Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

MIUT 2019 dla Francois D’Haene [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Błażej Wyka został najwyżej sklasyfikowanym Polakiem w Madeira Island Ultra-Trail – kolejnej eliminacji cyklu UTWT. Biegacz z Chodzieży zajął 60. miejsce z czasem 18:46:33. Wygrali faworyci.

Na wczesnym etapie rywalizacji z powodu złego samopoczucia z trasy zszedł obrońca tytułu Andris Ronimoiss. Kolejność na męskim podium ułożyła się zanim stawka dobiegła do setnego kilometra. Francois D’Haene bez trudu powtórzył sukces z 2017 r., chociaż tym razem nie poprawił rekordu trasy.

Dwa lata temu D’Haene kończył bieg z czasem 13:05:44. Tym razem 115-kilometrowa trasa zabrała mu 13 godzin 49 minut i 36 minut. Nad drugim na mecie Diego Pazosem Francuz miał 24 minuty i 23 sekundy przewagi.

Pazos - drugi zawodnik ubiegłorocznego Oman by UTMB i piąty w TDS, jest zadowolony ze swojej pozycji. Na swoim profilu zapewniał, że bieg, z wyjątkiem ostatnich, cięższych kilometrów, sprawił mu wiele radości.

Na trzecim miejscu bieg kończył mocno zmęczony, ale uśmiechnięty Tim Tollefson. Amerykanin zapisał się na liście wyników czasem 14:56:18.

Wśród pań sporo się działo, ale zmiany, złe samopoczucie rywalek, wolniejsze od założonego tempo, nie dotyczyły Courtney Dauwalter. Zmiany kandydatek do kolejnych stopni na podium działy się za jej plecami. Zwyciężczyni ubiegłorocznego UTMF i Western States 100, od startu była liderką biegu i utrzymała prowadzenie do końca, przekraczając linię mety z czasem 15:17:05.

Na drugim miejscu uplasowała się Katie Schide (zajmowała m.in. drugie miejsce w CCC). Amerykanka w zeszłym roku wygrała na Maderze bieg 85-kilometrowy. Tym razem stanęła na podium głównego biegu z czasem 15:43:43.

Podium uzupełniła Francuzka Audrey Tanguy, z czasem 16:10:59.

Wyniki Polaków

Mężczyźni:

60. Błażej Wyka - 18:46:33
129. Michał Kuśmierski- 21:19:47
145. Adam Banaszek - 21:40:47
149. Paweł Kuźniar - 21:46:19
155. Kamil Dąbrowski - 21:52:47
167. Wojciech Kotarba - 22:07:51
210. Przemysław Sajewski - 23:24:34
211. Bartosz Mejsner - 23:25:36
279. Łukasz Pawłowski - 24:59:29
316. Sebastian Grodzki - 26:01:54
320. Karol Czajka - 26:03:14
333. Adam Walacik - 26:13:33
344. Marcin Buchla - 26:21:33
391. Marcin Kaźmierczak - 27:05:47
409. Jacek Dąbrowski - 27:35:25
410. Jakub Jadziewicz - 27:38:40
438. Mariusz Kołodziej - 28:13:23
460. Piotr Rogórz - 28:40:55
471. Juliusz Borawski - 28:57:37
472. Mateusz Witos - 28:57:38
491. Piotr Krupa - 29:11:37
565. Rafał Golec - 30:19:37
566. Mirosław Rybałkowski - 30:24:17
572. Jacek Krok - 30:28:31
593. Marcin Lisica - 30:44:33
597. Tomasz Sawka – 30:45:40

Kobiety:

27. Magdalena Bień - 25:37:03
34. Anna Chrząścik - 26:30:21
42. Agnieszka Raczkiewicz - 28:26:27
50. Beata Nowak - 29:14:20
51. Joanna Heroc - 29:29:46
53. Monika Oparka - 29:39:37

IB



W Święcanach pobiegli w strugach deszczu [ZDJĘCIA]

$
0
0

W niedzielę 28 kwietnia w Święcanach w powiecie jasielskim odbył się już 8. Bieg Pamięci Senatora Stanisława Zająca. To bardzo atrakcyjna impreza biegowa, której celem jest m.in. popularyzacja biegania oraz upamiętnienie pamięci Senatora RP Stanisława Zająca, który zginął w katastrofie smoleńskiej.

W tym roku jego przebieg imprezy zakłócił padający deszcz, który towarzyszył biegaczom od startu do mety na obu dystansach.

Na dystansie półmaratońskim pobiegło prawie 80 zawodników, a na 5 kilometrów - 70 biegaczy. W tym roku tempo biegu na obu dystansach nadawali biegacze w powiatu gorlickiego. Oni też zwyciężali na obu dystansach.

Półmaraton wygrał Tomasz Pociecha z Krygu, zyskując rewelacyjny czas 1.11:51.

– Biegło się wspaniale. Udało się złamać te magiczne 12 minut i z tego cieszę się najbardziej – powiedział na mecie zwycięzca biegu.

Nie było to jego pierwsze zwycięstwo w tym półmaratonie. Pociecha wygrał tutaj również w 2017.

W biegu na pięć kilometrów zwyciężył Grzegorz Rosłoński z Szymbarku z czasem 00.18:20.

– Był to mój debiut w tym biegu. Trasa fajna chociaż lekko pagórkowata i trochę bieg utrudniał nam padający deszcz. Prowadziłem już od startu – mówi Grzegorz Rosłoński.

Bieg rozgrywany był na trasie ze Święcan do Trzcinicy. Meta zlokalizowana była przy Skansenie Karpacka Troja w Trzcinicy. Większość uczestników stanowili biegacze z Podkarpacia i Małopolski. Przyjechali też biegacze z Ukrainy. Wśród nich Volodymyr Timashov, który w ubiegłym roku wygrał półmaraton w Gorlicach, a w Święcanach był trzeci.

Medale wręczała żona senatora, pani senator Alicja Zając.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


„Tu biega się od zawsze” - Ogólnopolskie Biegi Przełajowe o Paterę Dziennika Zachodniego i Śląskiego TKKF [ZDJĘCIA]

$
0
0

Wielu mówi, że jesteśmy w apogeum mody na bieganie. Są jednak miejsca, gdzie trudno mówić o modzie, tam biega się od zawsze.

W niedzielę 28 kwietnia, w Czeladzi odbył się drugi bieg już czterdziestego ósmego (!) cyklu Ogólnopolskich Biegów Przełajowych o Paterę Dziennika Zachodniego i Śląskiego TKKF.

Imprezę honorowym patronatem objął Burmistrz Czeladzi.

Biegano i maszerowano z kijkami nordic walking na dystansach od 60m do 5 km, w różnych kategoriach wiekowych - od przedszkolaków do 60+.

Zobaczcie naszą fotorelację ze startów najmłodszych i dekoracji zwycięzców.

Następne zawody z tego cyklu zostaną rozegrane w 26 maja w Będzinie.

Dariusz Cupiał, Ambasador Festiwalu Biegów


BIało-czerwoni widoczni w biegu masowym London Marathon [WYNIKI POLAKÓW]

$
0
0

Maciej Białogoński został najwyżej sklasyfikowanym Polakiem w biegu masowym London Marathon.

Zawodnik, który na co dzień mieszka w Wielkiej Brytanii biegł charytatywnie. Swój start połączył ze zbiórką pieniędzy dla organizacji charytatywnej prowadzącej badania nad nowotworami Cancer Research UK. Zbiórka zakończyła się z sukcesem. Na koncie pojawiło się 561 funtów.

Sportowo, to również był udany bieg dla Macieja. Planował złamać 2:25. Po biegu, który nazwał ciężkim, mógł się cieszyć wynikiem 2:23:40 (netto) i 13. miejscem

Warto zauważyć, że w biegu elity startowało 41 zawodników. Ostatni sklasyfikowany zawodnik - Australijczyk David Cranity - uzyskał czas 2:21:42. Polakowi zabrakło więc mniej niż 2 minuty do wyniku biegacza z Antypodów. Co ciekawe, zwycięzca biegu masowego, Erytrejczyk Ghebresilassie Weynay uzyskał czas 2:17:21.

Szybki Maraton Londyński. Król Eliud Kipchoge! Henryk Szost... [WYNIKI, ZDJĘCIA]

O sukcesie w swoim biegu może też mówić Marcin MKON Konieczny. Sklasyfikowany na 86. miejscu wśród mężczyzn, był drugim najszybszym Polakiem niedzielnego biegu, ale stanął na najniższym stopniu podium swojej kategorii wiekowej 45-49. Czas Marcina na mecie - 2:30:04 - stał się powodem do :rozliczeń" przed zarządem różowego klubu triathlonisty, mistrza świata Ironman w kat. wiekowej z ubiegłego roku.

Polskie podium z wynikiem 2:34:07 zamknął również mieszkający w Wielkiej Brytanii Robert Latala.

Wśród Polek najszybsza była Marta Miaskiewicz, która z wynikiem 2:53:33 została sklasyfikowana na 50. miejscu wśród pań.

Virgin Money London Marathon 2019 - wyniki Polaków (netto):

Mężczyźni:

