udział i to żeby upamiętnić Żołnierzy Wyklętych. Bieg był bardzo fajny i biegło mi się bardzo dobrze – mówił na gorąco Aleksander Kapaon, nie znając jeszcze decyzji sędziów.

Biegnący za naszym rozmówcą zawodnicy postąpili... tak samo, również kierując się na kolejną rundę. Najszybciej w sytuacji zorientował się Karol Sładek, który podążał na trzeciej pozycji. Zawrócił i na metę wpadł jako pierwszy. Uznano jednak wcześniejszą kolejność i pomiary z maty startowej, która zliczyła czasy z kolejnych rund. Pewnie gdyby była to inna impreza i inne cele przyświecały uczestnikom, to nie obyłoby się bez protestów.

– Nie czuje się zwycięzcą. Myślę, że uczciwie byłem trzeci. To była fajna rywalizacja i zdecydował jakiś błąd. Ponieważ biegłem tu rok temu, to wiedziałem, że trzeba skręcić w prawo do mety. Patrzę a oni pobiegli w lewo, więc ruszyłem za nimi – relacjonował Karol Sładek

– To był fajny bieg. Utworzyła nam się grupka pięciu osób i pojawiło się pytanie kto zachowa więcej sił na finiszu. Ale ważniejsza jest idea, to, że można połączyć przyjemne z pożytecznym. Rokrocznie pojawiają się nowe postaci na koszulkach i można się czegoś dowiedzieć. Informacje te docierają też do rodziny i znajomych – dodał za metą pierwszy, czyli trzeci zawodnik biegu na „dychę” Tropem Wilczym w stolicy.

Mniejsze emocje towarzyszyły rywalizacji pań. Tu przez większość dystansu prowadziła Marta Głodowska, która pewnie wygrała z czasem 42:09.

– Chciałam się z kimś pościgać, ale niestety nie było z kim. Biegłam więc z chłopakami. Sama trasa była ciężka, miała dużo zakrętów, korzeni i kamieni. Trzeba było uważać. Dopisali kibice, bo fajnie dopingowali. Także dublowani biegacze bardzo mnie wspierali – opowiadała na mecie zwyciężczyni. – To mój kolejny start w tej imprezie i uważam, że to bardzo dobry pomysł by na sportowo mówić o historii. Na koszulce miałam kobietę i na pewno zapoznam się z jej historią – dodała Marta Głodowska.

W Warszawie jednym z uczestników biegu na 1963 m był muzyk Paweł Golec, który w aktywny sposób upamiętnił swoją ciotkę Stanisławę „Gustę” Golec. To właśnie w koszulce z podobizną tej żołnierki pobiegła Marta Głodowska, a także szereg innych zawodniczek.

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


"Fajnie zawieźć do domu 3 złote medale!""To był świetny sezon". "Wróciłem do żywych!" - mówią bohaterowie HMP w lekkiej atletyce

$
0
0

W drugim dniu Halowych Mistrzostw Polski w lekkiej atletyce w Toruniu rozmawialiśmy z bohaterami ostatnich zawodów w sezonie. Największą gwiazdą imprezy była bez wątpienia Justyna Święty-Ersetic.


JUSTYNA ŚWIĘTY-ERSETIC(AZS AWF Katowice), mistrzyni Polski na 200 m (23,64 sek. ex-aequo z Marleną Golą), 400 m (53,09 sek.) i 4x200 m 

Dopiero po biegu na 400 metrów dowiedziałam się, że 20 minut wcześniej zdobyłam złoto także na 200 metrów. Najpierw był komunikat, że wygrała Marlena Gola, potem znów, że ja, a później to się wyłączyłam, bo musiałam zejść ze sceny, żeby choć odrobinę się zregenerować i przygotować do finału 400 m. Bardzo się cieszę z wyniku na 200 m, bo to mój rekord życiowy lepszy nawet od wyniku na stadionie. Poprawiam się szybkościowo i te mistrzostwa będą dla mnie znakomitym treningiem.

To był dla mnie trudny dzień, bo rano startowałam w eliminacjach na 200 m, potem wieczorem dwa finały indywidualne 200 i 400, a zaraz czeka mnie jeszcze klubowa sztafeta 4x200 m. Stojąc na starcie 400 m czułam w „dwójkach” (mięśniach dwugłowych z tyłu ud – red.), że ta mocna dwusetka jeszcze w nich siedzi, ale... ja mam na bieżni serce „walczaka” i udało mi się na tyle kontrolować bieg, że tytuł mistrzyni Polski wrócił do mnie. Wychodząc na ostatnią prostą poczułam łokciem delikatnie, że tuż tuż jest któraś z rywalek, Gosia Hołub-Kowalik albo Natalia Kaczmarek i od tego momentu pobiegłam już ile sił w nogach.

Do sztafety mam jeszcze prawie półtorej godziny, więc... na pewno zdążę odpocząć i dam radę (śmiech). Fajnie byłoby przywieźć z Torunia do domu 3 złote medale (rozmawialiśmy przed sztafetą 4x200 m; plan Justyny Święty-Ersetic się powiódł, na pierwszej zmianie wyprowadziła ekipę AZS AWF Katowice na pozycję lidera, a koleżanki dokończyły dzieła – red.).

400 m zawsze wytrzymuję, natomiast brakuje mi jeszcze błysku od początku dystansu. Staramy się poprawiać mnie szybkościowo, trener Aleksander Matusiński wprowadza w tym celu nowe elementy do treningu, żebym lepiej wychodziła z bloku. W Toruniu jeszcze tego nie było widać, bo strasznie zostawałam, ale mam nadzieję, że przez pół roku do igrzysk poprawa będzie znacząca.

200 i 400 metrów w ciągu 20 minut – do daje 600 m. Kiedyś nawet lubiłam biegać ten dystans, ale jak kiedyś zaczęłam po sprintersku i „umarłam”, to mi się odwidziało i nigdy więcej trener nie namówił mnie na start w takim biegu na zawodach.

Sezon halowy się skończył, teraz będę miała – uwaga! - aż 2 tygodnie wolnego na czas dla rodziny, odpoczynek i pozałatwianie codziennych spraw. Mam nadzieję, że w przyszłą niedzielę mamusia ugotuje przepyszny obiadek, chociaż może nie do końca śląski, bo za roladą akurat nie przepadam. Ja generalnie jestem wszystkożerna, jedyne czego nie toleruję to cebula i por. Od niedawna współpracuję z kateringiem dietetycznym w Raciborzu i tam są czasem dosyć dziwne dania, ale mnie akurat to odpowiada.

W połowie marca wracam do pracy i dużą grupą wyruszamy na zgrupowanie do RPA. Rozpoczniemy przygotowania do igrzysk olimpijskich, które – mam nadzieję – odbędą się bez przeszkód. Wydaje mi się, że koronawirus to bardziej temat rozdmuchany przez media i wierzę, że nie wpłynie na igrzyska w Tokio.

