Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

Katarzyna Solińska wygrywa Transgrancanaria Marathon!

$
0
0

Katarzyna Solińska, aktualna mistrzyni Biegu 7 Dolin na dystansie 64 km, nie miała sobie równych na Gran Canarii. Polka wygrała bieg na dystansie maratonu!

Rusza Transgrancanaria. Magda Łączak faworytką rundy UTWT

"Time to fly". Katarzyna Solińska zawodniczką teamu Hoka One One! Najpierw maraton TGC

Katarzyna objęła prowadzenie jeszcze przed pierwszym punktem kontrolnym. Równe, mocne tempo utrzymała do końca biegu. Linię mety przekroczyła z czasem 3:42:50.

Trudno uwierzyć, że ta zawodniczka biega w terenie dopiero od 2016 r. Wcześniej startowała na bieżni, pojawiała się na asfalcie, ale dopiero na trasach górskich i terenowych pokazała jak ogromny drzemie w niej talent. W ubiegłym roku, oprócz B7D-64, wygrała również m. in. DFBG na dystansie 68 km, ZUK i ŁUT-70. W tym roku stała też na podium 57-kilometrowego Trail La Corsa della Bora we Włoszech.

W przedstartowej rozmowie z naszym portalem Katarzyna Solińska deklarowała, że pobiegnie mocno i tak właśnie zrobiła. Nie dały jej rady hiszpańskie zawodniczki, które walczyły o miejsce w kadrze Hiszpanii na mistrzostwa świata. Za Polką na metę przybiegła zawodniczka z Barcelony Marta Molist (3:44:49). Podium pań uzupełniła niemiecka biegaczka Kerstin Engelmann-Pilger (3:47:11).

Wśród panów maraton TGC wygrał Hiszpan Pablo Villalobos Bazaga. czwarty zawodnik ubiegłorocznego OCC i 22 finiszer mistrzostw świata w trailu - na metę przybiegł z czasem 2:56:25, wyprzedzając rodaków: Antonia Martíneza Péreza (2:59:07) oraz Borję Fernandeza (3:01:05).

Na szóstym miejscu w rywalizacji mężczyzn przybiegł Kamil Leśniak, który do zwycięzcy miał 14 minut i 35 sekund straty. Biegacz Salco Garmin Teamu był najlepszym zawodnikiem spoza Hiszpanii.

IB



"Nie bronię tytułu. Chcę przyjemnie przebiec piękną trasę". Magdalena Łączak spokojna przed startem w Transgrancanaria-128

$
0
0

Magdalena Łączak to biegaczka równie znakomita, jak skromna. Choć należy do ścisłej światowej czołówki w górskim ultra, nigdy nie uważa się za faworytkę, nigdy nie „jedzie po wygraną”. Nawet jeśli staje na starcie Transgrancanaria-128 km jako zwyciężczyni sprzed roku i jedna z największych faworytek, mówi ze śmiechem: – Nie będę broniła tytułu. Nie chcę tak podchodzić do tych zawodów, z napinką i naciągniętą żyłką. To jest dla mnie bardzo fajny bieg, piękne góry i zamierzam po prostu przyjemnie przebiec tę trasę. Uwielbiam tutaj biegać! – mówi.

Cztery razy najlepsza w Krynicy, teraz pisze historię UTWT! Magda Łączak triumfuje w Transgrancanarii 2018!

Rywalizacja na głównym dystansie Transgrancanarii, należącym do cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour), zapowiada się pasjonująco. Magdalena będzie miała godne siebie rywalki. – Będzie komu "palić podeszwy" na trasie – ocenia polska biegaczka. – Startuje dużo mocnych dziewczyn. Przyleciały dobre Amerykanki (m. in. Kaytlyn Gerbn – red.) i Chinka Miao Yao (zwyciężczyni ubiegłorocznego Hong Kong 100 – red.). Na liście jest także Caroline Chaverot (liderka rankingu ITRA – red.), chociaż nie jestem pewna, czy Francuzka wystartuje, bo jakiś czas temu widziałam ją na facebooku o kulach, chyba jakiś zabieg sobie robiła. Więc nie wiem, czy taki długi bieg jest dla niej teraz dobry. Ale nie znam szczegółów - zastrzega.

Rusza Transgrancanaria 2019. Magda Łączak faworytką rundy UTWT

Magdzie zdrowie, na szczęście, dopisuje, chociaż ze śmiechem mówi: - Mnóstwo problemów zdrowotnych mi doskwiera, bo jak ma się tyle lat co ja, nie może być inaczej. Starość nie radość, młodość nie wieczność! Ale mówiąc poważnie, to nie jest źle, wszystko w miarę działa, mam nadzieję, że to będzie fajne bieganie.

Dobre zdrowie Magda zawdzięcza m. in. temu, że bardzo dba o regenerację, rozciąganie i rolowanie. Można to było ostatnio zobaczyć na jej profilu społecznościowym. – Zawsze przywiązywałam do tego wagę, ale teraz pierwszy raz pozwoliłam zrobić sobie zdjęcie. Dawniej podczas rolowania miałam bardzo „niewyjściowy” grymas twarzy, nad którym nie potrafiłam zapanować, dlatego nie pozwalałam się fotografować – śmieje się.  

Magdalena Łączak i jej siostra Patrycja są na Wyspach Kanaryjskich od środy ubiegłego tygodnia. Trochę dłużej niż zwykle i niż planowały tym razem. – To z powodu tanich linii lotniczych – mówi Magda. – Latają z Krakowa na Wyspy Kanaryjskie już nie w piątki, jak niegdyś, tylko w środy. Wylądować na Gran Canarii tydzień przed startem byłoby idealnie, ale już w środę – zdecydowanie za późno. Więc siłą rzeczy musiałyśmy wydłużyć pobyt na Kanarach. Dlatego wzięłyśmy komputery, żeby też trochę pracować. Mamy tu spokój, ciszę, siedzimy sobie w kąciku z boku miejscowości, nikt nas tu nie zna, nie zawraca głowy. Dopiero w czwartek miałam trochę obowiązków medialnych w związku z tym, że jestem w składzie elity biegu, na liście ITRA plasuję się nie najniżej, a poza tym, po kilku latach starań, dostałam się do Support Programu Ultra-Trail World Touru i korzystam na tym wyjeździe ze wsparcia UTWT.

Głównie jednak Magda na Gran Canarii, oczywiście, biegała. – Przebiegłyśmy kilka fragmentów trasy Transgrancanarii, m. in. kilkunastokilometrowy kawałek, który w tym roku znalazł się na trasie zawodów, w jej końcowej części, po raz pierwszy.

Zmiana polega na tym, że z Garanon nie biegnie się do San Bartolomeu, tylko trawersem w góry i jest to zmiana bardzo fajna. Nowy odcinek jest bardzo malowniczy, widokowy, miejscami mocno eksponowany, więc na pewno warty przebiegnięcia. Nie jest to zmiana „ratunkowa”, zrobiona „na siłę”, z konieczności, tylko naprawdę uatrakcyjnia trasę. A przy okazji wydłuża ją o jakieś 3 kilometry, przez co start w TGC-128 km będzie znowu moim najdłuższym w życiu – śmieje się Magdalena Łączak.

Pogoda jest doskonała: słonecznie, cieplutko, od naszego przylotu z dnia na dzień robi się coraz bardziej gorąco, w piątek na trasie maratonu było ponad 25 stopni, więc w sobotę od rana, w drugiej części trasy, będzie nas dobrze przypiekało.

Jedyne, czego Magdzie Łączak brakuje to… Paweł Dybek. Życiowy partner naszej zawodniczki, też znakomity biegacz Salomon Suunto Teamu (rok temu zajął w TGC 9 miejsce) nie mógł tym razem polecieć na Wyspy Kanaryjskie z powodu obowiązków zawodowych. – Wielka szkoda, że Pawła tutaj nie ma, on jest zawsze dla mnie ogromnym wsparciem i pomocą. Sprawdza sprzęt, czy działa, pilnuje, żebym dobrze ustawiła się na starcie, wprowadza bardzo dużo spokoju przed biegiem, co jest niezwykle cenne. Teraz będę musiała poradzić sobie sama, ale mam nadzieję, że to ostatni taki wyjazd – mówi.

Magdalena Łączak i jeszcze trzydzieścioro biegaczy z Polski wyruszą na trasę Transgrancanarii-128 km o północy czasu polskiego z piątku na sobotę. W ubiegłym roku zwycięska Magda pokonała dystans (był o 3 km krótszy) w 15 godzin 18 minut i 37 sekund. Najszybszy mężczyzna, Hiszpan Pau Capell, pokonał dystans w 12:42:08. Czeka nas zatem w sobotę kilkanaście bardzo emocjonujących godzin!

Przebieg zawodów i pozycję naszych biegaczy można będzie śledzić TUTAJ.

Piotr Falkowski

zdj. Patrycja Łączak


„Wybiegaj Sprawność” po raz trzeci Sportową Imprezą Roku w Warszawie! „Doceniliście bieg, który odbywa się z myślą o słabszych" [WIDEO]

$
0
0

W piątkowy wieczór po raz dziewiętnasty rozdano nagrody w Plebiscycie Na Najlepszych Sportowców Warszawy. Wybór laureatów nie był łatwy, tak dla fanów stołecznego sportu, którzy oddawali swoje głosy jak i konkursowego jury, które te głosy weryfikowało.

- Mieliśmy trudne zadanie. 2018 r. był bardzo dobry dla stołecznych sportowców. Było z czego wybierać - mówił Tomasz Majewski, przewodniczący siedmioosobowej kapituły plebiscytu. Były kulomiot podkreślił, że warszawski plebiscyt jest jednym z najbardziej sprawiedliwych. Nagradzani sportowcy wybierani są zarówno przez kapitułę, jak i w głosowaniu internetowym.

Właśnie dzięki głosom warszawskich kibiców sportowych i biegaczy po raz trzeci charytatywny bieg „Wybiegaj Sprawność” został nagrodzony tytułem„Sportowa Impreza Roku”. To jedyna stołeczna impreza z takim osiągnięciem!

Wydarzenie organizowane przez 8 kolejnych lat przez Stowarzyszenie „Dać Siebie Innym” realizuje motto pomysłodawcy i organizatora Janusza Bukowskiego -„widzieć więcej niż czubek własnego nosa”. Dzięki tej imprezie zebrano aż 724 200 zł. Środki te zostały przeznaczone na liczne cele charytatywne.

Nagrodzona edycja biegu w 2018 r. pozwoliła zakupić 3 wózki, rowerek rehabilitacyjny, aparaty do masażu limfatycznego dla Ośrodka Hospicjum Domowe, przekazać darowizny pieniężne dla dwóch dziewczynek i wesprzeć zakup sprzętu dla kolarza ręcznego Rafała Mikołajczyka. Jeden bieg wystarczył, by zebrać 110 000 zł!

Chociaż każdego roku lista beneficjentów „Wybiegaj Sprawność” jest długa, Janusz Bukowski pozostaje skromnym człowiekiem. Za każdym razem jest szczerze zdziwiony, że jego działania są dostrzegane i doceniane.

- Chciałbym podziękować internautom. Tym wszystkim, którzy oddali głos, na tak niedostrzeganą imprezę. Mieli do wyboru wielkie imprezy, wsparte sponsorami i oprawą medialną. Takie, w których bierze udział kilka tysięcy zawodników, a oni zechcieli docenić bieg, który odbywa z myślą o słabszych, o niepełnosprawnych – podkreślił Janusz w rozmowie z naszym portalem bezpośrednio po odebraniu prestiżowej nagrody.

- Głosujący na „Wybiegaj Sprawność” to niezwykli ludzi, którzy nie odwracają się od osób z niepełnosprawnością, od chorych lub z jakiegoś powodu wykluczonych społecznie. Jestem im za to wdzięczny tym bardziej, że media się nami nie interesują. Na mecie Wybiegaj Sprawność nie czekają fotoreporterzy, dziennikarze nie nagrywają wywiadów, a jednak ludzie, biegacze, uczestnicy imprezy nas widzą i doceniają. To dla mnie niezwykle ważne – podkreślił sternik „Wybiegaj Sprawność”.

Podczas uroczystej Gali Mistrzów Sportu pojawił się jeszcze jeden aspekt biegowy. W kategorii Sportowa Osobowość Roku został nagrodzony Bogusław Mamiński, emerytowany długodystansowiec, dziewięciokrotny mistrz Polski na 5000m, 3000 m z przeszkodami i przełajach, wicemistrz świata i Europy, mistrz Igrzysk Przyjaźni, a obecnie organizator Biegnij Warszawo.

Plebiscyt po raz szósty wygrała Anita Włodarczyk.