13. Maciej Białogoński - 2:23:40
86. Marcin Konieczny - 2:30:04
170. Robert Latała - 2:34:07
391. Michael Leśniak - 2:39:35
521. Tomasz Szałapski - 2:42:08
532. Marcin Szoszka - 2:42:20
946. Tomasz Dobrzycki - 2:48:55
1051. Damian Kaletka - 2:50:21
1075. Janusz Latała - 2:50:39
1252. Robert Kaliciński - 2:52:50
1308. Michał Dmitrzak - 2:53:31
1673. Adam Chudzicki - 2:56:58
1685. Mariusz Ciosek - 2:57:04
1708. Robert Zalecki - 2:57:18
2079. Dominik Rząca - 2:59:40
2373. Artur Kobuszewski - 3:02:48
2413. Tomasz Glow - 3:03:21
2520. Paweł Makarowski - 3:04:23
2712. Paweł Langer - 3:06:34
2746. Jacek Biskup - 3:06:52
3098. Edmund Bejgier - 3:10:29
3454. Dariusz Kieliszek - 3:14:03
3503. Piotr Olchawa - 3:14:21
3566. Michał Wysocki - 3:14:54
3690. Rafał Kitlas - 3:16:00
3696. Michał Gokiert - 3:16:02
3697. Grzanecki Rafał  - 3:16:03
3798. Marcin Kus - 3:17:08
3827. Nicolas Schuscheim - 3:17:28
3921. Michał Kołodziejski - 3:18:17
4008. Paweł Kurmin - 3:18:59
4169. Paweł Ciarczyński - 3:20:23
4404. Piotr Czarnecki - 3:22:31
4478. Tomasz Kwiatkowski - 3:23:05
4492. Paweł Padusiński - 3:23:11
4511. Marcin Lesiński - 3:23:17
4911. Krzysztof Jaworski - 3:26:20
4934. Sławomir Pałucki - 3:26:27
5169. Hubert Jaroni - 3:27:58
5198. Marcel Klebba - 3:28:10
5373. Krzysiek Wiśniewski - 3:29:05
5992. Grzegorz Mucha - 3:33:25
6111. Adam Widawski - 3:34:18
6294. Andrzej Born - 3:3528
6649. Marcin Sienczyk - 3:37:48
6833. Szymon Rutkowski - 3:38:58
6849. Tomasz Chodkiewicz - 3:39:06
6850. Janusz Paluch - 3:39:06
6975. Marcin Chyb - 3:39:49
7312. Paweł Kasprzak - 3:41:57
7374. Krzysztof Kozak - 3:42:25
7400. Marcin Bujar - 3:42:34
7988. Arkadiusz Zebrowski - 3:46:05
8175. Bartosz Pundyk - 3:47:12
8356. Radosław Gruszkowski - 3:48:24
8467. Marcin Chalotowski - 3:49:00
8529. Radosław Łuczak - 3:49:19
8562. Jacek Trela - 3:49:27
9087. Marcin Troniarz - 3:52:30
9089. Przemysław Głuchowski - 3:52:30
9177. Artur Łasiński - 3:52:57
9321. Krzysiek Gonciarz - 3:53:42
9347. Jacek Postawa - 3:53:49
9390. Łukasz Bilski - 3:54:04
9496. Tadeusz Dziekoński - 3:54:34
9906. Bartek Verde - 3:56:29
9911. Wojtek Sanecki - 3:56:27
10104. Marek Bogdoł - 3:57:14
10159. Tomasz Żaczek - 3:57:27
10351. Marcin Białkowski - 3:58:11
10682. Tomasz Rogóz - 3:59:20
10726. Michał Kaczmarek - 3:59:28
10943. Czesław Gil - 4:00:34
11780. Janusz Karaszewski - 4:05:57
11808. Piotr Grajny - 4:06:12
12157. Jacek Dudek - 4:08:18
12162. Maciej Ziętek - 4:08:21
12212. Grzegorz Tutkaj - 4:08:41
12359. Michał Freitag - 4:09:33
12423. Krzysztof Sabisz - 4:09:59
12982. Bartłomiej Dziuba - 4:13:32
13135. Łukasz Darnielewicz - 4:14:18
13915. Piotr Cybulski - 4:19:04
14243. Piotr Ponikowski - 4:21:26
14394. Leszek Mering - 4:22:21
14459. Zbigniew Wolny - 4:22:47
14774. Arkadiusz Ptak - 4:24:27
14925. Marcin Iskra - 4:25:23
15334. Janusz Leski - 4:27:48
15564. Paweł Radulski - 4:29:15
15680. Filip Barzycki - 4:29:57
15897. Ireneusz Niezgoda - 4:31:22
16843. Tomasz Makaruk - 4:38:20
17376. Marcin Hakman - 4:42:14
17560  Jarosław Łącki - 4:43:27
18339. Krzysztof Kanasiuk - 4:49:14
18354. Artur Lugowski - 4:49:19
18563. Łukasz Pietraszkiewicz - 4:51:02
19001. Nick Osys - 4:54:39
19113. Paweł Troniarz - 4:55:33
19215. Paweł Kalbarczyk - 4:56:24
19353. Bartosz Skwirtniański - 4:57:25
19461. Maciej Mrówka - 4:58:09
19586. Marcin Dzięgielewski - 4:59:02
20158. Ireneusz Łukowicz - 5:05:02
20512. Sławomir Barnbrooke - 5:09:10
20529. Zygmunt Gil - 5:09:23
20667. Rafał Traczyk - 5:11:00
20762. Norbert Halizak - 5:12:06
20864. Karol Nędza - 5:13:08
21053. Waldemar Kaletka - 5:15:36
21071. Jarosław Mikołajczyk - 5:15:49
21424. Marek Kołodziejczyk - 5:20:25
22338. Marcin Popowski - 5:34:10
22619. Filip Dankiewicz - 5:39:21
22906. Arek Kulis - 5:44:46
22984. Włodzimierz Bakowski - 5:46:16

Kobiety:

50. Marta Miaskiewicz - 2:53:33
102. Magdalena Białorczyk - 2:58:46
244. Aga Kuffel - 3:08:31
264. Alicja Kordowska - 3:09:37
326. Magdalena Locker - 3:12:02
749. Agnieszka Wilk - 3:22:36
1034. Magdalena Poplawska - 3:27:42
1283. Anna Szafranska - 3:30:41
1302. Ewa Szych - 3:31:00
1700. Beata Suthard - 3:36:09
1845. Ania Popielarska - 3:38:07
1853. Małgorzata Zięba - 3:38:11
1877. Anna Pearce - 3:38:30
2039. Kasia Astbury - 3:40:26
2170. Kalina Bartol - 3:42:01
2222. Magdalena Borowska - 3:42:44
2330. Joanna Grzanecka - 3:43:50
2429. Aleksandra Krzywiecka - 3:44:57
2661. Magdalena Ankowska - 3:47:51
2748. Anna Borecka - 3:48:46
2794. Karolina Kozak - 3:49:13
2816. Małgorzata Gargas-Marut - 3:49:25
3059. Anya Pelczarska - 3:51:47
3370. Katarzyna Nitarska - 3:54:45
3482. Jolanta Urbanek - 3:55:42
3559. Elżbieta Łukowicz - 3:56:32
4061. Małgorzata Kowalska - 4:00:48
4364. Kamila Kropatwa - 4:03:59
4432. Monika Słomska - 4:04:40
4711. Marta Matras - 4:07:22
4713. Karolina Siecińska - 4:07:22
4802. Jo Dudek - 4:08:24
4834. Marta Szulżycka - 4:08:51
4949. Lucyna Pleśniar - 4:10:09
5022. Beata Niska - 4:11:02
5116. Aleksandra Pokorska - 4:12:03
5413. Joanna Kopiec - 4:15:03
5818. Urszula Bednarz - 4:19:17
6369 . Marlena Koralewska - 4:24:34
6584. Dagna Oliwa - 4:26:27
6787. Kinga Tzach - 4:28:08
6902. Daria Włochowska - 4:29:06
7648 Zuzanna Mills - 4:35:31
7879. Justyna Traczyk - 4:37:34
8531. Aggie Utrata - 4:42:48
8799. Kasia Lubowiecka - 4:45:00
8849. Anna Van Eeden - 4:45:30
9711. Żaneta Cegielska - 4:52:28
10385. Anna Dąbrowska - 4:57:57
10485. Justyna Barlow - 4:58:58
10886. Jadwiga Brzask-Makiela - 5:03:06
11000. Agnieszka Szymańska - 5:04:22
11468. Agnieszka Mikulska - 5:09:02
11525. Anna Meikle - 5:09:31
12043. Beata Forester - 5:14:59
12116. Anna Oszejko - 5:15:50
12828. Joanna Obarzanek - 5:23:49
13029. Maria Nowak - 5:25:58
13764. Paulina Smoreda - 5:35:05
14946. Aleksandra Steczkowska - 5:52:18
15093. Małgorzata Witkowska - 5:54:12
15845. Marzena Marzec - 6:08:16
15923. Anna Klekner - 6:10:12
16220. Ilona Bieńkowska - 6:17:24
16436. Wiktoria Bartusik - 6:23:43

opr. IB


"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim

$
0
0

Bartłomiej Przedwojewski i Martyna Kantor zostali w Szczawnicy mistrzami Polski w długodystansowym biegu górskim. Na podium obok nich stanęli: Krzysztof Bodurka i Kamil Leśniak oraz Paulina Wywłoka i Katarzyna Solińska.

Relację i wyniki rywalizacji o medale MP znajdziecie w poniższym linku...

Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie

...teraz natomiast zapraszamy do rozmowy z wszystkimi medalistami. Wywiady przeprowadziliśmy w Szczawnicy, kilka godzin po zakończeniu rywalizacji na Wielkiej Prehybie.


BARTŁOMIEJ PRZEDWOJEWSKI (Juvenia Głuchołazy / Salomon Suunto Team), mistrz Polski (3:16:56)

Wzbraniałem się przed nadawaną mi przez wszystkich rola faworyta, bo nie lubię dzielenia skóry na niedźwiedziu przed zawodami. Oprócz sportowej formy, takie rozważania weryfikują zawsze dystans, pogoda i warunki na trasie. Nigdy nie ma pewności, kto wygra. Chociaż więc organizatorzy nadali mi zobowiązujący numer startowy „1”, wcale nie byłem przekonany, czy uda się zwyciężyć.

Chciałem zacząć mocno i tak zrobiłem. Chłopaki się nie utrzymali, więc dalej sytuacja była jasna. Krzysiek Bodurka biegł ze mną przez kilka początkowych kilometrów, ale widziałem po nim, że tempo nie było dla niego komfortowe. Dziwiłem się nawet, że od startu zaryzykował takie mocne tempo, bo mógł potem za nie zapłacić. Tak się też stało, wiem, że cierpiał na ostatnich kilometrach, ale w sumie dobrze, że to zrobił, bo maraton to dla niego nowość i czegoś ważnego doświadczył i się nauczył. W następnych startach będzie mógł to doświadczenie wykorzystać.

Kryzysy, problemy żołądkowe, rozłożenie sił na takim dystansie: biegów długich trzeba się uczyć. Dotyczy to każdego, bez względu na biegowy staż. Ja na trasie w Szczawnicy też miałem problemy. Do połowy, mniej więcej do punktu na Obidzy, biegło mi się rewelacyjnie. Potem miałem delikatne problemy z brzuchem, odczułem też swój bardzo mocny początek – i trochę musiałem zwolnić. Na ostatnich 10 km nie myślałem o tym, żeby jeszcze wyśrubować wynik i pobiec poniżej 3 godzin i 15 minut, a tylko żeby osiągnąć metę. A z czasu (3:16:56) i tak jestem zadowolony, ciekaw teraz jestem, jak ITRA to policzy (śmiech). Na razie mam ranking 897 punktów, a chciałbym mieć te 900…

Trasa biegu – na papierze, z profilu, wydawała się łatwa, a w rzeczywistości była trudna. Podbiegi i płaskie odcinki łatwe, za to szybkie. Zbiegi mocno techniczne, więc na nich też nie odpoczywamy. Od początku do końca musisz być bardzo zaangażowany, nie ma miejsca, w którym się wyłączysz i po prostu sobie biegniesz. Na każdym zbiegu czekałem, żeby zaczęło się pod górkę. I te skałki na końcu, z których prawie pionowo trzeba było dostać się na dół. Zdziwiłem się, jak na nie wbiegłem i zobaczyłem tę ścianę (śmiech).

Trochę żałuję, że doping na trasie miałem tylko od mijanych zawodników z dłuższych dystansów. Akurat przeżywałem wtedy kryzys i przepraszam, że nie bardzo mogłem odpowiedzieć na okrzyki wsparcia. Natomiast punkty przebiegałem w kompletnej ciszy. Dopiero na Obidzy było super. Fajnie mnie tam przywitano i od razu dodało to mocy.

Impreza w Szczawnicy bardzo mi się podobała, chciałem tu przyjechać już w zeszłym roku, ale nie czułem się jeszcze wystarczająco silny, żeby rywalizować z chłopakami w mistrzostwach Polski. Teraz wygrałem i otrzymałem złoty medal od PZLA, bo spełniłem wymagane kryteria, czyli mam klubową licencję. Juvenia Głuchołazy to klub, który z czasów juniorskich i biegania na bieżni darzę dużym sentymentem. Związku za to nie darzę żadnym szacunkiem. Kiedyś przez 7 lat trenowałem „stadionową” lekką atletykę i mam same złe doświadczenia, teraz na szczęście jestem poza tym, ale z kontaktów ze znajomymi, którzy wciąż trenują „pod PZLA” wiem, że nic się na lepsze nie zmieniło.

