Zima tym razem była dla Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego bardzo łaskawa i postarała się, by warunki na trasie pasowały do nazwy biegu. Było mroźnie i biało, miejscami śnieg sięgał prawie do pasa. Mimo trudnych warunków, walka o zwycięstwo była zacięta. Grzegorz Czyż przez większość trasy uciekał Robertowi Faronowi a Annę Arseniuk i Martę Barcewicz na 4 kilometry przed metą dzieliło zaledwie kilka sekund. Ostatecznie Barcewicz nie oddała prowadzenia i obroniła ubiegłoroczny tytuł.
Na początku biegu na czele stawki znalazło się kilku mocnych zawodników, ale to Grzegorz Czyż objął prowadzenie i nie oddał go aż do mety. Po piętach deptał mu Robert Faron, który wczoraj triumfował w Zimowym Bieg Narciarskim „Tropem Wilka”. Dzisiaj musiał jednak uznać wyższość starszego kolegi.
– Grzegorz Czyż jest szybkim zawodnikiem, który specjalizuje się w takich biegach – powiedział na mecie Faron. – Grzegorz jest niesamowicie szybki. Ja jestem wyższy od niego, straciłem sporo w wysokim śniegu. Chciałem tam przyspieszyć, ale się nie dało. To drugie miejsce dzisiaj jest wielkim sukcesem. Dla mnie to sezon nart biegowych, praktycznie nie trenuję na nogach, biegam tylko na nartach. Zrobiłem wyjątek jedynie na Ślężański tydzień temu i tam też byłem drugi – tłumaczył zawodnik Salco Sport Team. – Najwięcej straciłem w grząskim śniegu, gdzie uginały mi się nogi nieprzyzwyczajone jeszcze do biegania. Grzegorz szybko wypracował bezpieczną przewagę i kontrolował sytuację, przyspieszył, kiedy mnie zobaczył. Ta niecała minuta straty do niego to sukces. Zwłaszcza, że jestem teraz w sezonie narciarskim a nie biegowym.
Grzegorz Czyż zwyciężył z czasem 3:13:48. Przed rokiem z wynikiem lepszym o prawie 8 minut był drugi, co obrazuje trudne warunki w tej edycji biegu. O swoim zwycięstwie mówił spokojnie i rzeczowo: - Na początku, do siódmego kilometra biegł przede mną chłopak. Potem doszedłem do niego, na asfalcie udało mi się mocniej przycisnąć i zrobić przewagę. Początkowo warunki na trasie były dobre. Na półmetku miałem czas ok. 1:29 i szanse zrobić jakieś 3:05, jak w ubiegłym roku. Później troszkę zaskoczył mnie śnieg. Było go dużo, po kolana. Przy Brzeziniaku musiałem nawet przejść do marszu i to trochę opóźniło dotarcie do mety. Łydki odczuły trudne warunki, zaczęły mnie łapać lekkie skurcze, ale wytrzymałem do mety.
Podium mężczyzn dopełnił Artur Jendrych, który przez większość trasy utrzymywał się na trzeciej pozycji, jednak jego strata do lidera cały czas rosła. Ostatecznie na metę wbiegł ponad 10 minut po Czyżu, uzyskując czas 3:24:10.
Wśród pań toczyła się zacięta walka. Ubiegłoroczna zwyciężczyni Marta Barcewicz prowadziła przez cały czas, jednak usilnie goniła ją Anna Arseniuk. Na 4 kilometry przed metą, przy ostatnim punkcie odżywczym, strata wynosiła zaledwie 8 sekund. Barcewicz walczyła jednak do końca, uciekając rywalce aż do mety, na którą wbiegła z czasem 3:48:36. Anna Arseniuk uzyskała czas 3:49:08 i podobnie jak przed rokiem, zajęła drugie miejsce. Jako trzecia na mecie zameldowała się Paulina Wywłoka, trzecia zawodniczka ostatniej edycji Ultramaratonu Bieszczadzkiego. Osiągnęła wynik 3:52:47.
W Zimowym Maratonie Bieszczadzkim wystartowały 693 osoby. Towarzyszącą mu Zimową Bieszczadzką Dychę ukończyły 273 osoby. W imponującym tempie dokonał tego zwycięzca Ignacy Domiszewski z Ustrzyk Dolnych, któremu pokonanie 10 km w zimowych warunkach zajęło zaledwie 36 minut i 6 sekund. Drugi na mecie Wojciech Lipa osiągnął czas 42:25 a trzeci Janusz Gawron 43:12. Wśród pań najlepsze okazały się Magdalena Pawlak (44:47), Elżbieta Witek (45:46) oraz Agnieszka Mercik (47:44).
Pełne wyniki – TUTAJ
KM