Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

"Chyba za bardzo się chwalę, ale to był najlepszy sezon w życiu". Robert Faron triumfator Grand Prix Małopolski

$
0
0

Robert Faron, 44-ltni biegacz z Zalesia koło Limanowej, jest jak wino: im starszy, tym lepszy. W kończącym się roku zawodnik Salco Garmin Teamu osiągnął sukcesy takie, jakich nie miał jeszcze nigdy: wygrał aż 4 klasyfikacje generalne dużych cykli biegowych! Co więcej, różnorodność tych seryjnych biegów świadczy o ogromnej wszechstronności Farona. Sezon życia?

– Biorąc pod uwagę wspomniane osiągnięcia - na pewno tak – mówi Robert Faron, z którym rozmawiałem po ostatnim starcie w sezonie, Garmin Ultra Race Trójmiasto w Gdańsku. Biegał nad morzem pierwszy raz w życiu, co nie przeszkodziło mu triumfować na dystansie 52 km.

Nad morzem też można pohasać po gór(k)ach. Garmin Ultra Race Trójmiasto po raz 1

– Wygrałem 4 cykle trwające przez pełny sezon, co świadczy o tym, że cały rok byłem w dobrej formie – cieszy się małopolski biegacz. Przede wszystkim zwyciężyłem w klasyfikacji „Najlepszy Góral” Ligi Festiwalu Biegów, której finał był na Festiwalu w Krynicy (Robert przypieczętował sukces w cyklu czwartym miejscem w Biegu 7 Dolin 100 km – red.). To dla mnie szczególne osiągnięcie, bo nigdy wcześniej nie zdobyłem tego tytułu.

Potem, wygrałem po raz trzeci cykl Pucharu Polski Skyrunning, To dla odmiany bieganie wysokogórskie, długie dystanse o dużej skali trudności.

Bardzo ważny jest dla mnie drugi już triumf w Lidze Biegów Górskich. Mnóstwo imprez przez cały rok, nie można było pozwolić sobie na wpadki.

No i na koniec roku zwyciężyłem w Grand Prix Małopolski w biegach ulicznych, cyklu grupującym  biegi asfaltowe w całym regionie, niektóre o charakterystyce górskiej.

– Oficjalne podsumowanie i dekoracja najlepszych zawodników Grand Prix Małopolski, którego Fundacja Festiwal Biegów jest współorganizatorem, odbędzie się po Biegu Sylwestrowym w Gorlicach, 31 grudnia. Wystartujesz tam?

– Tak, pobiegnę „dyszkę”, wypada, żeby laureat stanął na starcie (uśmiech). Na pewno nie będę się ścigał o życiówkę, bo to nie okres po temu, zresztą jest trochę młodszych, szybszych ode mnie chłopaków. Ale przynajmniej w kategorii wiekowej coś tam spróbuję zwojować.

Grand Prix Małopolski 2018 - podsumowanie cyklu tradycyjnie w Gorlicach 31 grudnia

– No to sezon miałeś rzeczywiście rewelacyjny!

– Był bardzo udany, chociaż… może zabrakło wisienki na torcie, czyli udanego startu za granicą. Mam małe dzieci, trudno mi wyjeżdżać na dłużej, na dodatek termin Mistrzostw Świata ultra skyrunning wypadł tuż po Biegu 7 Dolin 100 km na Festiwalu Biegowym w Krynicy, którego nie  mogłem odpuścić. Miałem powołanie na zawody w Szkocji, ale przeprosiłem i zrezygnowałem z wyjazdu. W przyszłości chcę jednak jeszcze coś osiągnąć na świecie, być chociaż w najlepszej dziesiątce mistrzostw w ultra skyrunningu. Marzy mi się mocna rywalizacja z najlepszymi w wysokich górach. Stać mnie na dobry wynik, przecież w ubiegłym roku we francuskim Val d’Isere zabrakło mi zaledwie 2 sekund do czołowej „dychy”! Byłem jedenasty, ale gdybym w swoim stylu trzykrotnie nie pobłądził na trasie, mogłem zająć, realnie patrząc, nawet ósme miejsce! To była bardzo trudna trasa, najwyższy szczyt miał 3600 m n.p.m., a mnie odpowiadają takie wysokości. I czuję, że stać mnie na dobry wynik, zwłaszcza, że udaje mi się unikać kontuzji, a w związku z tym przerw w treningach i startach na leczenie.

– Sezon biegowy za nami, więc Robert Faron tradycyjnie zawiesza buty trailowe na kołku i… przesiada się na biegówki. Narty to Twoja druga sportowa miłość, tak samo chyba wielka, jak bieganie?

– Tak, choć trochę mi aura pokrzyżowała szyki. Ledwie zdążyłem zrobić kilka treningów na biegóweczkach, przyszła odwilż i śnieg zjechał, zostało mi tylko sztuczne naśnieżanie w Ptaszkowej koło Nowego Sącza, tam mogłem troszkę pokręcić na nartach.

– Niespełna rok temu po Zimowym Maratonie Bieszczadzkim w końcu stycznia powiedziałeś mi, że na czas zimy kompletnie przestajesz biegać, liczą się dla Ciebie tylko narty. Teraz też tak będzie?

– Tak było rzeczywiście, przez całą zimę nie trenowałem biegania, wystartowałem tylko w 2-3 biegach, a resztę czasu spędziłem na nartach. I top było dobre: nogi odpoczęły od biegania, nie było wprawdzie początkowo szybkości, ale za to wytrzymałość z „biegówek” miała przełożenie na późniejszą formę biegową.

– Polecasz zatem biegaczom-amatorom narciarstwo biegowe jako trening uzupełniający w okresie zimowym?

– Jak najbardziej. Narciarstwo jest sportem słusznym, bo uzupełnia nie tylko wytrzymałość, ale i sprawność ogólną, wzmacnia siłowo górne partie ciała, obręcz barkową, ramiona, cały korpus. A jednocześnie jest odciążeniem dla nóg, katowanych przez resztę roku na treningach i startach biegowych. Nogi odpoczywają, a góra już pracuje – narciarstwo biegowe to bardzo fajne, godne polecenia uzupełnienie treningu biegacza.

– Pół żartem, pół serio pomyślałem sobie, że to wzmocnienie górnych partii ciała bardzo by Ci się przydało w… tower runningu, czyli biegach po schodach. To jeszcze w Twojej karierze nie było grane!

– Próbowałem w sportowym życiu bardzo różnych rzeczy, był przecież jeszcze także nordic walking, nartorolki, czyli letnie narciarstwo biegowe, w których 2 razy zdobyłem Puchar Polski, ale schody? O, nie! To na pewno nie dla mnie! Za krótki czas trwania wysiłku, nie namówisz mnie. Schody odpadają!

– Wspomniałeś wcześniej o gromadce dzieci, którymi się szczycisz. Jesteś znany z tego, że na większości zawodów pojawiasz się ze swoim stadkiem, które jest tak żywe, że błyskawicznie opanowuje „przestrzeń publiczną”, a potem staje z Tobą na podium i odbiera nagrody dla taty.

– Nie tylko dla taty, swoje również! Mam czwóreczkę dzieci, ale najstarszego syna już ze sobą nie zabieram, jest prawie taki jak ja i byśmy się razem na podium nie zmieścili (śmiech). Trenujemy sobie, sami też startują w konkurencjach dla dzieci, których nie brakuje teraz na „dorosłych” imprezach. Razem wyjeżdżamy, aktywnie wypoczywamy, mają od taty „zaszczepienie” i garną się do sportu.

– A nazwisko „Faron” coraz częściej pojawia się na czołowych miejscach, nie tylko z imieniem „Robert”.

– Pojawia się, ale jeszcze za wcześnie, żeby chwalić, niech pracują, czerpią z tego radość i rozwijają się harmonijnie. To jest najważniejsze.

– Ale powiedz nam o nich coś więcej, proszę…

– Wszystkie moje dzieci biegają. Najmłodsza, 7-letnia Helenka właśnie wygrała ostatni bieg sezonu. Tomuś ma 8 lat, a Szymon 9 i też już zwyciężył w kilku biegach. Najstarszy, Bartłomiej, jest 14-latkiem i jest teraz na etapie przejścia z biegania do sportów walki, które zresztą ja też kiedyś uprawiałem. Bardziej się garnie do karate niż do sportów wytrzymałościowych.

– Widać, że sport to w rodzinie Faronów jedna z najistotniejszych rzeczy.

– Nie da się ukryć, a jeszcze nie powiedziałem o moim Tacie, który przechodzi do kategorii wiekowej 70+ i tam wszystkim pokaże! (śmiech).Właśnie wygrał tę klasyfikację w Pucharze Polski w biegach narciarskich w Kościelisku!

– W takim razie wszystkim Faronom, od najstarszego Dziadka Piotra do najmłodszej Helenki, życzymy w roku 2019 samych sukcesów!

– Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że się spełni. Milo było porozmawiać, choć… mam wrażenie, że chyba za bardzo się chwaliłem (śmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski



100 dni do mistrzostw świata weteranów w Toruniu! W programie 2x cross, "dycha" i półmaraton! [ZAPISY]

$
0
0

Wielkimi krokami zbliżają się 8. Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce Masters, które odbędą się w Toruniu 24-30. marca przyszłego roku. Już wiadomo, że na starcie stanie szeroka plejada gwiazd „lekkiej”. Podczas piątkowej konferencji prasowej omówiono stan przygotowań do imprezy.

Pod koniec marca w Toruniu do rywalizacji staną około 4 tysiące sportowców z blisko stu krajów położonych na sześciu kontynentach. Statystycznie zakłada się, że jeden sportowiec weźmie udział w dwóch konkurencjach, tak więc organizatorzy liczą na około 8 tysięcy osobostartów!

To będzie dla nas szczególne wydarzenie, gdyż imprezy typowo sportowej z udziałem tak wielkiej ilości uczestników Toruń jeszcze nigdy nie gościł – stwierdziła w trakcie konferencji prasowej Mariola Soczyńska, Dyrektor Wydziału Sportu i Rekreacji Urzędu Miasta Torunia.

