Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

4. Łódzki Bieg Niepodległości – już 1000 zgłoszeń, ostatnie dni zapisów

$
0
0

Już 11 listopada wystartuje 4. Łódzki Bieg Niepodległości na dystansie 5 km. Start biegu wytyczony został przy Atlas Arenie, a meta na Stadionie Miejskim. Na liście startowej jest ponad 1000 zawodników, co czyni imprezę największym Biegiem Niepodległości w województwie łódzkim.

Zgłoszenia do zawodów trwają do najbliższego poniedziałku (6 listopada) do godziny 23:59.

– „Świętuj w biegu” to nasze tegoroczne hasło, cieszymy się, że ponad 1000 zawodników pobiegnie ulicami Łodzi, żeby uczcić obchody 99 rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę – mówi Mariusz Kostrzewa z Klubu Sportowego Alaska.

W ramach Łódzkiego Biegu Niepodległości odbędą się biegi dla dzieci, które również cieszą się dużym zainteresowaniem - zgłoszonych jest już ponad 200 dzieci w pięciu kategoriach wiekowych.

Organizatorem zawodów jest Klub Sportowy Alaska oraz Miejska Arena Kultury i Sportu. Honorowy patronat nad imprezą objęli: Pani Prezydent Miasta Łodzi – Hanna Zdanowska oraz Marszałek Województwa Łódzkiego – Witold Stępień.

Szczegółowe informacje związane z biegiem dostępne są na stronie www.biegniepodleglosci.org.pl.

mat. pras.



Mistrzostwa Świata w Skyrunningu odbędą się w…

$
0
0

Przyszłoroczne mistrzostwa świata w skyrunningu odbędą się w Kinlochleven w Szkocji, w dniach 13-15 września. Uczestnicy będą rywalizować we wszystkich formułach biegów wysokogórskich - Vertical, Sky i Ultra. O 27 medali zawalczą indywidualnie i w drużynach.

Mistrzostwa rozpoczną się 13 września od biegu Salomon Mamores VK, czyli 5-kilometrowej wspinaczki na szczyt Munro. W nagrodę za pokonanie 1000 metrów przewyższeń czeka zapierający dech widok na okolicę.

Następnego dnia do rywalizacji przystąpią miłośnicy biegów ultra. W tej kategorii zostanie rozegrany 65-kilometrowy Salomon Ben Nevis Ultra. Do pokonania na tej górskiej trasie jest 4000 metrów przewyższeń i najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii - Ben Nevis.

Mistrzowska impreza zakończy się Ring of Steall SkyRace - 29-kilometrowym biegiem o 2500 metrach przewyższenie.

Chociaż Szkocja nie kojarzy się z bieganiem górskim, a co dopiero wysokogórskim, tak jak kraje alpejskie, to należy doceniać skalę trudności mistrzowskich biegów. Wszystkie trzy są imprezami towarzyszącymi Glen Coe Skyline, ekstremalnemu biegowi górskiemu, w którym oprócz biegania trzeba mieć dobrze opanowaną wspinaczkę. Uczestnicy tego biegu bez wahania wskazują go jako swoje najtrudniejsze doświadczenie. Bieg w kalendarzu Skyrunning Series (w grupie Extreme) jest przewidziany na 16 września.

Zapisy do biegów w klasie mistrzostw i do Glen Coe Skyline rozpoczną się w styczniu przyszłego roku. Wtedy będą też znane szczegóły organizacyjne. Obecnymi mistrzami świata w poszczególnych grupach są: Luis Alberto Hernando i Caroline Chaverot w ULTRA; Stian Angermund-Vik i Laura Orgué w biegach wertykalnych oraz Maite Maiora i Stian Angermund-Vik w grupie SKY. Z kolei w Glen Coe Kilian Jornet i Emelie Forsberg ustanowili w tym roku nowe rekordy trasy.

IB

fot. mat. pras. Salomon Suunto Team


Elita Fukuoka Marathon. Dla jednych przystanek, dla innych cel sam w sobie

$
0
0

Startujący 3 grudnia 71. Fukuoka Marathon dla reprezentantów gospodarzy będzie pierwszym biegiem wchodzącym w skład skomplikowanego sytemu kwalifikacyjnego przed olimpiadą w Tokio.

Kwalifikacja na Igrzyska to dla Japończyków nie mniejsze wyzwanie jak same Igrzyska. Mają oni przed sobą 2 lata na uzyskanie odpowiednich wyników w największych maratonach krajowych i zakwalifikowanie się do udziału w biegu eliminacyjnym przewidzianym na 2019 r.

Wśród japońskich biegaczy na starcie Fukuoka Marathon staną m.in. legitymujący się najlepszą życiówką (2:08:56) Satoru Sasaki, który w 2015 r. zajął w tym biegu trzecie miejsce, startując wówczas poza elitą zawodników, czy Suguru Osako, który zadebiutował w tym roku w maratonie na trasie biegu w Bostonie i z czasem 2:10:28 zajął tam trzecie miejsce. Jego sukces odbił się szerokim echem w Japonii. Debiutant okazał się być pierwszym od ponad 30 lat Japończykiem na podium tego biegu i do tego z trzecim najszybszym czasem w historii japońskich startów w Bostonie.

W Fukuoce nie zabraknie również Yuki Kawauchiego.

Jednak to nie Japończycy są faworytami tego maratonu. Najlepszą życiówkę w stawce zawodników ma Stephen Kiprotich (2:06:33). Mistrz świata z 2013 r. i mistrz olimpijski z 2012 r. nie będzie miał łatwego zadania, jego przygotowania do biegu były przerywane przez sprawy rodzinne. Z wrześniowego obozu treningowego Ugandyjczyk wyjechał przed czasem z powodu śmierci matki. Musiał również zmierzyć się ze śmiercią przyjaciela.

Głównym rywalem Kiproticha będzie ubiegłoroczny zwycięzca Yemane Tsegay. O chęci zwycięstwa mówi także Bedan Jaroki. Kenijczyk mieszkający w Japonii, w maratonie zadebiutował wiosną. Zrobił to na trasie London Marathon, gdzie z czasem 2:07:41 zajął trzecie miejsce.

W tym roku w Fukuoce nie zobaczymy Polaków.

IB


Piotr Stachyra i Małgorzata Pazda-Pozorska mistrzami Polski na 100 km! [WYNIKI]

$
0
0

Piotr Stachyra do biegania wrócił niedawno. Wprawdzie doświadczenie ma ogromne, ale ma też na swoim koncie dziesięcioletnią przerwę w bieganiu.

Głogowianin do startu Supermaratonie Kalisia – tegorocznych, dziewiątych już MP mężczyzn w biegu na 100 km, szykował się pod okiem trenera Dariusza Wieczorka, trzykrotnego medalisty Polski w maratonie. Na prowadzenie wysunął się na czwartej pętli i utrzymał je już do końca. Wygrał z czasem (nieoficjalnym) 7:15:52.

Tytuł wicemistrza kraju przypadł w udziale Kamilowi Kunertowi, który linię mety przekroczył z czasem 7:17:51.

Brązowy krążek wywalczył Jacek Będkowski, dla którego był to najważniejszy start sezonu. W 2012 r. właśnie w Kaliskiej Setce debiutował na dystansie 100 km. Wtedy zajął dziewiąte miejsce. Dzisiaj, w swoim czwartym starcie w Kaliszu, nabiegał 7:22:32. Jeśli ten wynik się potwierdzi, będzie to oznaczało także nową życiówkę Jacka Będkowskiego.

Wśród pań bezkonkurencyjna była Małgorzata Pazda-Pozorska. Trzecia zawodniczka Wings for Life World Run w Poznaniu, druga na mecie Zamieci, uczestniczka Spartathlonu, od początku narzuciła mocne tempo. Linię mety przekroczyła z rezultatem 8:31:05, wygrywając bieg i 2. Mistrzostwa Polski Kobiet na 100 km.

Wynik Pani Małgorzaty jest drugim najlepszym w historii imprezy.

Rekordzistką trasy w Kaliszu pozostaje Dominika Stelmach, która w 2015 r. wygrała Supermaraton Kalisia z czasem 8:01:41. Rekordzistką Polski na tym dystansie pozostaje Patrycja Bereznowska, która z rezultatem 8:00:56 wygrała bieg w Holandii, zaledwie kilka dni po triumfie Dominiki Stelmach.

Wicemistrzynią Polski na rok 2017 została Monika Biegasiewicz, z rezultatem 8:40:39. Brązowy medal MP zdobyła Małgorzata Karkoszka z Radomska (9:10:41).

Bieg jeszcze trwa.

Wyniki na żywo: TUTAJ.

IB

fot. Krzysztof Pozorski, facebook Piotra Stachyry


W Warszawie też są góry. Wesołe Biegi Górskie - start!

$
0
0

Wesołe Biegi Górskie od 3 lat doskonale uzupełniają kultową Falenicę służąc mieszkającym na mazowieckiej nizinie biegaczom jako zimowa kuźnia siły biegowej. Zachęceni powodzeniem poprzednich edycji organizatorzy, pasjonaci biegów na orientację z Teamu 360 stopni, postanowili wzbogacić ofertę i wzorem roku 2015 organizują bieganie po wydmach w wydaniu jesiennym. 

Jak na płaskie Mazowsze (Wesoła i Stara Miłosna, podobnie jak Falenica, to dzielnice Warszawy) tutejsze wydmy w parku krajobrazowym to całkiem niezłe górki. Przewyższenie na pozór banalne, bo czymże jest 225 m podbiegu na 10 kilometrach? A jednak da się tu solidnie zmęczyć. Na każdej z pięciu pętli są 3 długie, wymagające podbiegi, na których nierzadko słychać język polski w jego najbardziej siarczystej odmianie.

Jesień w Wesołych Biegach Górskich to, tak jak zimą, trasa po pętli 2-kilometrowej, a w zawodach dystanse do wyboru: 2, 6 lub 10 kilometrów. W listopadzie i na początku grudnia trzy biegi zaliczane do klasyfikacji łącznej i czwarty finałowy. Po raz pierwszy także rywalizacja „hokeistów”, co w żartobliwej nomenklaturze jednego z organizatorów Igora Błachuta oznacza zawodników z kijami – po prostu Nordic Walking.

Na inaugurację organizatorzy podpisali chyba cyrograf z Matką Naturą, bo po długim okresie paskudnej pogody sobotni poranek przyniósł wręcz piękną pogodę. Słonecznie i bezwietrznie, dzięki czemu trudne często do biegania piaszczyste podłoże było dość sprężyste, a trasa - jedną z najszybszych w historii WBG. Zwycięzca dychy Piotr Parfianowicz wykręcił 39:01, a gdyby się nie lenił w drugiej połowie dystansu, miałby wynik jeszcze lepszy (dwie początkowe pętle pokonał w 15'20!).