Najlepszy Sportowiec Warszawy 2018 r.:

  1. Anita Włodarczyk (lekkoatletyka)
  2. Zofia Klepacka (windsurfing)
  3. Agnieszka Kobus Zawojska (wioślarstwo)
  4. Aleksandra Mierzejewska (podnoszenie ciężarów)
  5. Radosław Kawęcki (pływanie)
  6. Bartosz Kwolek (siatkówka)
  7. Weronika Deresz, Joanna Dorociak (wioślarstwo)
  8. Dominik Czaja, Szymon Pośnik, Maciej Zawojski (wioślarstwo)
  9. Iga Świątek (tenis)
  10. Patrycja Adamkiewicz (taekwondo)

IB


TGC Marathon: Katarzyna Solińska - "Prawie do końca nie wiedziałam, że prowadzę". Kamil Leśniak - "Fajny trening, wygrała moja taktyka"

$
0
0

Polscy biegacze znakomicie spisali się na trasie maratonu (42 km, 1000 m+) podczas prestiżowych zawodów Transgrancanaria na Wyspach Kanaryjskich. Katarzyna Solińska, debiutująca w barwach teamu Hoka One One Polska, prowadziła niemal od startu do mety i wygrała w czasie 3:42:32, wyprzedzając o prawie 2,5 minuty Hiszpankę Martę Molist, a o ponad 4,5 minuty Niemkę Kerstin Engelmann-Pilger.

Kamil Leśniak, też po raz pierwszy startujący jako zawodnik Salco Garmin Teamu, zajął 6 miejsce, najlepsze wśród biegaczy spoza Hiszpanii, z czasem 3:11:54. Wygrał Pablo Villalobos Bazaga 2:56:26.

Katarzyna Solińska wygrywa Transgrancanaria Marathon! (WYNIKI)

Kilka godzin po zawodach rozmawialiśmy z naszymi bohaterami. Oto, co nam powiedzieli.

KATARZYNA SOLIŃSKA:

Było piekielnie ciężko, strasznie gorąco… Ale przepięknie! Jak powiem, że spodziewałam się wygranej, to cię okłamię… Byłam kompletnie zaskoczona, wręcz zszokowana! (śmiech).

Początek trasy wiódł pod górkę, więc zaczęłam powolutku, dopiero później było mocno w dół i poleciałam w miarę mocno. Zrobiłam sobie ogromną niespodziankę. Niemal do końca nie byłam świadoma tego, że prowadzę. Jak zatrzymałam się na punkcie na 25 kilometrze, nikt mi nie powiedział, że prowadzę, krzyczeli tylko, że świetnie mi idzie. Pomyślałam: „Fajnie, może jestem w Top10, no więc cisnę dalej”. Dopiero jakieś 10 kilometrów przed metą, w dolinie, na długim zbiegu wyschniętym korytem rzeki, gdzie był dodatkowy punkt pomiaru czasu i stanęłam, żeby się napić wody, pan z obsługi powiedział: „Pierwsza kobieta”. Ja mówię: „Co? Pan chyba żartuje!”. Ale on potwierdził. No to powiedziałam sobie: „Dobra, spróbuję, niech się dzieje wola nieba. Powalczę do końca!”

Nie wiedziałam też, jak blisko (czy daleko) były za mną najgroźniejsze rywalki. Biegłam cały czas w nieświadomości. Nie skupiałam się na innych, tylko na tym jak się czuję i nad bezpiecznym biegiem, bo trasa jest bardzo trudna technicznie. Nie można było ani na chwilę stracić koncentracji, bo szlak pokrywało mnóstwo kamieni usuwających się spod butów. Do tego bardzo gorąco, a ja nie lubię upału, źle się czuję w wysokiej temperaturze. Rano wprawdzie było bardzo przyjemnie ciepło, na górze nawet fajnie wiało, ale po 7-8 kilometrach zaczęło mocno grzać i było coraz bardziej gorąco. Ostatnie kilkanaście kilometrów to już temperaturowy kosmos, we wspomnianej dolinie nie było grama wiatru. Koszmarny upał, trzeba było dużo pić i bardzo tego pilnowałam. Całe szczęście też, że miałam czapkę! Ciężko mi było się odnaleźć w tych warunkach, na każdym kolejnym kilometrze bałam się, że przyjdzie kryzys i mnie odetnie.

Mimo, że wygrałam z całą koalicją Hiszpanek walczących o kwalifikację do reprezentacji na mistrzostwa świata, wszyscy– i organizatorzy, i wolontariusze, i kibice – bardzo fajnie się do mnie odnosili na trasie. Bili brawo, kibicowali, krzyczeli: „Catarina, Catarina!”. Ale długo myślałam, że oni tak mają i wspierają każdą kolejną biegnącą zawodniczkę (śmiech). A sam wbieg na metę był pełen ogromnych wrażeń i emocji, że jestem już na niebieskim dywanie i widzę szarfę, do końca nie wierzyłam, że to ja za chwilę ją zerwę! Bardzo, bardzo się cieszę! Rok po historycznym sukcesie Magdy Łączak (wygrała należący do UTWT dystans 125 km – red.) jestem kolejną Polką, która wygrała w Transgrancanarii!

Ten maraton był bardzo dużym obciążeniem dla mojego organizmu, jak spałam po południu to miałam dreszcze. Muszę więc jeszcze trochę odpocząć, przespać dobrze noc. A w sobotę rano skontaktuję się z Kamilem Leśniakiem, który ma supportować Mariusza Gezelę i podjadę do nich, żeby pokibicować Magdzie Łączak i pozostałym Polakom na trasie 128 km. Rano na 65 km startuje też Kasia Winiarska, więc i ją postaram się wesprzeć dopingiem.


KAMIL LEŚNIAK:

Biegam na tej trasie regularnie już od 3 lat, bo przyjeżdżam na Gran Canarię na obozy treningowe, ale nigdy jeszcze nie wystartowałem w tych zawodach. Teraz wreszcie to zrobiłem, bo okazało się, że mój ranking ITRA daje mi prawo do bezpłatnego startu. Gdybym musiał wyłożyć kolejne pieniądze na pakiet startowy, to pewnie bym się nie zdecydował.

Postanowiłem więc wykorzystać sposobność i w fajnych zawodach pobiec treningowo. Tak też zrobiłem. Czasem przecież robię mocne treningi, kilka dni temu pobiegłem „trzydziestkę” w tempie 4’15/kilometr, częściowo po tej trasie. Więc to nie miało być spokojne wybieganie. Powiedziałbym, że „ciut mocniej niż drugi zakres”.

Założenie treningowe miałem takie, żeby biec spokojnie, we w miarę równym tempie. Zacząłem na 30-40 pozycji, ale już przed pierwszym punktem pomiarowym, po 10 kilometrach mocnego zbiegu, zacząłem doganiać i wyprzedzać zawodników. Nie zatrzymywałem się na punktach, miałem swoje jedzenie i picie i w połowie dystansu byłem około miejsca dwudziestego któregoś. Na 25 km był lekki trzykilometrowy podbieg, idealnie mi pasował, więc komfortowo sobie wbiegłem i coraz bardziej przesuwałem się do przodu. Nawet w tym nieszczęsnym kamienistym wąwozie wyprzedzałem biegaczy ze ścisłej elity. A przecież wcale przez ten cały czas nie przyspieszałem!

Świetnie sprawdziła się moja taktyka, bo na pewno bardzo duży wpływ na wyniki miał ten bardzo szybki początkowy odcinek. Po 2 kilometrach miałem wrażenie, że biorę udział w wyścigu na „piątkę”! Sam zresztą pobiegłem za szybko pierwszy kilometr w 4’23, a sporo zawodników było i tak daleko przede mną! (śmiech)

Trasa Maratonu Transgrancanaria ma na 42 kilometrach stosunkowo niedużo, bo 1000 metrów przewyższenia, ale to nie oznacza, że jest łatwa! To jest całkiem inny rodzaj biegania. W większości jest zbieg, więc można sobie zmasakrować uda. Moje wysokie miejsce to efekt tego, że bardzo wolno zacząłem, spokojnie biegłem swoje i na pierwszym etapie nie nabiłem sobie mięśni ud. A widziałem, że wielu zawodników miało z tym problemy i na łatwych odcinkach biegli stosunkowo wolno.

Dla mnie najwięcej trudności sprawiały kamienie na trasie, zwłaszcza na ostatnich kilkunastu kilometrach do mety, w wyschniętym korycie rzeki, gdzie łatwo można było skręcić kostkę. No i spory upał, dzień maratonu był najcieplejszym dniem mojego obozu, termometr pokazał 26 stopni, a temperatura odczuwalna była znacznie wyższa. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, chociaż wyraźnie się pociłem. Wole jednak taką pogodę niż minus 1 czy minus 10.

Treningi na Kanarach i dzisiejszy start napawają optymizmem przed moimi głównymi startami na wiosnę. W końcu kwietnia biegnę w Wielkiej Prehybie w Szczawnicy, mistrzostwach Polski na długim dystansie. Ale wcześniej mam ważne starty na ulicy: najpierw Półmaraton Warszawski, a 2 tygodnie przed Szczawnicą – Orlen Warsaw Marathon. Musze tylko pamiętać, żeby się zapisać (smiech). Mam ambitny plan, żeby powaznie poprawić „życiówkę”, kusi mnie 2:30, ale zobaczymy po treningach, czy to będzie realne. Na razie moim rekordem życiowym jest 2:36 na Teneryfie w listopadzie ubiegłego roku. Trochę pobiegłem ten maraton z marszu, z dużego kilometrażu na treningach, przy okazji obozu-wycieczki na Teneryfę. Tak naprawdę więc nigdy jeszcze nie przygotowywałem się konkretnie do płaskiego maratonu, teraz jest pierwszy raz, że treningi mam ukierunkowane na maraton uliczny.

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Jacek Deneka - UltraLovers


Od północy trwa rywalizacja w najważniejszym biegu Transgrancanarii, należącym do cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour) dystansie 128 km, w którym tytułu mistrzyni broni Magdalena Łączak. Oprócz niej startuje jeszcze 30 biegaczy z Polski.

"Nie bronię tytułu, chcę przyjemnie przebiec piękną trasę". Magdalena Łączak spokojna przed startem w Transgrancanaria-128

Przebieg rywalizacji można śledzić TUTAJ


Śląska Liga OCR. Nowa regionalna inicjatywa przeszkodowa

$
0
0

U progu nowego sezonu biegów z przeszkodami pojawiła się nowa lokalna inicjatywa w tej dyscyplinie sportu – Śląska Liga OCR. Pomysł wyszedł od przedstawicieli trzech drużyn: Bartka Sztajera (Lubię Burpees'y), Piotra Jastrzębskiego (Socios Silesia) i Michała Miczka (Eko-Okna Runners). W jej skład wchodzi pięć imprez rozgrywanych na przeszkodowych torach zarówno pod dachem, jak i na zewnątrz.

Pierwsze ligowe zawody odbyły się w niedzielę 3 lutego na torze ekipy Lubię Burpees'y w katowickim klubie Crossfit Hussars. Wzięło w niej udział osiem drużyn (Husaria Race Team, Lubię Burpees'y, Eko-Okna Runners, Carbon OCR Racing Team, Koniuchy OCR, Wataha Grupa Treningowa, OCR Lab/Strefa Byków i Socios Silesia) oraz zawodnicy niezrzeszeni. Wygrali Julia Szczygielska z Koniuchów i Dmytro Selianin z Socios, a drużynowo najlepsi okazali się Socios Silesia.

Eliminacje składały się z części siłowej (krótki bieg z obciążeniem, wejście po linie z obciążeniem, pchanie sanek, Multirig, przerzucanie opony), wytrzymałościowej (przysiady ze sztangą, airbike, burpees'y, wioślarz) i techcznej (przeszkody z Barbarian Lab: Fatality, Multirig, Kołkownica, Chomik i Ta Jedyna). Na pierwszy rzut oka widać więc, że zawody miały bardzo crossfitowy charakter. W finale (dla 4 kobiet i 8 mężczyzn) punkty z eliminacji nie miały znaczenia. W jego skład weszły elementy części wytrzymałościowej i technicznej z eliminacji.

Druga z imprez w cyklu rozegrana została w niedzielę 10 lutego na torze Socios Silesia w Gliwicach. Wygrali Adam Kałużny i Małgorzata Dzidt z Socios Silesia. Drużynowo, po raz drugi z rzędu, również najlepsi okazali się zawodnicy tej drużyny.

Eliminacje rozgrywane były na trzech sekcjach przeszkodowych. Pierwsza, ze znajdującymi się w podwieszeniu: kulami, nunczakami, linami i oponami. To wszystko na 12-metrowym odcinku, pokonywanym tam i z powrotem. Dodatkowo wykonywane były takie zadania, jak np. dwukrotne wejście po linie. Drugie zadanie polegało na przejściu sekcji, która rozpoczynała się od dwóch lin, a następnie zamontowanej poziomej belki. To z niej trzeba było przejść bezpośrednio na, znanego wszystkim z Runmageddonu, Firemana. Następnie wiszenie na desce (20 sekund dla kobiet i 30 dla mężczyzn), a na koniec wejście po linie. Trzecia sekcja eliminacyjna, czyli to, od czego wszystko się zaczęło... Multirig. Do pokonania dla kobiet 4-krotnie, dla mężczyzn 6-krotnie. Warto dodać, iż jedna długość miała aż 12 metrów.

W finale trzeba było przejść każdy z powyższych elementów, z drobnymi zmianami, a na koniec sociosowy Chomik.

Najbliższe ligowe zawody odbędą się już w najbliższą niedzielę 24 lutego (Studio Treningowe Monkey Fly), a kolejne 10 marca (Tor Eko-Okna Runners) i 4 kwietnia (Tor OCR Village).