Większość konkurencji w ramach 8. World Masters Athletics Championsips Indoor odbędzie się w Arenie Toruń. Choć czempionat z założenia ma charakter halowy, to jednak w jego ramach odbędą się też konkurencje na stadionie (rzut młotem, oszczepem i dyskiem), cross na dystansie 6 i 8 kilometrów, a także chód uliczny na 10 km, bieg na 10 km i półmaraton, którego trasa będzie wiodła ulicami Torunia.

Jak w trakcie konferencji zapewnili przedstawiciele organizatorów, czyli Miasta Torunia i Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Masters, przygotowania do mistrzostw idą bardzo sprawnie.

Przed tygodniem był tu wiceprezydent światowej federacji masters, Brian Keaveney, który stwierdził, że jak na tak długi okres przed zawodami, to stan naszych przygotowań jest już na tyle zadowalający, że on uważa, iż będą to najlepsze mistrzostwa świata w historii – podkreślał Wacław Krankowski, Prezes PZLAM.

O jakość organizacji WMACI 2019 jest też spokojny Wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, Sebastian Chmara, który również wziął udział w piątkowym spotkaniu. Przy okazji nawiązano również do innej wielkiej imprezy lekkoatletycznej, która zagości w toruńskiej Arenie – seniorskich mistrzostw Europy w 2021 roku.

Mistrza nie pyta się o jego formę, a wiemy, że Toruń jest mistrzem w zakresie organizacji imprez sportowych – mówił były utytułowany wieloboista. - Miasto pokazało klasę w przypadku wielu wydarzeń i nie mamy wątpliwości, że doskonale poradzi sobie też z tymi dwoma wyzwaniami.

Sebastian Chmara będzie jednym z kilkudziesięciu olimpijczyków, którzy wezmą udział w sportowej rywalizacji w ramach marcowego czempionatu. Swój start poza utytułowanym bydgoszczaninem zapowiedziały takie tuzy polskiego sportu, jak choćby: Robert Korzeniowski, Tomasz Majewski, Władysław Kozakiewicz, Urszula Kielan, Ludwika Chewińska, Genowefa Patla, Anna Jakubczak, Janusz Trzepizur, Rafał Fedaczyński i wielu, wielu innych. Aktualnie na listach startowych jest już niemal 500 zawodników, z czego ponad setka Polaków. Organizatorzy czempionatu liczą jednak, że polska kadra ostatecznie będzie liczyła blisko tysiąc osób i powalczy o zwycięstwo w klasyfikacji medalowej.

- Jestem przekonany, że jeszcze wielu polskich lekkoatletów, jak ten czas zgłoszeń będzie dobiegał końca, gremialnie ruszy do zapisów i zawodnicy ci będą starali się dołączyć do naszej reprezentacji – podkreślał Sebastian Chmara. - Wierzę w to, że marzenia organizatorów się spełnią i ta reprezentacja będzie bardzo liczna i mocna.

Co warte podkreślenia, do walki u boku mistrzów może stanąć praktycznie każdy, kto spełnia kryterium wieku (ukończone min. 35 lat) i komu pozwala na to stan jego zdrowia (decyduje wyłącznie oświadczenie uczestnika). Klasy sportowe i minima nie są wymagane.

Rejestracja trwa do 29. stycznia. Formularz online dostępny jest TUTAJ.

Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli: Witold Bańka (Minister Sportu i Turystyki), Andrzej Kraśnicki (Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego), Henryk Olszewski (Prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki), Piotr Całbecki (Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego), Michał Zaleski (Prezydent Miasta Torunia). Fundacja "Festiwal Biegów" jest jednym z partnerów imprezy - bezpłatne pakiety startowe na bieg na 10 km otrzymali złoci medaliści Mistrzostw Polski Masters w biegu ulicznym na 10 km, rozegrane we wrześniu w Krynicy-Zdroju w ramach Życiowej Dziesiątki 9. TAURON Festiwalu Biegowego. 

Więcej informacji na temat mistrzostw wydarzenia na oficjalnej stronie internetowej mistrzostw https://wmaci2019.com, stronie związku https://www.pzlam.pl, a także na fanpage'ach WMACI2019 i PZLAM w serwisie społecznościowym Facebook.

Tomasz Niejadlik, PZLAM

Fot.: Krzysztof Szmit


12 000 km w USA i Kanadzie. Francuz ma nowy pomysł

$
0
0

Znany z łam naszego serwisu Patrick Malandain ogłosił właśnie nowy projekt. Chce przebiec naprawdę spory dystans.

Francuski ultramaratończyk ma na koncie niejeden rekord. W 2016 r. przebiegł Francję, ustanawiając przy okazji rekord pokonania 10 000 km w 100 dni, a precyzyjniej - w 99 dni, 4 godziny i 12 minut. Trzy lata wcześniej pobiegł dookoła Australii. Teraz chce dokonać rzeczy, której nikt jeszcze przed nim nie zrobił. Zamierza przebiec ok. 12 000 km, łącząc trasą dwa kraje.

Rozpocznie 18 maja 2019 r. w Nowym Jorku. W pierwszej części projektu pokona 4935 km, przemierzając Amerykę przez 11 stanów, aż do Los Angeles. Po USA przeniesie się do Kanady i tam przebiegnie kolejne 5806 km - z Vancouver do Halifax. Wszystko to zamierza zrobić w możliwie najkrótszym czasie, dlatego, zgodnie z planem, będzie w biegu codziennie. Pod koniec każdego dnia będzie miał w nogach od 16 do 18 godzin aktywności. Wsparcie logistyczne zapewni mu żona i syn.

Bez względu na ostateczny rezultat próby, Patrick Malandain będzie najszybszy - nikt nie przebiegł jeszcze przez Kanadę i USA w jednym podejściu. W 2011 r. podobny pomysł przyszedł do głowy Achimowi Heukemesowi, jednak Niemiec miał nieco inne założenia. Wyruszył z Nowego Jorku, pokonał 6 000km na rowerze, a potem 5000 km biegiem. Z częścią biegową uporał się w 79 dni. Niedawno Pete Kostelnick przebiegł 8000 km z Alaski na Florydę w 97 dni, 6 godzin i 57 minut. Oba te te biegi odbywały się po innych trasach niż te, które planuje ambitny Francuz.

Niestety nie wiemy jak Malandain biegał do tej pory w Kanadzie, ale część amerykańską - w kierunku z Los Angeles do Nowego Jorku - zrobił już w 2011 r. Zajęło mu to 70 dni. Do dzisiaj pozostaje najlepszym francuskim wynikiem tego wyzwania.

Strona francuskiego biegacza: TUTAJ

IB


Koniec lodowej epopei! Piotr Suchenia i inni maratończycy wyrwani Antarktydzie!

$
0
0

Koniec lodowej epopei! Piotr Suchenia, Marcin Asłanowicz, Alan Tomasz Kowalczyk i Tomasz Maślanka, a także 51 biegaczy z innych krajów, wreszcie szczęśliwie opuścili Antarktydę i wylądowali w Chile. Skończyły się nerwy, skończył się stres oczekujących rodzin!

Zawodnicy przebywali na Biegunie Południowym od ubiegłego wtorku. W czwartek rozegrali słynny Antarctic Ice Marathon, który zakończył się spektakularnym triumfem Piotra Sucheni.

Piotr Suchenia bezkonkurencyjny na obu biegunach! Polak zdominował Antarctic Ice Marathon!

Dzień później  biegacze mieli opuścić krainę śniegu i lodu. I wtedy się zaczęło. Burze śnieżne i wichury dzień po dniu uniemożliwiały albo start samolotu po maratończyków z Punta Arenas w południowym Chile, albo jego lądowanie na Antarktydzie. Prognozy nie dawały powodów do optymizmu, organizatorzy mówili nawet, że biegacze nie wrócą być może do świąt Bożego Narodzenia!

O perypetiach Piotra Sucheni i pozostałych biegaczy informowaliśmy na bieżąco.

W szponach śniegu i wiatru. Piotr Suchenia i inni maratończycy uwięzieni na Antarktydzie

Dziś w nocy żona Piotra, Iwona Suchenia poinformowała nas, że pogoda w obu lokalizacjach na krótko się poprawiła i samolot wyruszył z Punta Arenas. Zabrał z Antarktydy biegaczy i jak najszybciej ruszył w lot powrotny. Kilkanaście minut po godzinie 9 czasu polskiego szczęśliwie wylądował w Chile. Maratończycy są zdrowi i wreszcie bezpieczni!

Czekamy na kontakt z Piotrem Suchenią, jak tylko będzie możliwy opublikujemy rozmowę z nim, poznamy wreszcie szczegóły przedłużonego ponad miarę pobytu na Antarktydzie i dowiemy się, czy była to „fajna przygoda”, jak niektórzy sugerują, czy też trudna, niebezpieczna sytuacja.

Piotr Falkowski


39. Półmaraton Wiązowski - ruszyły zapisy

$
0
0

Niespełna 70 dni przed imprezą, ruszyły zapisy na najstarszy polski bieg długodystansowy, rozgrywany na przełomie lutego i marca półmaraton w podwarszawskiej Wiązownie. Najbliższy odbędzie się 24 lutego 2019 r.

Biegu organizowanego od początku lat 80 nie lubi prawie nikt. W Wiązownie jest zwykle zimno i niemal zawsze wieje, dziwnym trafem, choć trasa prowadzi w tę i z powrotem, wiatr cały czas dmie w twarz. A jednak… do miejscowości położonej nieopodal trasy Warszawa-Lublin biegacze zjeżdżają tłumnie. Powód jest jeden, za to konkretny: „połówka” w Wiązownie jest idealnym sprawdzianem pierwszych efektów zimowych przygotowań do kwietniowego czy majowego maratonu.

39 Półmaraton w Wiązownie odbędzie się na dotychczasowej, dobrze znanej od lat biegaczom trasie i na tych samych co ostatnio zasadach. – Nowości szykujemy na przyszły rok, na jubileuszową, 40 imprezę – powiedziała nam Lidia Piotrowska z biura organizacyjnego.

Trasa zatem, atestowana przez PZLA, prowadzi przez gminne miejscowości, z Wiązowny przez Żanęcin, Dziechciniec, Malcanów, Lipowo, Gliniankę (tu nawrót) i z powrotem do Wiazowny.