Około 150 osób (tyle zwykle na WBG przyjeżdża też zimą) bawiło się znakomicie, choć… kilka pań z kijkami groźnie „pomstowało” na mecie. Gdyby wiedziały jak szatańska jest ta "wesoła" trasa, miast na 6 wystartowałyby na jedynie 2 kilometry. A kilkoro biegaczy, zdeklarowanych w zapisach na 10 km, skończyło ściganie już po 3 pętlach. Nie muszą się jednak bać DNF (did not finish – nie ukończył biegu). Wyrozumiali organizatorzy zaliczą im start na 6 km.

Pełne wyniki: TUTAJ

Kolejne spotkanie na Wesołych Biegach Górskich - Jesień za 3 tygodnie, 25 listopada, potem 2 i (finał) 9 grudnia.

Piotr Falkowski

zdj.Danuta Bielec, Jagoda Wąsowska 


Maraton Beskidy - ostatni taki, choć... [ZDJĘCIA]

$
0
0

Dzisiejsza edycja Maratonu Beskidy była jubileuszową, dziesiątą i… ostatnią, zgodnie z zapowiedzią twórcy i komandora biegu Edwarda Dudka. Spowodowała ona większe zainteresowanie biegiem. Tym razem przyjechali nie tylko stali bywalcy, ale też ci, którzy dotąd słyszeli o legendarnej imprezie biegowej i nie chcieli przegapić ostatniej szansy na start.

Pogoda włączyła się w świętowanie jubileuszu, było wprost idealnie. Chłodno, ale słonecznie, bez grama deszczu. Nawet śnieg, którym baca od kilku dni straszył zawodników, stopniał prawie całkowicie. W okolicy szczytu Skrzycznego leżało jego resztki, które właściwie tylko w jednym miejscu pokrywały trasę grubsza warstwą. Trochę trudności i frajdy jednocześnie sprawił też zbieg z góry Matyski na ostatnich kilometrach trasy. Jego bardziej strome fragmenty zamieniły się w błotniste zjeżdżalnie.

Przed startem, już od kilku dni, trwały spekulacje na temat zwycięzcy. Pojedynek Robert Faron kontra Wojciech Probst zapowiadał się wyjątkowo ciekawie. Podczas biegu okazało się jednak, że Wojtek nie dał rywalowi szans i prowadził przez cały czas. Faron próbował gonić i przez moment tracił do Probsta zaledwie 1,5 minuty, ale ostatecznie strata ta powiększyła się jeszcze o minutę. Probst wygrał pewnie z robiącym wrażenie czasem 3:05:17.

Sam przyznał, że liczył na więcej: – Miałem w planach złamać 3 godziny. Niestety nie udało się, z różnych względów. Ale ten wynik też biorę i jestem zadowolony. Najgorszym fragmentem trasy była końcówka, 2 kilometry za Matyską, gdzie jeździliśmy jak na łyżwach w błocie po kostki. Ogólnie było ciekawie.

Drugi Robert Faron uzyskał czas 3:07:51 a trzecie miejsce z czasem 3:09:54 zajął Radosław Hetman. Wśród kobiet najszybsza była Paulina Janik, której pokonanie trasy Maratonu Beskidy zajęło 3:46:55. Drugie miejsce zajęła Sylwia Bondara (3:55:00) a trzecie Iwona Kik (3:58:23).

Maraton poza doświadczonymi górskimi biegaczami, przyciągnął też debiutantów: – Było ciężko. Bolały nogi, dokuczały skurcze… Musiałem wysoko podnosić nogi. Mieliśmy też magnez. Udało się. Liczyliśmy na 6:30 a udało się prawie pół godziny szybciej – mówił po biegu Marek Róg, który w Radziechowach postanowił zadebiutować w maratonie: – W Krynicy biegłem 34 km, tutaj pierwszy maraton. Namówiła mnie moja dziewczyna a ją namówił nasz kolega.

Ci, którzy raz wystartowali, nie potrzebują namowy do kolejnych startów. Tak jak Łukasz Fijałkowski, który biega w Radziechowach od trzech lat: – Warunki w tym roku były bardzo podobne, mieliśmy tym razem wyjątkowe szczęście do pogody. Biegło się naprawdę dobrze, ale rekordu nie ma, bo biegłem z kolegą, który startował pierwszy raz i podeszliśmy do tego asekuracyjnie. Szkoda imprezy, bo to podobno ostatni bieg. Teraz się dowiedziałem…

Większość osób była zasmucona informacją, że to ostatni organizowany przez Bacę Maraton Beskidy. Spekulowali, czy ktoś inny przygotuje imprezę za rok, niektórzy sugerowali nawet, że to tylko takie droczenie się z biegaczami i w przyszłym roku impreza znowu znajdzie się w kalendarzu. By tak się stało, byli gotowi przekonywać organizatora: – Musi by! Dlaczego? To proste. Bo my na nią przyjedziemy! – zadeklarowali wspólnie.  

KM


MP w górskim maratonie NW: Zwycięstwo i nowy rekord trasy… na urodziny [ZDJĘCIA]

$
0
0

Trasa sobotniego 10. Maratonu Beskidy była też areną zmagań w ramach 3. Mistrzostw Polski w Maratonie Górskim Nordic Walking. W Radziechowach stawiła się prawie cała czołówka polskiego nordic walking a poziom rywalizacji był bardzo wysoki.

Zwycięsko wyszedł z niej Marcin Michalec, który do tegorocznego tytułu mistrza Polski w maratonie z Jastrowia, dołączył drugi, górski tytuł a przy okazji poprawił swój własny rekord trasy i… zrobił sobie urodzinowy prezent.

Michalec, który od kilku lat poprawia własny rekord świata w maratonie nordic walking, poprawił też rekord trasy Maratonu Beskidy. Ukończył go z czasem 4:49:11, urywając z ubiegłorocznego wyniku 5 sekund. – Celowałem w rekord, przyznaję – powiedział podczas dekoracji. – Udało się go poprawić o kilka sekund.

– Jeśli chodzi o warunki na trasie, to na pewno było bardziej sucho, ale sama końcówka bardzo błotnista. Do tego piękna, słoneczna pogoda i cudowne widoki Beskidów po drodze – zachwycał się zawodnik, który ma na swoim koncie takie górskie starty, jak Bieg Rzeźnika, Bieg Granią Tatr a nawet UTMB. W Radziechowach świętował swoje urodziny w najlepszy możliwy sposób, czyli na trasie. Tuż przed startem inni zawodnicy zaśpiewali mu Sto lat, ale czas na życzenia był dopiero za linią mety. Po drodze Marcin nie dał nikomu szans na zrównanie ze sobą kroku, prowadząc już od startu.

Uczestnicy maratonu mieli do pokonania trasę, której spora część prowadziła asfaltowymi drogami, co nie jest ani wygodne, ani odpowiednie dla zachowania poprawnej techniki. Na szczęście samo podejście na Skrzyczne oraz zejście z niego były już nieutwardzone, a poziom trudności podnosiły luźne kamienie, błoto i resztki mokrego śniegu zalegające jeszcze na fragmentach szlaku. Wisienką na torcie była góra Matyska, z którą uczestnicy maratonu musieli się zmierzyć na ostatnich kilku kilometrach. Ostre podejście przez Golgotę Beskidów zmęczyło, ale prawdziwym wyzwaniem okazało się pokonanie zejścia pokrytego głębokim i śliskim błotem.

Piotr Kordowski ukończył wszystkie trzy edycje mistrzostw. Dzisiejszej nie ocenił jako trudniejszej od pozostałych: – Trasa tutaj zawsze jest ta sama, tylko inne warunki. Jak zwykle błoto na zejściu z Matyski, ale nie było zapowiadanego śniegu na Skrzycznem. Nie było źle, do tego było piękne słońce i naprawdę dużo ludzi. Poziom rywalizacji był bardzo wysoki, o czym świadczą chociażby czasy pierwszej trójki, wszystkie poniżej 5:10.

Po Michalcu (4:49:11) na mecie jako drugi zameldował się Karol Stiller z czasem 5:03:55 a po nim Piotr Niechwiejczyk (5:04:51). Wśród kobiet wygrała Joanna Kołodziej (5:44:48). Podium dopełniły Marzena Spychała (5:49:37) oraz Mariola Pasikowska (5:51:44).

Wśród doświadczonych maratończyków nie zabrakło też debiutujących na tym dystansie. Beata Drapikowska pokonała trasę maratonu razem z mężem Markiem: - Kilka razy szłam tutaj rajd, więc tym razem przygotowałam się na maraton. Stwierdziłam, że maraton trzeba przynajmniej raz w życiu przejść. A tutaj piękne Beskidy, klimatyczny maraton u Dudka, wybór był oczywisty – wyjaśniała. – Bardzo piękna trasa, choć na końcu trochę błota. Bardzo ciepło. Właściwie po drodze były wszystkie pory roku, bo i słońce, i śnieg. Atmosfera fantastyczna. Przyjechała naprawdę cała czołówka. Edward Dudek tutaj zrobił odpowiednia renomę, informacja o tym, że to ostatni maraton też zrobiła swoje. Myślę, że powrócę tutaj nie jeden raz, jeśli tylko ktoś przejmie imprezę i będzie nadal istniała.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM

4. Bieg Dwóch Szybów w wydaniu... encyklopedycznym [ZDJĘCIA]

$
0
0

Na bardzo oryginalny pomysł wpadli organizatorzy czwartej edycji Biegu Dwóch Szybów. W Chorzowie. Na numerach startowych umieścili ciekawostki dotyczące miasta i okolic. Uczestnicy mogli się dowiedzieć ile spotkań rozegrał Gerard Cieślik, legenda Ruchu Chorzów, kiedy wybudowano stadion, ile lat mają poszczególne zabytki miasta albo… ile gatunków żab występuje w Żabich Dołach, przez które prowadziła trasa. Każda informacja była oczywiście związana z liczbą widniejącą na numerze startowym.

Zawodnicy mieli do pokonania 15 km trasy, która zaczynała się i kończyła u stóp Szybu Prezydent w Chorzowie a po drodze przebiegała przez Maciejkowice, obok szybu Zygmunt August II oraz przez Zespół Przyrodniczo-Krajobrazowy Żabie Doły w Bytomiu. Bieg Dwóch Szybów to inicjatywa, w ramach której organizatorzy co roku przygotowują inną trasę obejmującą szyby kopalniane. Przed rokiem na przykład na trasie biegu znalazł się Szyb Krystyn w Siemianowicach Śląskich. Tym razem bieg poprowadzono w kierunku Żabich Dołów, co nadało mu bardziej terenowy charakter.

– Rewelacja! Nie jest to nudny asfalt, ale ciekawy bieg crossowy. Piękne widoki, wspaniała pogoda. Byłam pełna obaw, jeśli chodzi o pogodę, bo podobno tradycją tego biegu były deszcz i błoto a do tego ostatnie dni nas nie rozpieszczały pogodowo. Ale dzisiaj słońce cudownie świeciło i pogoda była rewelacyjna – zachwycała się Aneta Skóra, która w Biegu Dwóch Szybów startowała pierwszy raz. – Organizatorzy zadbali o punkty odżywcze. Bardzo podobał mi się też pomysł z ciekawostkami na numerach startowych. Podczas biegu wymienialiśmy się informacjami.

