Tylko dwa duże maratony w Polsce zanotowały w tym roku wzrost frekwencji. Spadki zaliczyły zarówno imprezy w Warszawie, Poznaniu i Krakowie, jak i w Dębnie, Gdańsku oraz Łodzi. Co się dzieje? Czyżby Polacy zaczęli odwracać się od biegania?
Optymizmem napawają jedynie wyniki Orlen Warsaw Marathonu i PKO Wrocław Maratonu. Pierwsza impreza zanotowała 23,5 proc. wzrost startujących w porównaniu do roku ubiegłego, druga miała lepszą frekwencję o 21,4 proc.
Co ciekawe spadki dotyczą nie tylko zawodów na królewskim dystansie. Problemy mają nawet tak duże i znane wydarzenia sportowe jak Biegnij Warszawo. Podczas ostatniej edycji tej imprezy, na starcie pojawiło się o ponad 250 osób mniej niż w 2014 r.
Może za wcześnie na wyciąganie generalnych wniosków – wszak na Bieg Niepodległości w Warszawie zapisało się już 15 tys. osób i organizatorzy na miesiąc przed wydarzeniem postanowili zakończyć rejestrację – to trzeba przyznać, że jakiś problem jest.
Boom nadal trwa
– Nie powiedziałbym, że moda na bieganie się skończyła – mówi Henryk Paskal, prezes Polskiego Stowarzyszenia Biegów Ulicznych oraz Dyrektor Półmaratonu PHILIPS w Pile. – Boom nadal trwa, a szkopuł tkwi gdzie indziej. Niemal każde duże miasto ma ambicje, by mieć swój maraton. A to droga donikąd. Większość z biegaczy nie jest przecież w stanie startować w tego typu imprezie tydzień po tygodniu. Mogą wziąć udział w zawodach na 42,195 km raz, może dwa razy w sezonie.
A tymczasem w Polsce każdego roku organizuje się blisko 3 tys. imprez biegowych. – To olbrzymia ilość – mówi Paskal. – Co więcej, duża część z nich, szczególnie tych lokalnych na dwieście, trzysta osób, jest przygotowywana niemal z miesiąca na miesiąc.
– Nic więc dziwnego, że ludzie wolą pobiec w najbliższej okolicy niż jechać na duże zawody do Warszawy czy Krakowa tracąc cenny czas oraz ponosząc koszty związane z transportem i pobytem – zauważa z kolei Zygmunt Berdychowski, pomysłodawca Festiwal Biegowego w Krynicy. Ta impreza, mimo nieco ponad 10-procentowego spadku frekwencji w Koral Maratonie, jako jedna z nielicznych w Polsce zanotowała w tym roku (ponad 2 proc.) wzrost frekwencji.
Według Drelicha nasz rynek biegowy jest mocno przegrzany.
– Wydaje mi się, że wkrótce będziemy świadkami kilku spektakularnych upadków. Nie da się długo utrzymywać obecnej sytuacji. Nie jesteśmy Niemcami gdzie może funkcjonować 300 maratonów w roku. Z drugie strony w przeszłości na krawędzi bankructwa były m.in. maratony w Paryżu czy Chicago.
Drelicha niepokoi to, że oprócz samorządów bardzo niewielka ilość podmiotów prywatnych zaangażowanych jest w bieganie. – Mało kto się zastanawia, co by się stało gdyby np. PZU czy PKO wycofały się ze sponsoringu. To przecież one sponsorują około 120 biegów w naszym kraju - wylicza.
Orlen wyznacza standardy
Kierowany przez Drelicha DOZ Maratonu Łódź z PZU zanotował w tym roku bardzo duży, 36,5 proc. spadek frekwencji. Co było tego przyczyną?
– Popełniliśmy błąd przygotowując ofertę dla biegaczy. Postawiliśmy na poziom sportowy, szybkość trasy, a okazało się, że nie to przyciąga uczestników maratonu w Polsce. Ważniejsza jest dla nich atmosfera, oprawa i zawartość pakietu startowego.
Podczas najbliższej edycji łódzkiej imprezy będą więc zmiany.
– W naszym kraju standardy wyznacza Orlen Warsaw Marathon. Ma on największy budżet, największą siłę oddziaływania, kształtuje gusta. Oczywiście nie wszystko to co on proponuje mi się podoba, ale nie będę Rejtanem rozdzierającym szaty. Muszę zaakceptować rzeczywistość taką jaka jest. Dlatego w naszym pakiecie startowym będzie w tym roku markowa czapeczka, koszulka i plecak. Choć muszę przyznać, że bliższy mi jest model berliński, gdzie zamiast na gadżety bardziej stawia się na tzw. hospitality, czyli pomoc w rezerwacji miejsc noclegowych, czy w transferze z hotelu na lotnisko – mówi Michał Drelich.
Zdaniem szefa łodzkiego maratonu, zmiany już przynoszą wyniki. – W trzy tygodnie zarejestrowało się na przyszłoroczną edycję DOZ Maratonu Łódź z PZU prawie 600 osób.
Pytanie tylko, czy wszystkie te osoby zobaczymy na starcie?
Najważniejsza rzecz: pakiet startowy
Nasz rozmówca zdaje sobie jednak sprawę, że część z tych co się zapisze na zawody wcale nie weźmie udział w imprezie. Dla nich liczy się tylko gadżety z pakietu startowego.
To niepokojące zjawisko dotyczy nie tylko Łodzi. Statystyki ostatniego maratonu w Poznaniu nie pozostawiają złudzeń. Choć opłaciło bieg 7354 osób, to wystartowało w nim o ponad 1000 mniej. – Zdajemy sobie, że są ludzie, którzy zapisali się na nasz bieg tylko dla koszulki – mówi Monika Prendke z Poznańskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. – To tacy kolekcjonerzy.
I choć PKO Poznań Maraton inspiruje się maratonem w Berlinie przenosząc pewne rozwiązania do siebie, to akurat pod względem świadczeń socjalnych na razie nie będzie nic zmieniać.
Statystyka polskich maratonów w 2015 roku:
- ORLEN Warsaw Marathon – 7358 uczestników, frekwencja rok do roku: +23,5%
- PKO Maraton Wrocław – 4757, +21,4%
- PKO Poznań Maraton – 6242, -1,2%
- PZU Maraton Warszawski – 6501, -2,6%
- PKO Cracovia Marathon – 4583, -16%
- Maraton Dębno – 1820, -13,1%
- PKO Silesia Maraton – 1174, -2%
- DOZ Maraton Łódzki z PZU – 1168, -36,5%
- PZU Maraton Szczecin – 888 uczestników
- Maraton Solidarności w Gdańsku – 724, -17%
- PZU Maraton Gdańsk – 722, -19,4%
- PZU Maraton Lublin – 624, -2%
- Maraton Jelcz-Laskowice – 448, -18%
- PKO Maraton Rzeszów – 396, -24%
- Koral Maraton – 305, -11,2%
- Maraton Toruń - ?? (bieg 25 października)
MGEL