Co ważne – nie ma limitu liczby uczestników, wystartować może każdy, kto w dniu półmaratonu ukończy 16 lat. Osoby niepełnosprawne mogą korzystać wyłącznie z wózków z napędem bezpośrednim, bez przekładni.

Zgłoszenie elektroniczne są przyjmowane do 13 lutego 2019 r.. Potem można będzie zapisać się jeszcze w dniu imprezy, 24 lutego w Biurze Zawodów.

Link do zapisów znajdziecie TUTAJ

Podstawowa opłata startowa, do 15 stycznia 2019 r., wynosi 50 PLN (pakiet z koszulką 60 PLN).

Potem wpisowe rośnie, a wykupić będzie można jedynie pakiet bez koszulki::

  • do 13 lutego 2019 r.  – za 70 PLN,
  • a w dniu zawodów  – za 100 PLN.

Każdy, kto ukończy półmaraton, otrzyma na mecie pamiątkowy medal, pierwszy w cyklu Grand Prix Traktu Brzeskiego, do którego należy od kilku lat Półmaraton Wiązowski.

Dla najlepszych kobiet i mężczyzn (miejsca 1-3) przygotowano nagrody finansowe w wysokości 1800, 1300 i 760 PLN.

Jak mówi regulamin, dostępny na stronie biegu, warunkiem otrzymania nagród jest „ukończenie PW i – w przypadku przeprowadzenia kontroli antydopingowej - negatywny wynik tejże”.

Biegowi głównemu na dystansie 21,097 km będzie towarzyszyła tradycyjnie rywalizacja na krótszych dystansach: w Wiązowskiej 5 oraz biegach dla dzieci i młodzieży: Małym Półmaratonie i Małym Ćwierćmaratonie, a także Biegu Krasnoludków. Na ten ostatni (dla 7-latków i młodszych) zapisać się można tylko w dniu imprezy, na pozostałe – rejestracja jest prowadzona elektronicznie.

Piotr Falkowski


Na Wieżę Eiffla po raz piąty. Polacy w elicie

$
0
0

Zwiedzanie Wieża Eiffla to obowiązkowy punkt wszystkich paryskich wycieczek. Już po raz piąty ze słynną konstrukcję zmierzą się też biegacze i biegaczki. Wszystko w ramach imprezy La Verticale de la Tour Eiffel. Właśnie opublikowano skład elity na edycję 2019. Nie zabrakło w niej Polaków.

1665 stopni - tyle do pokonania mają pokonania uczestnicy Biegu na Wieżę Eiffla, jednej z najciekawszych imprez towerrunningowych w Europie i na świecie. Dla porównania, Bieg na Szczyt Rondo 1 w Warszawie to tylko 836 schody.

W stolicy Francji pobiegnie wąska grupa uczestników. Stawkę 130 osób stanowić będzie 40 zawodników elity, 10 osób z dzikimi karatami i 80 szczęśliwców, którzy walczyli o start w loterii.

Faworytem numer jeden zawodów jest Piotr Łobodziński, który wygrał wszystkie dotychczasowe edycje imprezy. Przez wielu Polak został obwołany Królem Paryża w bieganiu, tak jak Neymar - gwiazda drużyny Paris Saint Germain – jest nim w piłce nożnej. W 2016 roku zwycięstwo Łobodzińskiemu dał czas 7:48.77, który do dziś jest rekordem trasy.

Na starcie stanie też Mateusz Marunowski z Jaworzna – 30. zawodnik tegorocznych mistrzostw świata w Tajpej. Zawodnik w tym roku był piąty we Wrocławiu podczas Sky Tower Run i siódmy podczas wspomnianego Biegu na Szczyt Rondo 1.

Wśród pań o wysokie miejsce walczyć będzie ponownie „góralka” Dominika Wiśniewska-Ulfik. Rok temu Zabrzanka zajęła wysokie trzecie miejsce - najlepsze w historii jej występów w Paryżu. Teraz też pewnie będzie chciała co najmniej powtórzyć tamten sukces. Na MŚ w Chinach Dominika była blisko podium, zajmując ostatecznie czwarte miejsce.

W rywalizacji weźmie też udział znana z biegów na orientację Iwona Wicha. Żona Piorra Łobodzińskiego również chętnie startuje na schodach - w 2016 r. zdobyła srebro ME. Na MŚ w Taipei była siódma. Będzie to pierwszy start Iwony na Wieży Eiffela.

Jest szansa, że Biegu na Wieżę Eiflla weźmie udział więcej Polaków. W tym roku z loterii dostała się warszawianka Zuzzana Kielak. Pobiegła znakomicie, zamykając top 10 rywalizacji kobiet.

Bieg na Wieżę Eiffla rozegrany zostanie 13 marca. Start o godzinie 20.

RZ


Koszulki rozdane. Grand Prix Tychów już na mecie

$
0
0

W ostatnią niedzielę dobiegł końca jedenasty już sezon tyskiego Grand Prix. W 2018 roku panie biegały 5 km a Panowie 10km. Wystartowało ponad 300 zawodników.

Niedzielny poranek przywitał biegaczy lekkim mrozem, który nie przeszkadza w bieganiu. Zapisy w biurze zawodów trwały do ostatniej chwili. O godz. 10 blisko 90 osób wyruszyło na dobrze znaną sobie trasę.

Galeria zdjęć – TUTAJ

Tyskie Grand Prix ma grupę wiernych uczestników, do których z pewnością zaliczyć można grupę uczniów Zespołu Szkół im. Gałczyńskiego. Uczniowie już od 6 lat, pod opieką swojego nauczyciela i wychowawcy Dariusza Ficyka, przyjeżdżają do Tychów z Bielska Białej, w sile do 8 chętnych na każdy start.

Bieganie w Tychach upodobał sobie także Bogusław Opryszek z grupy biegowej ITMBW Kraków. Przyjeżdżał tu z kolegami na wszystkie sześć startów! Sam wszystkie wygrał w swojej kategorii, gromadząc komplet 600 punktów. Zapytany dlaczego przyjeżdża do Tychów powiedział, że podoba mu się szybka płaska trasa, przygotowanie i organizacja.

W sumie trzem zawodnikom udało się zgromadzić komplet 600 punktów. Oprócz wspomnianego Krakowianina, były to Aleksandra Chochorowska oraz Marek Pawlak.

Zwyciężczynią jednej z kategorii kobiet została Ewelina Majewska, tyszanka, która, jak powiedziała po biegu, nie wyobraża sobie opuszczania startów w swoim mieście. Niezależnie od pogody, zawsze startuje.

Kolejną zwyciężczynią swojej kategorii jest Teresa Sztukator, dla której kolejny rok z Grand Prix przyniósł lepsze wyniki. Jest bardzo zadowolona ze swojego biegania w 2018 r.

Każdy kto ukończył 4 biegi cyklu otrzymał pamiątkową koszulką.

Organizatorami Grand Prix Tychów są Stowarzyszenie Promocji Lekkiej Atletyki oraz MOSiR Tychy, przy pomocy biegaczy z grupy 40-latek Tychy. Zapytałem Leszka Śliwę z MOSiRujak ocenia tegoroczne zmagania. Powiedział, że jest zadowolony z frekwencji i dołoży wszelkich starań by 12 edycja zgromadziła na starcie równie wielu zawodniczek i zawodników.

Wychodząc naprzeciw sugestiom zawodników, w przyszłym roku będzie można startować bez ograniczeń płci na obu dystansach. Niemniej pierwszy start zdeterminuje kolejne – jeśli wybierzemy 5 km, będziemy musili trzymać się tego planu aż do finałowego biegu.

Mirosław Bortel, Ambasador Festiwalu Biegów


Znamy trasę kolejnej edycji DOZ Maratonu ŁÓDŹ [WIDEO]

$
0
0

7 kwietnia odbędzie się kolejna edycja DOZ Maratonu Łódź. Według organizatorów magnesem, który ma przyciągnąć większą liczbę uczestników, będzie nowa, zmodyfikowana trasa, oparta o najbardziej atrakcyjne miejsca na mapie miasta.

Według nowych wykonawców maratonu, przygotowania do kwietniowej imprezy przebiegają zgodnie z planem. W porównaniu do poprzednich lat, bardzo szybko udało się przygotować plan trasy, a następnie uzyskać zgody wszystkich służ miejskich. To oznacza, że na blisko 3,5 miesiąca do maratonu znany jest przebieg trasy.

Nowy dyrektor zawodów, Jacek Chmiel, przekonuje, że będzie ona bardzo atrakcyjna i wręcz rewolucyjna.

– Trasa DOZ Maraton Łódź jest odmienna od tej, którą w poprzednich edycjach proponowano maratończykom. Przede wszystkim jest ona ułożona w konfiguracji wschód-zachód, co powoduje, że jest bardziej płaska, a przy tym jej druga część jest zdecydowanie ze spadkiem w kierunku mety, co widać na profilu. Nowością jest też to, że zawodnicy nie tylko w pierwszej części dystansu odwiedzą centrum miasta. Będą do niego wracać i dopiero po 33 kilometrze znajdą się na ostatnim odcinku przebiegającym wokół Parku Zdrowie. Meta jak zwykle usytuowana jest w Atlas Arenie a start w jej okolicy - przy ulicy Bandurskiego. Uczestnicy królewskiego dystansu będą też mogli biegnąc, poznać nową infrastrukturę i przestrzenie zmieniającej się z dnia na dzień Łodzi – mówi Chmiel.

Nowa trasa została też przygotowana dla uczestników biegu towarzyszącego na dystansie 10 km. Będzie przebiegała przez ścisłe centrum miasta i podobnie jak w przypadku maratonu, zawodnicy zawitają do Rynku Manufaktury oraz pobiegną ulicą Piotrkowską.

Start wspólny obu dystansów o godzinie 9.00 - 7 kwietnia.

Do końca grudnia wpisowe na maraton wynosi 89 złotych. Po Nowym Roku udział w biegu maratońskim będzie kosztował 100 zł. – Na liście startowej widnieją nazwiska blisko tysiąca osób. Chcielibyśmy, by ta liczba była co najmniej dwukrotnie wyższa – zaznacza Robert Blesiński, odpowiedzialny za promocję wydarzenia. Dodaje, że na uczestników DOZ Maratonu Łódź czeka bardzo atrakcyjny pakiet, zniżki do muzeów, darmowa komunikacja miejska i bogata baza hotelowa.