DAMIAN CZYKIER (Podlasie Białystok), mistrz Polski na 60 m przez płotki (7,64 sek.)

Na mecie poczułem ogromną ulgę, bo wiedziałem, że wygrałem z Arturem Nogą. Bardzo słabo wystartowałem. Zwykle mam bardzo dobrą reakcję startową, a tym razem popełniłem błąd. Artur Noga mnie gonił, a ja – choć cisnąłem mocno i przyspieszałem – nie mogłem go zgubić. Po biegu mu pogratulowałem i powiedziałem, że wrócił do żywych, bo takie bieganie świetnie rokuje na sezon letni.

To był bardzo dobry sezon halowy, chociaż... teraz na HMP w Toruniu odniosłem dopiero pierwsze zwycięstwo! Mimo kosmicznych dla mnie wyników i 6 czasu na świecie ani razu nie wygrałem biegu! Trochę mi szkoda odwołanych Halowych MŚ w Chinach, bo bardzo lubię adrenalinę zawodów mistrzowskich i w takiej formie mógłbym tam zrobić spora niespodziankę i może nawet pobić wreszcie rekord Polski, bo na takich imprezach wznoszę się ponad swoje możliwości.

Gdyby w biegu na 7,54 sek. (rekord życiowy Czykiera ustanowiony 8 lutego na Copernicus Cup w Toruniu – red.) dostawić mi jeszcze 5 płotków, to na 110 m wyszłoby jakieś 13,15 sek. (rekord Polski Artura Nogi to 13,26 – red.). Zacny wynik. To był mój „dzień konia”, czułem się niezwykle pewnie i to zaowocowało znakomitym rezultatem. Mam nadzieję, że taki sam mój dzień będzie w sierpniu w Tokio (śmiech).

Myślę o rekordzie Polski na stadionie, ale raczej nie będę go szukał na początku sezonu. Wolę go wybiegać z ciężkiej pracy treningowej, żeby ani na chwilę nie odpuścić. Znam swój organizm i wiem, że jak tak zrobię, to ciężko mi będzie wrócić do szczytowej formy. A najważniejsza jest walka o medal w Tokio!

Teraz więc przed nami trening do igrzysk. Utrzymujemy dotychczasowy tok pracy nad siłą i motoryką, a tylko „wydłużamy się” pod 110 metrów, dołożymy więc trochę wytrzymałości. Dużo lepiej jest z moim zdrowiem, już mi nie dokuczają, częste wcześniej, ruchomości w kolanach czy stopach, poprawiłem też siłę i dynamikę. Świetnym krokiem było powierzenie mojego przygotowania motorycznego w ręce fizjoterapeuty Macieja Ryszczuka, natomiast Cezary Matuszewski pozostaje moim trenerem techniki i całej otoczki szybkościowo-wytrzymałościowej.

Zakładamy, że igrzyska odbędą się normalnie i szykujemy najwyższą formę. Mam w planie dwa zgrupowania zagraniczne w Hiszpanii Turcji, a potem może jakieś wczesne starty, może zacznę już około 10 maja? Zobaczymy. Na razie pewny jest mój udział w Memoriale Ireny Szewińskiej 31 maja w Bydgoszczy.

ARTUR NOGA (AZS AWF Warszawa), wicemistrz Polski na 60 m przez płotki (7,68 sek.)

Szczerze i nieskromnie powiem, że spodziewałem się tak dobrego biegu. Jestem dobrze przygotowany, a i tak uważam, że nie wykorzystałem całego posiadanego aktualnie potencjału. Fajnie jest znowu pobiegać bark w bark, bo to całkowicie inne bieganie niż do tej pory, gdy Damian Czykier uciekał na samym początku i musieliśmy gonić. Mam nadzieję, że teraz będziemy się napędzać i wyniki w sezonie letnim będą bardzo dobre.

Moim celem są igrzyska olimpijskie, zakwalifikowanie się do nich to plan minimum. A w Tokio – walka i danie z sobie wszystkiego. Uważam, że jestem jeszcze w stanie szybko biegać i mam nadzieję, że mój potencjał i to, co najlepsze we mnie wykrzeszą się. Najważniejsze, że jest zdrowie i mogę pracować na sto procent na każdym treningu.

OLIWER WDOWIK (Resovia), mistrz Polski na 200 m i halowy rekordzista Polski juniorów U-20 (21,09 sek.)

Po MP juniorów miałem spory niedosyt, bo byłem trochę chory i forma nie była najwyższa. Teraz czułem się dużo lepiej, a wyniki na treningach wskazywały na wysoką dyspozycję, bo tak szybko jeszcze nigdy nie biegałem. Bieg był prawie idealny i o 2 setne sekundy poprawiłem rekord Polski juniorów!

21,09 - taki wynik to dla mnie „kosmos”, bo 21,04 to jest rekord Europy i teraz brakuje mi już tylko 5 setnych, a przecież dopiero pierwszy rok jestem juniorem. Może w przyszłym roku uda mi się zejść poniżej 21 sekund?

Latem najważniejszą dla mnie imprezą będą MŚ w stolicy Kenii, Nairobi. Po cichu myślę tam o finale, ale by to osiągnąć trzeba będzie biegać grubo poniżej 21 sekund.

RENATA PLIŚ (Maraton Świnoujście), mistrzyni Polski w biegu na 3000 m (9:14,42 min.)

Przez cały dystans, od startu do mety, biegłam sama. Mogłam ruszyć razem z dziewczętami w tempie 3:10/km, ale ja wolę jednak zacząć szybko. Wszystko kontrolowałam, nawet troszeczkę sobie zwolniłam: pierwszy kilometr pobiegłam w tempie 3:02/km i pomyślałam, że może ciut za szybko, bo byłam przez ostatni tydzień przeziębiona i mogłam być osłabiona. Cieszę się przede wszystkim, że obroniłam tytuł mistrzyni Polski. 

Rok temu myślałam, że będą to moje ostatnie HMP, ale jednak nie, jednak ciągle mam się bardzo dobrze (uśmiech), więc teraz już nie składam podobnych deklaracji. Start w Toruniu to bardzo dobry prognostyk przed sezonem letnim, bo w tym roku w hali prawie nie startowałam. Nie pokazałam się w ani jednym mityngu World Athletics Indoor Challenge, a pobiegłam tylko 1500 m w niedużych zawodach pod Barceloną.  