– Przeczytałem na moim numerze, że 180 tysięcy złptych kosztowała budowa stadionu Ruchu Chorzów. Jako kibic Ruchu tego nie wiedziałem, więc przy okazji biegu znowu się czegoś dowiedziałem – mówił na mecie Marcin Otto. – Drugi raz jestem na tym biegu i w tym roku trasa była naprawdę przyjemna. Ale była krótsza, zegarek pokazał mi 14,3 km.

Drugi raz ukończył Bieg Dwóch Szybów także Aleksander Sojka: – Dzisiaj biegło się rewelacyjnie. Pogoda elegancka. Może troszkę wiało, ale dało się wybiegać dobry czas. Startowałem tutaj drugi raz i biegło się lepiej niż przed rokiem. Nie było takiego błota. Trasę oceniam jako umiarkowanie trudną. Najgorsze było bieganie przez kamienie. Nie jestem przygotowany na takie trasy przyznał.

Najszybciej z urozmaiconą, crossową trasą poradził sobie Piotr Mrachacz, który uzyskał czas 53:36. Drugie miejsce zajął Damian Lazar (54:55) a podium dopełnił Filip Krauze (55:15). Wśród pań triumfowała Monika Nawrat, która ukończyła bieg z wynikiem 1:04:30. O drugie miejsce do samej mety zawzięcie walczyły Barbara Chrzanowska i Patrycja Porczyńska. Ostatecznie to Chrzanowska stanęła na wyższym stopniu podium z wynikiem 1:06:38. Jej rywalka dobiegła do mety 6 sekund później. Bieg ukończyły 284 osoby, co jest nowym rekordem frekwencji.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


 


AmberExpo Półmaraton świętuje rekordową frekwencję

$
0
0

Czwartą edycję półmaratonu ukończyło 3 674 osób. To nowy rekord frekwencji imprezy (3 249 osób w 2015 r.). Triumfowali goście zza wschodniej granicy. W towarzyszącym Biegu na Piątkę linię mety przekroczyło 799 osób - tu wygrywali Polacy. 

Biegacze ruszali wspólnie sprzed centrum konferencyjno-wystawienniczego AmberExpo. Finiszowali w wewnątrz obiektu. 

Pierwszy na mecie półmaratonu zjawił się Ukrainiec Mykoła Juchimczuk (czas 1:06:11). 

Drugi Dmytro Didowodiuk stracił ponad minutę (czas 1:07:37). 

Najlepszym z Polaków został Łukasz Oskierko (trzecie miejsce z czasem 1:08.28). Na 87. miejscu finiszował wioślarski czempion Adam Korol (1:24.38)

Rywalizację Pań wygrała Oksana Raita z Lwowa (1:16:36). Ukrainka zakończyła bieg na 16. miejscu open. Bardzo dobrze spisały się Polki - druga była Ewelina Paprocka (1:17.21), trzecia Dominika Nowakowska (1:17.57). 

Na 5 km triumfowali Polacy - Mateusz Niemczyk ze (15:12) i Mariola Sudzińska (18:11).

Pełne wyniki: TUTAJ

red.


 

40 lat oczekiwań i... Shalane Flanagan porywa Nowy Jork!

$
0
0

Aż 40 lat czekali amerykańscy kibice na zwycięstwo swojej reprezentantki w Maratonie Nowojorskim. I doczekali się. W pięknym stylu w historię imprezy wpisała się Shalane Flanagan. 

W biegu Pań ciekawie zrobiło się dopiero na 34. kilometrze, gdy tempo szarpnęła Etiopka Mamitu Daska (zwyciężczyni ubiegłorocznego maratonu we Frankfurcie), a czołówka skróciła się do trzech zawodniczek. 

Po kolejnych dwóch kilometrach zaatakowała Shalane Flanagan. Mary Keitany - triumfatorka trzech ostatnich edycji maratonu, wiedziała co się święci i ruszyła w pogoń. Obrała zastanawiającą taktykę, biegnąc... po przeciwległej stronie ulicy. Przedobrzyła.

Shalane Flanagan nie oglądała się za siebie i w pięknym stylu wpadła na metę - 2:26:55. Udowodniła jak wszechstronną jest zawodniczką - czterokrotnej olimpijki, z brązowym medalem na 10 000m z Pekinu i MŚ w przełajach z Punta Umbria i Bydgoszczy, z drugim miejscem maratonu w Nowym Jorku czy trzecim w Berlinie. Dzisiejszy bieg to pierwszy triumf Flanagan w wielkim, komercyjnym maratonie.

W dotychczasowych 48. edycjach nowojorskiej imprezy Amerykanki sięgały po zwycięstwo jedynie 7 razy. Ostatni raz zrobiła to w 1977r Miki Gorman. Czas Flanagan jest drugim najszybszym rezultatem amerykańskich biegaczek w Nowym Jorku. Szybsza od niej była jedynie w 2008r. Kara Goucher (2:25:53). Nie dziwi ogromna radość Jankesów. 

- skomentowała mistrzyni świata w biegu na 3000 m z przeszkodami z Londynu.

Mary Keitany ukończyła bieg na drugim miejscu - 2:27:54. Tak niewiele zabrakło do historycznego sukcesu. Keitany wygrywała w Nowym Jorku trzy razy (2014, 2015, 2016), podobny wynik zanotowała Paula Radcliffe. Gdyby Kenijka wygrała i w tym roku, ścigała by już jedynie legendarną Norweżkę Grete Waitz z 9 zwycięstwami na koncie.   

Trzecia była debiutantka Mamitu Daska - 2:28:08.

Bieg mężczyzn również rozpoczął sie sennie, acz zgodnie z planem - ukształtowaniem się kilkuosobowej czołówki z Kipsangiem, Kramwoworem, Desisą.

Liderzy osłabli na 26. kilometrze i niespodziewanie zostali doścignięci przez goniącą grupę, z zawodnikami z Holandii, Belgii czy Szwajcarii bez znaczących osiągnięć.

Wczesnym prowadzącym był obrońca tytułu sprzed roku Ghirmay Ghebreslassie, jednak w połowie dystansu zaczął zwalniać.

Potem było już szybciej. Tempo podkręcił mistrz świata w półmaratonie z 2016 r., przełajowy mistrz świata z 2017 r., drugi zawodnik w Nowym Jorku w 2015 r. Geoffrey Kramworor, który po 24. mili oderwał się Wilsonowi Kipsangowi (były rekordzista świata, zwycięzca z Nowego Jorku z 2014r, brązowy medalista olimpijskiego z Londynu) i Lelisie Desisie (wicemistrz świata z Moskwy) i Lemiemu Berhanu (zwycięzca Bostonu i Orlen Warsaw Marathon)

Do mety w Central Parku kolejność już się nie zmieniła, ale dystans między dwójką liderów zmalał do ledwie trzech sekund. Czas Kramworora - 2:10:53, Kipsanga - 2:10:56.

Trzeci na mecie Desisa nabiegał 2:11:32. 

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Geoffrey Kamworor, KEN - 2:10:53
2. Wilson Kipsang, KEN - 2:10:56
3. Lelisa Desisa, ETH - 2:11:32
4. Lemi Berhanu, ETH - 2:11:52
5. Tadesse Abraham, SUI - 2:12:01
6. Michel Butter, NED - 2:12:39
7. Abdi Abdirahman, USA - 2:12:48
8. Koen Naert, BEL - 2:13:21
9. Fikadu Girma Teferi, ETH - 2:13:58
10. Shadrack Biwott, USA - 2:14:57

Kobiety:

1. Shalane Flanagan, USA - 2:26:53
2. Mary Keitany, KEN - 2:27:54
3. Mamitu Daska, ETH - 2:28:08
4. Edna Kiplagat, KEN - 2:29:36
5. Allie Kieffer, USA - 2:29:39
6. Sara Dossena, ITA - 2:29:39
7. Eva Vrabcova, CZE - 2:29:41
8. Kellyn Taylor, USA - 2:29:56
9. Diane Nukuri, BDI - 2:31:21
10. Stephanie Bruce, USA - 2:31:44

Najlepiej z Polaków poradził sobie Wojciech Kopeć. Dystans 42,195 km przebiegł w 2:29:47. Zajął fantastyczne 30. miejsce! Gratulujemy! 

Tegoroczny maraton był ostatnim startem w karierze 42-letniego Meba Keflezighi (z tej okazji mógł pobiec z imieniem na numerze startowym). Swój bieg zakończył z czasem 2:15:29, jako trzeci najszybszy Amerykanin na mecie. Meb jest jednym najbardziej utytułowanych amerykańskich biegaczy w historii. W dorobku ma m.in. srebro IO w Atenach i wygrane maratony w Bostonie i Nowym Jorku.Przez wiele, wiele lat inspirował i motywował amerykańskich maratończyków, także poza zawodami. Erytrejczyk z pochodzenia, który jako małe dziecko musiał uciekać z rodziną z ogarniętego wojną kraju, pokazywał nieustannie co w życiu każdego człowieka znaczy sumienna praca. 

Z czterech obrońców tytułu sprzed roku, którzy wystartowali w niedzielnym maratonie tylko jeden mógł się cieszyć ponownym zwycięstwem. Marcel Hug w rywalizacji profesjonalnych wózków lekkoatletycznych po raz drugi z rzędu i trzeci w swojej karierze, triumfował na mecie nowojorskiego biegu. Metę przekroczył z czasem 1:37:17. 

Ku rozczarowaniu kibiców, ta sztuka nie udała się Tatyanie McFadden. Pięciokrotna zwyciężczyni NYC Marathon po zaciętej walce na trasie musiała ustąpić swojej szwajcarskiej rywalce. Manuela Schar, która w tym roku stanęła już na najwyższym stopniu podium w Berlinie, Londynie i Bostonie, do kolekcji dodała zwycięstwo w Nowym Jorku, gdzie w swoim czwartym starcie uzyskała wynik 1:48:05.

Pobiegło ponad 50 tys. osób, a Maraton Nowojorski przekroczył liczbę 1,2 mln uczestników. 

IB, RZ, GR


Półmaraton Wodzisławski - zakręcony, ale z dobrą organizacją [ZDJĘCIA]

$
0
0

Półmaraton Wodzisławski to bieg specyficzny lub, jak mówią niektórzy, zakręcony. Na półmaratoński dystans składa się tutaj aż siedem pętli. Mimo tego nie brakuje zawodników, którzy biegają tutaj co roku. Chwalą sobie dobrą organizację i wyjątkowy klimat biegu.

W tym roku odbyła się już jedenasta edycja półmaratonu. Większość z nich ukończył Zenon Kuryło: – To był chyba mój szósty start w tym biegu. Przez lata trochę zmieniła się trasa, kiedyś dobieg do mety był prostszy. Nigdy nie miałem uwag do organizacji biegu, zawsze było dobrze – ocenił zawodnik.