Byłem wcześniej mistrzem Polski w biegach anglosaskim, alpejskim i na krótkim dystansie, teraz wygrałem dystans długi. Brakuje mi tytułu w ultra. Nawet się przez chwilę zastanawiałem, czy by nie wystartować w Ultramaratonie Karkonoskim, ale jednak na wydłużenie dystansu przyjdzie jeszcze czas, czekam na odpowiedni moment, żeby zrobić pierwsze kroki w kierunku 50 kilku kilometrów. Ale to jeszcze nie w tym roku (śmiech). Na razie biegam nie więcej niż maraton, Szczawnica 43,3 km to mój najdłuższy dystans.

Teraz przede mną Zegama-Aizkorii (2 czerwca - red.). Maraton w Kaju Basków rozpoczyna cykl Golden Trail World Series, w którym wygrałem ubiegłoroczny finał. To bardzo trudna i wymagająca seria biegów, mniej więcej co 4 tygodnie jest start, po każdym trzeba odpocząć i zrobić trening pod kolejny. Od czerwca do września mam pięć naprawdę ciężkich startów.

Dwoje Polaków na liście startowej Golden Trail World Series. "Będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"

Pamiętam, że gdy w zeszłym roku po Zegamie czekałem na kontrolę antydopingową, Szwajcar Rémi Bonnet z mojego teamu Salomona usiadł na krześle i powiedział, że przez najbliższe 3 dni nie biega. Jeśli ten gość mówi coś takiego, to znaczy, że były to naprawdę trudne zawody! Tam każdy tak wygląda po starcie (śmiech).


KRZYSZTOF BODURKA (AZS AWF Kraków / Alpin Sport Hoka One One Team), wicemistrz Polski (3:26:31)

Bałem się Wielkiej Prehyby i jej dystansu, to był mój debiut w maratonie górskim, nigdy do tej pory nie biegłem więcej niż 31 kilometrów. No i popełniłem mały błąd na trasie, przez który końcowe 6 kilometrów biegłem ze skurczami w nogach, co nie jest fajne. Piłem dużo wody, ale prawdopodobnie za mało elektrolitów, z których się wypłukałem. Energię miałem, wydolnościowo czułem się super, ale jak podchodzisz ze skurczami i potem musisz zbiegać, to masz spory problem. Ale jak poprawię ten element, to będzie lepiej.

Ale i tak na równą rywalizację z Bartkiem Przedwojewskim nie było szans, gdyby nie skurcze mógłbym mieć jedynie troszkę mniejszą stratę. Był zdecydowanie poza zasięgiem, uciekł mi już po kilku kilometrach, nawet nie próbowałem się go trzymać, bo to nie było moje tempo, nie czułem się w nim komfortowo. Bardzo się natomiast cieszę, że żaden z pozostałych rywali nie zagroził mnie (trzeci na mecie Kamil Leśniak stracił do Bodurki prawie 7 minut - red.). Jestem też zadowolony z osiągniętego wyniku 3:26:31.

Trasa Wielkiej Prehyby bardzo mi się podobała, niespecjalnie trudna technicznie, jedynie kilka kamienistych zbiegów było wymagających. To był fajny debiut i dobre przetarcie, doświadczenie przed kolejnymi startami: Biegiem Marduły i maratonem Mont-Blanc, 30 czerwca w Chamonix. To będzie drugi i ostatni w tym roku maraton, na pierwszy rok wystarczy tego dystansu. Myślałem jeszcze o listopadowych mistrzostwach świata WMRA w długodystansowym biegu górskim w Argentynie, ale wiem, że PZLA nie zagwarantuje nam wyjazdu i musielibyśmy wyłożyć własne środki. Na swój rachunek to jednak trochę ciężko, chyba że może pomogą sponsorzy. Na razie nie ma tematu.

Srebro na długim dystansie to mój drugi w tym roku medal MP, 2 tygodnie wcześniej zostałem w Ustrzykach mistrzem Polski w biegu anglosaskim. Ale w lipcowym Ultramaratonie Karkonoskim i mistrzostwach w ultra nie zamierzam startować, dla mnie już maraton jest bardzo długim dystansem. Chcę zobaczyć jak wyjdzie ten sezon, bo już starty na 42 km to dla mnie całkowita nowość. Do tej pory skupiałem się na „anglosasach” i biegach alpejskich, a na początku roku zawsze łączę je z przełajami, bo są dobrym przetarciem przed sezonem. Ale jeśli maraton Mont-Blanc też (jak Szczawnica) pójdzie mi dobrze, będę myślał o startach na tym dystansie także w przyszłym roku.


KAMIL LEŚNIAK (Salco Garmin Team), brązowy medalista MP (3:33:23)

Bardzo się cieszę z trzeciego miejsca, to mój drugi brązowy medal MP na tym dystansie, jestem też nieoficjalnym mistrzem Polski ultra z ubiegłego roku (już po ŁUT 70 km, która miała mieć rangę MP, okazało się, że PZLA nie wpisał imprezy do swojego kalendarza - red.). Jestem zadowolony tym bardziej, że naprawiłem swój błąd z ubiegłego roku i zdobyłem trofeum, które wtedy mogłem wywalczyć.

Kolejna farsa PZLA w biegach górskich. Mistrzostwa Polski ultra, których... nie było!

Ja biegam już trochę „na oparach” z wcześniejszych przygotowań do maratonu ulicznego. Bartek Przedwojewski był zdecydowanym faworytem i udźwignął tę rolę, wiedziałem, że także Krzysiek Bodurka jest w tej chwili dla mnie nieosiągalny. Oczywiście, walczyłem, bo nigdy do końca nie wiadomo, co się wydarzy - jak choćby moja historia sprzed roku, kiedy biegnąc na drugiej pozycji pomyliłem trasę na 31 kilometrze i potem się wycofałem.

Tym razem, choć od początku „leciałem” na trzecim miejscu, podium wcale nie było pewne, bo mocno naciskał mnie Paweł Czerniak. Cały czas bodźcował z tyłu, nawet w pewnym momencie, około 18 kilometra, gdy podkręciłem kostkę i źle mi się zbiegało, był przede mną. A nie biegło mi się komfortowo, nie czułem się dobrze, od 2 tygodni męczą mnie jakieś kaszel i przeziębienie. Wybiegając z drugiego punktu pomiarowego na Obidzy po 23 km, widziałem niedaleko za sobą grupę zawodników i myślałem, żeby tylko dociągnąć, dowieźć to trzecie  miejsce do mety.

Paweł Czerniak był cały czas blisko, tylko jakąś minutę za mną. Bardzo mnie pozytywnie zaskoczył. Myślałem, że od 10 kilometra będę powiększał przewagę, tymczasem wygrałem z nim o niecałe 2 minuty i to w dużym stopniu dlatego, że dużo zyskiwałem na punktach żywieniowych. W ogóle się na nich nie zatrzymywałem, dostawałem picie i jedzenie „w locie” dzięki wsparciu teamu: Miśki Witowskiej, Rafała Klechy i Marcina Ścigalskiego. Drużynowo rozegraliśmy to perfekcyjnie.

Teraz moim celem są czerwcowe mistrzostwa świata w trailu w Portugalii. Medalem w Szczawnicy potwierdziłem, że zasłużyłem na nominację do kadry Polski. W niedzielę wystartuję jeszcze w Wings for Life World Run w Poznaniu, ale potem krótka przerwa i przygotowania do mistrzostw świata. Mam nadzieję, że w Trilhos dos Abutres też uda mi się dobrze pobiec i godnie reprezentować Polskę.


MARTYNA KANTOR (LKB Rudnik / Buff Team) – mistrzyni Polski (3:56:47)

Bardzo się cieszę ze swojego występu: fajny bieg, wszystko mi „siadło”, do 38 km biegło mi się znakomicie, bardzo komfortowo. Na końcówce zaczęłam się już spieszyć, bo poganiał mnie mój chłopak Robert informując, że mam szansę na rekord trasy. Mój trener Marcin Świerc też mi pisał smsy, że mam cisnąć. A skoro kazali, to cisnęłam i już do końca się męczyłam (śmiech).

Byłam bardzo dobrze przygotowana do zawodów w Szczawnicy. Uczciwie przepracowałam zimę, a po poprzednim sezonie, w którym z powodu kontuzji i chorób mało biegałam, byłam głodna startu. Ostatnie zawody w górach zaliczyłam we wrześniu, zatem wręcz przebierałam nogami, żeby już jechać do Szczawnicy i stanąć na starcie! A że od pierwszych kilometrów noga fajnie się kręciła, to też mnie dodatkowo nakręcało. Cieszę się także, że rozegrałam go mądrze w dziedzinie, której dopiero się uczę: jedzenie, picie, kontrolowanie odżywiania. Robert świetnie się spisał jako mój support na Obidzy, a na pozostałych punktach właściwie nie musiałam się zatrzymywać. Tak mieliśmy to przemyślane i wszystko się sprawdziło.

Jadąc do Szczawnicy w ogóle nie myślałam o zwycięstwie czy medalu MP. Najbardziej zależało mi na poprawie wyniku sprzed 3 lat (4:18), gdy byłam trzecia na Wielkiej Prehybie, za Edytą Lewandowską i Dominiką Stelmach.  Chciałam sobie udowodnić, że zrobiłam postęp i znowu stać mnie na mocne bieganie. Udało się, bo wykręciłam świetny czas, złamałam 4 godziny i ustanowiłam rekord trasy, a dodatkowo po raz pierwszy zostałam mistrzynią Polski. Wcześniej kilka razy stałam tylko na trzecim stopniu podium.

Trochę żałuję, że tym razem Edyta zeszła z trasy, bo biegłam sama. Zawsze, kiedy są mocna konkurencja i bezpośrednia rywalizacja, kiedy się przed kimś ucieka, a zwłaszcza jak się goni, szansa na dobry wynik jest jeszcze większa. Tymczasem już na zbiegu na 5 kilometrze minęłam Edytę. Myślałam, że zaraz mnie dogoni, bo jest ode mnie lepsza na podbiegach, ale tak się nie stało. Później dostałam informację, że na Przehybie miałam już 4 i pół minuty przewagi i wiedziałam, że coś musiało się stać. Do końca biegłam już sama.

Mój cel na ten sezon jest bardzo prosty: chcę być szybka i dobra (śmiech). W pierwszej części sezonu skupiam się na startach w kraju, przede mną skyrunningowy Bieg Marduły i 3x Śnieżka na krótszym dystansie. A w drugiej połowie roku - BUFF® Epic Trail i podwójnie punktowany bieg Pucharu Świata w skyrunningu w połowie lipca, na który jedziemy całym teamem. To będzie dla mnie pierwsza poważna okazja zmierzenia się z najlepszymi biegaczkami świata, bo listy startowe są wręcz „wypchane” wielkimi nazwiskami! A na koniec sezonu - OCC 56 km podczas festiwalu UTMB w Chamonix. Zapowiada się więc bardzo ciekawie (uśmiech).