Teraz chwilka odpoczynku, może jakiś bieg uliczny na 10 km, pod koniec kwietnia Mistrzostwa Polski na stadionie na 10000 m, żeby konkretnie się dobić, a potem rozpoczynam sezon startów na 1500 i 5000 m. Celem są, oczywiście, igrzyska olimpijskie w Tokio, gdzie chciałabym zakwalifikować się na 5000 m. A półtora kilometra ma być dystansem wspierającym, najlepsze zawodniczki z "piątki"świetnie biegają także 1500, więc i ja też na MP pojawię się na starcie tego dystansu.

Rozmawiał w Toruniu Piotr Falkowski


64. HMP zakończone. Koncert Justyny Święty w II dniu [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Kapitalne występu Justyny Święty-Ersetic były ozdobą ostatniego dnia 64. PZLA Halowych Mistrzostw Polski w Toruniu. Podopieczna trenera Aleksandra Matusińskiego zdobyła trzy złote medale – w biegach na 200, 400 i 4x200 m. 

64. HMP po I dniu. Trwa "pasmo nieszczęść" Angeliki Cichockiej

Święty-Ersetic po raz kolejny udowodniła, że jest zawodniczką nie do zdarcia. W 20 minut odprawiła wszystkie rywalki w indywidualnej rywalizacji na 200 i 400 m. W pierwszym przypadku triumfowała ex aequo z Marleną Golą z rekordem życiowym 23.64 sek.

– Cieszę się, że treningi oddają i poprawiam się szybkościowo. Te mistrzostwa będą dla mnie bardzo dobrym treningiem na przyszłość. Nie ukrywam, że było dziś troszeczkę ciężko, bo biegałam już rano w eliminacjach 200 m i czułam w dwójkach po finale 200 m i przed 400 m, że ten pierwszy dystans siedzi w nogach. Mam jednak serce walczaka. Udało mi się na tyle kontrolować bieg na 400 m, aby tytuł halowej mistrzyni Polski wrócił do mnie – mówiła Święty-Ersetic.

Po 1,5 godziny do dwóch złotych medali indywidualnie podwójna złota medalistka z ME w z Berlina z 2018 roku dołożyła trzeci w rywalizacji sztafetowej 4x200 m z koleżankami z AZS AWF Katowice.

W biegu na 60 m ppł bezkonkurencyjny był Damian Czykier, który wygrał z dobrym rezultatem 7.64 sek.

– Pomogły zmiany w treningu przed tym sezonem. Wszystkie starty miałem udane, nawet sporo szybsze od dzisiejszego biegu, ale o dziwo, to moje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Moja forma jest dobrym prognostykiem przed latem. Nie będziemy wiele zmieniać, bo przygotowania idą bardzo dobrze – podkreślił Czykier.

Złoto w biegu na 200 m dla 18-letniego Oliwera Wdowika z Resovii Rzeszów, który wynikiem 21.09 sek. poprawił rekord Polski juniorów. – Celowaliśmy w ten rekord i udało się go poprawić. Dlatego właśnie skupiałem się w tym sezonie na dystansie 200 m i nie łączyłem go z bieganiem 60 m, żeby zapisać się w historii – mówił halowy mistrz kraju.

Złotymi medalistami w rywalizacji w biegu na 800 metrów zostali Mateusz Borkowski i Anna Pólkowska. Cieszy także wynik zwycięzcy siedmioboju Pawła Wiesiołka, który osiągną ponad 6000 punktów – dokładnie 6050, co jest drugim wynikiem w historii polskiej LA.

W klasyfikacji medalowej mistrzostw zwyciężyli zawodnicy CWZS Zawiszy Bydgoszcz SL.

"Fajnie zawieźć do domu 3 złote medale!""To był świetny sezon". "Wróciłem do żywych!" - mówią bohaterowie HMP w lekkiej atletyce

64. PZLA Halowe Mistrzostwa Polski Toruń były ostatnią imprezą w tej części sezonu dla biało-czerwonych, którzy już za kilka dni rozpoczną przygotowania do sezonu letniego i igrzysk olimpijskich w Tokio.

Wyniki 2. dnia 64. PZLA Halowych Mistrzostw Polski Toruń 2020

Kobiety:

200 m
1. Marlena Gola (KS Podlasie Białystok) 23,64
1. Justyna Święty-Ersetic (AZS AWF Katowice) 23,64
3. Natalia Wosztyl (RLTL ZTE Radom) 24,10

400 m
1. Justyna Święty-Ersetic (AZS AWF Katowice) 53,09
2. Małgorzata Hołub-Kowalik (AZS UMCS Lublin) 53,53
3. Natalia Kaczmarek (KS AZS AWF Wrocław) 53,65

800 m
1. Anna Pólkowska (AZS-AWFiS Gdańsk) 2.05,75
2. Emilia Ankiewicz (AZS-AWF Warszawa) 2.06,78
3. Natalia Gulczyńska (MKL Szczecin) 2.06,92

3000 m
1. Renata Pliś (MKL Maraton Świnoujście) 9.14,42
2. Anna Bańkowska (KS Podlasie Białystok) 9.32,18
3. Beata Topka (ULKS Talex Borzytuchom) 9.40,34

skok w dal
1. Karolina Młodawska (KKL Kielce) 6,45
2. Adianna Szóstak (OŚ AZS Poznań) 6,19
3. Joanna Kuryło (KS AZS AWF Wrocław) 6,18

skok wzwyż
1. Wiktoria Miąso (CWKS Resovia Rzeszów) 1,75
1. Paulina Borys (SKLA Sopot) 1,75
3. Paulina Wal (AZS KU Politechniki Opolskiej Opole) 1,70

4x200 m
1. AZS AWF Katowice 1.36,08
2. AZS AWF Warszawa 1.37,96
3. KS AZS AWF Wrocław 1.38,14

Mężczyźni:

60 m ppł
1. Damian Czykier (Podlasie Białystok) 7,64
2. Artur Noga (AZS AWF Warszawa) 7,68
3. Krzysztof Kiljan (AZS AWF Warszawa) 7,83

200 m
1. Oliwer Wdowik (CWKS Resovia Rzeszów) 21,09 - rekord Polski juniorów
2. Rafał Omelko (KS AZS AWF Wrocław) 21,33
3. Patryk Wykrota (OŚ AZS Poznań) 21,68

400 m
1. Kajetan Duszyński (AZS Łódź) 47,95
2. Cezary Mirosław (AZS UMCS Lublin) 48,02
3. Tymoteusz Zimny (WKS Śląsk Wrocław) 48,11

800 m
1. Mateusz Borkowski (RKS Łódź) 1.51,27
2. Patryk Sieradzki (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL 1.52,73
3. Patryk Tanaś (AZS AWFiS Gdsńsk) 1.53,11