– W tym roku w pakietach były ręczniki zamiast corocznych koszulek. To dobry pomysł, bo koszulek, jak większość biegaczy, mam już za dużo. A ręcznik to fajny przerywnik. Biegło się świetnie, bo tym razem organizator załatwił pogodę. Ostatnio było deszczowo a tym razem słonecznie. Tylko na zbiegu trochę przeszkadzał wiatr. Po biegu dużo jedzenia, bez żadnych kuponów, każdy dostał „do michy”, ile chciał. Dekoracja na czas, dokładnie tak jak była zapowiedziana, sprawna. Po niej losowanie nagród na bogato. Może nie były to bardzo cenne rzeczy, ale było ich mnóstwo. Jak wszyscy będą tak przygotowywać biegi, będzie naprawdę super.

Większość zawodników oceniała bieg bardzo pozytywnie, choć trasa nie była łatwa. Zadecydowały o tym, nie tylko pętle, ale przede wszystkim podbieg, który zaskoczył zwłaszcza biegających w Wodzisławiu pierwszy raz: – Trasa ciężka. Siedem razy podbieg a jak się biegło w dół, to znowu wiatr wiał w twarz i to nas hamowało – mówił Janusz Dadaś. – Ale za to fajnie się przebiegało przez rynek, gdzie trwał targ staroci.

Na dodatkowych kibiców, którzy przyszli na targ staroci zwrócił też uwagę Marek Czapek: – Na rynku kupa ludzi. Poza tym trasa elegancko przygotowana, piękne słoneczko, bogaty pakiet i piwko na mecie. Super – podsumował krótko.

Trasa składająca się z kilku pętli dla większości osób był co najmniej testem wytrzymałości i silnej psychiki, ale dla jednego z zawodników okazała się ratunkiem. – Akurat dziś pętle uratowały mi bieg. Miałem na trasie awarię a dzięki pętlom mogłem po dziesiątym kilometrze skoczyć do samochodu w celu wymiany butów – opowiadał Krystian Stawarczyk. – Biegłem z kolegą na jego rekord życiowy. Pogoda dopisywała, trochę przeszkadzał wiatr, ale wszystko wskazywało na piękną życiówkę Dawida. Pomimo wspomnianej awarii udało się doprowadzić go do mety na rekord . Musiał jednak jedną pętle biec sam. Wróciłem i spokojnie dobiegliśmy do mety . Tyle, że potem sam musiałem pobiec jeszcze jedną pętlę, aby zaliczyć półmaraton.

Bieg wygrał Ukrainiec Mykhaylo Iweruk (1:11:33). Drugi był Dmitro Pozevilow (1:11:40), a trzeci - najlepszy z Polaków - Paweł Nawrot (1:13:55). Bieg Pań wygrała Czeszka Petra Pastorova (1:21:55). Trzecie miejsce wywalczyła Ewa Kucharska (1:25:13). Do mety dotarło 241 osób. 

Wyniki: TUTAJ

KM

fot. Anna Skalska, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Krzysztof Gonciarz ukończył Maraton Nowojorski!

$
0
0

Znany youtuber zadebiutował w maratonie. Zaczął z wysokiego „C” - 48. TCS New York City Marathonu. Z powodzeniem.

Latem na swoim kanale internetowym Krzysztof Gonciarz opublikował krótki film o swoim bieganiu i pokusie ukończenia "dłuższego biegu". Po nim nastąpił odcinek pt. „Wyzwanie, którego się boje”, w którym zdradził swój plan. Obejrzało go ponad 143 tysiące internautów. 

„To jest moje wielkie przedsięwzięcie na ten rok. Przebiec maraton. Ja nie mogę! Wszyscy mówią, że to jest realne. Chodzi tylko o to, żeby dać z siebie wszystko. Chciałbym tym wyzwanie pokazać czy sprawdzić, wam i sobie czy da się. Oczywiście nie zaczynam od zera, to nie jest tak, że zupełnie nie mam formy”

- mówił w filmie Gonciarz, który do tej pory biegał rekreacyjnie, jak wielu z nas.

Start w Nowym Jorku, obrał za kolejny projekt do zrealizowana w swoim i tak już bardzo bogatym życiu. Pomoc w przygotowaniach zaoferował jeden z producentów sprzętu sportowego, tak pod względem technicznym jak i merytorycznym. 

Do maratońskiego debiutu 32-latek przygotowywał się sześć miesięcy (w tym krótko w Polsce). Biegał, ćwiczył, poddał się badaniu wydolnościowemu, poznawał techniczne aspekty biegania. Na nowojorskiej trasie pisał się wyśmienicie. Uzyskał wynik 3:56:07. Na półmetku zameldował się z międzyczasem 1:58:48.

Pochodzący z Krakowa, a zamieszkały na stałe w Tokio w Japonii Krzysztof Gonciarz, doskonale wykorzystuje internet i media społecznościowe do promocji swojego największego talentu – tworzenia wysokojakościowych wideoklipów, głównie z podróży po Kraju Kwitnącej Wiśni. Na koncie ma wiele nagród, jak np. Grand Video Awards 2016 w kategoriach Wideotutorial i Lifestyle. 

Dzięki portalowi Patronite i tamtejszym patronom, otrzymuje co miesiąc nawet 12 445 zł na tworzenie swoich materiałów! Kampanią Gonciarz pomógł nie tylko sobie, ale też samej witrynie Patronite i idei, którą serwis propaguje – wspierania utalentowanych twórców przez społeczności widzów. W epoce „przed Gonciarzem” zarówno strona jak i kampanie Patronite nie cieszyły się większym zainteresowaniem twórców, dziś w ten sposób swoje pasje realizuje dziesiątki, jeśli nie setki twórców bez wsparcia instytucjonalnego.

Świeżo upieczonemu maratończykowi gratulujemy sukcesu. Z niecierpliwością czekamy na stosowne wideo. 

red.


BigYelloFoot Adventure Challenge - całodniowa przygoda w Sopocie

$
0
0

Biegi z przeszkodami, imprezy na orientację, geocaching, szalone akcje i nutka sportów ekstremalnych - to wszystko tworzy drużynę BigYellowFoot Adventure Team, która postanowiła 27 stycznia 2018 roku zaprosić do swojego świata każdego poszukiwacza przygód i nowych wyzwań.

Zawodnicy wystartują o wschodzie słońca (7:43) i rozbiegną się po mieście na wybrane przez siebie stacje i punkty kontrolne. Za pojawienie się w wyznaczonych miejscach, odnajdywanie skrytek geocachingowych i pokonanie odcinków specjalnych otrzymują punkty. Dokładnie o zachodzie słońca (16:15) zostanie zamknięta meta i podliczone punkty.

Co będzie czekać na zawodników?

  • punkty kontrolne w ciekawych i znanych miejscach Sopotu
  • skrytki geocachingowe
  • tor sprawnościowy
  • zjazdy na linach
  • zadania logiczne
  • ćwiczenia i stacje treningowe
  • morsowanie
  • wyzwania sprawnościowe
  • bogaty pakiet startowy
  • konkursy w trakcie
  • atrakcyjne nagrody dla najlepszych

Na każdego na mecie będzie czekać WYJĄTKOWY I ORYGINALNY MEDAL, poczęstunek oraz
zaproszenie na afterparty. 

- Sprawdzimy waszą wytrzymałość, orientację w terenie, sprawność, szybkie myślenie, pomysłowość oraz wolę walki. Chcielibyśmy, żeby każdy zawodnik tego dnia przełamał swoje obawy i zrobił coś pierwszy raz w życiu. Dla jednych będzie to zjazd na linie ze znacznej wysokości, dla innych pokonanie toru przeszkód, a niektórych zmusimy do niezłego główkowania przy skrytkach geocachingowych – tłumaczy Grzegorz Brandt organizator wydarzenia.

- Będzie to też doskonała okazja do zwiedzenia Sopotu. Jesteśmy przekonani, że każdy tego dnia zrobi coś po raz pierwszy w życiu - dodaje

Zapisy ruszają już w listopadzie.

Fanpage wydarzenia: TUTAJ

mat. pras.


Wojciech Kopeć wysoko w Nowym Jorku! „Stać mnie na więcej”

$
0
0

Brązowy medalista mistrzostw kraju w półmaratonie z 2014 roku, Wojciech Kopeć został najlepszym Polakiem tegorocznego Maratonu Nowojorskiego, zajmując 30. miejsce z wynikiem 2:29:47. Biegacz z Olsztynka ostatnio zmagał się z kontuzjami, a występ w USA miał być dla niego ważnym sprawdzianem.

Wojtku patrząc na Twoją życiówkę - 2:17:27 z 2014 roku - można powiedzieć, że był to słaby występ. Ale znając Twoją historię i problemy ze zdrowiem chyba musisz być zadowolony. Jak sam oceniasz swój bieg?

Wojciech Kopeć: Cieszę się bardziej z miejsca, które zająłem. Z czasu może nieco mniej, ale nie przyjechałem tu bić rekordu życiowego. Trzy lata nie biegałem maratonu i chciałem sprawdzić się na wymagającej trasie. Chciałem też sprawdzić się psychicznie, czy nadaje się jeszcze do biegania na tym dystansie.

Jakie wnioski?

Uważam, że stać mnie na dużo więcej, ale nie przy obecnym trybie pracy. Gdybym mógł spokojnie trenować, to mogę biegać poniżej 2:15:00, może nawet pokusić się o minimum na Mistrzostwa Europy. Musiałbym jednak zrezygnować z moich dodatkowych zajęć i mieć jakieś wsparcie od sponsorów. Ostatni raz na obozie wysokogórskim byłem w 2015 roku. Nie zapominajmy, że jeszcze w styczniu tego roku w ogóle nie biegałem po operacji Achillesa.

Wróćmy do Nowego Jorku. Jakie były Twoje założenia na ten bieg?

Pierwszy kilometr miałem biec 3:30 min./km, drugi 3:20 min./km. Można powiedzieć, że to trucht. Gdybym utrzymał tempo, które narzuciłem i z profesorską precyzją utrzymywałem (1:10:26 w połowie dystansu – red), to byłbym dużo wyżej, a czas byłby lepszy. Bałem się jednak, że mogę być niewystarczająco przygotowany mięśniowo.

Niestety czarny scenariusz się potwierdził i spotkałem ścianę. Miałem ogromne bóle nóg, ale nie były to skurcze. Na ostatnich 5 km myślałem, że już nie dobiegnę. To był najtrudniejszy odcinek, a ja miałem problem z podnoszeniem nóg. Dodatkowo, co widać po wynikach, trafiliśmy na fatalną pogodę. Wiało mocno w twarz do 28. kiloemtra. Później wiało lekko w bok. Deszcz spowodował dużą wilgotność powietrza. Jednak doświadczenie biegania z takimi w czubie jest nieocenione.

Mówisz o pracy, która skróciła przygotowania do tego maratonu. Jak wyglądały twoje treningi?

Niestety maratonu nie pobiegnie się z 5-7 tygodni przygotowań, z czego ostatnie dwa to sporo pracy, gdy chodziłem spać nawet o 3 rano. Byłem zajęty zawodami, które organizuje i różnymi dokumentami z nimi związanymi. Do tego prowadzę innych biegaczy i organizuje obozy sportowe. Można powiedzieć, że mam trzy etaty...