PAULINA WYWŁOKA (Salco Garmin Team), wicemistrzyni Polski (4:07:31)

Jestem zadowolona z wyniku, chociaż… wiem, że gdybym przez ostatnie 3 tygodnie mądrzej trenowała, mogłabym jeszcze coś „urwać” z wyniku. Trenowałam jednak za mocno i na trasie Wielkiej Prehyby trochę wyszło zmęczenie. Przesadziłam, za bardzo chyba chciałam być mocna (śmiech).

Z tego powodu biegło mi się dość ciężko, miałam nawet kilka kryzysów, ale nie mogłam się poddać. Walczyłam sama ze sobą i złym samopoczuciem.

Warunki pogodowe były dobre: nie za ciepło, za to bez zapowiadanego prognozami deszczu. Na starcie było strasznie parno, lalo się ze mnie, bardzo dużo - jak na mnie - piłam. Zwykle w siebie wmuszam, a tym razem wlałam w siebie pół litra mojego „autorskiego” izotoniku. Przepis na niego jest prosty: woda, troszkę soli, cytryna i syrop z agawy. Ten ostatni jest lepszy od miodu, bo ma niski indeks glikemiczny i nie powoduje skoku poziomu cukru. Później na szczęście ta duchota minęła. Trochę za to spowalniały nas powalone drzewa w kilku miejscach trasy.

Z Martyną, patrząc realnie, powalczyć raczej bym nie dała rady, ale na pewno uzyskałabym lepszy czas, a to też jest dla mnie istotne, dla samej siebie. Ale miejsce wyżej na podium niż rok temu i tytuł wicemistrzyni Polski to dla mnie wielkie osiągnięcie, na dodatek poprawiłam wynik sprzed roku aż o ponad 14 minut (4:21:42/4:07:31)!

Cieszę się, że medalem i podium potwierdziłam słuszność powołania na mistrzostwa świata w Portugalii, bo przed zawodami miałam trochę obaw - stawka naprawdę była mocna! Dużym zaskoczeniem była niedyspozycja Edyty Lewandowskiej. Widziałam ją na trasie, doszłam ją zaraz za Przehybą, gdy akurat postanowiła „odpuścić” rywalizację. Mówiła, że noga „nie podaje”, ja ją jeszcze zachęcałam do kontynuowania biegu, ale, niestety, postanowiła zejść z trasy.


KATARZYNA SOLIŃSKA (AZS AWF Kraków / Hoka One One Team), brązowa medalistka MP (4:13:25)

To mój pierwszy oficjalny medal mistrzostw Polski, oprócz tego z niedoszłych MP 2018 w ultra na ŁUT 70 km

Kolejna farsa PZLA w biegach górskich. Mistrzostwa Polski ultra, których... nie było!

Przed biegiem nie widziałam siebie na podium, spodziewałam się walki o medale pomiędzy Edytą Lewandowską, Magdą Łączak (nie wystartowała - red.), Martyną Kantor i Pauliną Wywłoką. Jasne było jednak, że powalczę i dam z siebie wszystko. Cieszę się, że z takim efektem.

Bardzo mi przykro, że nie mogłam rywalizować z Edytą i Magdą. Informacje, że ktoś nie mógł wystartować albo ukończyć zawodów są zawsze bardzo smutne i mocno rozczarowujące dla samych zawodników. A ja żałuję tym bardziej, że  nigdy jeszcze nie miałam możliwości stanąć na starcie razem z Magdą Łączak i wyczekiwałam tego, ekscytowałam się tą perspektywą.

Mnie biegło się różnie. Chyba trochę za szybko zaczęłam, miałam zbyt wysokie tętno i przez to się zmęczyłam w początkowej fazie. Być może z tego powodu zabrakło mi troszeczkę w końcówce. Na szczęście pozbierałam się na ostatnim punkcie odżywczym (Durbaszka 33,5 km) i jeszcze „docisnęłam”. Cieszę się, że wytrzymałam!

Martyna Kantor była całkowicie poza zasięgiem, pobiegła rewelacyjnie! Mocno jej kibicowałam, bo widziałam, jaką pracę włożyła w przygotowania. Powalczyć z Pauliną Wywłoką też byłoby dużym wyzwaniem, bo jest bardzo ambitna i niezwykle pracowita, robi duże postępy. W pierwszej części próbowałam ją mieć „na oku”, ale nie wytrzymałam tempa i po drugim punkcie odżywczym straciłam ją z pola widzenia.

Przed nami mistrzostwa świata, musimy więc usiąść z trenerem, przeanalizować moje treningi i starty, zobaczyć co jest jeszcze do poprawy. O medal w Portugalii raczej nie powalczę (śmiech), ale o wysoką pozycję na pewno. Chciałabym pobiec z głową, żeby od początku do końca mieć kontrolę nad biegiem.

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Fotografia Bez Miary - Magdalena Sedlak, salomonruning.pl, Salco Garmin Team, Buff Team Poland, Łukasz Tracz,


Najlepsi, ale niezadowoleni. Angelika Mach i Jakub Szymankiewicz, najszybsi Polacy 18. PZU Cracovia Maratonu. "Mój wynik to porażka!"

$
0
0

Jakub Szymankiewicz to jedyny polski biegacz w czołowej dziesiątce 18. PZU Cracovia Maratonu. Były piłkarz Amiki Wronki zajął 8 miejsce z czasem 2:23:01. Znacznie lepiej dla biało-czerwonych w rywalizacji pań. Żadnej z naszych maratonek nie udało się wprawdzie stanąć na podium, ale Angelika Mach była tuż za nim, przybiegła na krakowski Rynek czwarta w czasie 2:39:52. Wśród dziesięciu najlepszych biegaczek Polki stanowiły połowę.

18 PZU Cracovia Maraton pod znakiem ulewy i sportowych rekordów

Pogoda w Grodzie Kraka nie sprzyjała maratończykom, choć więc zwycięzcy (Kenijczyk Cyprian Kotut i Ukrainka Wiktoria Chapilina) ustanowili rekordy imprezy, to naszym najlepszym sporo zabrakło do rekordów życiowych. I oboje z tego powodu byli po biegu niezadowoleni. Jakub Szymankiewicz powiedział wręcz: „To moja porażka!”


JAKUB SZYMANKIEWICZ (29 lat, 8 miejsce w 18 PZU Cracovia  Maratonie, czas 2:23:01)

Moim celem w Krakowie było złamanie 2 godzin i 20 minut.  Jestem przygotowany na taką „życiówkę” i gdyby nie pogoda to osiągnąłbym wymarzony wynik, może nawet sporo lepszy niż wspomniane 2:20. Od 8 lat, jak biegam maratony, poprawiam się systematycznie. 

Zacząłem w 2011 roku, jeszcze jako aktywny piłkarz, po nieudanych testach w jednym z klubów II ligi. Postanowiłem choć na moment zawiesić buty na kołku i sprawdzić się w nowej dyscyplinie. Przejście z gry młodzieżowej do seniorskiej okazało się zbyt trudne, brakowało mi cierpliwości.

Z kopaniem piłki pożegnałem się ostatecznie kilka lat później, ale regularnie 2 razy w roku biegam maratony na coraz lepszym poziomie, startuję nawet w elicie w Wiedniu, Pradze czy Berlinie. W niedzielę byłem jedynym Polakiem w elicie 18. PZU Cracovia Maratonu, który miał najsilniejszą obsadę od lat, bo stara się o odznakę IAAF Silver Label.

Mój obecny rekord życiowy to 2:22:31, ustanowiłem go w Berlinie we wrześniu ubiegłego roku. W niedzielę w Krakowie zaplanowałem sobie bieg na czas 2:18:30-2:19:00, ale, niestety, przegrałem z zimnem. Po 20 kilometrze organizm zaczął się wyziębiać, z kilometra na kilometr było gorzej, organizm nie funkcjonował tak, jak był przygotowany do zawodów.

Zaraz po starcie, przez jakieś pół godziny, pogoda była jeszcze przyjazna. Znając swoje możliwości, wyciągając wnioski z treningów i kontrolnych startów na krótszych dystansach, ruszyłem z jednym z Kenijczyków, z numerem 14 (Paul Maina Theuri - red.). Wydawało się, że biegnie równo w moim tempie (3:16-3:19/km), zachowywał się zresztą jak pacemaker, bo machał do mnie, kiwał itp. Przed 10 kilometrem zaczął jednak zwalniać. Starałem się zmobilizować go do trzymania tempa, jednak bezskutecznie i gdy wbiegliśmy na bulwar wyprzedziłem go, żeby trzymać się założonej prędkości. Wtedy zostałem sam, stworzyła się dziura i praktycznie już do samego końca maratonu biegłem samotnie około 14-15 pozycji. Nie miałem z kim współpracować. Od 30 kilometra minąłem jeszcze kilku rywali z Etiopii i Kenii, którzy wyraźnie słabli, ja za to jeszcze zdołałem nieco przyspieszyć.

To jednak nie brak możliwości biegu w grupie był decydujący, choć wiadomo, że w kilku biegnie się lepiej. Raz jeszcze zaznaczę: to pogoda - ulewa i momentami wiatr, powodujące wyziębienie - przeszkodziła mi skutecznie w uzyskaniu zaplanowanego wyniku i pobiciu „życiówki”. Były momenty, że brałem pod uwagę nawet zejście z trasy, bo obawiałem się, że z wychłodzenia trafię do szpitala! Postanowiłem jednak: „Jak najmocniej, ile się da, ile starczy sił i zdrowia, próbuj, kombinuj, staraj się walcz!” 

Na „agrafce” między 36-37 km, wpadłem w kałużę, złapałem niekontrolowany poślizg i równiutko boczkiem poleciałem, przytulając asfalt! „Gleba” wliczona w cenę (śmiech)! Szczęśliwie w mgnieniu oka się pozbierałem, sprawdziłem czy ręce są całe i pobiegłem dalej. Nic mi się od tej wywrotki nie stało. Ot, mały przerywnik, chwila odpoczynku.


Mimo dobrego przygotowania fizycznego i mentalnego, przesądził element loteryjny i przez pogodę z planów poniżej 2:19 wyszło, niestety, tylko 2:23:01. Nie ukrywam, że jestem rozczarowany, bo przyjechałem do Krakowa po znacznie lepszy wynik, przynamniej złamanie 2:20 i nawet mimo aury powinienem to osiągnąć. Traktuję zatem ten wynik jako porażkę, bo pobiegłem wolniej nawet od rekordu życiowego. „Dążenie do doskonałości” to dewiza-klucz. Jestem trochę jak hiszpański piłkarz Cesc Fabregas: zawsze z siebie niezadowolony, wytykający sobie błędy i szukający czegoś do poprawy.

Jestem zadaniowcem, więc, oczywiście, nie poddaję się i do założonego wyniku w maratonie podejdę znów jesienią. Jestem przekonany, że w lepszych warunkach osiągnę te 2:18-2:19 (może nawet podniosę poprzeczkę!), zwłaszcza, że na mecie w Krakowie nie byłem wyczerpany, „wyjechany na maksa”, ponoć nawet nie wyglądałem na specjalnie zmęczonego. Pokonał mnie nie dystans, a wyziębienie!


ANGELIKA MACH (28 lat, 4 miejsce w 18 PZU Cracovia  Maratonie, czas 2:39:52)

Cieszę się z wysokiego miejsca, bo elita kobiet w Krakowie była bardzo mocna i przyznaję, że nie liczyłam na tak dobrą pozycję. Z wyniku jednak nie jestem zadowolona.