3000 m
1. Adam Czerwiński (UKS Lider Siercza) 8.17,76
2. Bartosz Jarczok (AZS AWF Katowice) 8.20,71
3. Szymon Topolnicki (AZS AWF Katowice) 8.21,36

pchnięcie kulą
1. Michał Haratyk (KS Sprint Bielsko-Biała) 21,24
2. Konrad Bukowiecki (KS AZS UWM Olsztyn) 21,16
3. Jakub Szyszkowski (AZS AWF Katowice) 20,07

skok o tyczce
1. Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) 5,70
2. Robert Sobera (KS AZS AWF Wrocław) 5,60
3. Mateusz Jerzy (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) 5,40

skok w dal
1. Mateusz Różański (AZS KU Politechniki Opolskiej Opole) 7,80
2. Piotr Tarkowski (KS AZS AWF Biała Podlaska) 7,77
3. Norbert Kański (AZS AWFiS Gdańsk) 7,70

siedmiobój
1. Paweł Wiesiołek (KS Warszawianka Warszawa) 6050
2. Rafał Horbowicz (KS Warszawianka Warszawa) 5679
3. Jacek Chochorowski (AZS KU Politechniki Opolskiej Opole) 5391

4x200 m
1. OŚ AZS AWF Poznań 1.27,53
2. KS Sprinterzy.com Kraków 1.34,34

4x400 m (mix)
1. OŚ AZS Poznań 3.29,84
2. AZS UMCS Lublin 3.31,95
3. KS AZS AWF Kraków 3.34,29

źródło: Organizator


W Gorlicach po raz czwarty pobiegli Wilczym Tropem [ZDJĘCIA]

$
0
0

W niedzielę pierwszego marca w Parku Miejskim w Gorlicach odbył się już po raz czwarty Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jego organizatorem w tym roku było Stowarzyszenie Maraton Gorlice.

„Tropem Wilczym” to jedno z największych wydarzeń sportowo-patriotycznych odbywających się w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Trasa biegu prowadziła alejkami Parku Miejskiego. Tym razem uczestnicy mieli okazję sprawdzić się na dystansach 1963 metrów oraz pięciu kilometrów.

- Głównym celem imprezy było oddanie hołdu żołnierzom polskiego podziemia antykomunistycznego działającego w latach 1944-1963 w obrębie przedwojennych granic RP, jak również popularyzacja aktywności fizycznej jako zdrowego stylu życia. Pobiegła u nas rekordowa liczba uczestników. Zgłosiło się 150 biegaczy nie tylko z Polski, ale również ze Słowacji, bo tyle mieliśmy pakietów. Oczywiście chętnych było dużo więcej, ale z wiadomych względów nie mogliśmy ich zapisać. W następnym roku musimy zamówić więcej pakietów, bo chętnych nam przybywa. Wszystkim dziękujemy za udział w naszym biegu – mówi Adam Rachwał, prezes Stowarzyszenia Maraton Gorlice.

Najwięcej biegaczy, bo prawie setka ściągała się na najdłuższym dystansie 5 km. Zawodnicy trzykrotnie biegli wokół Parku Miejskiego, pobiegli tutaj nie tylko biegacze z Małopolski, Podkarpacia, ale nawet ze Słowacji czy odległych miast w Polsce. Najszybciej dystans 5 km pokonał Tomasz Pociecha z Krygu, reprezentujący TLC Gorlice.

– Biegło się dobrze. Prowadziłem od początku biegu. Wypracowałem przewagę i powiększałem ją cały czas. Był to mój pierwszy start w tym roku i tym miłym akcentem rozpocząłem sezon biegowy – powiedział nam Tomasz Pociecha.

Wśród pań na tym dystansie najszybsza była Aneta Młynarczyk z Gorlickiej Grupy Biegowej.

– Rywalizacja była dość zacięta. Nie prowadziłam od początku, dopiero później uzyskałam prowadzenie i lekką przewagę. W tym roku pojawiło się w Gorlicach dużo dobrych zawodniczek, tak, że było z kim rywalizować. Był to pierwszy mój bieg w tym roku. Kolejny start planuję w Biegu Naftowym – powiedziała nam Aneta Młynarczyk z Gorlickiej Grupy Biegowej.

Najliczniejszą grupę biegaczy w tym roku stanowili członkowie Gorlickiej Grupy Biegowej, Stowarzyszenia Maraton Gorlice, ZS Strzelec OSW Pododdział Gorlice, Dominikany Stars oraz Korczyńskiej Grupy Biegowej

Dla wszystkich biegaczy czekał pyszny bigos, ciepła herbatka oraz okolicznościowe medale i ciekawe pakiety startowe, a dla najlepszych okolicznościowe statuetki, nagrody rzeczowe oraz dyplomy.

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


„Tropem Wilczym” z wilkami. Biegali osadzeni [ZDJĘCIA]

$
0
0

Pamiętając o ciemiężonych przez poprzedni ustrój żołnierzach, dziś zwanych wyklętymi, zorganizowaliśmy w niecodziennym miejscu tegoroczną edycję Tropem Wilczym – pisze por. Michał Talaga z ZK Rawicz, Ambasador Festiwalu Biegów.

Bieg na dystansie 1963 i 5000 m odbył się za murami rawickiego więzienia, w którym przebywali również Ci, o których historia miała zapomnieć. Wyłapywani przez komunistyczne służby, poddawani przesłuchaniom, torturowani, osadzani w więzieniach takich jak ta jednostka bohaterscy żołnierze mieli nigdy nie powstać. Pozbawieni godności i wolności, zapomniani, żyli w izolacji.

Więźniowie pomimo odbywania kary, pozbawieni wolności, mają świadomość doniosłości Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Bo czy można stracić patriotyzm i miłość do ojczyzny z chwilą zniewolenia? Nie. Stąd koniecznym stało się włączenie w biegowe obchody tego Dnia. A że ZK Rawicz jest miejscem gdzie rozpowszechnione jest bieganie najbardziej spośród wszystkich jednostek penitencjarnych w Polsce to nieuniknionym stało się uczczenie tego Dnia w jedyny dla nas sposób, właśnie poprzez bieganie.

43 skazanych biegało na dwóch dystansach. Przed biegiem odczytano list Prezydenta RP do uczestników Biegu, a po zakończeniu każdy otrzymał pamiątkowy medal. Dziś nie liczyły się wyniki, dziś liczył się udział i pamięć. Pamięć bohaterów. Cześć i chwała bohaterom.

por. Michał Talaga, ZK Rawicz


„Tropem Wilczym” w Poznaniu – ponad 700 osób na starcie

$
0
0

„Ponieważ żyli prawem wilka Historia o nich głucho milczy Pozostał po nich w białym śniegu Żółtawy mocz i ślad ich wilczy.” - Zbigniew Herbert

W niedzielę 1 marca nad jeziorem Strzeszyńskim w Poznaniu ponad 730 biegaczy i ponad 100 dzieci wzięło udział w projekcie „Tropem Wilczym. Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych”, którego pomysłodawcą jest Fundacja Wolność i Demokracja, a organizatorem lokalnym - „Maratończyk” Maciej Łucyk.