Organizatorzy zachęcają również do udziału w sztafetach, targach Expo w dniach 5-7 kwietnia oraz najmłodszych biegaczy (Kids Run – 6 kwietnia).

KW


Wystartowały zapisy na 7. ORLEN Warsaw Marathon. Znamy też nagrody

$
0
0

Zapisy do przyszłorocznego Orlen Warsaw Marathon pojawiły się niczym gwiazdkowy prezent. Uczestnicy mogą się rejestrować już do biegu głównego oraz towarzyszącej „dychy”.

W maratonie limit uczestników wynosi 7 000 uczestników. Zgłoszenia drogą internetową będą przyjmowane do 31 marca 2019 roku. Prawo bezpłatnego startu mają m.in. osoby powyżej 70. roku życia, osoby niepełnosprawne oraz zawodnicy posiadający aktualną II klasę sportową.

Uczestnicy mają do wyboru trzy rodzaje pakietów – „Podstawowy” w kwocie 62 zł., „Standard” - zaczynający się się od 90 zł oraz „Premium” - od 104 zł. Wszystkie podane ceny obowiązują tylko do 31 grudnia. Oczywiście zawartość pakietów będzie różnić się między sobą.

Formularz rejestracji online: TUTAJ

Na zwycięzcę i zwyciężczyni Orlen Warsaw Marathon czeka nagroda w wysokości 60 000 złotych. Drugie miejsce wyceniono na 40 000 zł, a trzecia na 20 000 zł. Dziesiąte miejsce jest warte 1 000 zł. Dodatkowo mistrz Polski w maratonie mężczyzn otrzyma 10 000 zł. Nie zabraknie też nagród w kategoriach wiekowych i dla zawodników niepełnosprawnych, którzy również będą mieć tu swój wyścig. W tym roku kat. handbike rywalizować będzie na dystansie 10 km, a nie jak do tej pory półmaratonu.

Limit czasu na pokonanie trasy w biegu głównym ustalono na poziomie 5:30:00. Przesądzona wydaje się być zmiana trasy biegu. Jednym z powodów jest budowa Południowej Obwodnicy Warszawy. Obecnie nie funkcjonuje spory odcinek ścieżki przy ul. Przyczółkowskiej, którą biegli uczestnicy ubiegłorocznej imprezy.

W biegu na 10 km limit uczestników wynosi 10 000 osób. W przypadku tego dystansu uczestnicy mają do wyboru dwa rodzaje pakietów – „Podstawowy” w kwocie 55 zł oraz „Standard” - zaczynający się od 83 zł. Ceny te obowiązują tylko do 31 grudnia. Najdrożej wyceniono zgłoszenie w biurze zawodów - 149 zł.

Zwycięzcy biegu na 10 km otrzymają po 6 000 zł. Drugie miejsce wyceniono na 5 000 zł, a trzecie - na 4 000 zł. Top 10 zamyka nagroda w wysokości 1 000 zł.

„Narodowe Święto Bieganie” - jak nazywany jest przez organizatorów Orlen Warsaw Marathon, odbędzie się 14 kwietnia 2019 roku.

RZ

fot. mat. pras. achiwum

Ruszyła rejestracja na festiwal UTMB

$
0
0

Ruszyła rejestracja do biegów Festiwalu Ultra-Trail du Mont Blanc. Formularze są dostępne od dzisiaj dd 3 stycznia 2019 r. Do rejestracji trzeba się przygotować merytorycznie i wskazać biegi kwalifikacyjne, w których zgromadziło się wymaganą liczbę punktów.

W przypadku głównego 171-kilometrowego UTMB należało zebrać 15 pkt w maksymalnie trzech biegach, które odbyły się pomiędzy 1 stycznia 2017 a 31 grudnia 2018. Takie punkty można było zdobyć także na trasach polskich biegów, np. ukończenie festiwalowego Biegu 7 Dolin 100 km wzbogacało konto biegacza o 5 pkt ITRA / UTMB. Przy rejestracji na CCC i TDS wymagana liczba punktów to 8, OCC - 6 punktów.

Punkty to jednak za mało, by pobiec w Chamonix. Trzeba mieć jeszcze szczęście w losowaniu. Tylko 2300 zawodników znajdzie miejsce na liście startowej. W zeszłym roku na wyniki losowania czekało 5 575 chętnych.

Ominąć loterię mogą zawodnicy z elity, co oznacza posiadanie wymaganej liczby punktów ITRA. Bez losowania i bez opłaty mogą wystartować biegacze z więcej niż 870 punktami na koncie (np. Marcin Świerc, który już zgłosił się na listę startową głównego biegu imprezy). Biegaczki muszą mieć takich punktów więcej niż 770. Jeśli mieszczą się w granicy 100 punktów w dół od tych wartości, startują z gwarantowanym numerem startowym, jednak wnoszą wpisowe.

Podwójną szansę w losowaniu mają ci, którym zabrakło szczęścia przed rokiem. Zaś niewylosowani w 2018 i 2017 r., o ile tylko zebrali odpowiednie punkty i skorzystają z tego samego konta, mogą już szykować się do startu bez czekania na losowanie.

Rejestracja wymaga również wpłacenia 50 euro kartą kredytową. W przypadku niewylosowania, pieniądze wracają na konto. Wysokość całego wpisowego na główny bieg to 262 euro.

Rezultaty loterii będą znane 10 stycznia 2019. Tych, którzy nie znajdą się na liście startowej, a chcieliby pobiec ultramaraton na początku września, choćby po punkty ITRA / UTMB niezbędne w kolejnej edycji zapisów do słynnej francuskiej imprezy, zapraszamy do Krynicy-Zdroju. W Biegu 7 Dolin czy Runek Run nie obowiązują limity uczestników czy losowanie. Zapisy trwają TUTAJ

IB

Polka wygrywa pustynne ultra w Dubaju! We wrześniu "setka" w Krynicy-Zdroju. "Cieszyć się bieganiem tu i teraz" [ZDJĘCIA]

$
0
0

W miniony weekend w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zakończył się najdłuższy pustynny bieg ultra na świecie. Meraas Al Marmoom Ultramarathon odbywa się na trzech dystansach. Polka Anna Piasecka-Wszoła zatriumfowała na najkrótszym z nich, który wynosi… bagatela, 50 km. Druga zawodniczka dobiegła do mety ponad 50 minut po naszej reprezentantce a trzecia kolejną godzinę później.

Meraas Al Marmoom Ultramarathon odbywa się na dystansach 270, 100 oraz 50 km. Wszystkie trasy wiodą po pustynnych okolicach Dubaju a warunki są naprawdę trudne, zwłaszcza, jeśli uwzględnimy przeskok z polskich mrozów prosto w egzotyczne ciepło.

- Temperatura ponad 30 stopni na pustyni nie stanowiła dla mnie problemu, uwielbiam biegać w upale. Im wyższa temperatura, tym lepiej się czuję Byłam szczęśliwa, że mogłam wyjechać z zimnego klimatu i biegać w ciepełku – zdradziła nam Anna Piasecka-Wszoła. Jak przyznaje, nie miała wcześniej do czynienia z trasami tego typu

- Nie znałam kompletnie trasy, nie wiedziałam co mnie czeka. W piątek 14 grudnia zostałam odebrana z hotelu i przewieziona do bazy na pustyni, gdzie spędziłam noc a następnego dnia o 7 rano start. Na trasie okazało się, że to przeprawa po górach, tylko piaszczystych. Takich, które osuwają się pod nogami. Stopy wciąż ślizgają się, zjeżdżają , biodra inaczej pracują i bolą. Grząski piach powoduje, że nogi wpadają w miękkie podłoże – opisuje Anna. - Wieczorem w przeddzień startu miałam możliwość porozmawiać z zawodnikami z dystansu 270 km (bieg etapowy trwający 4 dni), którzy opowiadali jak jest na trasie, jaka jest technika biegowa na piasku i po wydmach, jak często pić i co ile przyjmować sole mineralne. Muszę przyznać, że te informacje były bezcenne.

Polka dobrze wykorzystała zdobytą wiedzę. Na metę dobiegła jako pierwsza z kobiet z czasem 6:55:55 i ponad 50 minutami przewagi nad drugą Serbką Radmilą Bakic (7:46:22). Trzecie miejsce zajęła reprezentantka RPA Marianne Gates, która do Piaseckiej straciła niemal dwie godziny (8:41:49). Wśród mężczyzn najszybszy był znany z Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdroju czy Wings for Life World Run Ukrainiec Evgenii Glyva (4:42:58). Podium dopełnili Marokańczyk Brahim Slimani (5:09:50) i jego rodak Mohammed Mira (5:13:30).

Na dwukrotnie dłuższym dystansie triumfowali Rosjanin Anton Kvashnevskiy (14:33:30) i Holenderka Harmke Westervelt (19:29:33). W czterodniowym etapowym biegu o długości 270 km zwyciężyli Marokańczyk Rachid El Mourabity (31:17:29) oraz Amerykanka polskiego pochodzenia Magdalena Boulet (37:27:59). Na podium stanęli też reprezentanci Francji, Australii i Iranu. Jak Polka znalazła się w tym międzynarodowym gronie?

- W tamtym roku wykupiłam lot na ferie zimowe, ale z przyczyn osobistych nie mogłam lecieć. Całe szczęście, że voucher mogłam wykorzystać na inny lot. W lipcu mój serdeczny przyjaciel Maciek znalazł w Internecie Al Marmoom Ultramaraton w Dubaju. Długo nie musiał mnie namawiać, szybka decyzja i bilet wykupiony. Doskonale wiedział, że uwielbiam upał i propozycja jest dla mnie idealna. 50 km po pustyni w słoneczku? Bajka! – opowiada biegaczka. - Oczywiście nigdy nie biegałam po pustyni, nie licząc maratonu w listopadzie zeszłego roku w Izraelu, ale to zupełnie inny bieg, teren i warunki.