Jak opowiadają pomysłodawcy Ligi, ma ona w umożliwiać rywalizację zawodników i drużyn z terenu Śląska poza regularnym sezonem startów. Nie jest to czysty OCR, jaki znamy z biegów. Oprócz klasycznych zadań OCR-owych, ligowe zawody zawierają elementy crossfitowe, siłowe i kondycyjne.

W światku OCR coraz większą popularność zdobywa ostatnio konkurencja „sprinterska”. Biegi, czy też lepiej powiedzieć zadania, polegają w niej na pokonaniu krótkiego odcinka naszpikowanego dużą ilością trudnych technicznie i wymagających siłowo i wytrzymałościowo przeszkód. Na początku mieliśmy Runmageddon Games, później tę formułę znacznie rozwinął Barbarian Race ze swoim Arrow, na tegorocznych ME w Gdyni również będzie Sprint. Za skrajny przypadek można tutaj uznać wchodzącą też na polski rynek amerykańską produkcję telewizyjną Ninja Warrior. Czy można powiedzieć, że Śląska Liga OCR wpisuje się w ten trend?

– Liga jest odpowiedzią na potrzeby zawodników – odpowiada nam Piotr Jastrzębski z Socios Silesia, który w ostatnich zawodach zajął indywidualnie trzecie miejsce. – W okresie zimowym jest zdecydowanie mniej startów. Jednocześnie jest to najlepszy moment na przygotowanie do sezonu. Stąd też pomysł, aby rywalizacja ligowa zawierała zarówno aspekty techniczne, jak i siłowe. Drugą przesłanką do stworzenia Ligi była duża ilość drużyn i zawodników. Są to osoby związane z regionem, które bardzo często mają swoje stałe bazy treningowe, jednak odwiedzają również tory w ościennych miastach. Miejsc na trening przeszkodowy jest na prawdę sporo, a wszystko to w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

Czy nasza Liga to kontynuacja Games'ów, Arrow czy może nawet przygotowanie pod Ninja Warrior...? Mogę zdradzić, że kilku zawodników z Ligi wysłało nawet swoje zgłoszenia – opowiada dalej jej współorganizator – także czas pokaże, ile dała im nasza rywalizacja. Odnośnie Games'ów i Arrow, to jak najbardziej jest to pokrewny trend, choć sama rywalizacja ma trochę inną formułę. Dzięki trzem zadaniom eliminacyjnym mamy większą możliwość nacisku na różne aspekty, od tych bardziej wydolnościowych, poprzez siłowe, aż do bardziej technicznych. Finał to już kwintesencja wszystkich powyższych elementów.

– Na sam koniec warto dodać, że to dopiero początek integracji śląskiego OCR – podsumowuje nasz rozmówca. – W drugiej połowie roku działamy dalej i z pewnością odpalimy kilka akcji z wysokiej półki, więc czekajcie z niecierpliwością! Zapraszam do odwiedzenia profilu fb Śląską Liga OCR – znajdują się tam aktualne tabele i informacje o startach i zapisach.

KW / wsp. przeszkodowo.pl

Fot. Socios Silesia


JOGLE tam i z powrotem. Rekordzista 10 maratonów w 10 dni ma nowy cel

$
0
0

Adam Holland, brytyjski ultramaratończyk, rzeczywisty rekordzista 10 maratonów w 10 dni, o którego wyniku zapomniał Michael Wardian planując takie samo wyzwanie, ogłosił właśnie swój nowy plan.

Na pierwszy rzut oka nie ma w nim nic niezwykłego. Wszak prowadzący przez Wielką Brytanię szlak John O’Groats do Land’s End (JOGLE) to wprawdzie trudny, ale jednocześnie bardzo popularny cel rekordowych prób. Co roku tę ok. 1900-kilometrową, lub w innych wersjach ok. 1400-kilometrową trasę, pokonują piechurzy, biegacze, jeźdźcy konni, osoby na wózkach i kolarze.

Holland chce pokonać szlak nie raz, a dwa razy i do tego w tempie wartym Księgi Guinnessa. Zacznie 22 marca. W jedną stronę, niejako rozgrzewkowo, pobiegnie jako część większej grupy. Według planu, ma to zająć 17 dni. W miejscu, gdzie grupa zakończy swoją wyprawę, Holland zamierza zawrócić i pobiec do punktu startu.

Droga powrotna ma być próbą bicia Rekordu Guinnesa. Obecny to 9 dni i 2 godziny i należy do Andrew Rivetta. Wprawdzie wynik ten wywołał sporo kontrowersji i dyskusji nad sposobem jego weryfikacji, ale to właśnie z tym rezultatem zmierzy się Adam Holland.

Brytyjczyk nosił się z tym wyzwaniem od zeszłego roku, ale na drodze stawały mu plany rodzinne. Teraz, oprócz celu sportowego, postanowił połączyć wyzwanie z akcją charytatywną i zebrać fundusze dla Kids Run Free, organizacji, która pomaga dzieciom zrealizować biegową pasję. Na razie na koncie zbiórki jest 30% zaplanowanej kwoty.

Koniec biegu został zaplanowany na 16 kwietnia. Będziemy bacznie przyglądać się poczynaniom Adama Hollanda.

IB

graf. cicerone.co.uk


Po raz drugi z rzędu! Magdalena Łączak mistrzynią Transgrancanarii! [NA ŻYWO]

$
0
0

Magdalena Łączak po raz drugi z rzędu wygrała Transgrancanarię 128 km! 

Przed startem mielczanka, czterokrotna zwyciężczyni krynickiego Biegu 7 Dolin na koronnym 100-kilometrowym dystansie, zapowiadała, że nie czuje presji obrończyni tytułu. Zapewniała, że nie będzie cisnąć na siłę, a na Gran Canarii po prostu lubi biegać. Miał to być start dla przyjemności. Jednak u Magdy radość biegania i wygrywanie wcale się nie wykluczają!

"Nie bronię tytułu. Chcę przyjemnie przebiec piękną trasę". Magdalena Łączak spokojna przed startem w Transgrancanaria-128

Przez pierwsze kilometry biegu prowadziła Miao Yao. W punkcie Preza Perez - ok. 50. kilometr trasy - Chinka miała jeszcze 4 minuty przewagi nad Polką. Ale na następnym checkpoincie Artenara to Magdalena była już liderką, a Miao Yao powoli słabła. W dalszej części biegu zrezygnowała z rywalizacji i zeszła z trasy. Magda Łączak niezagrożona przez rywalki kilometr po kilometrze przybliżała się do mety.

Taśmę przecięła z wynikiem 16:22:56 (w ubiegłym roku na 125-kilometrową trasę pokonała w 15:18:37).

To trzeci triumf Polaka w cyklu Ultra-Trail World Tour (Marcin Świerc wygrywał we wrześniu TDS). W dorobku Polaków w UTWT są też drugie miejsce Marcina Świerca w CCC i piąta lokata Ewy Majer w Lavaredo Ultra-Trail.

Podczas biegu za plecami Magdaleny sporo się działo. Po osłabnięciu Miao Yao, na drugie miejsce wysunęła się Fernanda Maciel. Brazylijka zsunęła się jedną pozycję niżej w klasyfikacji po minięciu setnego kilometra.

Na drugim miejscu zameldował się Amerykanka Kaytlyn Gerbin, z wynikiem 16:35:08. Trzecie miejsce przypadło Fernandzie Maciel - 17:03:33.

W rywalizacji mężczyzn Pau Capell nie tylko wygrał po raz trzeci Transgrancanarię, ale zrobił to w takim stylu, jakby chodziło o przebieżkę po plaży. Uśmiechnięty, zrelaksowany i w podskokach minął linię mety z wynikiem 12:42:40. Przed rokiem wygrywał z czasem 12:42:08. Wtedy trasa była o 3 km krótsza. W tym roku Capell prowadził od początku wyścigu, którego trasę uwielbia, ale też uważa ją za trudną.

Za Hiszpanem toczyła się zacięta walka o drugie miejsce. Przez dłuższy czas wydawało się, że to miejsce na podium będzie należało do Haydena Hawksa, jednak zwycięzca ubiegłorocznego Lavaredo zszedł z trasy. Finalnie drugie miejsce, z rezultatem 13:31:37, zajął Pablo Villa González, który w ubiegłych roku triumfował na krótszej trasie Transgrancanarii - Advanced (64 km).

Hiszpańskie podium, podobnie jak przed rokiem, skompletował Cristofer Clemente Mora z wynikiem 13:42:54.

Bieg trwa. Wyniki na żywo – TUTAJ.

IB


Burza gradowa i huraganowy wiatr, Malta Marathon odwołany! Miało biec ponad stu Polaków

$
0
0

Niemiła niespodzianka spotkala dużą grupę biegaczy z Polski, którzy udali się do Valletty na Malta Marathon, rozgrywany od 1986 roku. Przylatujących w sobotnie popołudnie stolica kraju na śródziemnomorskiej wyspie przywitała gradową burzą i huraganowym wiatrem, a o godzinie 20 – organizatorzy poinformowali o odwołaniu niedzielnej imprezy z uwagi na zagrożone bezpieczeństwo uczestników!

– Prognozy pogody już wcześniej były nienajlepsze – powiedział nam jeden z niedoszłych uczestników maratonu Jerzy Wysokiński, który kilka minut po decyzji organizatorów poinformował nas o odwołaniu 34. GiG Malta Marathonu.

– Na niedzielę zapowiadano deszcz. Ale dzisiejszy , przedpołudniowy lot z Warszawy był spokojny. Na Malcie też, do godziny 13-14, świeciło słońce, oglądaliśmy ładne widoki. 

– Załamanie pogody: burza gradowa, wyładowania atmosferyczne i bardzo silny wiatr, przyszło około 15 – opowiada biegacz z Białej Podlaskiej.

– Teraz, wieczorem, górzystymi ulicami Valletty i pobliskiej Sliemy, gdzie miała być zlokalizowana meta maratonu, płyną rzeki. Wiatr ma się wzmagać i jutro jego prędkość może dojść nawet do 100 km/godz. W biurze zawodów, podczas wydawania pakietów startowych, przedstawiciele organizatora informowali, że maraton jest zagrożony.

– Organizatorzy powiedzieli, że trwają rozmowy z władzami miasta i zalecali śledzenie komunikatów w internecie i smsów od organizatorów. Decyzja o odwołaniu niedzielnej imprezy zapadła po godzinie 20 – poinformował nas Jerzy Wysokiński.

Biegacze obecni wieczorem w biurze zawodów mogli od razu otrzymać medal przewidziany za ukończenie maratonu. Pozostałym będą one wydawane jutro – informują organizatorzy.

Sądząc po licznych komentarzach na facebookowym profilu imprezy, niedoszli uczestnicy Malta Marathonu przyjęli decyzję organizatorów ze zrozumieniem i chwalą ich za odwołanie imprezy.

Na liście startowej 34. GiG Malta Marathonu było ponad 100 biegaczy z Polski, spora grupa naszych rodaków planowała też start w towarzyszącym pólmaratonie.

Na razie organziatorzy nie poinformowali, co z wpisowym – czy i w jaki sposób będą zwracali opłaty zawodnikom, czy może zaproponują inne rozwiązanie lub rekompensatę.

Malta Marathon jest rozgrywany od roku 1986. Trasa prowadzi z miejscowości Mdina przez Vallettę do Sliemy.

Rekordy maratonu wynoszą:

  • mężczyzn - 2:16:06 (Mohamed Hajjy, Maroko, 2013)
  • kobiet - 2:40:28 (Carolyn Hunter Rowe, W. Brytania, 1994)

W roku 2018 Malta Marathon wygrała Polka Anna Wąsik w czasie 2:53:47.

Bieg ukończyło wtedy 881 maratończyków.

Piotr Falkowski

zdj. Jerzy Wysokiński



Maraton olimpijski w Paryżu dla... każdego!?

$
0
0

Organizatorzy Igrzysk Olimpijskich w Paryżu w 2024 r. złożyli ciekawą propozycję maratończykom i przy okazji zrewolucjonizowali podejście do najważniejszych imprez sportowych. Maraton olimpijski będzie otwarty dla wszystkich.

- Do 32. edycji olimpiady widzowie pozostają widzami. Kibicują na stadionie, słuchając radia, przed telewizorem albo na smartfonach. Teraz chcemy pójść dalej. Od 100 lat nie organizowaliśmy Igrzysk w tym kraju i Paryż 2024 będzie czymś niesamowitym. Stworzymy możliwość przeżywania tych igrzysk od środka, bycia ich częścią - zapewnia Tony Estanguet z komitetu organizacyjnego Paris 2024 i trzykrotny mistrz olimpijski w slalomie kajakarskim.

Jak wyjaśnił Estanguet, olimpijski maraton nie będzie się ograniczał do 300 zawodników z elity. Będzie też wyjątkową atrakcją dla biegaczy amatorów. W tym samym dniu, po tej samej trasie i w tych samych warunkach wystartują maratończycy pozaolimpijscy.

Szczegóły nie są nie są jeszcze znane. Nie wiadomo, kiedy i jakich zasadach ruszą zapisy. Nie ma jeszcze informacji nt. wpisowego czy limit miejsc na liście startowej. Organizatorzy na pewno jednak nie będą się musieli martwić o frekwencję. Zainteresowanie biegaczy już jest.