Uczestnicy mieli do wyboru 3 dystanse: 1963 m, 4,3 km oraz 10 km, a także trasę do marszu Nordic Walking na dystansie 4,3 km. Na starcie przy specjalnej oprawie wszyscy uczestnicy odśpiewali cztery zwrotki Mazurka Dąbrowskiego.

Wspólnym dla wszystkich miast był bieg tradycyjny na 1963 metry (odwołanie do roku w którym zginął ostatni Żołnierz Wyklęty – Józef Franczak ps. Lalek). Najlepiej z tym dystansem poradzili sobie Paulina Waśniewska (07:25) i Michał Schlegel (07:26). Tuż za nimi uplasowali się odpowiednio Iza Nowak i Karina Fręśko oraz Łukasz Sarnowski i Bartosz Anders.

Dystans 4,3 km najszybciej pokonali Julian Bocian (15:53) i Zofia Maria Bączyk (19:24). Na drugich i trzecich miejscach uplasowali się odpowiednio Maciej Haremza i Adam Matuszewski, a wśród kobiet Marcelina Furmanek i Aga Biernacka.

Na trasie 10 km najszybciej pobiegli Grzegorz Michalak (34:04) i podobnie jak przed rokiem Dominika Kłoda (42:52). Za nimi na mecie zameldowali się Filip Jańczak i Paweł Kuśnierz, a wśród kobiet Anna Wiśniewska i Sabina Ociepa.

W marszu z kijkami dystans 4,3 km najszybciej przeszli Roman Frąckowiak (27:23) i Izabela Okrzesik-Frąckowiak (29;52). Za nimi uplasowali się Roman Woroch i Jan Parzybut, wśród kobiet Karolina Kozłowska i Jolanta Woroch.

źródło: Organizator


Bieg o Złotą Kaczkę w Toszku: zapowiada się kumulacja! Patronujemy! [ZAPISY]

$
0
0

Za nieco ponad 2 miesiące, 9 maja w Toszku niedaleko Gliwic wystartuje piąta edycja Biegu o Złotą Kaczkę. Impreza wraca po roku przerwy - przynajmniej oficjalnie, bo ostatnio odbyła się w towarzyskiej formie - i z prawdziwymi fajerwerkami.

4. Bieg o Złotą Kaczkę: Tutaj wiedzą jak sponiewierać biegacza [ZDJĘCIA]

Fani imprezy będą mile zaskoczeni a ci, którzy jeszcze jej nie poznali, z pewnością nie będą rozczarowani. – Czego się spodziewać? Kumulacji niespodzianek! – zapewnia organizator Bartek Woźniak.

Czym jest Bieg o Złotą Kaczkę? Rodzinną imprezą, na którą składają się bieg oraz marsz nordic walking na przełajowej trasie o długości 10 km, seria biegów dla dzieci i młodzieży oraz piknik na zamkowym dziedzińcu. W tym roku zapowiada się wyjątkowo dużo atrakcji.

– Naszym partnerem jest Polski Komitet Paraolimpijski. To nie przypadek. W Toszku urodził się dr Ludwig Guttmann, którego można uznać za twórcę paraolimpiady – mówi Bartek Woźniak. Guttmann w 1948 roku w Londynie zorganizował pierwsze zawody dla niepełnosprawnych, którymi byli weterani wojenni z urazami rdzenia kręgowego. „Gry dla wózków inwalidzkich” odbyły się w dniu inauguracji Letnich Igrzysk Olimpijskich w stolicy Wielkiej Brytanii.

Po przerwie wymuszonej remontem drogi, kiedy to start i meta mieściły się na rynku, impreza wraca na zamek. Uczestników będzie więc czekał widowiskowy finisz, z mocnym podbiegiem i metą w bramie twierdzy. Wcześniej będą mieli do pokonania 10 km trasy prowadzącej głównie przez okoliczne pola – bardzo malowniczej, urozmaiconej i odrobinę wymagającej. Na nudę z pewnością nikt nie będzie narzekał. A gdyby miał taką pokusę, skutecznie zgasi ją podbieg po legendarnych schodach przy kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej.

– W tym roku wraca do nas wojsko – wylicza Woźniak. – Jestem po rozmowach ze sztabem wojewódzkim i na pewno będziemy mieli wojskowy namiot ze sprzętem, prawdopodobnie też pokazy. Z pewnością będzie ciekawie. Finisz będzie na zamku. Planujemy piknikową atmosferę, ale nie chcę zdradzać wszystkiego. Na pewno będzie losowanie nagród.

Klasyfikacje w biegu i marszu nordic walking będą prowadzone open i w kategoriach wiekowych. Przewidziano klasyfikacje dla osób niepełnosprawnych, służb mundurowych oraz mieszkańców gminy Toszek. Nowością będą sędziowie na trasie marszu: - Nie powiem ilu ich będzie, ale zdradzę, że będą też sędziowie lotni – mówi organizator. Rywalizacja zapowiada się więc interesująco i uczciwie. Dodatkowo Bieg o Złotą Kaczkę jako dziewiąty start mogą sobie policzyć uczestnicy Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej. Dotyczy to zawodników, którym zabraknie jednego biegu do statuetki.

Start biegu i marszu głównego o godzinie 13:00, od 10:00 ruszą biegi i marsze dla dzieci oraz młodzieży. Przewidziano liczne kategorie i dystanse, od 300 metrów do 1 km, dla dzieci do 16 lat włącznie. Najmłodsza grupa to maluchy do 3 lat. Osobne kategorie dotyczą niepełnosprawnych.

Zapisy są dostępne TUTAJ. Koszt udziału w imprezie to 55 zł.

Szczegółowe informacje: TUTAJ 

Portal www.FestiwalBIegow.pl objął patronat medialny nad imprezą. Do zobaczenia na starcie!

KM


Kierunek Wiedeń. Krystian Zalewski zadebiutuje w maratonie! Celem - Tokio! „Przygotowania przebiegają bardzo dobrze”

$
0
0

Historycznych nawiązań do polskiej husarii i Bitwy pod Wiedniem nie da się uniknąć. Krystian Zalewski, polski wicemistrz Europy w biegu na 3000 m z przeszkodami z 2014 roku dołączył do grona Polaków, którzy zapowiedzieli swój start w stolicy Austrii. Polak chce walczyć o minimum na igrzyska olimpijskie w Tokio.

Cztery lata temu w Rio de Janeiro zawodnik UKS Barnim Goleniów poczuł atmosferę igrzysk startując na swoim koronnym dystansie. Niestety nie zdołał zakwalifikować się do finału, zajmując w półfinałach 27. miejsce z wynikiem 8:34.52. Liczył wtedy na zdecydowanie więcej.