Treningi zacząłem we wrześniu, po wakacjach i odpoczynku od biegania. Początkowo trenowałem co drugi dzień, głównie rozbiegania po 4:15 min./km. Z czasem jednak doszedłem do treningów, o których niedawno nawet nie marzyłem. Mój tygodniowy kilometraż wynosił 60-110 km tygodniowo.

Impreza odbyła się kilka dni po zamachu na Manhattanie. Czy czuć było, że tegoroczny Maraton Nowojorski jest imprezą podwyższonego ryzyka?

Ta edycja maratonu była szczególna, nadzór i zabezpieczenie były perfekcyjne. Wchodząc do strefy sprawdzano wszystko i wszystkich, tak jak na lotniskowych bramkach. Pełno było policjantów z psami. Nie brakowało też helikopterów. Można było czuć się bezpiecznie. Do tego było kilka nowych zaleceń i trzeba było m.in. mieć z sobą tylko przezroczyste reklamówki.

Zwyciężczynią maratonu po 40 latach została znów Amerykanka - Shalane Flanagan. Jak dużo radości przysporzyła kibicom w Nowym Jorku?

Jakoś nie obserwowałem tych reakcji, ale na pewno radość musiała być ogromna. Studiowałem i trenowałem w USA i wiem, że Amerykanie uwielbiają jak ich idole wygrywają.

Bezpiecznego powrotu do kraju!

Rozmawiał Robert Zakrzewski


Udany weekend CITY TRAIL w Katowicach, Wrocławiu i Łodzi

$
0
0

Taka jesień zdecydowanie zachęca do aktywnego spędzania czasu! Słońce, przyjemna temperatura i piękne, jesienne barwy – tak wyglądały weekendowe biegi CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden w Katowicach, Wrocławiu i Łodzi. W trzech imprezach wzięło łącznie udział blisko 2000 uczestników.

Katowice

Nad stawami Janina i Barbara pojawiło się w sobotę 426 dorosłych i 140 dzieci. Zwycięstwo na 5-kilometrowej trasie odniósł 18-letni Oliwier Mutwil. Wśród pań triumfowała najlepsza zawodniczka edycji 2016/2017 – Sylwia Ślęzak.

Najszybszy w biegu – Oliwier Mutwil uzyskał czas 16:13. Oliwier nie krył zaskoczenia ze zwycięstwa. – Nie spodziewałem się wygranej, to dla mnie duża niespodzianka, bo faworytem na pewno nie byłem, ale też nie było dzisiaj najlepszych zawodników z październikowego biegu – podkreślił po zawodach zawodnik. – Od początku biegłem razem z dwoma chłopakami i zostawiliśmy resztę w tyle. Na trzecim kilometrze biegłem już tylko z Piotrem Mrachaczem. Od czwartego traciłem do niego 5-10 m, ale wyprzedziłem go na finiszu - 150-200 m przed metą. Moim koronnym dystansem jest 1500 m - szybkość z bieżni miała tutaj znaczenie – dodał.

Drugą lokatę wywalczył wspominany Piotr Mrachacz (16:19), a trzeci na mecie zameldował się Damian Dróżdż (16:34).

Triumf w kategorii pań odniosła Sylwia Ślęzak, zwyciężczyni klasyfikacji generalnej z ubiegłego sezonu. Wynik Sylwii to tym razem 18:06. Drugie miejsce zajęła Agnieszka Gortel-Maciuk (18:11), a trzecie – Michalina Mendecka (18:38).

Najbliższe zawody CITY TRAIL nad stawami Janina i Barbara w Katowicach odbędą się 3 grudnia. Cykl potrwa do 4 marca 2018.

Wrocław

W niedzielnych zawodach w Lesie Osobowickim wzięło udział 580 dorosłych, co jest rekordem frekwencji wrocławskiego cyklu. W biegach dla dzieci i młodzieży pobiegło niemal 190 zawodników.

Zwycięstwo na 5-kilometrowej trasie odniósł Kamil Karbowiak, który uzyskał czas 15:18. – Mimo dobrej pogody, bieg był ciężki, bo trasa pokryta była błotem. Podobnie zresztą jak miesiąc temu. Poprzednim razem bieg prowadził Mateusz Demczyszak, więc było się kogo trzymać. Teraz musieliśmy sobie radzić tylko we dwóch – z Darkiem Boratyńskim. Trenujemy u tego samego trenera – Jacka Wośka, więc możemy ustalać wspólne założenia na start. Zdecydowanie bardziej ze sobą współpracujemy niż rywalizujemy. Ale oczywiście na każdym biegu zależy nam, aby uzyskać jak najlepszy wynik – podkreślił na mecie zwycięzca, młodzieżowy mistrz Polski na dystansie 10 000 m.

Drugą lokatę wywalczył najlepszy zawodnik dwóch poprzednich sezonów – wspomniany już Dariusz Boratyński (15:34), a trzeci na mecie zameldował się Mikołaj Czeronek (15:59).

Triumf w kategorii pań odniosła Małgorzata Zieleń (wynik 18:34), druga zawodniczka edycji 2016/2017. Podobnie, jak najlepsi wśród mężczyzn, Małgosia jest podopieczną Jacka Wośka.

Drugie miejsce zajęła Aleksandra Kaczmarek (18:45), a trzecie – Anna Zajączkowska (19:11).

Najbliższe zawody CITY TRAIL w Lesie Osobowickim we Wrocławiu odbędą się 2 grudnia. Cykl potrwa do 3 marca 2018.

Łódź

W zawodach w Parku Baden-Powella wzięło udział 438 dorosłych i 170 dzieci. Zwycięstwo na 5-kilometrowej trasie odniósł najlepszy biegacz poprzedniej edycji - Wojciech Sowik, który uzyskał czas 15:36. – Po tylu biegach na tej trasie, dopiero dzisiaj poczułem, że jest ona naprawdę ciężka. Do niemal 3 km bieg prowadził Adam Włodarczyk, któremu bardzo dziękuję za pomoc w utrzymaniu mocnego tempa. Kiedy wyszedłem na prowadzenie biegło mi się coraz ciężej – relacjonował po zawodach zwycięzca. – Aktualnie przygotowuję się do mistrzostw Polski w biegach przełajowych, więc starty w CITY TRAIL to idealna forma treningu – dodał.

Drugą lokatę wywalczył Adam Włodarczyk (15:45), a trzeci na mecie zameldował się Tomasz Osmulski (16:09). – Tym startem wracam po dłuższej przerwie na biegowe trasy. Cieszę się że na zawodach CITY TRAIL w Łodzi startuje coraz więcej biegaczy i jest coraz ciekawsza rywalizacja. Dziś sił wystarczyło mi tylko na pierwszy kilometr z młodszymi kolegami, ale w grudniu już tak łatwo skóry nie sprzedam – podkreślił po biegu Tomek.

Triumf w kategorii pań odniosła Magdalena Pierzchała (19:38). Drugie miejsce zajęła Marta Bukowska (20:56), a trzecie – Dominika Wiecha (20:57).

Najbliższe zawody CITY TRAIL w Parku Baden-Powella w Łodzi odbędą się 10 grudnia. Lokalnym współorganizatorem cyklu w Łodzi jest firma InesSport.

Cykl CITY TRAIL charakteryzuje się dużym odsetkiem osób dopiero rozpoczynających swoją biegową przygodę. Ta tendencja potwierdziła się w weekendowych zawodach. – Biegam od maja, z miesięczną przerwą, której przyczyną była kontuzja. Jestem dowodem na to, że nie można od raz zbyt ambitnie podchodzić do tematu. Musiałam zrobić przerwę, kolano przestało boleć i wróciłam. Biegam 4-5 razy w tygodniu, zazwyczaj sama, raz na jakiś czas spotykam się z koleżanką, która biega w podobnym tempie na tzw. „plotobieg”, podczas którego kilometry mijają niezauważalnie – śmiała się po biegu się jedna z uczestniczek niedzielnej imprezy we Wrocławiu - Kinga Kowalska. – Muszę przyznać, że kiedyś byłam typowym kanapowcem, nienawidziłam lekcji wuefu, więc wszyscy moi znajomi i rodzice są zaskoczeni, że tak bardzo „wpadłam” w bieganie. Sama nie wiem, jak to się stało, ale tak – pokochałam to uczucie po treningu – dodała.

Cykl CITY TRAIL ma charakter ogólnopolski – poza Katowicami, Wrocławiem i Łodzią uczestniczą w nim: Bydgoszcz, Gdańsk, Gdynia, Lublin, Olsztyn, Poznań, Szczecin i Warszawa. Najbliższe biegi odbędą się w sobotę, 11 listopada w Lublinie (będzie to pierwszy w Kozim Grodzie Bieg Niepodległości) i w niedzielę, 12 listopada w Warszawie.

Informacje o imprezie oraz zapisy znajdują się na stronie www.citytrail.pl.

Mat. pras.



Grand Prix Krakowa: Rekordy i niespodziewane triumfy na inaugurację sezonu 2017/18

$
0
0

Aż 921 zawodników ukończyło pierwszą rundę Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich. To nowy rekord frekwencji cyklu, na który złoży się tradycyjnie 5 rund. 

Grand Prix Krakowa to mini festiwal biegowy - do wyboru są dystanse od 3 do 23 km, o wdzięcznych i charakterystycznych nazwach: Przyjazna Trójka, Tradycyjna Piątka, Ambitna Jedenastka, Harda Dwudziestka Trójka, a także marsz nordic walking. Areną rywalizacji jest tu od wielu lat Lasek Wolski, a cykl posiada prężnego sponsora technicznego - markę Salomon.

W niedzielę padł nowy rekord trasy na trasie Przyjaznej Trójki. Krakowianka Maja Wąsik nabiegała wynik 17:20.45. W tej samej konkurencji drugie miejsce open zajął... 14-letni Łukasz Kołodziejczyk z UKS Korneta Gliwice. Do zwycięzcy, Zbigniewa Okrajka stracił niespełna 20 sekund. Niebawem więcej o zdolnym biegaczu na orientację z Gliwic. 

Z mapą biega też najchętniej Marcin Biederman. W niedzielę 16-latek z WKS Wawel Kraków... wygrał Tradycyjną Piątkę open! 

Niespodziewanie wśród uczestników Hardej Dwudziestki Trójki pojawił się Marcin Świerc. Drugi zawodnik tegorocznego CCC stawił się na start w ostatniej chwili, ale nie dał rywalom żadnych szans. Drugiego na mecie Tomasza Koczwarę wyprzedził o blisko 2 minuty. "W planie był trening i kibicowanie na Grand Prix Krakowa w biegach górskich ale pogoda taka piękna, warunki do biegania idealne. Nogi same chciały biegać, nie mogłem się powstrzymać... i wziąłem numer startowy! Początek treningów i od razu 1 miejsce, oby tak dalej" - pisał na swoim profilu facebook biegacz z Lisowic. 