- Świetny pomysł, że maraton olimpijski Paris 2024 jest otwarty dla wszystkich trenujących. Cóż, wracam do treningów, aby ukończyć mój ostatni maraton w wieku 60 lat - napisał na swoim koncie Bruno Jeudy, wydawca polityczny i ekonomiczny Paris Match.

Igrzyska w Paryżu mają szansę zapisać się w historii sportu w jeszcze jeden sposób. Na konferencji prasowej komitet organizacyjny zaproponował 4 dodatkowe dyscypliny olimpijskie: surfing, wspinaczkę, skateboard i chyba najbardziej zaskakujący w tym zestawieniu - breakdance.

IB


Ambasador Festiwalu najlepszym amatorem na szczycie Rondo 1! [ZDJĘCIA]

$
0
0

38 pięter. 836 schodów. 142 w pionie. Tak w skrócie można przedstawić to, co czekało uczestników biegu na szczyt warszawskiego wieżowca Rondo ONZ 1.

Najwyższa ranga (120) wśród towerrunigowych imprez w Polsce skusiła wielu świetnych biegaczy po schodach. Chcąc się zapisać się o 19:00 w dniu rozpoczęcia zapisów... nie było już wolnych miejsc. Udało mi się jednak wziąć udział dzięki uprzejmości Mariusza, którego część znajomych nie była w stanie wystartować. Moja decyzja o starcie była dość spontaniczna, a podjąłem ją... niecałe 24 godziny przed startem.

Moim głównym celem była chęć porównania się z najlepszymi. Dowiedzieć się jaki dystans dzieli mnie od elity,a planuje w przyszłym roku wyrobienie licencji TWA i uzyskanie jak najwyższego rankingu. Sprawdzian poszedł chyba nie najgorzej – co prawda do najlepszego tego dnia Piotra Łobodzińskiego (3:34) straciłem ponad pół minuty, lecz czas 4:09 pozwolił mi na zajęciu 6. miejsca, które zarazem było najwyższym wśród amatorów (zawodników bez licencji TWA)!

Kończąc jeszcze wątek zawodników z elity: wśród kobiet wygrała Anna Ficner, a za nią uplasowały się Iwona Wicha oraz Włoszka Valentina Belotti. Natomiast w rywalizacji mężczyzn za wspomnianym już wcześniej Piotrem Łobodzińskim podium uzupełnili Niemiec Goerge Heimann oraz Słowak Michal Kovac.

Spodziewałem się organizacji na najwyższym poziomie, lecz to, co przygotowali organizatorzy, przerosło moje oczekiwania – profesjonalna relacja (łącznie ze spikerem czy kamerami na różnych piętrach i mecie) na kilku telebimach z możliwością obejrzenia rywalizacji na żywo w internecie, wywiady i obecność dziennikarzy największych stacji telewizyjnych, całe grono fotografów i wolontariuszy, którzy byli wręcz wszędzie – również na klatce schodowej, gdzie dodawali otuchy w dalszym pokonywaniu pięter.

Sprawna organizacja (harmonogram startów czy brak problemu ze zmianą nazwiska w dniu startu czy nietuzinkowy projekt koszulki w pakiecie)... nawet pogoda dopisała organizatorom, przez co po krótkim, acz wymagającym wysiłku, biegacze z ciężkim medalem na szyi mieli niesamowity widok na panoramę Warszawy!

Warto też wspomnieć, że wszystkie środki z opłat startowych został przekazane na rzecz SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku. Podsumowując: tak, Rondo 1, tak to się właśnie robi!

W przyszłym roku nie widzę innej opcji, niż zapisać w kalendarzu datę zapisów na jubileuszowy 10. Bieg na Szczyt Rondo 1, aby być w gronie szczęśliwców, którzy zdążyli dostać się na listę startową. Choć prawdopodobnie wystartuję już w innej roli – już jako ten, który będzie musiał wspiąć się po raz drugi na szczyt w biegu pościgowym, gdyż tym różni się rywalizacja elity od reszty stawki!

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów


Bytom uczcił pamięć Żołnierzy Niezłomnych. Największy taki bieg na Śląsku [ZDJĘCIA]

$
0
0

Bytom, jak co roku, rozpoczął obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych z tygodniowym wyprzedzeniem. Podczas gdy w kilkudziesięciu miastach za tydzień odbędą się biegi pod wspólną nazwą „Wilczym tropem”, tutaj świętowano już dzisiaj. Na starcie IV Bytomskiego Biegu Pamięci Żołnierzy Niezłomnych stanęło ponad 430 osób, czyniąc go największym takim wydarzeniem na Śląsku.

Organizatorzy zadbali o godną oprawę, nie tylko projektując piękne, patriotyczne koszulki i medale, ale też zapewniając odpowiednią atmosferę. Bieg otworzyła uroczysta przemowa, wprowadzono sztandar a następnie wszyscy uczestnicy biegu i kibice odśpiewali hymn Polski. Dopiero po nim nastąpiła rozgrzewka i start do biegu. Ten oznajmił huczny wystrzał z działa a zawodnicy na mierzącą 5 km trasę ruszyli pod osłoną świec dymnych.

Na mecie medale wręczali prezydent miasta oraz członkowie Grupy Rekonstrukcji Historycznej Narodowych Sił Zbrojnych "Rodzynki" z Żywca. I nie byli to jedyni mundurowi, których można było oglądać! W tym roku po raz pierwszy przygotowano odrębną klasyfikację dla służb mundurowych, jednak jej uczestnicy musieli pobiec w mundurach. Prawdziwą furorę zrobiła tutaj zwyciężczyni żeńskiej kategorii „mundurowej” i jednocześnie… klasyfikacji kobiet open. Kamilia Hayder pokonała trasę w czasie 20:06, biegnąc w mundurze i ciężkich wojskowych butach. Wzbudzała zdumienie wśród kibiców, ale jej świetny wynik nie powinien nikogo dziwić. To doświadczona i utytułowana zawodniczka, dwukrotna medalistka mistrzostw Polski w sztafecie 4x400 m.

Drugie miejsce wśród pań zajęła Sandra Szczepanik z czasem 20:55 a trzecie ambasadorka biegu Beata Adamczyk-Nowak z wynikiem 21:07. Najszybszy wśród panów był Bytomianin Piotr Mrachacz, który trasę pokonał w czasie 16:27. Podium dopełnili Aleksander Zięba (17:01) i Rafał Kargól (17:08). Najszybszym mundurowym okazał się policjant Krzysztof Sagan (19:02).

Pełne wyniki: TUTAJ

Wśród uczestników nie zabrakło stałych bywalców, którzy kolekcjonują unikatowe medale imprezy. Dawid Piegza pobiegł w Bytomiu już trzeci raz: - Warto tutaj wracać. Co roku od tego biegu zaczynam swój sezon biegowy. Wszystko mi się tutaj podoba, idea, organizacja, trasa i atmosfera – chwalił. Zachwycony był także Jakub Mazur, który na Bieg Pamięci Żołnierzy Niezłomnych trafił pierwszy raz: - Jestem tutaj pierwszy raz i już wiem, że na pewno wrócę. Trasa przyjemna, asfaltowa, bieg super zorganizowany i uroczystość godna uczczenia. Piękny medal i świetna koszulka, od razu założyłem.

O rozwoju imprezy opowiadała Beata Adamczyk-Nowak: – Startowałam tutaj drugi raz, ale miałam trochę przerwy. Biegłam w pierwszej edycji, kiedy była jeszcze inna trasa. Muszę przyznać, że ten bieg w porównaniu z pierwszym wygląda naprawdę imponująco. Świetna trasa po częściach Bytomia, które są atrakcyjne. Trochę z górki, trochę pod górkę, więc ciekawie – mówiła po biegu. – Dzięki obecności grup rekonstrukcyjnych i żołnierzy, dzięki tej oprawie, nie jest to tylko impreza sportowa, ale też patriotyczna. Biegacze pewnie przychodzą tutaj po prostu biegać, ale fajnie, że przez to jesteśmy też bliżej historii.

Sprawdziliśmy jak to jest z tłem historycznym imprezy. Niemal wszyscy biegacze zapytani o to, kim byli „Żołnierze Niezłomni”, prosili o inny, łatwiejszy zestaw pytań. Niektórzy próbowali wybrnąć z sytuacji, tłumacząc, że to „ludzie, którym zawdzięczamy wolność”. O postać Piotra Woźniaka „Wira”, którego imię nosi bieg, woleliśmy nie pytać…

KM


"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Jeszcze nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

$
0
0

Wywiad z Magdaleną Łączak po jej spektakularnym, drugim z rzędu triumfie w biegu Transgrancanaria-128 km (czas 16:22:56), udało nam się przeprowadzić dopiero nazajutrz po zawodach. W sobotni wieczór okazało się to niemożliwe: Magda napisała w smsie, że ma problemy z mówieniem i odezwie się w niedzielę, jak wróci „do żywych”.

Po raz drugi z rzędu! Magdalena Łączak mistrzynią Transgrancanarii!

Mistrzyni dotrzymała słowa. Następnego dnia zawodniczka Salomon Suunto Teamu sama zadzwoniła.

– Przepraszam, ale wczoraj nie byłam w stanie rozmawiać, bo miałam problem z artykułowaniem słów. Zajechałam się kompletnie, wyjechałam do zera, na mecie walczyłam o to, żeby nie stracić przytomności. To były dla mnie strasznie ciężkie zawody! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się tak skrajnie wymęczyła.

To dotknęło zresztą nie tylko mnie. Chinka Miao Yao, która długo prowadziła, ale zeszła z trasy około 80 km, moim zdaniem ruszyła za ostro, bo gdy ją mijałam na 40 którymś kilometrze, nic już nie miała „pod butem”. Wprawdzie jak mnie zobaczyła, to próbowała jeszcze uciekać, ale więcej się oglądała, niż biegła.

– Chinka zrezygnowała ze ścigania, ale mocnych i bardzo groźnych rywalek Ci nie brakowało.

– Najbardziej – i jak się okazało, słusznie –bałam się Amerykanki. Kaytlyn Gerbin była druga w Western States 100 i to jest najlepsza rekomendacja. Wiedziałam, że świetnie biega, a przede wszystkim świetnie biega w dół. Na trasie TGC jest dużo dłuższych zbiegów, gdzie się można zamordować.

– I rzeczywiście to z zawodniczką teamu La Sportiva ścigałaś się prawie do końca.

–  Ona też zaczęła bardzo szybko, ruszyła od startu za Miao Yao i jak ją mijałam około 20 kilometra, również wyglądała na trochę zmordowaną. No, ale potem się odbudowała, długi dystans ma ten urok, że jest czas się wykończyć i jest czas się podnieść jak Feniks z popiołów. Ona to zrobiła i super powalczyła. Bardzo fajna, nota bene, dziewczyna, szalenie sympatyczna.

– Magdo, ale zacznij wreszcie opowiadać nam o sobie na trasie. Jak Tobie się biegło, jak się czułaś od początku zawodów?

– Kompletnie nie spodziewałam się, że rywalizacja będzie taka ciasna. Spodziewałam się, szczerze mówiąc, że szybko zostanę odsadzona i będzie po sprawie, a ja będę mogła spokojnie „kulać się” do mety. Straszliwie bolały mnie łydki (śmiech). Już od pierwszych kilometrów dokuczały tak, że chwilami miałam ochotę odmawiać modlitwy! Kompletny horror! Ale powiedziałam sobie, że muszę się jakoś dotoczyć do mety.

Co jeszcze gorsze, pogubiłam się na starcie. Stanie z przodu ma to do siebie, że jak chłopaki ruszają, to idą bardzo mocno i robi się ogromny tumult. I nagle... znalazłam się daleko z tyłu. Z plaży wybiegałam na jakiejś n-tej pozycji. Obok miałam zupełnie nieznane sobie dziewczyny, a główne rywalki straciłam z oczu. Ale potem jakoś powoli przesunęłam się do przodu. I zaczęło się ściąganie…

– Dlaczego ten bieg był dla Ciebie tak trudny?

– Bardzo trudny! Przede wszystkim było kosmicznie gorąco! Rok temu było bardzo ciepło, ale teraz mówiłam Patrycji (siostra Magdy, wspierająca ją na zawodach – red.), że czułam się jak garnek z wrzątkiem, który dymi. Wydawało mi się, że się zapalę z gorąca! (śmiech).  Ja lubię wysokie temperatury, ale tym razem upał trochę mnie przerósł. Patrycja mnie nawet napryskiwała olejkami, żebym nie spłonęła.

– Rozmawiałem telefonicznie z Patrycją, gdy minęłaś 110 kilometr. Twoja siostra powiedziała, że wyglądasz nie najlepiej, na bardzo mocno zmęczoną.

– Tak było. Na szczęście kilkanaście minut później zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ścigające dziewczyny, Gerbin i Brazylijka Fernanda Maciel, też nie wyglądają za dobrze (śmiech).

– Miałaś wtedy nad Amerykanką 9,5 minuty przewagi i 18 kilometrów do mety. To była komfortowa różnica, mogłaś już „spać spokojnie”?