Od lat biegacz próbował dogonić rekord Polski słynnego Bronisława Malinowskiego (8:09.11). Teraz chce zrobić to, czego niestety nie udało się dokonać jego idolowi i zadebiutować w maratonie. Bilet na igrzyska na wynik równy lub lepszy niż 2:11:30 (minimum PZLA).

Wybór zawodnika padł na Wiedeń, choć jak się dowiedzieliśmy, możliwości było klika - m.in. Hamburg, a nawet Orlen Warsaw Marathon, który finalnie ma się odbyć jesienią w zmienionej formule. Cokolwiek to znaczy.

– Decyzja jest nieprzypadkowa. Braliśmy pod uwagę również start w innym maratonie, jednak po rozmowach i przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, zapadła decyzja o starcie właśnie w Wiedniu – mówi Krystian Zalewski.

W stolicy Austrii pobiec mają też rekordzista Polski Henryk Szost oraz Szymon Kulka. Zapowiada się więc ciekawa rywalizacja, godna mistrzostw kraju. Mistrzostw, których wciąż nie znamy gospodarza, a jak widać, większość czołowych biegaczy zaplanowało już starty.

– Na pewno istniała możliwość, aby mistrzostwa Polski w maratonie odbyły się w trakcie jednego z maratonów w Europie. Kwestią tylko było porozumienie się z zawodnikami, gdzie było by najlepiej i odpowiednio wcześniejsze ogłoszenie takiej decyzji – uważa Krystian Zalewski.

Krystian przebywa obecnie na obozie przygotowawczym w portugalskimi Monte Gordo, razem z całą grupą trenera Jacka Kostrzeby. Jeszcze w połowie lutego w irlandzkim Armagh nasz długodystansowiec poprawił rekord życiowy na 5 km (13:50). Publikowany przez niego kilometraż robi wrażenie, w lutym pokonał aż 848 km!

– Przygotowania, jak na razie, przebiegają bardzo dobrze. Przede wszystkim dopisuje zdrowie i to mnie cieszy. Mimo obciążeń, jestem w stanie utrzymać odpowiednie prędkości i realizować założenia treningowe. Samopoczucie i to jak mój organizm reaguje na treningach pokazuje nam, że wszystko idzie w odpowiednim kierunku – cieszy się nasz rozmówca.

Zanim jednak Polak wystartuje w maratonie, czeka go wcześniejszy sprawdzian formy. Już 8 marca Krystian Zalewski pobiec półmaraton w Hadze. To właśnie w Holandii chciał debiutować na dystansie 21 km, jednak ze względu na pogodę ubiegłoroczna impreza została odwołana.

Półmaraton w Hadze odwołany. 41 000 osób (!) i Polacy rozczarowani

Ostatecznie Polak pobiegł w Gdyni, gdzie uzyskał fenomenalny wynik 1:02:33, przegrywając tylko z Norwegiem Sondre Moenem. 

Sondre Moen deklasuje w Półmaratonie Gdynia! Udany debiut Krystiana Zalewskiego [ZDJĘCIA]

Wszystko wskazuje, że 30-letniego zawodnika zabraknie podczas Mistrzostw Świata w półmaratonie rozgrywanych w Polsce. Priorytetem jest walka o igrzyska.

– Decyzja o starcie w Hadze została podjęta na podstawie przygotowań do maratonu. Każdy szuka jak najlepszego rozwiązania w swoim treningu i odpowiedniego cyklu startowego. Wraz z trenerem Jackiem Kostrzebą założyliśmy kontrolny start na 6 tygodni przed maratonem. Niestety ze względu na niedogodny dla nas termin MŚ w półmaratonie, musieliśmy zrezygnować z polskiej imprezy. Naszym celem jest maraton w Wiedniu i na tym się skupiamy – wyjaśnia Krystian Zalewski.

Póki co nic nie wskazuje, by impreza w Hadze miała zostać odwołana ze względu na rozprzestrzeniającą się epidemię koronawirusa. Organizatorzy półmaratonu wydali oświadczenie, w którym odradzają uczestnikom start w przypadku gorączki co najmniej 38 stopni, a także kaszlu i duszności. Zalecają też regularne mycie rąk.

RZ


Polak tuż za podium Ice Ultra 2020! "Heroes"!

$
0
0

Ci, którzy kończą Ice Ultra nie są nazywani finiszerami. W Laponii noszą miano „heroes” - bohaterów.

Śmiałkowie przemierzyli 230 km podzielone na 5 etapów. Jak na północ Europy przystało, było zimno – ok. minus 15 stopni Celsjusza - padał śnieg i wiało. Biegacze przekraczali zamarznięte jezioro, wspinali się po nierównym terenie i mety kolejnych etapów przekraczali z lodem na rzęsach, brodach i wąsach. W swoich wypowiedziach byli zgodni: było ciężko, zimno, ale bardzo atrakcyjnie.

Zaczęli od dwóch mocnych podejść i ślizgania się po jeziorze. Wtedy było ich 36. Wśród nich biegło dwóch Polaków. Z każdym dniem liczba kandydatów na bohaterów malała.

Po pierwszym etapie było wiadomo, że w wysokiej formie przyjechał do Laponii Simon Dicks. Brytyjczyk, który ma na swoim koncie m.in. Maraton Piasków, startował charytatywnie. Podczas biegu zbierał fundusze dla małej, rodzinnej organizacji, która odwiedza ludzi w domach i świadczy usługi zarówno doradcze, jak i mentalne.

Dicks na bieg miał jedną strategię: uśmiechać się i posuwać do przodu. Mimo swojej prostoty, założenie było skuteczne. Do mety dotarł na pierwszym miejscu, a na koncie zbiórki pojawiło się 1000 funtów, o 100% więcej niż założona kwota.

Podczas pierwszego etapu okazało się, że również Polacy zamierzają powalczyć o wysokie miejsce. Dariusz Pietras, finiszer Biegu 7 Dolin 100 km z 2011 r. pierwszy etap zakończył na wysokim 4. miejscu i... nie zwolnił tempa! Cały bieg zakończył tuż za podium.

Grzegorz Tusznio przed biegiem zastrzegał, że jeszcze nigdy nie przebiegł 250 km a bieganie to nie jest jego główne zajęcie, a jedynie hobby. Nie wiemy co by się stało, gdyby to nie muzyka a bieganie było priorytetem dla tego zawodnika, bo poboczne hobby wystarczyło by stoczyć bój z warunkami i rywalami i poprawić początkową pozycję o 7 oczek! Grzegorz zakończył Ice Ultra na 13. miejscu.

Wśród pań, z wyzwaniem najlepiej poradziła sobie Holly Sanders, która 4 z 5 etapów kończyła w glorii zwyciężczyni. Biegaczka ta 3 lata temu ukończyła inny etapowy bieg – Maraton Piasków.