Po raz pierwszy w cyklu - w Ambitnej Jedenastce - wygrał Piotr Biernawski, zwycięzca tegorocznego Biegu Rzeźnika (w parze z Piotrem Huziorem). Jednocześnie, jak przypominają organizatorzy, było to już ósme podium Pana Piotra w cyklu.

Pełne wyniki: TUTAJ

Kolejne starty w Grand Prix Krakowa w biegach górskich juz 3 grudnia. 

red. 


Cztery medale Polaków na Wojskowych MŚ w przełajach

$
0
0

W weekend w węgierskiej miejscowości Balatonakarattya rozegrano 57. Wojskowe Mistrzostwa Świata w biegach przełajowych. Polacy wywalczyli tam cztery krążki.

W zmaganiach na krótszym dystansie - 4,6 km – drużyna pań sięgnęła po srebrny krążek Indywidualnie drugie miejsce zajęła olimpijska z Rio Katarzyna Kowalska z czasem 15:44. Wygrała Rumunka Roxana Birca z przewagą 15 sekund nad naszą reprezentantką.

Na wysokim siódmym miejscu uplasowała się uczestniczka mistrzostw świata w maratonie - Izabela Trzaskalska z wynikiem 16:12, Olga Ochal była trzynasta z rezultatem 16:38. Po niej na mecie zameldowała się Aleksandra Lisowska z rezultatem 16:43. Na 20. miejscu do mety dotarła Dominika Napieraj, czas - 17:06.

W ustalaniu klasyfikacji pod uwagę brano wyniki i punkty zdobyte przez trzy najlepsze zawodniczki (przeliczano wszystkie lokaty). Złoto zdobyły zawodniczki z Francji łącznym czasem 48:31 i 10 punktów. Łączny wynik Polek to 48:33 i 9 punktów. Brąz wywalczyły Włoszki.

W biegu mężczyzn na tym samym dystansie Tomasz Grycko zajął piąte miejsce z wynikiem 13:42. Cztery lokaty niżej uplasował się Mateusz Demczyszak z czasem 13:58. Na trzynastej pozycji finiszował Łukasz Kujawski, z rezultatem 14:10. Tuż za nim, z trzema sekundami straty przybiegł Krzysztof Gosiewski. Indywidualnie bieg zwyciężył Francuz Djilali Bedrani z czasem 13:28.

Polacy znaleźli się tuż za podium klasyfikacji drużynowej z łącznym czasem 41:49 i dorobkiem 27 punktów. Brąz przypadł Włochom (czas 41:27 i 22 pkt), a srebro Francji (41:25 i 20 pkt). Bezkonkurencyjna okazała się Algieria (40:53 i 11 pkt)

W biegu długim na 11,5 km drużyna męska wywalczyła brąz. Na sukces ten złożyli się Adam Nowicki, który zajął dziesiątą pozycję z wynikiem 36:12, Arkadiusz Gardzielewski, który był dwunasty z czasem 36:18, zwycięzca Maratonu Warszawskiego Błażej Brzeziński, który był czternasty z rezultatem 36:21, oraz Andrzej Rogiewicz który na metę wbiegł tuż po koledze z kadry, z wynikiem 36:25. W klasyfikacji drużynowej na tym dystansie pod uwagę brane były najlepsze cztery najlepsze wyniki.

Dodajmy, że Wojsko Polskie reprezentowali jeszcze Mariusz Giżyński, który uplasował się na siedemnastym miejscu z czasem 36:34, oraz odczuwający jeszcze zmęczenie po maratonie we Frankfurcie Henryk Szost, który metę przekroczył na 33. miejscu z czasem 37:46.

Indywidualnie najlepszy okazał się Algierczyk Ali Guerine z wynikiem 35:11. To właśnie reprezentacja jego kraju zwyciężyła też w klasyfikacji drużynowej (łączny czas 2:21:37 i 12 pkt) wyprzedzając Francję (2:23:23 i 29 pkt) oraz Polskę (2:25:15 i 51 pkt).

Brązowy medal Polska zdobyła w dodatkowej drużynowej klasyfikacji Superpucharu Wojskowych Mistrzostw Świata. Tu pod uwagę bierze się wyniki trzech najlepszych zawodników z dystansu krótkiego i cztery rezultaty z długiego. Tomasz Grycko, Mateusz Demczyszak, Łukasz Kujawski, Adam Nowicki, Arkadiusz Gardzielewski, Błażej Brzeziński i Andrzej Rogiewicz zdobyli wspólnie 78 pkt i uzyskali łączny czas 3:07:03.

Srebro wywalczyła Francja w której na krótkim dystansie występował m.in. Mistrz Europy w biegach na 3000 m z przeszkodami Yoann Kowal (czas 3:04:47 i 49 pkt). Złoto zdobyli Algierczycy ( 3:02:30 i 23 pkt).

RZ


48. TCS NYC Marathon oczami zwycięzców

$
0
0

Wilson Kipsang żałuje, że odpuścił końcówkę, Mary Keitany cieszy się, że w ogóle ukończyła bieg, Meb Keflezighi planuje pozabiegową karierę a Tatyana McFadden planuje zapomnieć o starcie i skupić się na kolejnym sezonie.

NYC Marathon z punktu widzenia zawodników elity, to inny bieg niż widzą to kibice. Biegacze walczą o miejsca, ale też z problemami rodzinnymi, kontuzjami, chorobami i szeregiem wątpliwości.

Gdy Geoffrey Kamworor ruszył do przodu i stawka trzech finalistów zaczęła się rozciągać, nadziei na dogonienie lidera nie tracił Lelisa Desisa. - Chciałem ich dojść, próbowałem, ale nie mogłem. Wyszedłem z kontuzji i moja lewa nowa noga była ciężka. Postawiłem więc pilnować, by do mety utrzymać trzecią pozycję - mówił na konferencji prasowej po biegu, zdobywca trzeciego miejsca Lelisa Desisa.

Z kolei Wilson Kipsang zareagował na ucieczkę Kamworora zbyt późno. - Byłem silny, czułem się dobrze i teraz myślę, że mogłem go [Kamworora] wyprzedzić na finiszu. Przyznaję, że za późno zacząłem finisz - żałował Kipsang, który gratulował zwycięzcy i dziękował mu za wymagającą rywalizację.

Geoffrey Kamworor włożył w swoje pierwsze maratońskie zwycięstwo dużo emocji. - Widziałem na ekranie, że ktoś za mną jest. To był Wilson [Kipsang]. Żeby zapewnić sobie zwycięstwo musiałem w nie mocno uwierzyć i dać z siebie wszystko - zapewniał triumfator.

Niestety Mary Keitany, która była kandydatką do zwycięstwa i stała przed szansą czwartego triumfu z rzędu, nie była w stanie utrzymać pierwszego miejsca. - Jestem zadowolona z drugiej pozycji. Wiedziałam, że nie jestem w takiej formie, jak jeszcze dzień wcześniej. Takiej, jakbym chciała - mówiła Keitany, która chociaż nie zdradziła szczegółów, wspomniała, że jej nastrój i dobra dyspozycja zniknęły wraz z wieściami w domu, które poznała około 15:00 w przeddzień biegu.

Żadnych kłopotów nie miała za to Shalane Flanagan, która jest pierwszą od 40 lat Amerykanką na najwyższym stopniu podium.

- Wiedziałam, że to jest możliwe. Mówił mi o tym także trener. Byłam dobrze przygotowana, ale nie wierzyłam w to zwycięstwo, dopóki nie przekroczyłam linii mety - mówiła Flanagan, która dziękowała za inspirację i wsparcie Mebowi Keflezighi. Zaś sam Keflezighi trochę żałował, że w swoim ostatnim biegu nie zajął miejsca ani w pierwszej trójce, ani pierwszej dziesiątce, co było jego celem. Zdradził również, że na sportowej emeryturze zamierza zająć się nauczaniem, trenowaniem młodzieży i dzieleniem się swoim doświadczeniem.

NYC Marathon był wyjątkowym wyścigiem także dla Manueli Schar. Jej zwycięstwo w rywalizacji wózków było dla niej zaskoczeniem, ale też ciężko na nie zapracowała.

- Postawiłam wszystko na jedną kartę. Zaryzykowałam i nie byłam taka cierpliwa, jak zazwyczaj. Atakowałam - mówiła Manuela Schar, która pokonała Tatyanę McFadden. Słynna Amerykanka ma za sobą ciężki rok. Połowę sezonu spędziła na operacjach związanych z zakrzepami. Wprawdzie wygrała maraton w Chicago, jednak jej osłabiony organizm gorzej sobie radził na wzniesieniach w Nowym Jorku.

IB


"Możesz wszystko jeśli tylko bardzo chcesz". Dean Karnazes, najsłynniejszy ultramaratończyk świata [WYWIAD]

$
0
0

DEAN KARNAZES– jeden z najsłynniejszych ultramaratończyków świata. Ma 55 lat, biega od 30 roku życia. Wcześniej pracował w korporacji. Mówi, że opuścił alkoholową imprezę z okazji urodzin i, tak jak stał, postanowił przebiec dla ich uczczenia 30 km. Od tej pory biega codziennie, na niebotycznych dla zwykłego śmiertelnika dystansach. W ciągu 25 lat kariery wygrał m.in. biegi w najbardziej ekstremalnych warunkach (ultramaraton Badwater w Dolinie Śmierci, maraton na Biegunie Południowym, cykl 4 Deserts), samodzielnie wygrał The Relay – bieg 12-osobowych sztafet na dystansie 320 km.

W 2005 roku przebiegł bez snu 560 km w ciągu 80h 44’, a w 2011 r. wzdłuż Stany Zjednoczone z Disneylandu do Nowego Jorku (w 75 dni, przebiegając dziennie 65-80 km). W roku 2006 zrealizował projekt Endurance-50: przebiegł 50 maratonów w ciągu 50 dni w 50 stanach USA.

Napisał 4 książki, dwie opublikowało w Polsce wydawnictwo „Galaktyka”: „Ultramaratończyk. Poza granicami wytrzymałości” i „50 maratonów w 50 dni”.

Ostatnio gościł w Warszawie, był gwiazdą wydarzenia motywacyjnego „Życie bez ograniczeń”. Chętnie zgodził się na długi wywiad dla czytelników portalu www.festiwalbiegowy.pl i obiecał, że w przyszłym roku postara się przyjechać do Krynicy na 9. Festiwal Biegowy, by spotkać się z polskimi biegaczami i wystartować w Biegu 7 Dolin!

– „Człowiek z żelaza”, „Niezwykły śmiertelnik”, Człowiek doskonały”, „Facet, który nie zna żadnych granic”. To tylko nieliczne z przydomków, jakimi obdarzyli Cię dziennikarze w Stanach Zjednoczonych. Mają rację?

– To wszystko określenia bardzo mocno na wyrost. Jestem zwykłym człowiekiem. To tylko ludzie myślą, że jestem kimś więcej. Pewnie jest tak dlatego, że udało mi się prostą linią połączyć to co robię z ogromną pasją. A każdy komu się to udaje jest w stanie osiągać niezwykłe rezultaty. Na tym polega tajemnica mojego sukcesu.