Anna Piasecka-Wszoła, mimo krótkiego stażu biegowego ma już na swoim koncie kilka sukcesów. Dystanse, które wybiera, zdumiewają. W porównaniu z nimi 50 km wydaje się krótką przebieżką:

- Biegam od niedawna. W październiku minęły dwa lata. W dość szybkim czasie zaczęłam wydłużać dystanse i odnajdywać się w biegach ultra, które pokochałam. W pierwszą rocznicę swojego biegania przebiegłam 100 mil, biorąc udział w zawodach Szlakiem Orlich Gniazd, który ukończyłam na trzeciej pozycji wśród kobiet i jako 31. zawodnik open. W lipcu tego roku wystartowałam w DFBG i przebiegłam 240 km z czasem 40 h i 2 minuty pobijając rekord trasy z ubiegłych lat i zajmując 2. miejsce wśród kobiet a 13. miejsce open. Na drugą rocznicę biegową w październiku pobiegłam ŁUT 150 km w i tam z czasem 21h i 40 minut zajęłam 4. miejsce jako kobieta i 29 open.

Co planuje w 2019 roku? – Jestem już zapisana na Bieg 7 Dolin. Pobiegnę 100 km – zdradza. – W tym roku biegłam treningowo 34 km, muszę przyznać, że to bardzo fajnie zorganizowany festiwal. Bawiłam się super!

Tym razem start traktuje jako wyzwanie i okazję do zmierzenia się z samą sobą: – Ja nie umiem się ścigać, mam za małe doświadczenie biegowe. Żyję tak, aby nie oczekiwać, tylko cieszyć się tu i teraz. Pewnie będę miała jakiś cel związany z czasem, w którym pokonam trasę…

KM

74 km kenijskiej przygody Krzysztofa Drabika. Rekordu niby nie ma… a jest!

$
0
0

W sobotę najsłynniejszy polski barman Krzysztof Drabik podjął próbę ustanowienia rekordu w ciągłej żonglerce. Postanowił żonglować butelkami przez 100 km, które miał pokonać częściowo biegiem, częściowo marszem. Na miejsce akcji wybrał kenijską miejscowość Meru, bo cała akcja została zorganizowana, by pomóc Fundacji Furaha ratującej dzieci z porażeniem mózgowym. Nie udało się pokonać zakładanych 100 km, Drabik walkę zakończył na 74 km trasy, przegrywając z problemami z nadgarstkiem, wychłodzeniem organizmu i ogólnym zmęczeniem. Ale to tylko pozorna „przegrana”…

Jak sam mówi, celem akcji było zwrócenie uwagi na problem dzieci, które w kenijskim społeczeństwie często są uznawane za opętane i wyrzucane na sawannę, gdzie atakują je dzikie zwierzęta. Fundacja Furaha otacza opieką kilkadziesiąt dzieci w różnym wieku. Obecnie trwają starania o budowę kompleksowego ośrodka dla podopiecznych, liczy się więc każda wpłata. Dzięki szalonej akcji Polaka, którą transmitowano na żywo w kilkudziesięciu krajach miedzy innymi dzięki wsparciu sponsora firmy DuoLife i internautów, którzy udostępniali relację live, o wydarzeniu dowiedziały się tysiące ludzi. Na konto zaczęły spływać tak potrzebne środki.

A co z samym rekordem? Drabik założył sobie 100 km wcale nie dlatego, że poprzedni rekord wynosił niewiele mniej. Chciał w ten sposób uczcić setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. A sam rekord… nie istnieje. To znaczy nie istniał do soboty, bo Polak swoją bohaterską akcją go ustanowił. - Nie spotkałem się nigdy z tym, że ktoś biega czy chodzi żonglując przy tym butelkami a do tego robi jakieś trasy i rekordy – mówi Krzysztof. – Ja sam sobie ustalam granice i pobijam swoje rekordy.

To jego sposób na pomaganie. Krzysztof Drabik, wykorzystując popularność zdobytą w programie Mam Talent! założył Fundację Dzieciom Twój Rekord Pomaga. Od tej pory regularnie wymyśla kolejne abstrakcyjne rekordy, które ustanawia, by pomagać potrzebującym. Wszystkie są bardzo widowiskowe i przyciągają zainteresowanie mediów, metoda sprawdza się więc idealnie. Do tej pory Drabik pokonał polskie wybrzeże żonglując (420 km ze Świnoujścia do Gdańska w 19 dni), wszedł żonglując butelkami na 30. piętro Pałacu Kultury i Nauki oraz przebiegł Koronę Maratonów Polski nieprzerwanie żonglując. Ukończył też wiele innych biegów żonglując. Jako barman na koncie ma całą kolekcję tytułów mistrza Polski, Europy… a nawet Chin. Połączenie tego talentu z bieganiem stało się jego sposobem na pomaganie innym. Co jeszcze wymyśli?

Bicie rekordu w Kenii dobiegło końca, ale wciąż zbierane są środki na pomoc dzieciom z Fundacji Furaha. Koszt rehabilitacji dla jednego dziecka to tylko 10 zł. Ośrodek można wspierać wpłacając dowolną kwotę na polskie konto: GBS w Gorzowie Wielkopolskim. Nr. Konta: 67 8363 0004 0012 0678 2000 0003 z dopiskiem Furaha Center.

KM

Pobiegł przez miasto.. 2090 km! #EverySingleStreet

$
0
0

Starsi widzowie pamiętają zapewne serial kryminalny „Ulice San Francisco” z Michaelem Douglasem w roli głównej, pokazywany w Polsce w latach 90. Teraz z amerykańską metropolią zmierzył się… biegacz, Rickey Gates. Jego zadaniem było przemierzenie każdej ulicy, przecznicy oraz (nie)bezpiecznych zaułków.

Zawodnik grupy Suunto znany jest ze swoich niezwykłych projektów. W zeszłym roku przebiegł USA, bez wparcia, od Karoliny Południowej do Kalifornii. Teraz podjął się pokonania każdej ulicy rodzinnego miasta Wyzwanie zaczął 1 listopada i sukcesywnie odwiedzał kolejne jego fragmenty.

Gates w sumie pokonał blisko 2 090 km w ciągu 46 dni. Umowna „meta” znajdowała się na terenie dwóch najwyższych szczytów San Franscico – Twin Peaks, czyli geograficznym centrum miasta. Ostatniego dnia pokonał 37 km.

Na portalach społecznościowych biegacz dzielił się wrażeniami z tej niezwykłej podróży, wyglądającej na pozór normalnie. Wielu z nas przecież trenuje w okolicach miejsca zamieszkania, mija te same bloki, sklepy, alejki. Zwykle jednak są są to te same ulice. On dzięki bieganiu poznał każdy zakątek San Francisco i ludzi tam mieszkających. Nawet ten w najdalszych częściach miasta, co. widać na mapie.

Akcji „każda pojedyncza ulica” (#everysinglestreet) przyjęła się na portalach społecznościowych, a ludzie biegają w swoich rodzinnych miastach :

Jeśli ktoś chciałby się przyłączyć i mieszka np. w Warszawie, to czeka go nie lada wyzwanie. Według danych Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji, długość ulic w stolicy to aż 2 837 km., a jest ich ponad 5 100!

RZ


Ultra na świecie: Ultra w sercu Lwowa! Blisko, tanio i interesująco

$
0
0

Ukraińska stolica kultury, miasto porównywane do Krakowa i Pragi, cel weekendowych wycieczek Polaków. Lwów ma wiele twarzy i zwykle wzbudza intensywne uczucia: przy pierwszej wizycie albo pokocha się go na całe życie, albo znienawidzi. Wielu naszych rodaków podróżuje tam w poszukiwaniu polskich śladów, które widać na każdym kroku. Inni wybierają się na zakupy, po dobre jedzenie albo… do dentysty. Tanie jest wszystko, od produktów w sklepie, przez posiłki w dobrych restauracjach, po usługi, takie jak fryzjer czy kosmetyczka.

Od niedawna Lwów stał się atrakcyjny także dla polskich biegaczy, bo odbywa się tam półmaraton firmowany przez linie lotnicze Wizz Air. W maju na mapie ukraińskich imprez biegowych pojawi się nowa: Lviv Ultra Trail. Ciekawostką jest, że to ultra, które odbędzie się w samym sercu miasta. Dzięki temu mamy interesującą, punktowaną przez ITRA imprezą w zasięgu ręki – nie ma problemów ani z dojazdem, ani z noclegami.

Do wyboru są cztery trasy, od niemal rekreacyjnych 7 km, przez połówkę, maraton, po ultra na dystansie 70 km. Wszystkie biegi pozwolą zobaczyć zarówno miasto, jak i otaczające go tereny zielone i wzgórza. Ciekawostką jest, że jedno z tych wzgórz to tak zwany Wysoki Zamek (najkrótszy z biegów nosi nawet taką nazwę). Na górze od dawna nie ma już żadnego zamku a jej pierwotna nazwa to Kopiec Unii Lubelskiej. Wzniósł go Franciszek Smolka, by upamiętnić przymierze Polski z Litwą i Rusią z 12 sierpnia 1569. Przypomina Kopiec Kościuszki, niestety próżno szukać choć drobnej wzmianki o jego polskim pochodzeniu i nazwie.

TERMIN

Pierwsza edycja Lviv Ultra Trail odbędzie się 11.05.2019 r.

POGODA

Lwów leży na tyle blisko Polski, że nie odczujemy żadnych różnic klimatycznych. Średnia temperatura maja wynosi 13,5 stopnia, w upalnych latach sięga 19 stopni. Jedynie opady są nieco większe niż np. w Warszawie.

TRASA

Do wyboru mamy cztery trasy: ultra, maraton, półmaraton z niewielkim dodatkiem oraz lekkie 7 km. Wszystkie rozpoczynają się na lwowskim Rynku a kończą w skansenie Szewczenkowski gaj. Mimo startu i mety w centrum miasta, trasy są typowo trailowe i zostały poprowadzone po otaczających miasto wzgórzach i terenach zielonych.

VLT „Wielki Las Trail”

  • 70 km, +2400 m,
  • 3 pkt ITRA,
  • limit czasu 14 godzin,
  • 6 punktów odżywczych.

LTM „Lwów Trail Maraton”

  • 42 km, +1256 m,
  • 2 pkt. ITRA,
  • limit czasu 7 godzin,
  • 4 punkty odżywcze.