– A gdzie tam! Wszystko mogło się zdarzyć! Zostawało jeszcze m. in 20 minut pod górę, gdzie mi się już bardzo nie chciało biec, ale gdy usłyszałam, jak mała jest przewaga, wiedziałam, że jednak muszę podbiegać. Nie było litości! A potem jeszcze niezwykle trudny, 10- kilometrowy zbieg po kamieniach, które masakrują zmęczone nogi i wbiegasz do kanionu czy wąwozu, w którym jest masakrycznie gorąco, słońce pali, a nogi non stop się wykrzywiają na kamieniach. Tam mi się po prostu chciało wyć! Kurczę, w tamtym roku w ogóle tego wszystkiego nie zauważyłam, a teraz ten odcinek dał mi się strasznie we znaki! Kilka razy przeszłam nawet do marszu i pomyślałam, że jeśli Amerykanka da rady tu biec, to niech biegnie, ja nie mogę, nie mam siły. W końcu jednak zebrałam się w sobie i potem trochę pobiegłam. Ale „psycha” mocno mi siadała, strasznie się tam upodliłam! Niby tylko 3 kilometry więcej niż rok temu, ale bardzo mi było ciężko.

– Co w tych najtrudniejszych chwilach trzymało Cię „przy życiu”?

– Bardzo chciałabym podziękować chłopakom z Salco Garmin Teamu za mnóstwo pomocy na trasie. Nowy nabytek tej ekipy, sympatyczny młody chłopak, z którym w ogóle się nie znaliśmy, Kacper Kościelniak pobiegł ze mną kawałek, podbudował psychicznie, bardzo pomógł. Kamil Leśniak pomagał Patrycji w supporcie, kupował picie dla mnie, no i mocno kibicowali mi na trasie. Niesamowita była też ogromna liczba Polaków na mecie! Choć sami mieli swoje starty i byli bardzo zmęczeni, przyszli na metę i tak pięknie kibicowali! Uważam, że to są takie chwile, dla których warto nawet upodlić się tak jak ja w sobotę.

Do tego jeszcze wszyscy ci, którzy kibicowali przy komputerach. Patrycja często mówiła mi na punktach, że mam ogromne wsparcie i doping kibiców w internecie, to samo pisał w smsach Paweł (Dybek, partner Magdy, biegacz Salomon Suunto Teamu, który tym razem nie mógł wyjechać i startować w Transgrancanarii – red.). To było bardzo wzruszające i ogromnie wszystkim za to dziękuję!

– A powiedz nam jeszcze, jak radziłaś sobie z ciągłą presją rywalek, które były za Tobą stosunkowo niedaleko. Chyba nieczęsto zdarza Ci się na zawodach taka sytuacja?

– Na tak bliskim kontakcie ścigałam się po raz pierwszy! Zdarza się, że koś jest blisko, ale jeśli z punktu na punkt choć trochę powiększasz różnicę, wiesz, że jest dobrze. A tym razem moja przewaga nie dość, że niewielka, to ciągle była taka sama! Potem nawet drastycznie nagle stopniała. Wiedziałam, że tak może być, bo na tym odcinku chciałam pobiec spokojnie i odpocząć, dziwiłam się jednak, że aż tak bardzo. Czułam się wciąż jak szczur, którego wszyscy chcą dopaść. Cały czas czułam presję, wciąż musiałam uciekać! W końcu jakoś zbudowałam te 10 minut przewagi i na nich dociągnęłam do mety, ale to było bardzo trudne. Nigdy jeszcze tak się nie ścigałam. Ciągła ucieczka była dla mnie horrorem.

– Gdy byłaś około 80 kilometra, rozmawiałem z Pawłem Dybkiem. Twój facet powiedział, że kazał Ci wyłączyć się mentalnie z otoczenia, nie zwracać uwagi na konkurentki i skupić się wyłącznie na sobie, patrzeć tylko pod nogi, a nie wokół siebie. „Wtedy będzie dobrze” – powiedział Paweł. Zrobiłaś tak i pomogło?

– Tak. Miałam zamknąć się w sobie i odciąć od bodźców zewnętrznych. Kiedy przewaga bardzo stopniała, a mnie siadła „psycha”, dostałam sms od Pawła, że „sztuką jest wytrzymać do końca” i bardzo fajną wiadomość od Piotrka Hercoga. Powiedziałam sobie wtedy: „koniec oglądania się, koniec myślenia, co będzie, kto jest lepszy. Muszę wykonać dobrze swoją robotę, żebym na mecie wiedziała, że nie spieprzyłam!” Zdarzyło mi się na zawodach narciarskich, że byłam zmęczona i gdy goniąca dziewczyna mnie dojechała, po prostu stanęłam i przepuściłam ją przed siebie. Tutaj nie mogłam tego powtórzyć!  Nikogo nie puszczam i robię swoje, a jeśli któraś z dziewczyn mnie przegoni w godnej walce, trudno! Będzie lepsza i trzeba schylić czoła.

– W którym momencie zaczęłaś myśleć o wygraniu biegu?

– Na ostatnim punkcie, na 110 kilometrze. Wcześniej cały czas było duże ryzyko, że mnie dziewczyny dojadą. A tu już wiedziałam, że jeśli tylko utrzymam swoje tempo, nie powinny mnie dopaść. A w ogóle to starałam się nie myśleć o zwycięstwie i jak najbardziej izolować się od myśli o wyniku. To strasznie spala, tracisz energię na rzeczy, na które nie masz wpływu. Skupiałam się na tym, co zależało ode mnie, a forma innych zawodniczek była poza mną. Dopiero od tego 110 kilometra dopuściłam do świadomości, że musze dociskać i trzymać konkretne tempo, bo skoro do tej pory mnie nie doszły, jest szansa utrzymać prowadzenie. Modliłam się tylko, żeby nie skręcić nogi na kamieniach, bo wtedy nic by mi już nie pomogło.

– Ponad trzy i pół godziny przed Tobą pięknego wyczynu dokonał Pau Capell. Hiszpan po raz trzeci z rzędu wygrał Transgrancanaria-128. Wracasz za rok, żeby powtórzyć jego wyczyn?

– (Śmiech) Nie mam jeszcze planów na przyszły rok. Na razie muszę wrócić do pracy, bo dużo zaległych rzeczy na mnie czeka. Ja lubię tutaj przyjeżdżać i jest bardzo prawdopodobne, że za rok wystartuję jeszcze raz, ale na deklaracje jest jeszcze za wcześnie. Zresztą, mam dużo rzeczy do przeanalizowania z biegu tegorocznego, muszę sobie jeszcze wpisać mnóstwo uwag do mojego zeszytu z notatkami, bo pełno dziwnych rzeczy było na tych zawodach, które na razie nie do końca rozumiem. Na przykład: bardzo wolne tempo naszego biegu. Nie czułam tego, ale jak spojrzałam na zegarek, byłam w szoku.

– Rzeczywiście, pobiegłaś ponad godzinę wolniej niż przed rokiem. To nie tylko kwestia 3 kilometrów więcej.

– Jasne, że nie! Gdyby winna była dłuższa o 3 km trasa, byłoby to widać, od Garanon na 86 kilometrze, gdzie zaczęła się modyfikacja trasy. Nasze międzyczasy były gorsze niż rok temu od samego początku, nawet uciekająca Chinka Miao Yao nie biegła moim ubiegłorocznym tempem.

– Skoro od razu wracasz do pracy w Mielcu, kiedy odpoczniesz po wielkim wyczynie?

– Będzie trochę pracy, ale na początku marca lecimy na 2 tygodnie na Majorkę. Tam chcemy potrenować i także trochę odpocząć. Lecę, oczywiście, z Pawłem, bo przekonałam się, że takie wyjazdy bez niego to porażka (śmiech).

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Patrycja Łączak, Jacek Deneka - UltraLovers

Półmaraton Wiązowski: Izabela Trzaskalska bije rekord trasy [DUŻO ZDJĘĆ]

$
0
0

Sezon biegowy 2019 można oficjalnie uznać za otwarty. Wszystko za sprawą Półmaratonu Wiązowskiego, rozgrywanego pod Warszawą. 39. już edycja imprezy obfitowała w rekordowe wyniki, na czele z kobiecym rekordem trasy, a to dobry prognostyk przed maratońską wiosną.

Niewielka Wiązowna to miejsce z wielką biegową tradycją. Przez lata startowało tam kilka pokoleń zawodników i zawodniczek z krajowej czołówki, ale też amatorów. Pierwsza edycja, rozegrana została jeszcze w 1981 r. jako Otwocki Zimowy Mały Maraton „Świder-Wisła”, byłą jeszcze biegiem na 20 km. Obecna formuła obowiązuje od lat 90-tych.

Biegacze rywalizują na atestowanej, półmaratońskiej trasie prowadzącej przez wsie Glinianki i Pęclin. I choć dziś konkurencja na rynku biegowym jest ogromna, to Półmaraton Wiązowski zachował wysoką pozycję w hierarchii, dodatkowo rozwijając samo wydarzenie. Każdy biegacz wie, że kolejna odsłona biegu w Wiązownie zapowiada nieuchronnie zbliżającą się wiosnę.

Półmaraton

Bohaterką ostatniej lutowej niedzieli 2019 r. została reprezentantka Polski Izabela Trzaskalska. Biegaczka z Terespola zwyciężyła z czasem 1:12:38, poprawiając o 18 sekund własny rekord trasy z 2016 roku. Podopieczna Marka Jakubowskiego zajęła 9. miejsce w klasyfikacji generalnej.

– To ładny wynik, zwłaszcza jak na tę porę roku. Czułam, że były jeszcze rezerwy, więc tym bardziej się cieszę – mówiła nam na mecie Izabela Trzaskalska. – Od początku wiedziałam, że będę musiała podczepić się pod jakąś grupkę chłopaków biegnących w tempie na 1h11’ - 1h12’. Tak też się stało, choć grupa bardzo szarpała tempo. Trzy razy łapała mnie kolka... Nieco odpuszczałam i goniłam znów panów. Po 15 km znów złapała mnie kolka zmęczeniowa. Ale najgorsze było ostatnie 6 km - musiałam walczyć sama, biegnąc pod wiatr. Na szczęście głowa mnie nie pokonała. A zależało mi dziś na wyniku – podkreśliła Pani Izabela, która wylatuje teraz na miesiąc na obóz do Albuquerque.

Drugie miejsce zajęła Aleksandra Lisowska z wynikiem 1:14:03, czym dokładnie o 3 minuty poprawiła rekord życiowy! Trzecia była zwyciężczyni ostatnich dwóch edycji - Angelika Mach, z rezultatem 1:15:37.

Na piątym miejscu uplasowała się tegoroczna halowa mistrzyni Polski w biegu na 3000 m Renata Pliś, z wynikiem 1:17:03. Biegaczka zrezygnowała ze startu w Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow na rzecz przygotowań do półmaratonu... w Glasgow.

– Bardzo długo się zastanawiałam nad tym scenariuszem i mam nadzieję, że podjęłam słuszną decyzję (śmiech) – stwierdziła na mecie Renata Pliś. Z dzisiejszego startu była umiarkowanie zadowolona. – Spodziewałam się, że pobiegnę tu nieco szybciej, choć biegłam z pewnym założeniem. Może trochę za szybko zaczęłam, a później, już na zmęczonych nogach, zwalniałam. Do tego wiało, a ja jeszcze tydzień temu biegałam halę, gdzie są komfortowe warunki.

– Ten start miał mi dać popalić i „podrzucić” treningowo, bo unikam dłuższych rozbiegań. Na treningu to 1h17’ z „haczykiem” na pewno bym nie poleciała… – analizowała Renata Pliś.

Tak jak rok temu, zwycięzcą Półmaratonu Wiązowskiego został Emil Dobrowolski, z wynikiem 1:06:56, porównywalnym do tego z 2018 roku (1:06:50). Maratończyk z Chotomowa prowadził od samego początku. Na 10. kilometrze miał minutę przewagi nad kolejnym zawodnikiem.

– Było zdecydowanie łatwiej niż ostatnio. Słyszałem, że rywale mnie puszczają, ale nie odwracałem się za siebie. Dopiero na połówce zobaczyłem, że mam kilkaset metrów przewagi. Rok temu naciskał mnie Marokańczyk. Tym razem biegłem sam i może przez to moja motywacja mocno spadała… – relacjonował zwycięzca.

– Na pewno warunki sprzyjały. Tak słabego wiatru w Wiązownie chyba jeszcze nie było. Czy mogłem pobiec szybciej? Ciężko powiedzieć, ale pewnie 1h06’ można było złamać... gdyby byli jacyś rywale. Trzeba by jednak cofnąć czas i znów się ścigać… – ocenił Emil Dobrowolski, który wiosną najprawdopodobniej wystartuje w Orlen Warsaw Marathon’ie.

Drugie miejsce przypadło - ponownie jak rok temu - kontrowersyjnemu Marokańczykowi Abderrahimowi El Asri’emu, reprezentantowi kraju, zawieszonemu w latach 2014-2016 za stosowanie EPO. Po odcierpieniu kary Afrykańczyk zamieszkał w Polsce i często tu startuje. Bieg w Wiązownie zakończył z wynikiem 1:08:40.

Trzeci był dziś Przemysław Dąbrowski, z wynikiem 1:08:49.