Chciałam pobić w Krakowie rekord życiowy, który od 2016 roku wynosi 2:37:13 (Orlen Warsaw Marathon). Moja dyspozycja na treningach wskazywała nawet, że stać mnie na wyraźną poprawę i wynik sporo lepszy niż „złamanie” 2:37. Po cichu liczyłam nawet na 2:34, mój trener Marek Jakubowski mówi nawet o 2:32! Przeszkodziła mi jednak pogoda, ciągle padający deszcz i wiatr. Tylko na samym początku była lekka mżaweczka, która przyjemnie orzeźwiała.

Potem jednak padało coraz mocniej, na ulicach tworzyły się duże kałuże, a w niektórych miejscach, w zagłębieniach na ścieżkach rowerowych wzdłuż Wisły, biegło się wręcz po kostki w wodzie. W takich warunkach mięśnie szybko się chłodziły i nie pracowały jak należy, trudno było utrzymać tempo.

Inna sprawa, że zwycięzcom to nie przeszkodzilo w uzyskaniu rekordowych wyników. Jestem pod wrażeniem zwłaszcza wyniku Wiktorii Chapiliny, z którą mieszkałam przed maratonem w hotelowym pokoju. Pobiegła 2:28:03 i poprawiła „życiówkę” o 7 minut! Wiele zawodniczek, potencjalnie nawet mocniejszych ode mnie, nie poradziło sobie jednak z warunkami pogodowymi.  

Wybrałam start w Krakowie, żeby się przełamać w maratonie. Od kilku lat nie szło mi na królewskim dystansie, moje głowa i psychika były maratonowi coraz bardziej niechętne. Chciałam pobiec pod Wawelem bez presji, tak żeby tylko wreszcie poprawić „życiówkę” i na powrót przekonać się do maratonu. W piątek dowiedziałam się, jak mocna jest elita i ucieszyłam się, bo to sprzyjało moim planom na szybkie bieganie. Okazało się jednak, że kilka zawodniczek zostało zaproszonych tylko po to, by podnieść rangę imprezy starającej się o srebrny certyfikat IAAF. Tak było z Chorwatką Bojana Bjeljac, która 3 tygodnie temu nabiegała 2:31 w Hanowerze (trzecie miejsce zajęła tam Karolina Nadolska 2:27:43 - red.). W Krakowie do 30 km prowadziła bieg z Algierką Dahmani, a potem obie zeszły z trasy. Ukrainka Olha Kotowska też chyba miała umowę, że biegnie tylko do połówki.

http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/mam-apetyt-na-wiecej-karol...

A ja… nie poprawiłam rekordu życiowego, ale osiągnęłam inny cel: na powrót przekonałam się do maratonu! Uznałam, że na niedzielne warunki mój wynik nie był taki zły, naprawdę powalczyłam i dałam z siebie wszystko. W pierwszej części dystansu byłam w okolicach 9-10 miejsca, bo pacemaker poprowadził czołową grupę na wynik 1:13 na półmetku, to było dla mnie za szybko. Po połówce jednak, chociaż cały czas biegłam sama, kilka dziewczyn wyprzedziłam i ostatecznie finiszowałam czwarta, co jest naprawdę wysokim miejscem.

Będę więcej dalej walczyła i będę biegała maraton, bo ciągle jeszcze, jak na ten dystans,  jestem młodą zawodniczką. Pierwszy maraton ukończyłam w wieku 23 lat w Poznaniu i może to było zbyt wcześnie, może zbyt gwałtownie zwiększyłam kilometraż i dlatego mój organizm się buntował, przyszły kontuzje przeciążeniowe. Myślałam nawet, żeby może dać sobie spokój na jakiś czas z maratonem.

Teraz chyba wreszcie dorosłam psychicznie do maratonu i jesienią na pewno znów wystartuję na królewskim dystansie! W międzyczasie pobiegam też coś krótkiego, bo moje „życiówki” na 5 i 10 km też nie są zbyt wyśrubowane.

rozmawiał Piotr Falkowski


Natalia "Kozica" Tomasiak druga w Baba-Kamzik

$
0
0

Natalia Tomasiak (Salomon Suunto Team) zajęła drugie miejsce w biegu Baba-Kamzik w Bratysławie, inaugurującym czesko-słowacką odsłonę cyklu Golden Trail World Series.

Golden Trail National Series CZ-SK to jedna z czterech serii narodowych, towarzyszących w tym roku prestiżowemu Golden Trail World Series. Cykl znanych biegów górskich na całym świecie rozpocznie się za nieco ponad miesiąc, 2 czerwca w hiszpańskim Kraju Basków, słynnym Zegama-Aizkorri.

Nam, Polakom, GTWS kojarzy się znakomicie za sprawą wyczynu Bartłomieja Przedwojewskiego. Zawodnik Salomon Suunto Teamu wygrał jesienią w RPA finałowe zawody z udziałem 10 najlepszych zawodników, ustanawiając rekord trasy zawodów Otter African Trail Run.

"Z uśmiechem na ustach". Bartłomiej Przedwojewski, triumfator i rekordzista finału Golden Trail Series

W tegorocznym cyklu Przedwojewski wystartuje ponownie, a w niektórych zawodach będą mu towarzyszyli Dominika Stelmach i (co okazało się dopiero niedawno) Krzysztof Bodurka.

Polacy na liście startowej Golden Trail World Series. "To będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"

W tym roku światowemu cyklowi GTWS towarzyszą cztery cykle narodowe: we Francji, Hiszpanii, Włoszech i wspólny właśnie w Czechach i Słowacji.

Serię u naszych południowych sąsiadów rozpoczął bieg na obrzeżach Bratysławy, w którym świetnie spisała się Natalia Tomasiak. Pochodząca z Krynicy biegaczka Salomon Suunto Teamu, wierna uczestniczka Festiwalu Biegowego, triumfatorka Biegu 7 Dolin 64 km i Runek Run, zajęła drugie miejsce w zawodach Baba-Kamzik na dystansie 26 km. Przegrała tylko z miejscową biegaczką Kataríną Lovrantovą o 47 sekund. Obu pokonanie trasy zajęło 2 godziny z sekundami.

Kamzik to po słowacku „kozica”, to także niewielki (439 m n. p. m.) szczyt w Małych Karpatach, górujący nad stolicą kraju. U jego stóp rozciąga się duży obszar leśny, w którym wytyczono trasę bardziej przypominającą bieg przełajowy, niż górski.

 – Tylko 800 metrów przewyższenia na dystansie 26 km, niezbyt długie, łagodne podbiegi i zbiegi. To sprawia, że trasa jest bardzo szybka, praktycznie w całości biegowa! – powiedziała nam Natalia Tomasiak po powrocie z Bratysławy. – Jeszcze teraz bardzo bolą mnie nogi, dawno się już tak szybko nie nabiegałam – śmieje się kryniczanka.

– Nawet ostatnie, najbardziej wymagające wzniesienie, dało się spokojnie podbiec mimo zmęczenia – relacjonuje Natalia Tomasiak przyznając, że dla niej, „góralki” był to bieg bardzo nietypowy. Profil trasy zdecydowanie bardziej sprzyjał biegaczkom z ulicy. – Trasa w ogóle nie była techniczna, wszystko szerokie, łatwe ścieżki. Tylko kilka fragmencików było pokrytych kamieniami lub korzeniami. Dziewczyny, z którymi rywalizowałam o zwycięstwo, to asfaltowe maratonki – mówi nasza biegaczka, a na poparcie swojej tezy dodaje: - Pytałam, czy się wybierają na pozostałe biegi czesko-słowackiego cyklu, te już zdecydowanie bardziej górskie. Odpowiedź była jednoznaczna: Nie! – śmieje się Natalia Tomasiak.

Ona sama natomiast, zadowolona z dobrej formy u progu sezonu (w tym roku wygrała tylko Zimowy Półmaraton Gór Stołowych i była druga w zespołach mieszanych Sztafety Górskiej), wybiera się w najbliższą niedzielę na bieg cyklu numer 2 do Czech, bo tam bieganie będzie już zdecydowanie bardziej „pod nią”. Perun Skymarathon w Beskidach Morawsko-Śląskich to wertikal długości 41 km i przewyższeniu 3400 metrów! Inna historia, prawda?

Warto podkreślić, że organizatorom czeskiej imprezy udało się namówić na start jedną z legend górskiego biegania. Na Perun przyjedzie pięciokrotny mistrz świata Włoch Marco de Gasperi!

WYNIKI Baba-Kamzik 26 km:

  • Kobiety
  • 1. Katarína Lovrantová (SVK) – 2:00:02
  • 2. Natalia Tomasiak (POL) – 2:00:49
  • 3. Magda Horká (CZE) – 2:01:31

 

  • Mężczyźni
  • 1. Jiří Čípa (CZE) – 1:36:24
  • 2. Marek Causidis (CZE) – 1:37:01
  • 3. Jiří Petr (CZE) – 1:37:24

Piotr Falkowski

zdj. salomonrunning.pl, TrailRun.cz


"Pokażmy Polakom jak nie śmiecić!" Ruszyła rejestracja na Czyste Tatry 2019

$
0
0

Jedna z największych inicjatyw propagujących ochronę środowiska, szykuje się do kolejnego finału. 29 czerwca w Zakopanem tysiące wolontariuszy wyruszy w góry i pokaże, jak bardzo zależy im na pięknie otaczającej nas przyrody. Udział w ósmej odsłonie projektu Czyste Tatry może wziąć każdy. Wystarczy zarejestrować się za pomocą formularza dostępnego na stronie www.czystapolska.org.pl

Co roku pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego usuwają ze szlaków ok. 40-50 ton śmieci pozostawionych przez turystów. Wiele z nich to tworzywa sztuczne, które rozkładają się setki lat, a zawarte w nich toksyny mogą zatruwać wodę, glebę i powietrze. Inicjatywa Czyste Tatry już od 2012 roku stara się przeciwdziałać pozostawianiu śmieci w górach i uświadamiać, jak ważne jest dbanie o ekosystem. Praca tysięcy wolontariuszy przynosi efekty, o czym świadczy fakt, że zmniejsza się ilość odpadów zbieranych w kolejnych edycjach projektu.

- Podczas finału Czystych Tatr pokazujemy, że każdy może zrobić dla środowiska coś dobrego. Małe codzienne gesty, uważność, rozglądanie się wokół siebie i reagowanie na niewłaściwe zachowania, to najprostsza droga do tego, by zadbać o wspólną przestrzeń. To niezwykle budujące, kiedy co roku przyłącza się do nas tysiące zaangażowanych i świadomych ekologicznie osób. Tworzą oni ogromną społeczność ludzi, wzajemnie mobilizującą się do działania nie tylko przez te dwa czerwcowe dni, ale przez cały rok - mówi Rafał Sonik, Prezes Stowarzyszenia Czysta Polska

Rejestracja na ósmą edycję Czystych Tatr ruszyła tradycyjnie w Dzień Ziemi, 22 kwietnia. Aby wziąć w niej udział, należy wypełnić formularz, znajdujący się na stronie http://czystapolska.org.pl/rejestracja. Warto zrobić to już teraz, ponieważ na niektórych szlakach TPN wprowadza ograniczenia w liczbie osób.