CST „Diable Skały Trail”

  • 23 km, +700 m,
  • 1 pkt. ITRA,
  • limit czasu 4 godziny,
  • 1 punkt odżywczy.

WZT „Wysoki Zamek Trail”

  • 7 km, +70 m,
  • limit czasu 1 h 20 min.

ZAPISY

Rejestracja ruszyła 1 grudnia na TEJ stronie. Najniższe opłaty startowe obowiązują do 1 lutego. Za dystans 70 km zapłacimy 850UAH (ok. 117PLN), od 2.02.2019 do 30.03.2019 900UAH (ok. 124PLN) a od 1.04.2019 do 5.05.2019 1100UAH (ok. 150PLN). Maraton to koszt 750UAH (ok. 103PLN), od 2.02.2019 do 30.03.2019 800UAH (ok. 105PLN) od 1.04.2019 do 5.05.2019 1000UAH (ok. 137PLN). Za biegi towarzyszące zapłacimy od 76 do 124 zł.

WYMAGANE DOKUMENTY

Paszport.

WYJAZD

Do Lwowa dojedziemy własnym samochodem lub koleją z Przemyśla. Ostatnio rośnie popularność tanich lotów, które są już dostępne z większości polskich lotnisk. Lot trwa od 55 minut (z Katowic) do 1,5 godziny (Olsztyn) a ceny biletów rozpoczynają się już od 39 zł. Jeśli trafimy na promocję, można je kupić nawet taniej.

KOSZTY POBYTU

W porównaniu z polskimi, ukraińskie ceny wydają się wręcz śmieszne. Za nocleg w lwowskim hostelu (o dobrej ocenie!) zapłacimy 16-20 zł. Prywatny pokój możemy wynająć za 30-40 zł a cały apartament z łazienką i kuchnią za 60-70 zł. Polskich turystów zaskoczą także ceny w lokalach gastronomicznych i sklepach. To jeden w niewielu kierunków, w które nie opłaca się zabierać ze sobą prowiantu, bo na miejscu jest po prostu taniej.

INNE BIEGI

Miesiąc później na Ukrainie odbędzie się Skole Ultra Trail, o którym pisaliśmy TUTAJ.

Strona Lviv Ultra Trail:http://ultratrail.lviv.run/en

KM

Radio Wrocław zaprasza na biegowe Walentynki. Zakochaj się w bieganiu!

$
0
0

Spotkamy się na ścieżce biegowej Radia Wrocław w Parku Zachodnim we Wrocławiu, 17 lutego 2019 o godz. 11.00.

W naszym biegu może wystartować każdy.

Ponieważ 14 lutego przypada święto zakochanych, osoby, które zdeklarują przy pobraniu numerów startowych, że chcą pobiec razem, otrzymają tasiemkę. Warunkiem zaliczenia biegu „w duecie”  jest dotarcie do mety z nieprzerwaną tasiemką. Każda para, której uda się ukończyć bieg razem, na mecie otrzyma dodatkową niespodziankę ufundowaną przez sponsora biegu.

Dodatkową atrakcją będzie konkurs na najciekawsze, najbardziej zaskakujące przebranie walentynkowe. Wybierzemy pięć kreacji, których autorzy zostaną uhonorowani nagrodami rzeczowymi.

Zawodnicy zostaną sklasyfikowani, w 3 kategoriach: generalnej kobiet, generalnej mężczyzn oraz kategorii par.

Najważniejsze informacje: 

Termin imprezy: 17.02.2019 (niedziela), start godz. 11.00

Trasa biegu głównego: wynosi 3800 m. Start znajduje się w miejscu oznaczonym jako „Start” Trasy Biegowej Radia Wrocław. Trasa będzie przebiegała po wyznaczonej i oznakowanej ścieżce.

Limit czasowy wynosi 30 min.

Limit uczestników: 250 osób bieg główny, 50 osób Bieg Krasnala

Zapisy (do 13.02.2019 lub do wyczerpania limitu opłaconych miejsc) na stronie internetowej biegamy.radiowroclaw.pl

Opłata startowa w Biegu Głównym wynosi 35 zł do 20.01.2019, 40 zł do 13.02.2019

Odbiór pakietów startowych w dniu zawodów, w biurze organizatora przy starcie biegu, czynnym od godz. 9.00

Zapisy TUTAJ

źródło: Radio Wrocław



Piotr Suchenia: "To była bardzo groźna przygoda. Ale będę tam wracał!" [WYWIAD]

$
0
0

W miniony czwartek Piotr Suchenia wygrał bezapelacyjnie Antarctic Ice Marathon na Biegunie Północnym. Euforia szybko jednak się skończyła, gdy okazało się, że z powodu nagłego pogorszenia pogody ekipa 55 biegaczy nie może opuścić śnieżnej krainy. Samolot, który miał po nich przylecieć z Chile, nie mógł wystartować z Punta Arenas, ani wylądować na Antarktydzie. Prognozy mówiły, że uczestnicy maratonu mogą pozostać na Biegunie nawet do Bożego Narodzenia.

Na szczęście, pojawiło się króciutkie "okno pogodowe" i we wtorek rano wszyscy szczęśliwie wylądowali w południowym Chile, wpadając w ramiona umierających z niepokoju najbliższych. Kilkanaście godzin po powrocie biegaczy do Chile, udało nam się porozmawiać z Piotrem Suchenią, zwycięzcą Antarctic Ice Marathonu i triumfatorem biegów maratońskich na obu biegunach (na Północnym wygrał w 2017 r.)

– Piotrze, co poczułeś, gdy dowiedziałeś się, że samolot wreszcie wyleciał po was z Punta Arenas? Wierzyleś, że za kilka godzin będziesz już z żoną, bezpieczny w Chile?

– Poczułem dużą ulgę, ale przez cały czas brałem tę wiadomość na chłodno. Pamiętałem, że w 2016 roku, 26 km przed przyziemieniem w Barneo Camp na Biegunie północnym, samolot został zawrócony do Longyearbyen. Teraz, mając na uwadze bardzo krótkie okno pogodowe na Antarktydzie i wiedząc, jak ma się zmienić pogoda, wolałem nie brać niczego za pewne. Dopóki nie odlecieliśmy z Union Glacier, dopóty nic dla mnie nie było pewne.

– Gdy wysiadłeś z autobusu na lotnisku w Punta Arenas, krzyknąłeś: „A gdzie jest śnieg?!” Tak szybko się za nim stęskniłeś?

– W Chile było +18 stopni! A tak poważnie, to bardziej rzuciłem to pytanie dla rozładowania napiętej sytuacji.

– Jak traktowałeś to, co działo się z Wami na Antarktydzie, dla Ciebie była to przygoda czy bardzo trudna sytuacja? Po kolejnej nieudanej próbie startu samolotu z Chile,  organizatorzy napisali na facebooku, że „kolejna noc na Antarktydzie pewna, przygoda trwa!”, z kolei komentarze Waszych rodzin, bliskich, przyjaciół wskazywały na ich duże zaniepokojenie, nerwy, stres, oni przeżywali dramat.

– To była przygoda. Może to zabrzmi egoistycznie, ale traktowałem wszystko jako wyprawę, przygodę i poznanie czegoś nowego. Poznanie nowego świata, tego jak zachowuje się organizm w kryzysowych sytuacjach i z takiej perspektywy na całą sytuację patrzyłem. Na pewno wyglądało to bardzo groźnie, nie tylko dla naszych bliskich, tak samo dla nas na Biegunie, ale nie czułem, żeby nasze życie było zagrożone, bo obóz był przygotowany przez doświadczoną załogę. Z drugiej jednak strony, to była Antarktyda…

– Bałeś się, czułeś zaniepokojony, niepewny o swój los? Były duże nerwy, czy też spokojnie czekałeś na poprawę pogody nie martwiąc się o nic?

– Generalnie, podchodzę do takich trudnych sytuacji na chłodno, bez paniki, na spokojnie. Jak nie mam na coś wpływu – a tu nie miałem żadnego - przyjmuję, że nie ma sensu się martwić i niepokoić, bo i tak nic podobnym zachowaniem nie ugram. Mogę tylko bezsensownie budować poziom stresu, co mi nie tylko w niczym nie pomoże, a wręcz może zaszkodzić.

– Sobotni komunikat organizatorów brzmiał: jeśli nie uda się wylecieć w poniedziałek, prognozy pogody są takie, że możecie zostać na Biegunie nawet do świąt Bożego Narodzenia? Jak na to zareagowaliście? Dopuszczaliście w ogóle do siebie taki rozwój wypadków?

– Brałem to pod uwagę, nawet jeszcze przed wylotem na maraton. Nie mówiłem o tym głośno, ale gdzieś z tyłu głowy miałem taką sytuację. W żartach między biegaczami też przewijały się takie komentarze, śmialiśmy się nawet, że będziemy śpiewali kolędy w różnych językach. To było jednak bardziej dla rozładowania napięcia, bo nikt nie chciał zostać tu na święta, chociaż… hasło „Boże Narodzenie na Antarktydzie” brzmi bardzo egzotycznie i ciekawie… (uśmiech).

– Po kilku dniach oczekiwania na poprawę pogody, organizatorzy poinformowalli, że wichura zniszczyła namioty. Iwona napisała wtedy: „Piotr jest cały i zdrowy, ale to nie jest już zabawa”. Rzeczywiście było tak groźnie?

– Tej nocy było naprawdę groźnie. Wieczorem przyszło nagłe załamanie pogody. Organizatorzy napisali na tablicy, żeby zabezpieczyć namioty, bo będzie wiało i nerwowo krzątali się po obozie zabezpieczając ruchome elementy. To nie wyglądało optymistycznie i tak też w rzeczywistości było. Pamiętam, że obudziłem się przed drugą w nocy i cały namiot „pracował”. Wszystko się ruszało, w pewnym momencie przewrócił się plastikowy stolik, który stał w środku. Nie było fajnie. Na zewnątrz nie było widać na metr. Mieszkam całe życie na północy, nad morzem, mogłem więc ocenić, że porywy wiatru osiągają nawet 90-100 km/h, a to jest sporo, szczególnie jak się siedzi w namiocie w środku Antarktydy, najbardziej wietrznego kontynentu na ziemi. Rano okazało się, że 13 namiotów zostało zniszczonych, kilka poleciało gdzieś „w świat”. To była naprawdę groźna sytuacja!