Bieg na 5 km

Towarzyszący bieg na 5 km wygrał Mariusz Giżyński, z czasem 14:38. Utytułowany maratończyk rodem z Płocka, wielokrotny medalista MP w biegach ulicznych wyprzedził o pięć sekund Ukraińca Andrzeja Starźyńskiego.

– Wynik jest dobry. NA początku może trochę poniosła mnie fantazja i za szybko zacząłem, ale pierwsze 2,5 km były fajne, takie z wiatrem. Z powrotem trzeba było już powalczyć – relacjonował Mariusz Giżyński. – Jak dla mnie, takiego maratończyka-weterana, 5 km to najlepsze co można zrobić. Jest tu rywalizacja, adrenalina, a organizm zmuszony jest do pracy na wysokich obrotach. To się przydaje w maratonie, gdy tempo jest umiarkowane. Zapas prędkości daje luz – podkreślił popularny „Giża”.

Podium uzupełnił Krzysztof Wasiewicz z wynikiem 14:47 - zawodnikowi Kondycji Piaseczno tylko sekundy zabrakło do wyrównania życiówki.

Wśród pań zwyciężyła będąca w doskonałej formie Anna Gosk. Wynik 15:58 to nowa życiówka biegaczki. Druga była Ewa Jagielska, z czasem 16:23, a trzecia Ukrainka Julia Moroz, z rezultatem 16:59.

– To był bardzo udany start. Cieszę się, że udało się złamać 16 minut. Pogoda dopisała. Na trasie widać też było dużo kibiców. Dopiero wchodzę w ten sezon, formę szykuje na kwiecień - maj. Chciałabym poprawić rekordy życiowe na krótszych dystansach, a w przyszłości zadebiutować w maratonie. Tylko jeszcze nie wiem kiedy. Na pewno wezmę udział w Mistrzostwach Polski w przełajach – zapowiedziała Anna Gosk.

Łącznie na dwóch dystansach biegi w Wiązownie ukończyło 2 784 osób, z czego ponad 1900 na głównym dystansie. Dodajmy, że biegnący z numerem „1” czterokrotny mistrz olimpijskich w chodzie sportowym Robert Korzeniowski, uzyskał czas 1:23:08.

Pełne wyniki: TUTAJ

RZ


Więcej przełaju w przełaju. Bieg i Marsz Powstańca w Dobrej [ZDJĘCIA]

$
0
0

Podłódzka wieś Dobra znana jest z bitwy z rosyjskimi zaborcami, która rozegrała się tu podczas Powstania Styczniowego w 1863 roku. Od kilku lat część obchodów jej rocznicy odbywa się na sportowo, za sprawą miejscowego Klubu Biegowego „Powstaniec”. W niedzielę 24 lutego po raz siódmy jego członkowie zorganizowali Bieg Powstańca na 10 km, a także marsz nordic walking (6,5 km), który odbył się szósty raz. Między startem kijkarzy i biegaczy rozegrano biegi dzieci w trzech kategoriach wiekowych.

Trasy marszu i biegu przebiegają malowniczymi terenami Wzniesień Łódzkich, więc płasko nie mogło być. Impreza od początku jest z założenia przełajowa, lecz w tym roku organizatorzy postanowili jeszcze bardziej ograniczyć asfalt, w zamian dokładając więcej terenu i dodatkowy podbieg. Trasa już kilka razy ulegała zmianom, lecz ta edycja została okrzykniętą najtrudniejszą w historii biegu – może z wyjątkiem pierwszej, o której później. Było tak mimo korzystnej pogody (przymrozek, bez opadów, lekki wiatr) i na ogół suchego podłoża. Potwierdzają to czasy zwycięzców – wyraźnie wolniejsze, niż w kilku poprzednich latach, przy takim samym dystansie.

Z tych zmian ucieszyli się kijkarze, którzy wystartowali o 10:00 na trasę wydłużoną o pół kilometra. Kijki do NW w końcu nie są stworzone do dziobania asfaltu. Wygrał Sławomir Kacprzak (39:07), do końca goniony przez Wojciecha Kolasę (39:20). Obydwaj zyskali większą przewagę nad trzecim Marcinem Radomskim (40:27). Pierwsza z pań i szósta w open była żona Wojtka, Joanna Balcerak-Kolasa (43:31), wyprzedzając Małgorzatę Cyrulewską (44:31) i Annę Ścibut (45:09). W marszu wzięła udział rekordowa ilość 92 zawodników. Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Cieszę się z tego zwycięstwa tym bardziej, że udało mi się wygrać trzeci raz z rzędu – opowiadał Sławek Kacprzak. – Błota prawie nie było, ale dzięki górkom się zrobiło ciekawie, no i Wojtek mnie cały czas gonił. – Ze Sławkiem nie miałem szans – dodał jego główny rywal. – Trzymałem się z nim na początku, ale jak mi uciekł na pierwszym podejściu, to już nie dałem rady zniwelować dystansu.

W samo południe wystartowaliśmy na trasę biegu. Z siedmiu edycji opuściłem tylko zeszłoroczną. O zmianach trasy dowiedziałem się tuż przed startem. Zamiast półtora kilometra asfaltu, prawie od razu skręciliśmy w gruntową, wiejską drogę. Świadomy braku formy, trzymałem się gdzieś w połowie stawki. Pierwszy kilometr, choć lekko pod górę, wszedł poniżej pięciu minut, później musiałem się trochę uspokoić. Przed półmetkiem pierwszy długi podbieg z bardziej stromą końćówką, znany z poprzednich edycji zbieg, a następnie w bonusie dodatkowa górka, której wcześniej nie było. Pod górę dyszałem jak pies, w dół jak zwykle zyskiwałem.

Na półmetku 26 minut, a tu jeszcze czekał największy podbieg. Zamiast tradycyjnej wersji po zniszczonym asfalcie, tym razem trasę poprowadzono równoległą do niego leśną dróżką, znaną mi z treningów. Było zdecydowanie ciekawiej. Tuż przed wbiegnięciem na nią wyprzedziła mnie dziewczyna w pomarańczowej koszulce. Niewiele myśląc usiadłem jej na ogonie, zostawiając za sobą kolejnych współzawodników na podbiegu.

Ze szczytu górki prowadził najdłuższy asfaltowy odcinek, zakończony agrafką dla uzyskania równej dychy. Pomarańczka cały czas trzymała mocne tempo, a mi nie pozostawało nic innego, jak zacisnąc zęby. To optymistyczne, że znów byłem w stanie biec po 4:40-4:50 na km. Kiedy wróciliśmy na gruntową drogę przed znaczkiem 9 km, wyskoczyłem przed nią, podziękowałem jej i zachęciłem do trzymania się za mną. Na zbiegu wrzuciłem najwyższy bieg, wyprzedziłem jeszcze kilkoro współzawodników i wpadłem na kreskę z 50:37 netto. Lepiej, niż się spodziewałem.

Pomarańczowa Renata dobiegła chwilę za mną. – Odegrałam się za poprzedni raz – cieszyła się – bo ostatnio miałam tu znacznie słabszy czas.

Bieg zdominowała drużyna Reebok Run Crew LDZ, która zgarnęła oba najwyższe stopnie pudła. Zwyciężyli jej przedstawiciele: Michał Adamkiewicz (36:27) i Anna Matusiak (45:32). Podium dopełnili: Artur Kamiński (36:40) i Krzysztof Krygier (37:38) oraz Klaudia Klik (47:04) i Aneta Goździk-Zaręba (48:02). Bieg ukończyło 297 osób. Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Pierwszy raz wystartowałam w Dobrej – przyznała zwyciężczyni. – To miał być trening, tym bardziej, że tuż przed startem miałam przedłużoną, pięciokilometrową rozgrzewkę, a na mecie nie czułam się specjalnie zmęczona. To część moich przygotowań do łódzkiego maratonu, gdzie chcę złamać trzy i pół godziny. Tej trasy zupełnie nie znałam, ale słyszałam od innych biegaczy, że jest dosyć ciężka, i to się sprawdziło. Myślę, że wrócę tu za rok.

Najszybszy z panów Michał nie pamiętał już dokładnie, czy wystartował tu trzeci, czy może czwarty raz. – Jednak dopiero pierwszy raz się udało wygrać – cieszył się. – Walka była do samego końca, bo najbliższy rywal nie odpuszczał i stracił do mnie tylko 13 sekund. Wcześniej trzymaliśmy się razem do około czwartego kilometra. Musiałem w to zwycięstwo włożyć sporo wysiłku, ale dzięki temu lepiej ono smakuje.

Znakomite 13. miejsce zajął weteran Biegu Powstańca Wojciech Zalasa, który zaliczył wszystkie jego edycje oprócz pierwszej. – Trasa była ciekawa, wymagająca, z paroma podbiegami, trochę wiało, na szczęście błota nie było. Czy lepsza? Zależy, co kto lubi. Wcześniej bywało więcej asfaltu, co mi trochę bardziej odpowiadało, więc teraz było mi trudniej.

Niektórzy wspominali właśnie tę pierwszą odsłonę z 2013 roku, kiedy po wielodniowych, intensywnych opadach śniegu dzień przed biegiem przyszła odwilż i cała śnieżna masa zaczęła się topić. Jej uczestnicy do dziś pamiętają przedzieranie się przez głęboką, grząską breję. Wtedy też uzyskałem proporcjonalnie najlepszy wynik na tle stawki współzawodników, bo dla mnie im trudniej, tym lepiej. Może za rok znów w Dobrej będzie ekstremalnie? Przyjedziemy, zobaczymy…

KW


"Lodowyna". Doświadczona ultraska podjęta z trasy przez LPR. Czeka na operację

$
0
0

W sobotę 23 lutego odbyła się pierwsza zimowa edycja ŁUT. Choć jeszcze kilka dni przed zawodami prognozy przewidywały kilka lub kilkanaście stopni na plusie i spodziewano się, że nawet zimowa edycja okaże się tradycyjną „Błotowyną”, ostatecznie aura zaskoczyła biegaczy nagłym ochłodzeniem.

W efekcie trasa zamieniła się w „Lodowynę”, jak ochrzcili ją uczestnicy biegu. Pokonanie oblodzonych zbiegów wymagało sporej uwagi i ostrożności. Wielu uczestników zaliczyło mniej lub bardziej bolesne upadki. Niestety, nie w każdym przypadku zakończyło się tylko na śmiechu i siniakach…

Pierwsza niespodzianka czekała już kilometr za startem, w miejscu, gdzie trasę przecinała asfaltowa droga pokryta lodem. Wolontariusze ostrzegali biegaczy, ale nie wszyscy zdołali w porę usłyszeć. Nie obyło się bez bolesnych upadków. Podobnie w dalszej części trasy to jej asfaltowe fragmenty były najbardziej zdradzieckie. Na zbiegach ukrytych w cieniu spływały lodem i stanowiły prawdziwą pułapkę. Ślisko było tez na zamarzniętych polach i łąkach na zboczach gór i w miejscach, gdzie błoto przechodziło nagle w oblodzone kałuże. Te chowały się też pod śniegiem. Dla wielu osób kolce i nakładki na buty okazały się zbawienne.

– Nawierzchnia była zróżnicowana, troszkę za dużo asfaltu ale do przeżycia. Duże oblodzenie, ale na to nie mamy wpływu, taka pora roku. Trzeba było być jedynie bardziej ostrożnym na zbiegach – mówiła Barbara Olschimke-Marmurowicz. – Za to pogoda marzenie! Choć na starcie temperatura wynosiła -10 stopni Celsjusza, słońce sprawiło, że nie była tak odczuwalna. Ich połączenie zagwarantowało też piękne widoki – dodaje nasza rozmówczyni.

Ze względu na kiepskie warunki na trasie, organizatorzy na kilka dni przed startem podjęli decyzję o jej skróceniu z 41 do 35 km. Zawodnicy przyjęli ją ze zrozumieniem. Nie zmienił się za to limit czasu, który pozostał na poziomie 9 godzin. Nie wykorzystał go żaden z zawodników. Ostatni dobiegli do mety tuż przed upływem 7,5 godzin. Nad ich bezpieczeństwem czuwał zamykający trasę jako wolontariusz Marcin Michalec. – Trasa byłą malownicza, ale niełatwa. Odcinkami z pokrywą śniegu i lodu, jak to w zimie bywa. Stopień trudności oceniam na średni, w porównaniu do innych biegów tej zimy. Niektórzy zawodnicy mieli raczki i kije, więc spokojnie podążali do przodu.

Wyjątkowego pecha miała jedna z zawodniczek, która pośliznęła się na zbiegu za pierwszym punktem odżywczym (Przymiarki, 11 km trasy). Obrażenia okazały się na tyle poważne, że z trasy zabrał ją śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Obecnie w szpitalu oczekuje na operację.

– Właściwie to ciężko powiedzieć, co poszło nie tak. Nawet nie wiem jak to się stało. Biegłam i nagle znalazłam się na ziemi, wyjąc z bólu – opowiada Celestyna, doświadczona zawodniczka ultra. – Pomoc nadeszła szybko i sprawnie. Najpierw pomogli mi biegacze, którym chciałam bardzo podziękować. Okryli mnie foliami NRC i kurtkami, dali ogrzewacze. Pan z domu, obok którego to się stało, przyniósł kołdrę i koce. Organizator przyjechał kilka minut później, karetka chyba po 15-20 minutach.