Jak co roku, wolontariusze mogą liczyć też na wsparcie Jana Niezbędnego. Największy w Polsce ekspert od sprzątania i partner Czystych Tatr od samego początku projektu, wyposaży wszystkich uczestników w niezbędny do walki ze śmieciami sprzęt - biodegradowalne worki oraz rękawiczki. Na ochotników czekają też unikatowe koszulki tegorocznej edycji.

Razem z wolontariuszami na szlaki wyruszą ambasadorzy projektu - popularni aktorzy, sportowcy, gwiazdy kina i telewizji.

- Najlepszy sposób edukacji to dawanie przykładu, a wspólne sprzątanie pokazuje milionom turystów, że ponosimy zbiorową odpowiedzialność za środowisko. Te kilogramy zniesionych śmieci podczas finału najlepiej przemawiają do wyobraźni, z jaką skalą problemu mamy cały czas do czynienia – mówi Ola Kutz, artystka i dziennikarka.

Na unikatowy charakter polskich gór zwraca natomiast uwagę Bartek Jędrzejak, który podróżując po Polsce i świecie ma okazję odwiedzać wiele wspaniałych miejsc. - Tatry, ze względu na swoją majestatyczność, wzbudzają we mnie szczególne emocje. Powinniśmy je bardziej doceniać i chronić przed ingerencją człowieka. Niezwykle ważne jest też uświadamianie innym, jak poważne są konsekwencje każdego pozostawionego papierka. Dlatego Czyste Tatry to bardzo potrzebny projekt – mówi znany prezenter pogody, który od kilku lat aktywnie wspiera inicjatywę.

Ambasadorów będzie można spotkać nie tylko na górskich szlakach, ale też w miasteczku Czystych Tatr zlokalizowanym na Górnej Równi Krupowej, gdzie na uczestników wydarzenia czeka wiele dodatkowych atrakcji.

Wszystkie informacje na ich temat będą publikowane na stronie czystapolska.org.pl oraz na profilu facebook/CzysteTatry

źródło: Czyste Tatry



2. Złotoryjska Złota Dycha - pobiegnij w najstarszym mieście w Polsce

$
0
0

Zapraszamy 25 maja 2019 w ramach obchodów dni Złotoryi zostanie rozegrana kolejna edycja naszego biegu. Do wyboru macie Państwo dwa dystanse 5 i 10 km na liście startowej widnieje już prawie 200 osób.

Trasa od tego roku posiada atest PZLA.

Bieg nie należy do najłatwiejszych wiedzie w ścisłym centrum Złotoryi, a kto Złotoryję zna ten wie. Ma to swój urok, nie jest to kolejna płaska – monotonna dycha, suma zbiegów i podbiegów jest równa.

Po sportowych emocjach czekają na Was wiele atrakcji związanych z obchodami Dni Złotoryi. Na zakończenie dnia wystąpi zespół LADY PANK

Więcej informacji: TUTAJ i TUTAJ

Zapisy: TUTAJ

Organizator


Niepokorny Mnich Ambasadora. "Przez problemy na zbiegach..."

$
0
0

Kolejna edycja biegów w Szczawnicy. Tym razem zdecydowałem się na dystans najdłuższy - Niepokorny Mnich 97,2km.

Trasa w dużej części pokrywała się z Dzikim Groniem, bardzo fajna, przyjemna. Biegło się super, świetni ludzie na trasie, pogoda idealna - tylko biegać.

Start o 3 w nocy.

Planowałem przybiec maksymalnie 2 godziny przed limitem.

Niestety problemy na zbiegach spowodowały, że ten czas się mocno wydłużył. Ale wspomnienia z biegu i tak niezapomniane.

Adrian Szczekutowicz, Ambasador Festiwalu Biegów


Atrakcje Festiwalu Runmageddonu w Ełku

$
0
0

Lada dzień rozpocznie się Runmageddon Ełk. A wraz z nim: ekscytująca, sportowa zabawa w towarzystwie Runmageddończyków z całej Polski, szansa dla na przeżycie niecodziennej przygody, bieg o puchar Prezydenta Miasta, a do tego moc atrakcji czekających na kibiców i majówkowiczów.

Podczas majowego festiwalu Runmageddonu w Ełku tysiące żądnych sportowych wyzwań osób stanie na starcie najpopularniejszego w Polsce biegu przez przeszkody i przeżyje niesamowitą przygodę. Niezależnie od wieku każdy będzie mógł spróbować swoich sił:

  • dzieci 4-11 lat bedą mogły pobiec w Runmageddonie Kids (1 km i 10 przeszkód), młodzież 12-15 lat odkryje pełny wrażeń Runmageddon Junior (2 km i 15 przeszkód).
  • osoby po 16 roku życia mogą zmierzyć się z formuła Intro ( 3 km, 15 przeszkód) i Rekrut (6 km, 30 przeszkód).
  • pełnoletni i starsi będę pokonywać dystans 12-kilometrowy Classic z 50 przeszkodami i 21-kilometrowy Hardcore z 70 utrudnieniami.

Harmonogram wydarzenia

Runmageddon w Ełku rozpocznie się 1 maja o 8:40 startem dwóch pierwszych tzw. serii Elite czyli biegaczy przeszkodowych, którzy walczyć będą o podium. Następnie w godzinach: 9:00-12:30 na trasy ruszą pasjonaci ekstremalnego sportu oraz żądni przygód śmiałkowie, którzy co 15 minut startować będą w 120-osobowych seriach. Do udziału w serii formuły Rekrut będzie można dopisać także w dniu eventu.

W czartek 2 maja o 8:40 w dwóch seriach zawodowcy ruszą w bój o miano najlepszego na dystansie 12 kilometrów i pokonując jednocześnie 50 przeszkód. Po nich, od godziny 9:00 - 10:30 wybiegać bedą osoby zapisane w serii Open czyli dla każdego. O godzinach 13:00 i 13:15 przewidziany jest osób podejmujących się pokonania najkrótszej formuły - Intro (3 km, 15 przeszkód).

Ostatniego dnia przyjdzie pora na starcie tytanów z najdłuższą formułą festiwalu - Hardcore ( 21 km, 70 przeszkód ). Od 8:20 do 11:30, najpierw wystartują dwie serii Elite, a następnie niezłomni uczestnicy serii Open. Każdego dnia, od 10:00 do 12:40 w ekstremalnej zabawie będą mogły brać udział dzieci w wieku 4-11 lat.

Najmłodsi będą pokonywać ekstremalny bieg z przeszkodami w następujących grupach wiekowych: 4–5 lat: 10:00; 11:00; 12:00; 6-8 lat:  10:20; 11:20; 12:20, 9–11 lat:  10:40; 11:40; 12:40. Dzieci, które zdecydują się na przygodę z Runmageddonem Kids będą mogły zakupić pakiety startowe w Biurze Zawodów Kids na terenie eventu. Jego koszt wynosi 50 złotych. Zaś w tym samym miejscu mali śmiałkowie, którzy zapisali się przez internet proszeni są o odbiór pakietów z rodzicem co najmniej 25 minut przed startem.

Bieg Juniorów o Puchar Prezydenta Miasta

1 maja br. o 15:00 wystartuje młodzież w wieku 12-15 lat. Nastolatkowie zmierzą się z dystansem 2 kilometrów i 15 przeszkodami. Pokonywać bedą przeszkody dziecięce takie jak Jama Smoka, Doły, Domek z siatki ale także, żeby nie było im zbyt łatwo staną przed zadaniem pokonania konstrukcji z trasy dla dorosłych tj.: Wciąganie opony, Poznańskie koziołki i Ścianka 2,4 m.

Młodzież rywalizować będzie o puchar Prezydenta Miasta Ełku, Tomasza Andrukiewicza, który na co dzień chętnie wspiera oraz promuje sport i aktywność fizyczną. Trzy najlepsze dziewczynki i trzech najlepszych chłopców, którzy najszybciej dotrą na metę i bezbłędnie pokonają przeszkody zdobędą statuetki, dyplomy i nagrody od partnerów.

Atrakcje dla Kibiców

Festiwal Runmageddonu to nie tylko niesamowite wrażenia dla startujących, ale także dla odwiedzających i kibiców. Podczas trzech dni będzie można odpocząć i zrelaksować się w nowej strefie partnera biegu - marki Lech. Tuż obok niej, chętni będą mogli poćwiczyć w specjalnie przygotowanej strefie treningowej lub też odwiedzić sklep z kolekcją odzieży Runmageddon Pitbull West Coast, czy przetestować buty marki Salomon.

Na głodnych i spragnionych czekać będzie Strefa Gastro z Food Truckami. Każdy uczestnik będzie mógł odpłatnie wydrukować sobie zdjęcie z mety w specjalnym punkcie marki Canon. Dzieci w miasteczku im dedykowanym będą mogły: spróbować, jak jeździ się na rowerkach biegowych Strider, sprawdzić jakie niespodzianki czekają na nie w pełnej słodyczy ciężarówce marki Wawel oraz co przygotował dla nich producent soków owocowych Kubuś.

(kliknij by powiększyć)

Informacja praktyczne

Godziny odbioru pakietów startowych w Biurze Zawodów:

  • Wtorek -  16:00 - 20:00 (30.04.2019)
  • Środa 7:00 - 13:00 oraz 14:00 - 19:00 (1.05.2019)
  • Czwartek 7:00 - 11:00 oraz 12:00 - 19:00 (2.05.2019)
  • Piątek 7:00 - 12:00 (3.05.2019)

 Godziny funkcjonowania Nowych Zapisów:

  • Wtorek -  16:00 - 20:00 (30.04.2019)
  • Środa 7:10 – 16:30 (1.05.2019)
  • Czwartek 7:10 – 16:30 (2.05.2019)
  • Piątek 7:00 - 18:00 (3.05.2019)

źródło: Runmageddon


Pośpieszny przez Białogard, Londyn do...Tokio? Rozmawiamy z mistrzami kraju na 10 000m

$
0
0

Mistrzostwa Polski w biegu na 10 000 m A.D. 2019 przeszły do historii. Pod względem wyników zapisały się po tej chlubnej stronie, a to dobry prognostyk przed lipcowym Pucharem Europy w Londynie. Gorzej było z organizacją zawodów, ale sami zawodnicy o tym nie myślą.

[AKT.] Zalewski i Kaczyńska mistrzami kraju na 10 000 m [PEŁNE WYNIKI, ZDJĘCIA]

W weekend w Białogardzie swój dziesiąty złoty medal mistrzostw Polski wywalczył Krystian Zalewski. Przed startem zawodnik w dorobku miał już pięć tytułów na 3000 m z prz. i cztery na 5000 m. Do tego imponującego dorobku dołożył złoto na 10 000 m. Reprezentant UKS Barnim Goleniów zwyciężył z wynikiem 28:39.95, poprawiając przy okazji rekord życiowy - o 75 sekund.

Wydarzenia na bieżni potoczyły się dla Krystiana niemal z zegarmistrzowską precyzją. Jeszcze przed startem Tomasz Grycko, który ostatecznie był drugi, mówił że planowany był bieg na 28:40:00.