– W Antarctic Ice Marathonie startowali (oprócz Ciebie) jeszcze trzej Polacy: Marcin Asłanowicz, Alan Kowalczyk i Tomasz Maślanka. Znaliście się wcześniej? Jaki mieliście kontakt? Wspieraliście się jakoś szczególnie?

– Znałem jedynie Tomka, pomagałem mu w treningach. Z resztą chłopaków spotkaliśmy się pierwszy raz dopiero na miejscu. Wspieraliśmy się codziennie, gdyż przebywaliśmy ze sobą cały czas: na posiłkach, prelekcjach przygotowywanych przez organizatorów oraz na długich wieczornych rozmowach. Trzymaliśmy się razem, choć… cała międzynarodowa ekipa wspierała się bardzo mocno.

– A jak byliście zaopatrzeni w żywność na – nie wiadomo przecież jak długi – nadprogramowy pobyt na Antarktydzie?

– O żywność dbali organizatorzy, to na ich barkach spoczywało zapewnienie, żebyśmy mieli co jeść i pić. Dużym problemem było natomiast to, że kończył nam się zapas… ubrań! To powoli stawało się uciążliwe, gdyż nie mieliśmy możliwości prania ciuchów, a prysznic był dostępny tylko co 2-3 dni i to w określonych godzinach.

– Miałeś kontakt z czekającą w Chile żoną? Co jej mówiłeś?

– Kontakt mieliśmy przez telefon satelitarny, ale to jest dość droga sprawa, starałem się więc skupić tylko na niezbędnych i kluczowych komunikatach. Mówiłem Iwonie, żeby się nie martwiła, bo nie ma czym. Byłem cały, zdrowy, miałem (jeszcze) co jeść, martwiłem się tylko przebukowywaniem lotów i hoteli. To była jedyna stresogenna myśl, która krążyła po głowie.

– Jak spędzaliście czas oczekiwania w obozie na Antarktydzie? W jakich warunkach, co robiliście?

– Był czas na książki i długie rozmowy, a organizatorzy organizowali prelekcje na tematy antarktyczne i puszczali nam różne filmy. Z jednym lekko przesadzili: jeśli ktoś oglądał „Gniew oceanu” wie, co mam na myśli. Ja dodatkowo grałem na komórce w… węża, doszedłem do 372 poziomu! (śmiech).

– A jak tę trudną sytuację znosili inni maratończycy?

– Niektórzy zamykali się w namiotach i przychodzili tylko na posiłki, inni cały czas siedzieli w namiocie-kuchni, powstała również specjalna piosenka na melodię „No woman, no cry” Boba Marleya. Brzmi ona „No plane, no flight” i niebawem ujrzy światło dzienne. W takich sytuacjach człowiek staje się bardzo kreatywny.  Generalnie, staraliśmy się jak najwięcej żartować, nawet ustaliliśmy między sobą, kto jaką przygotuje potrawę na antarktyczną wigilię (śmiech).

– Jak teraz spędzicie najbliższe dni? Kiedy powrót do domu?

 

– Jesteśmy w Chile, w Punta Arenas. W czwartek lecimy do Santiago de Chile, a w sobotę wracamy do Polski.

 

– Czy perypetie na Antarktydzie wybiły ci już z głowy bieganie w takich niepewnych terenach? Co na to wszystko Twoja żona? Nie powiedziała: „Piotrze, to był ostatni raz!”

- Absolutnie nie! Kocham obcowanie z przyrodą, szczególnie w ciężkich, siermiężnych warunkach, a w mojej głowie naprawdę kłębią się niebezpieczne i dziwne pomysły, nie mam jednak czasu i środków, by je zrealizować. W tak trudnych warunkach doskonale widać, jak bardzo człowiek jest zależny od natury i jak, oderwany nagle od nowoczesnych technologii, potrafi się odnaleźć w niebezpiecznym świecie. Takie sytuacje dają do myślenia i odpowiadają na wiele pytań, których nigdy sami sobie byśmy nie zadali. A Iwona? Zna mnie doskonale i wie, że jak się na coś uprę, to będę do tego dążył. Wszystko musi być jednak przekalkulowane i racjonalnie przemyślane. Ryzyko trzeba eliminować do minimum, choć trzeba się z nim liczyć.

– To na koniec wreszcie o sporcie... Wygrałeś maraton w sposób bezapelacyjny. Opowiedz o rywalizacji na trasie.

– Plan na ten bieg był podobny, jak na Maraton Bieguna Północnego: strategia odwrotna od tej, którą przyjmuje się na ulicy. Tutaj dużą rolę odgrywa nawierzchnia, którą trzeba w jak najlepszy sposób wykorzystać. Trasa maratonu składała się z 4 pętli po sypkim i grząskim śniegu, który wciąż padał i padał, do tego na części trasy mocno wiało. Postanowiłem pobiec „mocno” pierwsze dwa okrążenia i wykorzystać jak najlepsze podłoże, do czasu, gdy nie będzie nadawało się do biegania ze względu na coraz głębszy i bardziej grząski śnieg. Po tych dwóch pętlach miałem zobaczyć, jaka będzie sytuacja na trasie i zastanowić się, czy mogę powoli odpuszczać, czy przeczekać trzecie koło i na czwartym znów zaatakować. Zaprocentowało doświadczenie z Bieguna Północnego. Jak postanowiłem tak, zrobiłem. Mocno pobiegłem dwa pierwsze okrążenia i wyrobiłem sobie tak dużą przewagę, że mogłem spokojnie, niezagrożony dobiec do mety na pierwszej pozycji. Bardzo natomiast zaskoczyło mnie na trasie suche powietrze. Antarktyda to pustynia, jak by to nie zabrzmiało, i to się czuje. Musiałem zatrzymywać się na punktach z wodą i pić znacznie więcej, niż podczas maratonu na Spitsbergenie czy ulicznych startów.

– Jakie masz teraz plany sportowe? Oba bieguny już podbiłeś, masz jeszcze coś do zrobienia w tych rejonach czy teraz pora na zmianę biegowych zainteresowań i przeniesiesz się np. na pustynie? Jakie teraz stawiasz przed sobą wyzwania?

– Z pustyni to ja właśnie wróciłem! (śmiech). Nadal chciałbym startować w mroźnych i zimnych imprezach, najlepiej poza kołem podbiegunowym. Tam czuję się doskonale i taki klimat mi odpowiada. Mam kilka „zimnych” pomysłów w głowie, ale muszą one spokojnie dojrzeć i urosnąć.

– Na pewno nie będę uciekał w tropiki. Do zaliczenia 7 kontynentów muszę wprawdzie pobiec jeszcze maraton w Afryce, ale na Saharę się nie wybieram. Na razie muszę odpocząć po długim maratońskim sezonie, podopinać tematy zawodowe i ułożyć sobie pracę na kolejny rok. To jest teraz priorytetem. Bieganie… może chwilę poczekać (uśmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski

Górski Styl - od bloga do ośrodka pobytowego dla biegaczy w Krynicy

$
0
0

„Znacie powiedzenie: Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? My wszystkiego nie rzuciliśmy, a zamiast w Bieszczady coraz częściej wpadamy do Krynicy-Zdroju” – pisali jakiś czas temu na facebooku Natalia Tomasiak i Przemysław Ząbecki. Kryniczanka, biegaczka górska i manager marek Salomon oraz Suunto w Polsce, prywatnie narzeczeństwo, kilka lat temu wymyślili sobie stworzyć w mateczniku Festiwalu Biegowego wyjątkowe miejsce dla biegaczy i miłośników aktywności fizycznej w Beskidzie Sądeckim. Z pomocą rodziny i przyjaciół dopięli celu.

Remont budynku, który należał do rodziny Natalii ruszył kilka miesięcy temu. – (…) cały proces szedł bardzo opornie, ale dzisiaj możemy powiedzieć, że budynek będzie „odpalony” na zbliżające się Święta – informują z nieskrywaną radością Natalia i Przemek.

W nowe miejsce włożyli serce i ogromną pracę fizyczną. – Zaczęliśmy w maju, nie patrząc na wzrastające z miesiąca na miesiąc ceny materiałów budowlanych czy usług. Szybko okazało się, że informacje o braku bezrobocia w naszym kraju są... prawdziwe. Wzięliśmy więc sprawy w swoje ręce, bo właśnie w tym chyba jesteśmy najlepsi. Dawno przekroczony budżet i niedotrzymanie pierwotnego terminu realizacji pomysłu nieco nami zachwiało, ale jeszcze bardziej zmobilizowało – wspominają gospodarze Górskiego Stylu, bo tak właśnie będzie się nazywać nowa miejscówka, od nazwy od bloga Natalii Tomasiak.

– Ostatnie tygodnie były szalenie trudne i naprawdę nie mieliśmy pojęcia czy damy radę dokończyć remont w tym roku. Co prawda kilka rzeczy przełożyliśmy na wiosnę, ale wymusiła to na nas pogoda. Udało się jednak nie zrezygnować z żadnego założenia, które przyjęliśmy przed remontem. Jeśli jesteśmy na coś zmuszeni, poczekać do wiosny, to nikt nie jest w stanie tego zauważyć – podkreślają Natalia z Przemkiem.

Górski Styl zlokalizowany jest na ul. Pułaskiego przy drodze na Tylicz, około 1,2 km od krynickiego deptaka. Do dyspozycji gości są tu 22 miejsca noclegowe w pokojach 1, 2 i 3-osobowych z pełnym węzłem sanitarnym i wifi, kuchnia i jadalnia, świetlica, salka do ćwiczeń, narciarnia / rowerownia oraz duży taras widokowy z sauną. To nie wszystko.