– Mówią też, że jesteś jak komiksowy superbohater, który wciąż dokonuje nadzwyczajnych czynów, a jednocześnie jest na co dzień normalnym ojcem rodziny.

– W każdym z nas obok codziennej normalności jest też natura niezwykła, a obie strony funkcjonują w korelacji. Kwestia tylko jak chcemy i potrafimy korzystać z obu naszych obliczy.

To jest jak yin i yang, dwie pierwotne, przeciwne i jednocześnie uzupełniające się siły, które według starożytnej chińskiej filozofii metafizycznej funkcjonują we wszechświecie. Gdy na co dzień jestem zwyczajnym gościem, tęsknię za tym, by zrobić coś niezwykłego. A kiedy porywam się na coś nadzwyczajnego – tęsknię za codziennym, prostym życiem. Gdyby nie to, życie nie byłoby tak atrakcyjne, tak ciekawe i różnorodne.

– Czy zatem każdy człowiek jest w stanie dojść do takich wyczynów i osiągnięć jak te, których Ty dokonałeś?

– Tak, może każdy. Tylko czy każdy tego chce, jest gotowy do poświęceń, by osiągnąć coś niezwykłego? Nie da się ukryć, że wymaga to naprawdę ciężkiej pracy. Wielu ludzi chciałoby coś osiągnąć, ale nie mają w sobie determinacji i chęci do pracy, nie potrafią poświęcić wystarczająco dużo energii. Chcieliby pójść łatwiejszą drogą, a tak… niestety się nie da. Jeśli idziesz na kompromis, nie osiągniesz niczego wielkiego.

– A jaką cenę zapłaciłeś Ty za swoje wyczyny? Co musiałeś poświęcić? Zawaliłeś życie rodzinne, prywatne?

– Jestem z natury strasznym introwertykiem, więc na szczęście nigdy nie miałem potrzeby posiadania życia towarzyskiego. Bycie biegaczem - to jest moje życie towarzyskie. A co do rodziny… Jest dla mnie ogromnie ważna, ale dawno już nauczyłem się, że ważne jest nie ile czasu się razem spędza, tylko jak się go spędza. Mało ze sobą jesteśmy, ale jeśli już przychodzą te szczęśliwe chwile są one bardzo energetyczne, odczuwam bardzo silną więź z moją żoną i dziećmi. W odstawkę idą wtedy smartfony i jesteśmy tylko dla siebie.

– Stałeś się powszechnie znany i sławny dzięki Endurance-50, czyli przebiegnięciu 50 maratonów w 50 dni w 50 stanach USA. To było najtrudniejsze wyzwanie w Twoim życiu?

– Pod wieloma względami tak. Wyzwaniem było nie tyle przebiegnięcie 50 maratonów dzień po dniu, ile zrobienie tego właśnie na terenie wszystkich 50 amerykańskich stanów. Bo bieganie bieganiem, ale wyobraź sobie jak wyczerpujące było podróżowanie po każdym biegu, pokonywanie codziennie po kilkaset kilometrów. A do tego jeszcze rola ambasadora projektu, gdy po przebiegnięciu 42 km 195 metrów padasz z nóg i marzysz o wygodnym łóżku, a zamiast tego musisz rozmawiać z dziennikarzami, a potem iść do ludzi, którzy ci kibicowali, do dzieci, które czekały w pobliskiej szkole. Musisz stanąć na wysokości zadania i mimo ogromnego zmęczenia dać z siebie wszystko co najlepsze.

– No ale przecież oni by Cię zrozumieli!

– Być może, jednak ja nie mogłem ich zawieść. Bardzo mi na nich zależało, przecież długo na mnie czekali, kibicowali mi, wspierali. To dzięki nim byłem w stanie sięgnąć do najgłębszych pokładów sił mojego organizmu. Dzięki nim sprostałem temu morderczemu wyzwaniu. Gdybym nie przebiegł tych 50 maratonów zawiódłbym nie tylko siebie, ale przede wszystkim tysiące ludzi zaangażowanych w mój projekt.

– Czyżby to przedsięwzięcie trochę Cię przerosło? Nie sądziłeś, że będzie miało taki oddźwięk?

– Tak właśnie było, uwierz mi! Projekt okazał się znacznie bardziej poważny, niż sobie wyobrażałem. Na spotkanie po maratonie nr 40 była umówiona duża grupa dzieci. Ale już dużo wcześniej nim przyjechałem do ich miasta te dzieciaki pisały do mnie, że nie mogą się doczekać, że to dla nich wielkie wydarzenie i ogromne przeżycie. „Całe życie chciałem Cię poznać, a teraz przyjeżdżasz do mojej szkoły” - napisał jeden z chłopców. Rozumiesz chyba, że takich ludzi nie można zawieść, nie wolno ci po prostu nawalić.

– Zgodzisz się ze mną, że z puntu widzenia sportu, fizjologii i zdrowia Twój projekt był kompletnie bez sensu?

– Na pierwszy rzut oka być może tak. Ale… podczas całego przedsięwzięcia chciałem wiedzieć, czy w jakikolwiek sposób niszczę swoje ciało. Pobierano mi krew i badano ją na bieżąco. I wyniki były pozytywne! Rozmawiałem o tym z pewnym naukowcem, fizjologiem. Powiedział mi, że gdy w zamierzchłej przeszłości ludzie byli jeszcze zbieraczami i musieli polować, by zdobyć pożywienie, pokonywali na własnych nogach 30-35 km dziennie, często biegiem goniąc zwierzynę. Czyli każdego dnia pokonywali niemal cały maraton! (śmiech)

– Fenomenu Twego ciała nie da się ogarnąć rozumem. Podczas tak morderczego wyzwania miałeś bardzo dobre parametry krwi, a czy to prawda, że mimo tak intensywnego, wręcz ekstremalnego biegania nie miałeś nigdy ani jednej kontuzji?

– Oj, tak dobrze to nie ma… Straciłem mnóstwo paznokci u stóp (śmiech). A tak poważnie to biomechanika mojego ciała jest po prostu idealna, stworzona do biegania. To zasługa genów, dar od moich rodziców. Najlepsze co może zrobić biegacz długodystansowy, to odpowiednio wybrać sobie rodziców (śmiech). I ja to zrobiłem. Mam greckie korzenie, mój ojciec twierdzi, że pochodzimy z tej samej wioski co starożytny Flippides. Śmiałem się, że przecież urodziłem się w Stanach Zjednoczonych, dorastałem i wychowywałem się w Los Angeles. Ale on wie swoje. I może rzeczywiście coś w tym jest? (śmiech).

– A czy prawdą jest, że przez ćwierć wieku, od czasu gdy w 30 urodziny wyszedłeś z knajpy i postanowiłeś: „będę biegał!”, nie biegałeś zaledwie przez 3 dni? Jak to się ma do złotej zasady mówiącej, że równie ważna jak trening jest regeneracja?

– Ależ ja odpoczywam! Tyle że ja wierzę w odnowę i regenerację w sposób aktywny. Odpoczynek nie musi być pasywny, na siedząco czy leżąco. Możesz się cały czas poruszać, byle nie ciągle w równie ekstremalnym stopniu. Chodzi o intensywność poszczególnych dni treningowych, by jeden był trudny, mocny, a kolejny lekki, regeneracyjny. Wierzę, że dzięki ciągłemu utrzymywaniu ciała w ruchu udaje mi się unikać kontuzji.

– Czy taki sam model treningu doradzałbyś wszystkim, którzy biegają maratony czy ultramaratony?

– Tak. Polecam 7 dni w tygodniu aktywności. Ale nie tylko bieganie. Koniecznie 2 dni treningu siłowego, sprawnościowego o wysokiej intensywności, z wykorzystaniem ciężaru własnego ciała. Wiesz pewnie, czym jest burpees. To proste ćwiczenie, które daje ogromny wycisk, ale przynosi niesamowity efekty. Polecam każdemu! Do tego sporty uzupełniające. Uwielbiam MTB, jazda na rowerze górskim znakomicie wyrabia mięśnie czworogłowe ud. Uprawiam też wspinaczkę, jogę. To wszystko wspaniale rozwija mięśnie. I jeszcze jedno: starajcie się jak najmniej siedzieć. Cale moje biuro jest zorganizowane tak, bym mógł pracować na stojąco. Na stojąco piszę książki , odpisuję na mejle, rozmawiam przez telefon. Stoję bez butów, wspinam się na palcach, stopy cały czas pracują.

– Skoro jesteś bez butów powiedz, co myślisz o bieganiu w obuwiu naturalnym, bez żadnej amortyzacji. U nas moda na nie przyszła kilka lat temu wraz z książką Christophera McDougalla „Urodzeni biegacze” o Indianach Tarahumara.

– W szkole średniej trener kazał nam biegać ze szkoły na plażę. Chowaliśmy buty w krzakach i biegliśmy boso, najpierw trawiastą ścieżką, a potem po piasku. To było długo przed pojawieniem się „Urodzonych biegaczy” (śmiech). Minimalizm jest bardzo stary, ja wierzę w niego od dawna. Ale nie na asfalcie, tylko na miękkim podłożu.

– A zdarzyło Ci się kiedyś mieć dosyć biegania? Przeżyłeś takie psychiczne przetrenowanie, że robiło Ci się niedobrze na myśl o wyjściu na trening?

– Były chwile w życiu, że tak się czułem, ale na szczęście bardzo szybko mijały. Właściwie nigdy nie utraciłem pasji. Czasem trenuję, żeby się ścigać, a kiedy indziej po prostu z miłości do biegania. Wychodzę, żeby 6 czy 8 godzin pobiegać po nowych szlakach, zgubić się, ale zgubić się celowo.

– A co Ci w bieganiu sprawia większą frajdę: rywalizacja z innymi zawodnikami czy walka z samym sobą?

– To drugie, oczywiście. Bieganie to nieustanna batalia o zwycięstwo nad sobą i swoimi słabościami. Mówi się, że gdyby nie było wojen nie wiedzielibyśmy czy jesteśmy tchórzami, czy bohaterami. Maraton jest taką wojną, ostatecznym polem bitwy. Daje nam możliwość udowodnienia, z jakiej gliny jesteśmy ulepieni.

– Maraton to twój ulubiony dystans biegowy?

– O nie, ja kocham ultra! I to zdecydowanie dłuższe, takie powyżej 100 mil, czyli 160 km. Najlepiej w ekstremalnie trudnych warunkach, na pustyni, w głębokim śniegu. Im jest trudniejszy, tym większą frajdę mi sprawia. W tym też jestem najlepszy. W trudnościach odnajduję przyjemność, świetnie się z nimi czuję.

– To brzmi trochę jak wyznanie masochisty... Najdłuższy dystans, jaki ja przebiegłem to 100 km. I myślę, że to wystarczy, że do tej mniej więcej granicy można mieć z biegania frajdę. Potem chyba zaczyna się rzeźnia, walka o przetrwanie. Nie ma już miejsca na przyjemność…

– A czy jak biegłeś tę setkę to miałeś halucynacje?

– Nie.