Pełne wyniki: TUTAJ

IB


Polska mistrzyni ultra vs. koronawirus. "Izolatka, wielkie nerwy... Nie chcę tego więcej! Odpuszczam wyjazdy na zawody"

$
0
0

W ostatnią sobotę czołowa polska ultraska Małgorzata Pazda-Pozorska dość niespodziewanie pojawiła się na starcie zawodów Trójmiejski Ultra Track. W ostatniej chwili zgłosiła się do biegu TUT42+ i ten maraton wygrała, zajmując bardzo wysokie, trzecie miejsce w klasyfikacji open.

Zorientowani w sportowych planach biegaczki z Kobylnicy pod Słupskiem dziwili się jej obecności w Trójmieście, bo przecież 2 tygodnie później rekordzistka Polski w biegu na 100 km miała startować w słynnym maratonie w Barcelonie. Wszystko wyjaśniła niesamowita historia z ostatnich dni, którą biegaczka opowiedziała mi, gdy oczekiwaliśmy na dekorację...

W połowie stycznia Małgorzata Pazda-Pozorska wybrała się do Australii, gdzie miała wystartować w biegu ultra. Aby wynagrodzić rodzinie częstą rozłąkę spowodowaną wyjazdami na zawody, w atrakcyjną podróż na Antypody nasza reprezentantka poleciała z mężem i 10-letnią córką Zuzią.

Zawody, z powodu szalejących pożarów, zostały odwołane. Nasza zawodniczka wzięła więc udział w maratonie charytatywnym na rzecz osób, które straciły w kataklizmie dorobek życia. – Cała trasa biegu w Sydney prowadziła wybrzeżem oceanu, była piękna pogoda, na dodatek wygrałam ten bieg. Potem zwiedzaliśmy z rodziną Australię: boskie plaże, misie koala, kangurki. Raj na ziemi. Będą piękne wspomnienia, wydawało mi się – mówi Małgorzata.

W Australii usłyszeli o pierwszych przypadkach zachorowań w Chinach na koronawirusa. – Zbytnio się tym wtedy nie przejęłam, dopóki w kolejnych dniach nie usłyszeliśmy o kolejnych osobach zarażonych w Singapurze. Zrobiło się straszne zamieszanie, na lotniskach wprowadzano specjalne procedury m. in. mierzenia pasażerom temperatury ciała, a ludziom zaczęto zalecać noszenie maseczek. My mieliśmy takie maseczki ze sobą, bo... lecąc do Australii kupiliśmy je ze względu na panujący tam smog spowodowany pożarami! Nie sądziłam, że mogą się przydać z całkiem innego powodu – opowiada biegaczka.

Do kraju Pazda-Pozorska i jej bliscy wracali z międzylądowaniem w Singapurze. Już na lotnisku w Sydney panowały szczególne środki ostrożności. – Cały personel i wielu pasażerów w maseczkach, stewardessy i reszta załogi samolotu w rękawiczkach. W Singapurze wyczuwało się bardzo duże napięcie – kontynuuje ultraska. – Spędziliśmy na tamtejszym lotnisku 6 godzin, bo nasz kolejny samolot miał opóźnienie. Mierzono nam temperaturę, tak jak inni i my troje chodziliśmy w maseczkach. Kupiliśmy środki dezynfekujące, często czyściliśmy nim ręce. Wreszcie wylecieliśmy do Berlina, skąd już własnym samochodem wróciliśmy do domu w Kobylnicy koło Słupska.

Nikt nie wiedział, skąd przylecieliśmy, mało kto zresztą kojarzył Singapur z koronawirusem, bo mówiło się głównie o ognisku choroby w Wuhanie, a ten dzieli od Singapuru spora odległość – wspomina moja rozmówczyni. Minął tydzień, drugi... – Powoli zapominałam, gdzie byłam, przygotowywałam się do marcowego maratonu w Barcelonie. Chodziliśmy z mężem do pracy, córka normalnie do szkoły. 

Przyszedł feralny dzień 18 lutego. – To było 16 dni od naszego powrotu do domu. Młoda wstała rano z ponad 38-stopniową gorączką. Mimo zbijania gorączki, ta utrzymywała się na wysokim poziomie. Doszły kaszel, ból w klatce piersiowej, bóle mięśni. Wieczorem pojechaliśmy do lekarza. Plakaty rozwieszone w przychodni nawoływały, by każdy, kto wrócił z wyjazdu do Azji, a szczególnie krajów, gdzie panowała już choroba koronawirusowa, od razu informował o tym lekarzy. Tak też zrobiłam, bo gdybym tego nie zrobiła, a coś by się złego stało, plułabym sobie w brodę do końca życia.

– No i wtedy się zaczęło... Pani z rejestracji skierowała nas do gabinetu poza kolejnością, lekarz, zdenerwowany po wywiadzie i wstępnym badaniu, wyszedł pilnie zatelefonować, a gdy wrócił, miał już na twarzy maseczkę. Poinformował, że zgodnie z wprowadzoną procedurą karetka przewiezie nas do szpitala zakaźnego w Gdańsku, gdzie zostaniemy odizolowane i poddane kwarantannie.

Karetka przyjechała na sygnale, załoga weszła po pacjentki ubrana w specjalne kombinezony ochronne. – Chorzy siedzący w korytarzu przychodni byli zszokowani, tak się przestraszyli, że spłoszeni uciekli! Wcale się im zresztą nie dziwię, bo sama na ich miejscu też bym się tak zachowała... – przyznaje Małgorzata Pazda-Pozorska.

– Do Gdańska karetka zawiozła nas na sygnale. Jechała bardzo szybko, nigdy tej trasy nie pokonałam w tak krótkim czasie – śmieje się biegaczka. – W szpitalu zakaźnym córka została gruntownie przebadana. W wydzielinie z nosa wykryto wirusa, na szczęście, grypy typu A, ale zostałyśmy zatrzymane na oddziale na dalsze badania, testy krwi, rentgen płuc itp. Cały zajmujący się nami personel medyczny pracował w kombinezonach ochronnych, było widać że lekarze są bardzo zdenerwowani. Ten stres udzielił się także mnie, tak bardzo, że w pewnym momencie aż zemdlałam, córka z kolei, cały czas z wysoką gorączką, miała niemal halucynacje – wspomina.

Po 3 dniach, gdy wszystkie badania potwierdziły normalną grypę i wykluczyły koronawirusa, a Zuza poczuła się już dużo lepiej, obie panie zostały wypisane ze szpitala. Dziewczynce zalecono leczenie domowe. A Małgorzata Pazda-Pozorska jeszcze nie do końca ochłonęła po ostatnich wydarzeniach.