 

– Wychodząc na trasy biegowe, narciarskie czy rowerowe, będzie można wypróbować zegarki Suunto czy sprzęt outdorowy Salomona. Do dyspozycji będzie też sprzęt do regeneracji Compex - jeśli jesteś naszym gościem, korzystasz do woli! – podkreśla Przemek Ząbecki. Zaprasza uczestników Festiwalu Biegowego do Górskiego Stylu.

red.

fot. Archiwum prywatne Natalii Tomasiak i Przemysława Zabeckiego


Polscy ultrasi po medale? IAU opublikowało kalendarz imprez

$
0
0

Międzynarodowe Stowarzyszenie Ultrabiegaczy IAU jest już gotowe nie tylko z kalendarzem wydarzeń na przyszły rok, ale zapełnia datami zawodów okres najbliższych 5 lat!

Właśnie ogłoszono miejsce rozgrywania mistrzostw świata w biegu 24h w maju 2021 r. Odbędą się one w Timisoarze w Rumunii. To miejsce, dla Polaków okazało się szczęśliwe. Z tegorocznych mistrzostw Europy Patrycja Bereznowska wracała z tytułem mistrzyni Starego Kontynentu, Małgorzata Pazda-Pozorska zdobyła brązowy medal, a tuż za podium uplasowała się Monika Biegasiewicz. Polki wygrały również klasyfikację drużynową.

Złoto z Rumunii przywiózł także Andrzej Radzikowski.

W Rumunii, w miejscowości Brasow odbędą się także przyszłoroczne mistrzostwa świata na dystansie 50 km. Za nim to jednak nastąpi, 8 czerwca 2019 r., po zawodach w Mirandha da Corvo, poznamy mistrza świata w trailu, a w październiku przyszłego roku w Albi we Francji zostanie wyłoniony mistrz świata w biegu 24h. Także ta miejscowość przyniosła Polakom medale. Dwa lata temu Polki zostały tam drużynowym mistrzyniami Europy w biegu 24-godzinnym, a indywidualnie Patrycja Bereznowska zdobyła srebrny medal. Brąz należał tam do Agaty Matejczuk.

Nie wiadomo na razie gdzie odbędą się mistrzostwa Europy na 100 km, ale można już planować start w 2020 r. W roku olimpijskim biegacze spotkają się na mistrzostwach Europy 24h w okolicach włoskiej Werony, a zwycięzcę mistrzostw świata na dystansie 100k m poznamy w Winschoten, w Holandii.

IB


Udany "nieudany" sezon Katarzyny Golby. Niedosyt Krynicy

$
0
0

Koniec roku to czas podsumowań. O krótką analizę swoich dokonań poprosiliśmy m.in. Katarzynę Golbę– zwyciężczynię Krynickiej Pętli - biegu na 15 km TAURON Festiwalu Biegowego.

Jeszcze nie tak dawno Kasia była jedną z czołowych polskich chodziarek. Zdobywała srebrny medal MP na 20 km i złoto halowych MP na 3000m. W 2011 roku podczas Młodzieżowych Mistrzostw Europy zajmowała siódme miejsce. Dała jednak „chodu” z chodu.

W bieganiu nasza bohaterka i radzi sobie również doskonale, choć w rozmowie z nami przyznaje, że ten sezon mógł być lepszy.

W tym roku Kasia wygrała m.in. półmaraton w Katowicach, była też trzecia podczas Biegu Trzech Kopców w Krakowie. Wzięła też udział w MŚ i ME w biegach górskich oraz MŚ Skyrunning. Zawodniczka przygotowywała się też do startu w maratońskich MP, ale zrezygnowała z rywalizacji w Dębnie z powodu urazu.

- Z jednej strony jestem niezadowolona, bo nie był to dobry rok pod względem wyników i przygotowań, Z drugiej zaś dużo się nauczyłam i mogę wyciągnąć wiele wniosków. Zadebiutowałam na MŚ w Karpaczu, ale przez uraz pięt nie mogłam dać z siebie wszystkiego. Dlatego czuję duży niedosyty. Po pierwszym okrążeniu biegłam już z dużym bólem i chciałam tylko ukończyć bieg. Nie wyobrażałam sobie, żeby zejść z trasy – wspomina Katarzyna Golba.

Zawodniczka z Katowic startowała też w Krynicy-Zdroju, i to na kilku dystansach. W piątek wygrała wspomniane zmagania na 15 km, w sobotę razem z koleżankami zajęła czwarte miejsce w Sztafecie Deptaka, a w niedziele była trzecia zarówno podczas Runek Run na 22 km jak i w Biegu na Jaworzynę.

– Bieg na 15 km potraktowałam treningowo. Tempo nie było za szybkie, więc kontrolowałam sytuacje. Głównym celem był Runek Run. Stwierdziłem, że później jak będę miała siły, to pobiegnę na Jaworzynę, chociaż to już było duże cierpienie. Pamiętam, że na Runku była taka deszczowa pogoda i końcówkę biegłyśmy razem z Michaliną Mendecką. Na ostatnim zbiegu starałyśmy się już łapać krzaków i gałęzi, co tylko było pod ręką, żeby utrzymać się na nogach i zejść w całości… – wspomina nasza rozmówczyni, która na krynicki Festiwal miała jeszcze większy apetyt.

– Początkowo chciałam pobiec w Krynicy 34 km, ale ponieważ startowałam kilka dni później w MŚ Skyrunning w Szkocji, to po prostu nie mogłam pobiec. W regulaminie reprezentacji znalazł się zapis zakazujących startów w zawodach z dystansem powyżej 30 km i więcej w jednym biegu, na tydzień przed mistrzostw – żałuje Kasia.

21 grudnia biegaczka obchodzić będzie swoje… 18. urodziny. Jak nam powiedziała, najlepszym prezentem jaki może sobie sprawić, byłby debiut w maratonie poniżej 2:50:00 i ukończenie debiutanckiego biegu z zdrowiu. Ruszyła już z przygotowaniami do kolejnego sezonu.

– Mam nadzieję, że ten sezon będzie od A do Z taki, jak sobie zaplanuję, bez żadnych kontuzji. Chciałabym się sprawdzić w końcu w maratonie, a biegi górskie zostawię na drugą część sezonu. Główny cel na przyszły rok to Dębno. Tym razem musi się udać. Oczywiście wrócę do Krynicy-Zdroju. Mam swój plan, ale póki co nie chcę go zdradzać, żeby nie zapeszyć! – stwierdza nieco tajemniczo zawodniczka.

Czekamy zatem na wieści o maratońskim debiucie Kasi, a we wrześniu widzimy się ponownie na trasach jubileuszowego, 10. TAURON Festiwalu Biegowego. Kto się przyłączy?

RZ


„Bieganie uratowało mi życie”. Daje przykład i zaprasza na biegowe urodziny

$
0
0

Biegiem na 50 km swoje 50. urodziny planuje świętować Tomasz Celiński z Otwocka. Nie zabraknie oczywiście znajomych i tortu. Sam jubilat uśmiecha się pod nosem słysząc o tym, że są to nietypowe obchody. – Zamiast siedzieć i pić alkohol fajnie jest spotkać się gromadą i poruszać – mówi nam.

Jeszcze podczas swoich czterdziestych urodzin, Tomek nawet nie przypuszczał, że właśnie biegiem będzie celebrował kolejną dekadę na biegowych trasach. Przez ten czas zmieniło się wiele w jego życiu.

– Zawsze byłem związany z tańcem i rozrywką. Skończyłem animację kultury i choreografię. Przez kilka lat tańczyłem w zespole ludowym, zajmowałem się organizacją i prowadzeniem balów, festynów, turniejów tańca, pokazów. Takie życie mi odpowiadało. Ale może czasem trzeba trochę upaść, żeby wstać innym – wspomina Tomasz Celiński.

– Niestety kilka lat temu zmarła moja żona i zostałem sam z trójką małych dzieci. W sporcie znalazłem swego rodzaju wentyl, ale też mogłem dać dzieciakom przykład. Pewnie poza wiarą w Boga, właśnie bieganie uratowało mi życie. Teraz staram się być takim przykładem, że po różnych perypetiach życiowych można się jeszcze pozytywnie „zafiksować” , mieć cele i marzenia – podkreśla nasz rozmówca

Tomasz trenuje od ok. 9 lat. Pierwszy półmaraton ukończył w 2010 roku z czasem 1:48:15. W Otwocku stworzył amatorską grupę pn. ,,Tuptuś", w której trenują także biegacze niepełnosprawni intelektualnie. Jest nie tylko trenerem, ale też sędzią lekkiej atletyki oraz nordic walking. Od ponad roku prowadzi zajęcia z miłośnikami chodzenia z kijami.

Tylko w tym roku Tomasz ukończył kilka kilka maratonów czy półmaratonów - Jastrów, Warszawa, Łódź, Kalisz, Mosina, Osielsko, Zwierzyniec, Gałkowo – i kolejne 30 imprez biegowych i nordic walking z krótszymi dystansami. Potwierdza, że obydwie te dyscypliny świetnie się uzupełniają.

Energii może mu pozazdrościć wiele młodszych osób. – Każdy moment w życiu jest dobry, żeby zrobić jakiś bilans, ale nie warto żyć przeszłością. Dużo zależy od tego jak żyjesz, jacy ludzie są wokół Ciebie. Jeśli Twoje życie jest monotonne, odhaczasz kolejny dzień, to jest cieżko. Natomiast jak coś się dzieje, masz plany i marzeniu, to idziesz do przodu. Mnie mija właśnie 50 lat, ale czuje się jak 35-latek. Może większe refleksje przyjdą za jakiś czas… – uważa Tomasz.

Urodzinowy bieg, a w zasadzie trening, odbędzie się 29 grudnia. Start o godzinie 10 w okolicach kawiarni Le'cher przy ul. Matejki 9 w Otwocku. Na uczestników czeka gorąca zupa, herbata, napoje, a po biegu - tort.

– Trasa jest dopracowywana, bo nie chciałbym biegać za dużo po mieście. Przygotowuje dwie pętle, i w zależności od warunków pogodowych, będzie więcej lasu lub ścieżki rowerowej. Co ok. 5-7 km będzie punkt odżywczy. Jeśli ktoś nie może przebiec 50 km, to będzie mi miło jak pokona jedno czy dwa okrążenia. Jak dobiegnę, to zdmuchnę świeczki i razem zjemy tort – zaprasza jubilat, i to nie tylko znajomych.

RZ


Viewing all 13082 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>