– Cel był taki aby uzyskać jak najlepszy rezultat, a przy okazji powalczyć o złoty medal Mistrzostw Polski. Warunki nas nie rozpieszczały, w godzinie startu było dosyć zimno, 8-10 stopni, do tego padał deszcz – relacjonuje Krystian Zalewski. – Może gdybyśmy dłużej biegli z Tomkiem, razem, lub mieli zawodników, którzy by nas rozprowadzili do szóstego, siódmego kilometra, udałoby się uzyskać jeszcze lepszy rezultat – analizuje przeszkodowiec.

Duże powody do zadowolona miała także Paulina Kaczyńska, która zdobyła złoto z czasem 32:53.65, czym ustanowiła swój nowy rekord życiowy. Co więcej, jest to najlepszym rezultat złotej medalistki od 15 lat! W 2004 roku Dorota Gruca zwyciężyła w Policach z wynikiem 31:52.11, ustanawiając ówczesny rekord Polski.

– Jadąc na Mistrzostwa miałam w głowie wynik 32.30 i nie ukrywam, że to mnie motywowało do walki. Z drugiej strony trener Zbigniew Krzysiek uświadomił mnie, że nie dam rady sama zrobić takiego wyniku, bo to są Mistrzostwa Polski i one rządzą się swoimi prawami. Ale ja chciałam udowodnić, że jestem bardzo dobrze przygotowana mentalnie i fizycznie do tego, by móc łamać 33 minuty – opowiada Paulina Kaczyńska, która w swojej prywatnej wojnie ze stoperem (i nie jest to przenośnia) mogła liczyć na rywalki.

– Bardzo się cieszę, że Renia Pliś współpracowała w biegu. Nie rozmawiałyśmy o tym przed startem, dlatego tym bardziej cieszę się, że Reni również zależało na szybkim bieganiu – cieszy się mistrzyni Polski.

W Białogardzie zawodnicy o medale MP, ale też o prawo występu w Pucharze Europy na 10 000 m. Impreza odbędzie się 6 lipca, po raz drugi z rzędu w Londynie. PZLA nie podał jeszcze minimów na tę imprezę, ale można przypuszczać, że na pewno będą one wyższe od wskaźników European Athletics. Tu ustalone kryterium dla mężczyzn to 29:40.03. Ubiegłoroczny wskaźnik PZLA to 28:50.00. Nawet jednak jeśli taki rezultat zostanie utrzymany, to mistrz kraju już może pakować walizki.

– Są szanse, że wystartuję (śmiech). Na razie muszę jednak na spokojnie porozmawiać z trenerem, razem ustalimy zbliżające się starty. Na teraz nie jestem w stanie odpowiedź co będzie w lipcu – powiedział nam Krystian Zalewski, który wciąż skupia się głównie na swoim koronnym dystansie 3000 m z prz.

Wszystko wskazuje na to, że Paulina Kaczyńska też już może przygotowywać się do występu w Londynie. Europejski wskaźnik dla pań na tę imprezę to 34:28.85. Rok temu krajowe minimum ustalono na poziomie 32:50.00.

– Nie pamiętam takich mistrzostw, by pięć dziewczyn złamało barierę 34 minut. To jest naprawdę dobry prognostyk przed Pucharem Europy. Cieszę się, że mój wynik to najlepszy wynik uzyskany na mistrzostwach na przestrzeni ostatnich lat. To bardzo motywuje i daje trenerowi sygnał, że jestem zawodniczką, która ma ogromne zapasy w treningu. Wszystko idzie zgodnie z planem – zapewniła nas zawodniczka Pomorza Stargard.

– Ten rok ma być kluczowy przed sezonem olimpijskim, dlatego już na początku maja wybieram się na zgrupowanie do Kenii z moim teamem kadrowym. Czeka mnie tam ciężka praca – zapowiedziała Paulina Kaczyńska.

Rok temu w Pucharze Europy na 10 000 m wystąpiła dwójka Polaków – mistrzowie kraju Tomasz Grycko i Katarzyna Rutkowska, którzy podczas mistrzostw rozgrywanych w Łomży uzyskali odpowiednio czasy 28:56.8 i 33:24.08. Białostoczanka w Londynie spisała bardzo dobrze, zajmując wysokie piąte miejsce, uzyskując najlepszy wynik w karierze 32:31.40. Reprezentant Blizy Władysławowo wystąpił w serii A, w której uzyskał czas 29:24.84. Dało mu to łącznie 40. miejsce w tamtych zawodach.

Białogardzkie mistrzostwa nie były pierwszymi (oby jednak ostatnimi), w których zabrakło transmisji wideo, wyników na żywo, medialnej promocji. Kibice wciąż wysyłają sobie zdjęcia rezultatów w wersji papierowej albo tych ze stadionowych tablic. Szkoda, bo jest szerokie grono, które interesuje się taką rywalizacją.

– Jeżeli chodzi o organizację zawodów, to nie chciałabym mówić źle o Białogardzie, bo to mój najlepszy stadion na świecie. Ustanowiłam tu prawie wszystkie swoje rekordy życiowe. Już nie raz słyszałam od zawodników, że ten stadion nie ma pełnych 400 metrów, bo padają same dobre wyniki. Oczywiście to nie jest prawda. Ten stadion ma swój klimat i korzystne położenie, bo z każdej strony osłonięty jest lasem – mówi Paulina Kaczyńska.

– Oczywiście nie da się pominąć faktu, że zabrakło prawdziwej organizacji, na poziomie mistrzowskim. Zabrakło numerów startowych, list startowych w sieci, dobrej komunikacji wydarzenia. Ale kto by teraz o tym myślał. Ważne, że wyniki zapisują się w historii rodzimej lekkoatletyki. Cieszmy się z bardzo dobrych występów zawodników i o tym mówmy jak najwięcej. „Hejtu” w sieci jest i tak już za dużo. Do nas należy promować królową sportu poprzez wyniki – ocenia nasza rozmówczyni.

RZ

zdjęcie główne: athletics lifestyle


Maraton Londyński w przebraniu po rekordy Guinnessa. Wielu się udało [ZDJĘCIA, WIDEO]

$
0
0

Aż 38 nowych rekordów Guinnesa - to bilans niedzielnego maratonu w Londynie. Chętnych na rekordowy bieg w kostiumie było więcej. Zamiar bicia rekordów realizowało 78 startujących. Wśród tych, którym się nie udało dominowali biegacze w dość kłopotliwych przebraniach.

Lukas Bates, który próbował ukończyć bieg jako Big Ben stał się symbolem trudów, przez jakie przechodzili aspirujący rekordziści. Jego kostium giął się we wszystkie strony i utrudniał ruchy. Przekroczenie linii mety wymagało pomocy wolontariuszy.

Big Ben nabiegał czas 3 godziny i 54 minuty. Niestety rekord biegowych wież na świecie jest o ok. 20 minut lepszy. Niemiecki rekordzista świata, który w Berlinie biegł jako wieża widokowa w Lubece, miał zdecydowanie wygodniejszy kostium, który nie zasłaniał mu głowy i nie podcinał nóg

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Brytyjczykowi, którego klasyczna życiówka jest o niemal godzinę lepsza.

Najszybszym biegaczem w przebraniu został Oliver Williams, który jako... wstążeczka przekroczył linię mety z czasem 2:36:52. Warto podkreślić, że nie był to bieg z wstążeczką pamięci, którą przypina się, by przypomnieć o ważnych wydarzeniach lub wesprzeć jakiś ruch społeczny. Williams tą wstążeczką po prostu... był.

Ostatni z 38 rekordów należy do grupy 6 osób, które we wspólnym kostiumie kończyły bieg z czasem 5:59:33.

Ciekawe wyniki do pobicia w przyszłości to np. bieg w sukni panny młodej, ale w wydaniu męskim. Nijaki Lee Goodwin w tym damskim przebraniu zrobił niedzielny maraton z czasem 2:49:17.

Trzy godziny złamali też rekordziści w postaci zombie, skauta, doktora i golfisty.

IB

fot. Virgin Money London Marathon


Szczawnica to nie tylko MP. Emocje na rekordowych Mnichu, Groniu, Hardym i Durbaszce

$
0
0

Najważniejsze w tegorocznych Biegach w Szczawnicy były, oczywiście, Mistrzostwa Polski na długim dystansie, czyli Wielka Prehyba 43 km dla zawodników z licencją PZLA. Ale i wśród biegaczy bez związkowego "glejtu", i na wszystkich pozostałych trasach wytyczonych w Pieninach i Beskidzie Sądeckim, działo się bardzo wiele ciekawego, a na każdej z nich padły rekordowe wyniki.

Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie. Faworytka zeszła z trasy

"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim

Największe wrażenie zrobił Grzegorz Ziejewski. Biegacz z Wieliczki pokonał najdłuższy, 97-kilometrowy dystans (przewyższenie 4100 m) w kapitalnym czasie 9:36:48. Przed rokiem rywalizował w ponad połowę krótszej Wielkiej Prehybie, w otwartych jeszcze wtedy mistrzostwach kraju i zajął 15 miejsce, meldując się na mecie 10 sekund przed złotą medalistką Edytą Lewandowską.

Teraz na szczawnickiej "setce" nie miał sobie równych, na mostku nad Grajcarkiem po 9,5 godz. od startu nie spodziewali się go nawet... organizatorzy! - Zawsze robię sobie symulacje czasowe, od nich na wszelki wypadek odejmuję jeszcze trochę minut na różne niespodzianki, a i tak Grzegorz swoim widokiem lekko mnie zaskoczył - mówił podczas dekoracji Kuba Wolski.

Podkreślając wyczyn Ziejewskiego oddajmy jednak szacunek także drugiemu na mecie Michałowi Sedlakowi, który też pokonał trasę w czasie poniżej 10 godzin, a Grzegorzowi ustąpił o zaledwie (na takim dystansie) 8 minut. Trzecie miejsce zajął Dawid Atanasow Ancew.

W najdłuższym biegu wśród kobiet najszybsza była Paulina Krawczak z Dęblina. Uzyskała czas 12:26:40 i o ponad pól godziny wyprzedziła warszawiankę Małgorzatę Rutkowską. 20 minut po wiceliderce finiszowała Anna Bieniecka, współorganizatorka, a  prywatnie żona „ojca” Biegu Rzeźnika.

Wrażenie zrobiła szybkość najlepszych biegaczy na najkrótszych dystansach. Można się było tego spodziewać, gwarancję dawały nazwiska na liście startowej: zwłaszcza na 20-kilometrowej Chyżej Durbaszce obsada była imponująca!

Rekordowy do tej pory wynik pobiła nie tylko zwyciężczyni, ale wszystkie panie, które wraz z nią stanęły na podium! Nic dziwnego, walka o zwycięstwo była piękna. Aneta Ściuba, triumfatorka ostatniego Brubeck Iron Runa na Festiwalu Biegowym w Krynicy, choć wygrała w doskonałym czasie 1:49:34, to Katarzynę Wilk wyprzedziła o zaledwie 20 sekund! Aleksandra Bazułka straciła do lublinianki 4 minuty, a 2 godziny złamała także czwarta na mecie Weronika Kozioł.