Chociaż do zdarzenia doszło w miejscu trasy z dobrym dojazdem, podjęto decyzję o transporcie lotniczym, ponieważ przewiezienie poszkodowanej karetką było zbyt bolesne. – Czekam na operację. A co do perspektyw… mam zamiar wrócić do biegania, ale nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu – mówi biegaczka.

– Byłam świadoma tego, jakie mogą być warunki na trasie. W końcu jest zima, było kilka ciepłych dni, trochę popłynęło, potem to zamarzło. Każdy biegł na własne ryzyko. Nie widzę tu niedopatrzeń organizatora… – dodaje kontuzjowana biegaczka.

„Było dobrze”. Zimowy ŁUT Ambasadorki [ZDJĘCIA]

Zwycięzcą pierwszej edycji Łemkowyna Winter Trail został Marcin Świerc, który jako jedyny złamał trzy godziny i ukończył bieg z czasem 2:51:39. Podium dopełnili Maciej Dombrowski (3:01:40) oraz Krzysztof Wiernusz (3:02:10).

Najszybszą kobietą "Lodowyny" okazała się Kinga Kwiatkowska (3:48:56). Jako druga do mety dobiegła Beata Boruszewska (3:58:30) a jako trzecia, zaledwie 10 sekund za rywalką, Małgorzata Rutkowska (3:58:40).

W towarzyszącym biegu na dystansie 15 km triumfowali Damian Kozioł (1:13:38) oraz Kinga Gomołysek (1:29:57).

Pełne wyniki: TUTAJ

KM

fot. Magdalena Wilk



„Było dobrze”. Zimowy ŁUT Ambasadorki [ZDJĘCIA]

$
0
0

Każdy szanujący się ultras wie, czym jest Łemko. Był kilka razy, lub chce być. Październikowy bieg na kilku różnych dystansach słynie z ton błota, dbałości o zawodnika i pięknych tras Beskidu Niskiego i Bieszczad. W 2019 r. organizator postanowił zrealizować pierwsze Łemko zimowe Łemkowyna Winter Trail, w którym udało mi się wziąć udział.

Trasa miała pierwotnie mieć 41 km, ale coś nie mam szczęścia tej zimy przebiec pełnego zakładanego dystansu, bo to już kolejny bieg od początku roku, który został skrócony. W tym przypadku nie ze względu na kopny śnieg, ale wiatrołomy. Wyszło trudne, bardzo trudne, przynajmniej dla mnie, 35 km, z ponad 1400 m przewyższenia.

Zaczynaliśmy z urokliwego Iwonicza-Zdroju podejściem pod Suchą Górę, by przez Mogiłę zbiec na 7. kilometrze do Rymanowa. Zaraz za Iwoniczem czekał nas przedsmak tego, z czym zmagaliśmy się potem przez praktycznie całą dalszą trasę – oblodzony zbieg. Tylko, że tam było jeszcze względnie łatwo, bo nogi dobrze pracowały.

Po ok. 3 km kolejna niespodzianka –konkretny skok przez strumień. Niektórzy korzystali z oblodzonej rurki, przerzuconej między brzegami, inni ruszyli w krzaczory wzdłuż brzegu w poszukiwaniu węższego przejścia.

W Rymanowie czekał nas kawałek asfaltem i zaczęły się pierwsze solidne podejścia. Na pierwszej ekspozycji – niespodzianka. Panowie z miejscowego klubu biegacza częstujący wiśniowymi procentami. Brawo Finisz Rymanów! Grzech było nie skorzystać dla rozgrzewki!

Za 10. kilometrem zastaliśmy pierwszy, obfity i pełen żywiołowych wolontariuszy punkt żywieniowy na Przymiarkach.

Po wrzuceniu czegoś na ząb i kilku łykach gorącej herbaty można było ruszać dalej – długi odcinek asfaltu w dół w kierunku Bałucianki zachęcał do rozwinięcia prędkości. Do czasu, aż niedaleko początku wsi okazało się, że szeroki pas oblodzonego asfaltu okazał się fatalny w skutkach dla zawodniczki, która chwilę przed nami, jak się potem okazało, złamała na nim dwie kości w nodze…

"Lodowyna". Doświadczona ultraska podjęta z trasy przez LPR. Czeka na operację

Widok tego wypadku mocno skierował naszą uwagę na to, po czym biegniemy. Kilkoro ludzi zatrzymało się, by jej pomóc, my pobiegliśmy w kierunku wsi, gdzie się okazało, akurat stacjonowali strażacy, zaalarmowani natychmiast ruszyli na pomoc.


Za Bałucianką zaczęliśmy wspinaczkę na Bałuciański Wierch i wraz z nią pokonywanie zwałów zamarzniętego śniegu i błota (pierwsze roztopy ściął 10-stopniowy mróz poprzedniej mocy). Twarde wertepy, wertepy i jeszcze raz wertepy.

Do drugiego punktu żywieniowego w Zawadce Rymanowskiej na 21. kilometrze mieliśmy parę pięknych widoków na okolice. Na punkcie znów bogactwo jadła na zimno i gorący barszczyk, a nawet ognisko i leżaczki, a za nim najtrudniejsze podejście – pod górę Cergową.

Ale wcześniej – kolejna przeprawa przez strumień, tym razem o wiele bardziej szeroki i wartki. Mnie udało się przejść suchą stopą po zwalonym pniu, inni znaleźli najwęższy odcinek pomiędzy skarpami, gdzie udało się przeskoczyć. I Cergowa, a na niej wieża widokowa. Choć organizatorzy nie zdecydowali się zorganizować na jej szczycie checkpointu, ja i tak nie mogłam sobie odmówić, żeby na nią wejść – naprawdę było warto. Kolejny etap – zbieg z Cergowej. Po piątym wywiniętym orle i minięciu mnie kurczowo trzymającej się drzewa przez rączego biegacza w raczkach, postanowiłam sięgnąć do plecaka po swoje raczki. To było najpiękniejsze 200 metrów wreszcie stabilnego i pewnego zbiegania po oblodzonym zboczu, aż definitywnie skończył się śnieg…

Więc sobie dalej w raczkach nie porumakowałam i w brodę sobie plułam, że założyłam je dopiero teraz. W kierunku wsi Lubatowa zmierzaliśmy polną drogą, by na 31. kilometrze skręcić na ostatnie wzniesienie – Żabią Górę, z której rozciągał się piękny widok na pokonaną wcześniej Cergową. I stąd już tylko 4 kilometry dzieliły nas od mety. Wydawać by się mogło, że dystans nie był taki zabójczy, ale pierwsze zabudowania Iwonicza witałam z nieopisaną ulgą.

Debiut zimowej Łemkowyny z pewnością zaliczę do udanych. Trasa bardzo wymagająca ze względu na zmarzlinę, ze zmieniających się jak w kalejdoskopie rodzajów podłoża brakowało chyba tylko kopnego piachu, ale ciekawa i zróżnicowana, pięknie oznaczona (choć nie brakowało miejsc, gdzie można było się zgubić), za Żabią Górą poprowadzona polami, a nie jak jesienne Łemko asfaltem – to duży plus i zaskoczenie dla stałych bywalców. Choć zamykałam stawkę biegową, entuzjazmu kibiców i wolontariuszy na mecie nie brakowało i z prawdziwą przyjemnością odebrałam oryginalny medal.

Zabrakło mi może jedynie bardziej szczegółowej informacji o warunkach na trasie – podano, że ma być i trawa, i błoto, i lód, ale gdybym wiedziała, na jakich odcinkach, to pewnie wcześniej założyłabym raczki i oszczędziła trochę ud i stawów skokowych. Nie było też o ogóle informacji, co ma być na punktach żywieniowych, a to wpłynęłoby na zawartość plecaka. Ale było dobrze, Łemkowyna, bardzo dobrze!

Magdalena Wilk, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Gorlice: Na biegówkach "Do Upadłego..." [ZDJĘCIA]

$
0
0

Nadleśnictwo Gorlice oraz Stowarzyszenie Rozwoju Sołectwa Krzywa było organizatorem III edycji imprezy rekreacyjno-sportowej w narciarstwie klasycznym o nazwie "Do Upadłego....".

- Impreza została rozegrana na trasach biegowych w Krzywej i dookoła góry Obszar w gminie Sękowa, na pętli około 7,0 km. Zawody przeprowadzono przy dobrej pogodzie na lekko zmrożonym śniegu. W tym roku padł rekord trasy bowiem najwytrwalszy zawodnik pokonał ją dziewięć razy w bardzo dobrym czasie 3 godz. 39 min. Był nim Damian Ciborowski z KS Speed Jasło. Łącznie wystartowała prawie setka biegaczy z terenu Małopolski i Podkarpacia  – informuje nas Stefan Maryńczak z Śnieżnych Tras Przez Lasy.

W poszczególnych kategoriach zwyciężali:

  • Kobiety  rocznik 1974-2001: Ewa Marszałek - Śnieżne Trasy Krzywa - 6 okr. -   3 godz. 16 min
  • Kobiety  rocznik 1973 i starsze: Ewa Barszcz - Śnieżne Trasy Krzywa- 3 okr. 3 godz. 21 min
  • Mężczyźni  rocznik 1974-2001: Jacek Staroń - KrosSki Remsport - 8 okr.  3 godz. 23 min
  • Mężczyźni  rocznik 1973 i starsi: Damian Ciborowski KS Speed Jasło - 9 okr.  3 godz. 39 min

– Biegło się bardzo dobrze. Trasy były przygotowane znakomicie. Zostało jeszcze sił na pokonanie kolejnych okrążeń, ale już czas nie pozwalał. Dziękuję organizatorom za przygotowanie tak wspaniałej imprezy biegowej – powiedział nam na mecie Damian Ciborowski z KS Speed Jasło.

Zdobywcy trzech pierwszych miejsc w poszczególnych kategoriach wiekowych otrzymali dyplomy i drewniane puchary ufundowane przez Nadleśnictwo Gorlice. Wszyscy startujący otrzymali pakiety startowe i pamiątkowe drewniane medale. Na uczestników czekało ognisko, pieczona kiełbaska, bigos i gorąca herbata. 

Rozgrywano też biegi w młodszych kategoriach dziewcząt i chłopców.
 
Szczegółowe wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów



 

Najszybsze 600m w historii! Kapitalne wyniki w lekkoatletycznych mistrzostwach USA

$
0
0

Z oczywistych względów Amerykanie nie wystąpią w Glasgow podczas Halowych Mistrzostw Europy, ale tamtejsi lekkoatleci nie zapadli w zimowy sezon. Wręcz przeciwnie. Podczas krajowych mistrzostw, rozgrywanych w miniony weekend w Nowym Jorku działo się sporo ciekawego.

W tym roku Amerykanie jako reprezentacja nie uczestniczą w żadnej większej międzynarodowej imprezie halowej, przez co krajowe mistrzostwa rozgrywano na nietypowych dystansach - 600 m, 300m, 1000 m, ale też mila czy 2 mile. Z „klasycznych” biegów walczono o medale na 60 m i 60 ppł. Program imprezy zmieni się w przyszłym roku, gdy mistrzostwa będą kwalifikacjami na Halowe Mistrzostwa Świata.

Bohaterką nowojorskich mistrzostw została 16-letnia Athing Mu, która zdobyła złoto w biegu na 600 m z czasem 1:23.47. To nowy rekord USA i najlepszy wynik na światowych listach w tym sezonie. Jest to wynik o trzy setne sekundy słabszy od najlepszego wyniku w historii, należącego do Rosjanki Olgi Kotlarowej z 2004 roku.

Młoda mistrzyni kraju uczy się w liceum w Trenton i jeszcze nie wybrała wyższej uczelni. Uniwersytety, z oregońskim na czele, zapewne już ustawiają się już w kolejce po jej talent. Rodzice zawodniczki pochodzą z Sudanu i wyemigrowali do USA około 2000 roku. Sama biegaczka urodziła się w Ameryce.

Athing Mu zaczęła biegać w wieku 6 lat w Trenton Track Club pod okiem trenera Al'a Jenningsa. Kilka lat później wystartowała w pierwszych zawodach. W zeszłym roku została MVP juniorskich igrzysk AAU (Amateur Athletic Union - red) , po tym jak wywalczyła złoto na 400, 800 i 1500 m. W stanach już została okrzyknięta wschodzącą gwiazdą.

Rekord świata na 600m – a dokładniej rzecz ujmując, najlepszy czas w historii, bo rekordów na tym nietypowym dystansie IAAF nie odnotowuje - padł za to w biegu mężczyzn. Zachwycił Donovan Brazier, który w tym roku jest drugi na światowych listach w biegu na 800 m. Zawodnik Nike Oregon Project wygrał z czasem 1:13.77, poprawiając wynik Kenijczyka Michaela Seruniego z ubiegłego roku.

RZ


Transgrancanaria 2019 szczęśliwa dla Biało-Czerwonych [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Dwudziesta edycja Transgrancanarii okazała się dla Polaków szczęśliwa. Biało-Czerwoni biegacze startowali w sześciu biegach imprezy i w każdym z nich pozytywnie zaznaczyli swoją obecność.