– Życie, nie tylko domowe i rodzinne, ale także sportowe, mocno mi się wywróciło przez tę całą historię. Przede wszystkim postanowiłam, że rezygnuję z Barcelony. Nie jadę na maraton 15 marca, bo nie chcę ryzykować zdrowia, a nawet życia moich bliskich, gdybym (odpukać!) coś ze sobą przywiozła. Ryzyko jest, bo w stolicy Katalonii ma przecież biec kilkadziesiąt tysięcy osób!

– Nie mam pojęcia, co będzie z czerwcowym Lavaredo Ultra-Trail, nie wiem co będzie z wrześniowymi Mistrzostwami Europy w biegu 24H w Weronie... To przecież północne Włochy, gdzie w Europie jest największe zagrożenie epidemią. Miałam startować w obu tych imprezach, ale teraz, nawet jeśli nie zostaną odwołane, przez to co przeszłam, nie wybieram się na nie. Przynajmniej na dzisiaj.

– Myślę, że lepiej dmuchać na zimne, wolę trochę spanikować niż zignorować zagrożenie, a potem żałować. Stracę na tym dużo pieniędzy, bo nikt mi nie zwróci tego, co już zapłaciłam, ale... zdrowia się nie kupi. A ja nie chcę drugi raz przeżywać tego co ostatnio, po powrocie z Australii.

Piotr Falkowski

zdj. fanpejdż Gosiunia Pazda-Pozorska Biegiem po 6 marzeń


Ultra duchowość. Ruszyły zapisy na Ekstremalną Drogę Krzyżową

$
0
0

30 kilometrów ciemności i ciszy. Minimum 30, bo większość tras ma dystans co najmniej maratoński a najdłuższe mierzą ponad 100 km. Jak trasa z Krakowa do Zakopanego – 133 km. Żadna z nich nie jest oznakowana, zabezpieczona ani zaopatrzona w punkty odżywcze. Orientacja w terenie, nawigacja i zadbanie o zapas wody oraz jedzenia należą do uczestnika, są częścią drogi. Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

To fenomen, który cieszy się coraz większym zainteresowaniem. W poprzedniej edycji udział wzięło prawie 100 tysięcy osób. I to nie tylko w Polsce, bo EDK dotarło już niemal na wszystkie kontynenty a na stronie są dostępne trasy m.in. w Chicago, Nowym Jorku, Melbourne czy Reykjaviku.

Ekstremalna Droga Krzyżowa to inicjatywa, która przyciąga coraz więcej osób, zarówno uczestników, jak i „organizatorów”. Chociaż to określenie nie jest do końca oddaje poprawne. EDK można zorganizować w każdej parafii, wystarczy odrobina zaangażowania i osoby, które podejmą się wytyczenia tras, opisania ich i zgłoszenia do centrali. Gotowe trasy trafiają na stronę EDK, gdzie każdy może wybrać jakąś z nich i się zapisać. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny, można zamówić „pakiet”, na który składają się między innymi papierowa wersja rozważań i gadżet z logo EDK.

Ekstremalna Droga Krzyżowa w większości miejsc odbędzie się w piątek 3 kwietnia. Każda z parafii wybiera jednak swoją datę, więc termin warto sprawdzić na stronie akcji. Określoną trasę można przejść także w innym czasie. Te zorganizowane poprzedza zawsze msza święta, po której wszyscy ruszają w drogę. Samotnie lub w niewielkich grupach, liczących maksymalnie 10 osób. Obowiązuje zasada milczenia. Na stronie dostępna jest aplikacja z trasami oraz rozważaniami drogi krzyżowej, także w wersji audio.

Tras do wyboru jest niemal 800. Najkrótsze mają 30 km, najdłuższe sporo ponad 100. Do najtrudniejszych należy trasa szmaragdowa z Krakowa do zakopiańskich Wiktorówek. Śmiałkowie, którzy odważą się ją pokonać, będą musieli przejść Pogórze Wielickie i Wiśnickie, Beskid Wyspowy, Gorce, Podhale i Tatry, łącznie ponad 4230 m przewyższenia!

Na TEJ stronie można znaleźć szczegółowe informację oraz listę opracowanych tras w całej Polsce i na świecie.

KM


Biegniemy też dla Franka – 3rd Wizz Air Katowice Half Marathon

$
0
0

Powszechnie wiadomo, że biegacze lubią i chcą pomagać. Organizatorzy Wizz Air Katowice Half Marathon od początku byli zaangażowani charytatywnie. Tym razem trzecia edycja biegu jest ukierunkowana na wsparcie siedmiomiesięcznego Franka Surdela z Knurowa.

- Chcemy aby, pozytywne emocje i wybiegane przez wszystkich kilometry posłużyły temu małemu chłopcu, który codziennie walczy z postępująca chorobą, jaką jest SMA1. Śmiertelna choroba i gigantyczna cena za ratunek - by Franek mógł żyć, potrzebna jest terapia genowa w USA. Jej koszt to blisko 10 milionów złotych! - wyjaśniają organizatorzy imprezy.

W tej chwili na portalu siepomaga uzbierana jest prawie połowa tej oszałamiającej kwoty. Franek, w porównaniu z innymi dziećmi z SMA w tym wieku, jest w bardzo złym stanie. Choroba zaatakowała już mięśnie oddechowe i przełyku. By terapia genowa zatrzymała jej postęp, by uratowała życie chłopca, musi odbyć się jak najszybciej. Lek musi być podany maksymalnie do ukończenia 2 roku życia, jednak im wcześniej, tym większa szansa dla dziecka.

- Dlatego nie zastanawialiśmy się długo i postanowiliśmy od każdego zapisanego i opłaconego zawodnika przekazać 5 zł na leczenie Franka. W trakcie 3rd Wizz Air Half Marathon zostanie także przeprowadzona zbiórka na ten cel. Mamy nadzieję, że serca wszystkich biegaczy otworzą się dla tego małego wojownika i że wspólnie przybliżymy go do wyjazdu na terapię do USA.

3rd Wizz Air Katowice Half Marathon odbędzie się 23 maja 2020r.

- Tym razem przygotowujemy coś wyjątkowego - BIEG NOCNY. Wystartujemy spod katowickiego Spodka, pokonamy ulice i aleje Katowic, aby obudzić w sobie najlepsze emocje i być częścią trzeciej edycji półmaratonu, któremu patronuje Miasto Katowice oraz Wizz Air. Jeśli czujecie, że półmaraton jeszcze nie jest na Wasze siły to przebiegnijcie 5 lub 10 km.

- W tej chwili na wszystkich dystansach mamy zapisanych 3,500 zawodników. Dołącz do nich! - zachęcają gospodarze 3rd Wizz Air Katowice Half Marathon

3rd Wizz Air Katowice Half Marathon:

źródło: Organizator

Viewing all 13082 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>