– No to nie biegłeś wystarczająco daleko i wystarczająco długo (śmiech). Musisz pobiegać na większych dystansach, wydłużyć czas bez snu. Dopiero wtedy odnajdziesz siebie w bieganiu, poznasz swoją prawdziwą naturę. W ekstremalnym doświadczeniu tracimy poczucie bycia człowiekiem, wracamy do swoich źródeł, korzeni. Stajemy się na powrót zwierzęciem. I tam, w tej pierwotnej naturze odnajdziesz swoje prawdziwe „ja”. A później wracasz do człowieczeństwa już jako lepsza wersja siebie. Tak ja to widzę. Jesteś wtedy bardziej wyrozumiały, tolerancyjny dla innych, skromniejszy, bardziej pokorny wobec życia. Stajesz się po prostu lepszym człowiekiem.

– Bieganie w Polsce jest coraz bardziej popularne. Przebiegnięcie maratonu przestaje być wyzwaniem, jest już niemal obowiązkiem każdego Polaka. Na starcie królewskiego dystansu potrafi stanąć już po kilku miesiącach biegania. Wszyscy koledzy w biurze już przebiegli maraton, a on przecież nie jest gorszy. 

– Hahaha, uwielbiam takich ludzi! Świetnie, że tak robią, naprawdę! Bo to uczy ich pokory. Myślą, że można pójść na skróty. A w maratonie nie ma skrótów. To tak jak w życiu, dlatego taka lekcja maratońska doskonale przenosi się na codzienne życie. Łatwa ścieżka nigdy nie prowadzi do celu. Żeby coś osiągnąć, musisz mieć wewnętrzny ogień, pęd, chcieć pracować, poświęcać się. Maraton uczy tego doskonale.

– Bieganie dla Ciebie to nie tylko sport. To także misja. Jak wielu ludzi biega dzięki Deanowi Karnazesowi?

– Otrzymałem ponad tysiąc, a może nawet więcej, wiadomości, zaczynających się od słów: „Thank you Dean Karnazes, you changed my life” (Dziękuję Ci, Dean, zmieniłeś moje życie). Nigdy nie będę miał dość takich przekazów. Brzmią fenomenalnie. Gdyby ktoś dał mi do wyboru: milion dolarów albo wiadomość, że odmieniłem jego życie, zawsze wybiorę to drugie. To niesamowite, bardzo wiele dla mnie znaczy. Daje mi ogromną radość.

– To skoro tylu ludzi Ci to powiedziało musisz być szczęśliwy, czuć się spełnionym człowiekiem.

– Czuję się uczciwy w moim życiu, bo wiem, że nigdy ich nie zawiodłem. Nigdy nie przeżyją tego co ludzie, którzy podziwiali Lance’a Armstronga, a potem dowiedzieli się, jak szpetnie wszystkich oszukał. I bardzo mi z tym dobrze.

– Bardzo starasz się zachęcać Amerykanów, a zwłaszcza dzieci i młodzież, do uprawiania sportu, codziennego ruchu, aktywności fizycznej.

– Mam na tym punkcie bzika. Bo tu nie ma przegranych. Jeśli jesteś aktywny – lepiej się czujesz, a wtedy jesteś lepszym człowiekiem. Także lepszym obywatelem - człowiek uprawiający sport z reguły dba o środowisko, o czyste powietrze, bo przecież świadomie nim oddycha. A jeśli jesteśmy lepsi jako społeczeństwo, wszyscy wygrywamy.

– Masz jakiś magiczny sposób, w który namawiasz dzieci do porzucenia smartfonów, tabletów czy gier i zachęcasz do ruchu?

– Staram się dawać dobry przykład. Mam dzieci i wiem, że jeśli im powiesz, żeby coś zrobiły – to zrobią coś dokładnie przeciwnego. Nie chcą, nie lubią być zmuszane. Ale jeśli jesteś szczery i sam to robisz, chętnie cię naśladują. Więc daję im przykład. Wspieram też organizacje, stowarzyszenia, fundacje, których celem jest pobudzenie dzieci do aktywności. Poświęcam na to połowę mego czasu! Jeżdżę do szkół, spotykam się z dzieciakami, rozmawiam z nimi, razem trenujemy, ćwiczymy, biegamy. I zawsze im powtarzam: najważniejsze w sporcie jest nie zwycięstwo, a udział.

– To idea olimpijska w najczystszej postaci, słowa barona Pierre’a de Coubertina.

– Bardzo w nią wierzę. Przypominam, że mam greckie korzenie. A greckie porzekadło mówi: kto bierze udział, ten wygrywa.

– Znasz jakichś polskich biegaczy, ultramaratończyków, spotkałeś ich kiedyś na swoich ścieżkach?

– Mam z wieloma kontakt za pośrednictwem mediów społecznościowych. Obserwuję ich i widzę, że są jak biegacze w Stanach Zjednoczonych dziesięć lat temu. Zawsze starają się pobić swój rekord, zawsze patrzą na zegarek. W USA to się już zmieniło. Mamy coraz więcej biegających kobiet, w maratonach startuje już więcej pań niż mężczyzn, a średni czas pokonania maratonu wzrósł z trzech i pół godziny do czterech i pół. Coraz więcej ludzi bieganiem się bawi, a rywalizację odstawia na dalszy plan.

– U nas w biegach do dystansu maratońskiego startuje co najwyżej 20, dwadzieścia kilka procent kobiet. Co Twoim zdaniem powinniśmy zrobić, żeby wzrósł znacząco odsetek płci pięknej w zawodach biegowych?

– Nic. To dokona się samo, naturalnie. Tak jak się stało u nas. Myślę, że w Polsce stanie się to jeszcze szybciej, w krótszym czasie niż w Stanach. To zresztą sprawa globalna, nie tylko polska. Zwróć uwagę, że w Austrii, Hiszpanii czy Portugalii kobiet też startuje jakieś 20 procent, we Francji trochę więcej i wszędzie to powoli rośnie. Trzeba cierpliwie czekać. Możesz się do tego delikatnie przyczynić. Nie wolisz robić po biegu wywiadu z fajną dziewczyną niż z facetem? A im częściej będziesz rozmawiał z biegającymi kobietami tym bardziej innym pokażesz jakie to fajne, atrakcyjne. A następnym razem same staną na starcie (śmiech). U nas mówi się: „Chcesz poznać dziewczynę, znaleźć miłość – zapisz się na półmaraton”. 60 procent uczestników to kobiety!

– To jeszcze muszę spytać Cię o zdarzenie, dzięki któremu kilka lat temu wręcz zakochałem się w Deanie Karnazesie. Czytając Twego „Ultramaratończyka” wracałem do tej sceny kilkanaście razy. Trenujesz po nocy gdzieś na autostradzie i nagle, po długim biegu, czujesz głód. Co wtedy robisz? Zamawiasz pizzę. Tak po prostu, w środku niczego. Pomyślałem wtedy: „Kompletnie nie rozumiem, co robi ten facet, że biega po kilkaset kilometrów. Ale ma fantazję”. A ja takich uwielbiam. Scena z pizzą jest moją ulubioną w literaturze biegowej.

– Nigdy nie zapomnę tej sytuacji. Ale wtedy… było to dla mnie jak najbardziej naturalne. Byłem głodny, nie miałem skąd wziąć jedzenia, bo wokół nie było nic. Miałem za to telefon i kartę kredytową. Więc zadzwoniłem. A chłopak przywiózł pizzę i mnie znalazł. To było takie proste (śmiech).

– Po prostu wariat. Wspaniały, pozytywny wariat! To powiedz nam na koniec, jaki szalony projekt biegowy szykujesz teraz.

– Prosto z Polski lecę do Grecji. Spotkał mnie ogromny zaszczyt, bo zaproponowano mi udział w sztafecie niosącej ogień olimpijski ze starożytnej Olimpii do Korei, na zimowe igrzyska. Będę niósł pochodnię z Delf przez około 10 km. Potem wracam do Stanów, bo tradycyjnie pobiegnę w maratonie nowojorskim (w ostatnią niedzielę Dean uzyskał tam czas 3:45:37 – przyp. PF). W przyszłości natomiast chciałbym przebiec maratony we wszystkich krajach świata w ciągu jednego roku. 

– A kiedy pierwszy raz wystartujesz w Polsce?

– Zaproponujesz jakąś fajną imprezę?

– Najlepiej Festiwal Biegowy we wrześniu w Krynicy-Zdroju. 30 biegów na najróżniejszych dystansach, dla początkujących i biegaczy zaawansowanych, dzieci i dorosłych, na ulicy i w górach.

– Super, uwielbiam takie imprezy i bardzo je popieram, bo bardzo pasują do mojej wizji, o której Ci mówiłem: „nie zwycięstwo, a udział”. Ilu ludzi przyjeżdża na wasz Festiwal?

– Około 10 tysięcy.

– To rewelacja. Chętnie bym przyjechał, spotkał się z ludźmi, porozmawiał z nimi, no i oczywiście wystartował w najdłuższym biegu.

– To zapraszam Cię na Bieg 7 Dolin. To tylko (dla Ciebie tylko) 100 kilometrów, ale za to na pięknej trasie w polskich górach.

– Jak wrócę do Stanów będę niedługo zamykał mój przyszłoroczny kalendarz. Postaram się znaleźć w nim miejsce na Krynicę. Wrzesień może być dla mnie dobrym terminem na przyjazd do Polski. Do zobaczenia zatem!

rozmawiał Piotr Falkowski

Zabiegany październik Renaty Grabskiej

$
0
0

7 października wystartowałam w 5. Biegu na 5 km o Puchar Pratt&Whitney w Rzeszowie. A wraz ze mną blisko 500 zawodników. W biegach młodzieżowych, które miały miejsce we wcześniejszych godzinach rywalizowało ze sobą jeszcze więcej młodych lekkoatletów.

W biegu głównym zwyciężyli Lilia Fiskowicz z Ukrainy z czasem 16:18 i Szymon Kulka z Ropy z czasem 14:29. Ja w K-60 zajęłam 1. miejsce z czasem 24:52. Impreza bardzo udana przygotowana profesjonalnie.

15 października odbył się w Krakowie 4. PZU Cracovia Półmaraton Królewski. Wystartowało ponad 9000 biegaczy – ukończyły 8333 osoby. Bieg bardzo trudny o czym świadczy ilość zawodników, która nie ukończyła biegu. W imprezie wzięło udział bardzo dużo kobiet zarówno z kraju jak i zagranicy (2339 osób).

Wśród pań zwyciężyła Kejeta Melat z Etiopii z czasem 1:12:03. Wśród panów wygrał Kimaiyo Hillary z Kenii, z czasem 1:56:41. Ja w K-60 zajęłam 3. miejsce z czasem 1:56:45.

Impreza bardzo dobrze zorganizowana. Arena, w której finiszowaliśmy wypadła wspaniale. Meta na dywanie i dodatkowe atrakcje przyciągnęły tłumy biegaczy, kibiców i ich rodziny. Impreza – super!

Ze sportowym pozdrowieniem

Renata Grabska, Ambasadorka Festiwalu Biegów

Viewing all 13082 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>