Najmocniej zrobiły to: Magdalena Łączak, która po raz drugi wygrała główny 128-kilometrowy bieg...

"Najtrudniejszy bieg w moim życiu. Nigdy tak się nie zajechałam!". Magdalena Łączak, dwukrotna triumfatorka Transgrancanaria-128

Po raz drugi z rzędu! Magdalena Łączak mistrzynią Transgrancanarii! [WYNIKI]

... oraz Katarzyna Solińska, która triumfowała w maratonie.

TGC Marathon: Katarzyna Solińska - "Prawie do końca nie wiedziałam, że prowadzę". Kamil Leśniak - "Fajny trening, wygrała moja taktyka"

Na piątej pozycji wśród pań, na mecie dystansu Advanced uplasowała się Katarzyna Winiarska. Zaś w biegu Promo Agnieszka Kruszewska-Senk była siódma.

W głównym biegu, wśród mężczyzn najwyżej sklasyfikowanym Polakiem został Mariusz Gezela, który przybiegł na metę tuż przed Fernandą Maciel, trzecią kobietą na podium biegu pań. Maraton na szóstym miejscu ukończył Kamil Leśniak.

Polacy dali się zauważyć nawet, gdy kończyli biegi daleko od podium. Tomasz Krasiński był ostatnim w stawce 265-kilometrowego wyzwania, ale za nim pozostała na trasie, lub poza nią, długa lista tych, którzy nie zmieścili się w limicie trasy.

Poniżej prezentujemy wyniki Polaków we wszystkich biegach Transgrancanarii 2019. Miejsca panów to klasyfikacja generalna. Przy paniach widnieją wyniki w rywalizacji kobiet.

Trans 360 open:

20. Tadeusz Podraza - 74:31:11
56. Tomasz Krasiński - 97:35:21

Transgrancanaria 128 - mężczyźni:

36. Mariusz Gezela - 17:14:43
142. Adrian Grzelak - 21:16:36
161. Robert Niedzielski - 22:08:34
177. Przemysław Wojciechowski - 22:23:04
213. Tomasz Lichota - 23:01:48
261. Maciej Gaweski - 24:04:34
268. Jakub Żuławiński - 24:10:18
274. Bogdan Węgiel - 24:14:34
317. Zbigniew Rajtar - 25:27:47
327. Jakub Płócienniczak - 25:32:00
327. Tomasz Śleziak - 25:32:00
342. Jacek Kusztelak - 25:53:26
347. Rafał Dziurka - 25:58:19
350. Paprocki Krzysztof - 26:04:29
377. Chudy Przemysław - 26:23:28
412. Paweł Hałgas - 26:56:13
471. Maciej Śleziak - 28:43:14
480. Grzegorz Margas - 28:55:25

Transgrancanaria 128 - kobiety:

1. Magdalena Łączak - 16:22:56
33. Edyta Rychcik-Zygadło - 26:38:00

Advanced mężczyźni:

66. Janusz Skowroński - 8:25:37
102.Stanisław Krótki - 8:56:49
105. Szymon Zięborak - 9:03:42
158. Konrad Korus - 9:45:45
183. Mariusz Kocoń - 9:59:59
238. Jacek Jabłoński - 10:21:16
244. Andrzej Ruszczewski - 10:24:02
250. Marek Korus - 10:25:47
251. Jakub Krukar - 10:26:06
255. Szczepan Brzeski - 10:27:10
307. Marcin Michalski - 10:49:44
343. Mariusz Kołodziej - 11:04:13
430. Tomasz Kozakiewicz - 11:51:46
476. Daniel Holysz - 12:27:51
491. Paweł Murcha - 12:39:39
579. Rafał Kaczorowski - 13:47:45
600. Adam Zając - 14:05:49

Advanced kobiety:

5. Katarzyna Winiarska - 7:59:53
13. Justyna Jasłowska - 9:14:43
23. Martyna Mączka - 9:45:10
48. Danuta Orlewska - 10:39:40
82. Beata Ciosek - 12:39:39
89. Agnieszka Bugajska - 13:12:15
101. Monika Zając - 14:05:48
116. Maria Czekalska - 14:40:51
117. Agnieszka Burant - 14:40:52

Maraton mężczyźni:

6. Kamil Leśniak - 3:11:54
52. Łukasz Lechowicz - 4:16:28
108. Adrian Firek - 4:54:09
216. Maciej Gajewski - 5:38:23
301. Mariusz Chrzanowski - 5:59:49
334. Jerzy Roskiewicz - 6:07:36
340. Igor Watek - 6:10:27
354. Andrzej Partyka - 6:18:08
386. Tomasz Mamcarczyk - 6:27:05
386. Łukasz Szrek - 6:27:05
408. Sławomir Piątkowski - 6:33:35
428. Krzysztof Matusik - 6:38:32
500. Przemysław Sokołowski - 6:57:15
577. Roman Polko - 7:21:51

Maraton kobiety:

1. Katarzyna Solińska - 3:42:32
33. Ewa Machul - 5:13:07
65. Beata Orłowska - 5:59:48
102. Dorota Wawrzycka - 6:44:35
174. Katarzyna Rapanicz - 8:17:52
174. Joanna Rapanicz - 8:17:52

Starter mężczyźni:

14. Michał Stopa - 2:28:05
56. Aleksander Senk - 3:06:36
71. Tomasz Balcerzak - 3:13:44
126. Paweł Stach - 3:41:53
212. Łukasz Kwiatek - 4:10:20
237. Piotr Orlewski - 4:18:18
350.Piotr Krupa - 4:49:09
391. Michał Mazurkiewicz - 4:56:44
444. Karol Słowiński - 5:21:52

Starter kobiety:

7. Agnieszka Kruszewska-Senk - 3:07:08
46. Agnieszka Politylo-Aluwihare - 4:26:22
55. Martyna Grużewska - 4:30:43
65. Gabriela Michalik - 4:39:06
68. Agata Kozińska - 4:41:21
70. Natalia Paprocka - 4:42:14
76. Magdalena Baltyn-Tokłowicz - 4:47:36
79. Marta Byrdy - 4:49:09
110. Anna Lubeńczuk - 5:20:13
112. Kinga Kroczyńska - 5:22:51
112. Ewa Pióro - 5:22:51
118. Agata Drzewińska - 5:32:23
134. Małgorzata Swierkosz-Hołysz - 5:49:23
135. Sylwia Bajek - 5:50:25
148. Anna Skubacz - 6:07:50
148. Agnieszka Podziemska - 6:07:50

Promo mężczyźni:

107. Tomasz Kurpiel - 2:02:24

Promo kobiety:

45. Elżbieta Czekalska - 2:11:50
77. Hanna Dutkiewicz - 2:30:01
99. Małgorzata Górna - 2:41:09
110. Agnieszka Balcerzak - 2:43:08

opr. IB


Bartłomiej Przedwojewski pobiegł w CITY TRAIL i....

$
0
0

Sobotni (23 lutego) bieg CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden, który odbył się we wrocławskim Lesie Osobowickim był jednym z najbardziej emocjonujących w trwającej edycji. Na zmodyfikowanej względem poprzednich miesięcy trasie zwycięstwo odnieśli Szymon Dorożyński– z czasem 14:56 oraz Małgorzata Zieleń – wynik 18:00. W zawodach wziął udział jeden z czołowych biegaczy górskich w naszym kraju – Bartłomiej Przedwojewski, który osiągnął znakomity wynik – 15:16 i zajął szóste miejsce.

Na podkreślenie zasługuje fakt, że aż trzydziestu zawodników pobiegło poniżej 17 minut. Z kolei w niedzielę (24 lutego) w Katowicach zwycięstwo odnieśli Szymon Topolnicki oraz Sylwia Ślęzak, którzy tym samym zapewnili sobie triumf w klasyfikacji końcowej cyklu.

WROCŁAW

Trasa CITY TRAIL w Lesie Osobowickim należy do najszybszych w tym ogólnopolskim cyklu. Ze względu na remont boiska leśnego, na którym zlokalizowana była meta, jej przebieg został zmodyfikowany. Sobotnie zawody były zatem sprawdzianem nowego przebiegu trasy. Okazało się, że w dobrych warunkach to trasa „na życiówki”. Zwycięzca – Szymon Dorożyński pokonał 5 km w czasie 14:56. Drugie miejsce zajął Dariusz Boratyński (czas 15:03), a trzeci był Mateusz Demczyszak (15:08). Zwycięstwo Szymona oznacza, że nadal ma on szanse na pokonanie Dariusza Boratyńskiego w klasyfikacji generalnej, zatem bieg w marcu będzie niemniej ciekawy niż sobotni.

Jako szósty na mecie zameldował się Bartłomiej Przedwojewski – trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej CITY TRAIL w edycji 2016/2017, który od dwóch lat znakomicie radzi sobie w biegach górskich – nie tylko w Polsce (jest kilkukrotnym medalistą mistrzostw Polski), ale także na arenie międzynarodowej. Pochodzący z Głuchołaz biegacz wygrał m.in. finałowe zawody prestiżowej serii Golden Trail Series, w których startowało dziesięciu najlepszych zawodników sezonu 2018.

- Nastawiałem się na to, żeby się bardzo zmęczyć podczas tych zawodów. Jestem teraz na takim etapie, w którym powoli wchodzę na jakieś większe prędkości treningowe, ponieważ mój start docelowy jest dopiero 2 czerwca, zatem czasu jest dużo. Do tej pory korzystałem z warunków, jakie są w górach – treningi w śniegu, w tym spokojne i długie wycieczki biegowe oraz treningi na nartach, stąd jestem bardzo pozytywnie zaskoczony dzisiejszym biegiem – podkreślił biegacz. – Od roku trenuję z Andrzejem Orłowskim z klubu LLKS Osowa Sień, który jest moim autorytetem i jestem przekonany, że moja rosnąca forma to zasługa tej współpracy. Wcześniej treningi układałem sam, ale doszedłem do etapu, w którym stwierdziłem, że potrzebuję wsparcia i jak widać to była dobra decyzja – dodał.

Wśród kobiet najszybszą okazała się Małgorzata Zieleń (czas 18:00), drugą lokatę wywalczyła Justyna Grzywaczewska z ekipy organizacyjnej CITY TRAIL (wynik 18:59), a jako trzecia do mety dotarła Karolina Obstój (19:02). W klasyfikacji generalnej pewna wygranej jest nieobecna tym razem Dominiak Napieraj.

W biegu głównym uczestniczyło 493 zawodników. W zawodach dziecięco-młodzieżowych wystartowało 172 młodych sportowców.

Kolejne – ostatnie w edycji 2018/2019 zawody w Lesie Osobowickim odbędą się 16 marca. Uroczyste podsumowanie sezonu, podczas którego wręczone zostaną pamiątkowe medale (dla wszystkich, którzy pobiegną w co najmniej czterech biegach) oraz nagrody dla najszybszych biegaczy odbędzie się 26 marca w auli Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego.


KATOWICE

Wynik, jaki osiągnął w niedzielę zwycięzca – Szymon Topolnicki to 16:02. Drugą lokatę wywalczył Tomasz Owczarek (czas 16:05), a trzeci był Oliwier Mutwil (16:11). Po niedzielnym biegu prowadzenie w klasyfikacji generalnej objął Szymon Topolnicki, który jest już pewien końcowej wygranej w sezonie 2018/2019.

– Trwająca edycja CITY TRAIL jest pierwszą, w której biorę udział. Traktuję te starty jako urozmaicenie treningów. Trasa jest ciekawa, pagórkowata – idealna dla sprawdzenia formy. Dzisiejsze warunki były ogólnie dobre, chociaż momentami bywało ślisko. Jestem zadowolony z wyniku, chociaż bardziej niż na czasie zależało mi na wygranej, bo był to mój ostatni start w edycji – mówił na mecie brązowy medalista ubiegłorocznych mistrzostw Polski na dystansie 3000m z przeszkodami. – Specjalizuję się w dystansach 5 000 i 10 000 m. Bieganie mam we krwi. Moi rodzice trenowali lekkoatletykę, tata cały czas biega i bardzo mnie wspiera. Nawet dzisiaj jest tutaj ze mną – dodał 25-letni zawodnik.

Wśród kobiet najszybszą okazała się – po raz czwarty w sezonie – Sylwia Ślęzak (wynik 19:04), która tym samym zapewniła sobie trzeci triumf w generalce. Drugie miejsce zajęła Katarzyna Golba (czas 19:35), a trzecią lokatę wywalczyła Michalina Mendecka (19:44).

W biegu głównym uczestniczyło 400 zawodników. W zawodach dziecięco-młodzieżowych wystartowało 125 młodych sportowców.

Kolejne – ostatnie w edycji 2018/2019 zawody w Katowicach odbędą się 17 marca. Gala podsumowująca sezon jest zaplanowana na 27 marca w auli Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Poza Wrocławiem i Katowicami w cyklu CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden uczestniczą: Bydgoszcz, Lublin, Łódź, Olsztyn, Poznań, Szczecin, Trójmiasto i Warszawa. W weekend 2-3 marca w Poznaniu i Bydgoszczy wystartuje szósta – ostatnia kolejka edycji 2018/2019. Szczegółowe informacje oraz zapisy znajdują się na stronie www.citytrail.pl.

Źródło: CITY TRAIL


Viewing all 13082 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>