– Trzy lata temu Durbaszka była moim pierwszym w życiu startem w górach, pobiegłam ją wtedy w czasie 2:13. W tym roku przyjechałam z twardym postanowieniem złamania 2 godzin, co jeszcze w ubiegłym roku nie udało się żadnej kobiecie – opowiadała nam Aneta Ściuba. – Zaczęłam spokojnie,  bo 8 km było pod górę. Biegłam z dziewczyną, która finalnie była trzecia. Gdy ją wyprzedziłam, nie byłam pewna zajmowanej pozycji, bo od turystów i kibiców dostawałam sprzeczne informacje: raz, że prowadzę, innym razem, że jestem druga.

– Skupiłam się na swoim biegu, ale miałam wrażenie, że widzę przed sobą blondynkę. Miała jednak niebieski numer, co oznaczało, że biegnie Wielką Prehybę. Myślałam, że to Kasia Solińska lub Edyta Lewandowska. Dogoniłam ją dopiero 3 km przed metą, a wtedy – ona przyspieszyła i uciekła mi. Zorientowałam, że to żadna z dziewczyn, kóre obstawiałam, musiała więc biec mój dystans! Numer mnie zmylił! To była rzeczywiście Katarzyna Wilk. Dogoniłam ją na ostatnim zbiegu, błotnistym odcinku jakieś 2 km przed metą i zaczęła się ostra walka! Kilometry do mety pokonałam w tempie 3:35 i 3:38 min./km! Ale opłaciło się! Wygrałam! – relacjonowała jeszcze podekscytowana rywalizacją.

A na spokojnie Aneta Ściuba dodaje: – Jestem trochę zła za to, że gdy pakiety są przepisywane w ostatniej chwili, numery startowe nie są oznaczane w widoczny dla innych zawodników sposób. Gdybym wiedziała, że mam przed sobą zawodniczkę z Durbaszki, inaczej rozłożyłabym siły. Ja też wprawdzie weszłam na listę startową „bocznymi drzwiami”, bo dostałam pakiet z puli organizatora, ale w opisanej sytuacji, gdy przynajmniej fragmenty tras różnych biegów się pokrywają, zawodnicy powinni widzieć, z kim dokładnie rywalizują. Ale to jedyna uwaga. Biegi w Szczawnicy oceniam jak najbardziej pozytywnie i chętnie znów tam wrócę! – mówi Aneta Ściuba.

W biegu mężczyzn – także rekord trasy. Marcin Kubica pokonał Chyżą Durbaszkę w czasie 1:25:47, a półtorej godziny złamali także jego dwaj najgroźniejsi rywale: Tomasz Kawik i Adrian Bednarek. O poziomie rywalizacji świadczy fakt, że dopiero czwarte miejsce zajął Piotr Biernawski z najlepszej ekipy Drużynowego Biegu 7 Dolin w Krynicy, zaliczany do faworytów Kacper Kościelniak, najmłodszy nabytek Salco Garmin Teamu był szósty, a za nim przybiegli jeszcze szybki Łukasz Baranow i dwukrotny zwycięzca Brubeck Iron Runa Artur Jendrych.

– Myślałem o rekordzie Chyżej Durbaszki, wiedziałem, że jestem w stanie to zrobić – powiedział nam Marcin Kubica. Przed startem spokojnie rozgrzałem się z Łukaszem Baranowem, a potem ruszyłem na trasę. Od początku bardzo mocno ruszyła cała grupa, a ja nadawałem swoje tempo prowadząc stawkę. Poszło wszystko zgodnie z planem, czułem moc na podbiegach i zbiegach rozpędzając się do fajnych prędkości, co pozwoliło poprawić rekord trasy prawie o 5 minut! – cieszył się zawodnik Inov-8 Teamu, który 2 tygodnie temu wywalczył brązowy medal MP w biegu anglosaskim.


Nieco łatwiej o rekord trasy było na najkrótszym dystansie, bo… Hardy Rolling 11 km miał w tym roku nową trasę. Podczas piątkowej prezentacji elity, prowadzonej przez niżej podpisanego, Dariusz Marek zapowiedział jednak, że postara się go jednak wyśrubować tak, by przez lata niełatwo było go poprawić. Jak powiedział, tak w sobotę uczynił! Wygrał w czasie 46 minut i 15 sekund, na krótkim dystansie pokonał Marka Mitrofaniuka o blisko 2 minuty, a Dariusza Boronia – o ponad dwie.

– Do tej pory, Hardy Rolling odbywał się na stosunkowo krótkiej, acz typowo anglosaskiej trasie mogącej być dobrym wyborem na debiut w górach, a z drugiej strony zacnym sprawdzianem formy. Teraz trasa została wydłużona z 6 do 11 kilometrów, ale model biegu się nie zmienił. Mamy nadal suty podbieg z początkiem (ponad 100 metrów pionu na pierwsze kilometry), pojawiły się natomiast płaskie momenty poprzecinane strzelistymi górkami oraz sporo zbiegania, momentami trudnego technicznie – relacjonował nam Dariusz Marek.

– Opisując zakodowane podświadomie migawki z biegu mogę potwierdzić realizację taktyki w 100 procentach i radość z wygranej, która pokazuje, że można biegać szybko z treningów typowo górskich. Tuż po starcie wyszedłem na prowadzenie „rzeźbiąc” siłowo swoje tempo, które od razu wyniosło tętno na maksymalne obroty. Tak było aż do 3 kilometra. Znałem profil trasy, wiedziałem czego i gdzie się spodziewać.

– Po punkcie odżywczym planowałem uspokoić tętno i oddech na płaskim odcinku, lecz ekipa za mną naciskała, by jednak pędzić dalej na wysokich obrotach. Mniej więcej na 7-8 kilometrze spojrzałem ponownie za siebie i ujrzałem dwóch zawodników w niedużej odległości. To był moment na ostateczny atak, który nastąpił na dwóch „ściankach” - przed Szafranówką i drugą, już na ten szczyt. Długi zbieg do promenady nad Grajcarkiem znam doskonale, mocno tam pracowałem, by technicznie szybko pokonać ten element biegu. Na brukowej ścieżce prowadzącej do mety miałem już bezpieczną przewagę nad pozostałymi „ścigaczami”! Tak jak zapowiedziałem podczas spotkania elity: wygrałem z dobrym czasem. Nie jest to dowód arogancji, lecz potwierdzenie przynależności do czołówki zawodników, pomimo amatorskiego trenowania wplecionego w codzienne życie – podsumował start Dariusz Marek.

Hardy Rolling wśród kobiet wygrała Karolina Piątek. Krakowianka jako jedyna „złamała” godzinę, finiszowała w czasie 58:05. Na podium stanęły też Emilia Perz i Adriana Klappholz.

Rekord trasy - także na drugim co do długości dystansie Biegów w Szczawnicy, czyli Dzikim Groniu. Tu wystarczyło pobiec szybciej niż zwycięzca sprzed roku, bo rywalizacja na 64-kilometrowej trasie odbyła się dopiero po raz drugi. Tak oficjalnie, bo przecież Dziki Gron narodził się po tym, jak w 2017 r. organizatorzy skrócili trasę Niepokornego Mnicha i MP ultra z powodu złych warunków atmosferycznych i zawodnicy pobiegli właśnie po trasie Gronia.

Nie wiadomo wprawdzie do końca, jak z tym rekordem jest. Okazało się bowiem, że organizator za rekordowy na Groniu uznaje jednak czas 6:06:38 Marcina Świerca z 2017 roku, czyli z Mnicha "zerowego", pilotażowego rzec by można. – De facto właśnie wtedy Mnich stał się Dzikim Groniem – uzasadnia Kuba Wolski. – Jak robię tabele "all time" w informatorze, to wpisuję Mnicha 2017 już jako Gronia, uznając, że bardziej liczy się trasa sama w sobie, a nie nazwa biegu – dodaje.

Tak czy tak, wyczyn Piotra Szumlińskiego jest godny uznania: „Dziki” pokonał trudną trasę w czasie 6:18:41 i pokonał nie byle jakich rywali: Piotra Uznańskiego (który w doborowym składzie, z dwiema gwiazdami Wielkiej Prehyby - o czym niebawem - szykuje się do startu w Drużynowym Biegu 7 Dolin w Krynicy) oraz Artura Barana.

Najlepszą panią na Dzikim Groniu była Kamila Grzelak. Czas krakowianki 7:39:34, lepszy od wyników Marty Wenty i Beaty Lange o ponad kwadrans.

Z sukcesu Piotra Szumlińskiego bardzo cieszył się także Dominik Grządziel, który pół roku temu wygrał (z wspomnianym wyżej Biernawskim oraz Piotrem Huziorem) drużynówkę w Krynicy, a niedługo stworzy z Szumlińskim duet w Biegu Rzeźnika. Panowie chcą powalczyć w Bieszczadach o zwycięstwo i… mają na to ogromne szanse, bo Dominik też jest w wybornej formie. Sam wystartował w Wielkiej Prehybie i przegrał tylko z czterema najlepszymi zawodnikami mistrzostw Polski! Sam o medale nie rywalizował, bo pracując jako fizyk jądrowy na kontrakcie w słynnym instytucie CERN w Genewie nie miał wiele czasu na zrobienie licencji PZLA, do końca zresztą niespecjalnie był nią zainteresowany.

W pełni więc zasłużył na wspólne zdjęcie na mecie z tercetem medalistów MP.

Dominik Grządziel nie dał rady na Prehybie tylko medalistom MP: Bartłomiejowi Przedwojewskiemu, Krzysztofowi Bodurce i Kamilowi Leśniakowi oraz depczącemu po piętach temu ostatniego Pawłowi Czerniakowi. Zameldował się na mecie w czasie 3:37:11, dokładnie 2 minuty po Czerniaku, ponad 3 minuty „dołożył” za to Tomaszowi Kobosowi, który za ponad miesiąc będzie reprezentował nasz kraj na MŚ w trailu w Portugalii.

Piotr Falkowski


Błoto i kamyczki grzechoczące pod zębami... Silesiaman Duathlon na Trzech Stawach

$
0
0

W poprzednią niedzielę – 28 kwietnia – na Trzech Stawach rozpoczęto popularny cykl triathlonowy SILESIAMAN. Tradycyjnie - od duathlonu. By zawiesić na szyi medal z podobizną katowickiego Spodka było trzeba przebiec 5 km, następnie 22 km rowerem, by ponownie – tym razem już 3 km – biegiem. Aura sprawiła, że było to nie lada wyzwaniem.

Nie narzekałbym, gdyby wówczas odbyły się zawody biegowe. Temperatura ok. 10 stopni w deszczu z pewnością przyniosłaby mi wyśmienity wynik. Tak jednak nie było i nieco ponad pół godziny dla najlepszych zawodników na rowerze było prawdziwą walką o przetrwanie. Zwłaszcza, że trasa była pofałdowana i kręta, z co najmniej dwoma bardzo trudnymi zakrętami i ograniczona dwoma 180 stopniowymi agrafkami. W dodatku, jazda odbywała się w konwencji z draftingiem, a jazda na kole/w grupie w deszczu – o czym w pełni uświadomiłem się już po kilku kilometrach – zakrawa wręcz o sport ekstremalny.

Mój pierwszy bieg zakończyłem w pierwszej dziesiątce, gdzie poza pierwszymi czterema zawodnikami, do których straciłem ok. 50 sekund, wpadłem do strefy zmian w niewielkim odstępie czasowym. Po 17:50 minutach i sprawnej 52 sekundowej zmianie ruszyłem na rower. Z góry zakładałem scenariusz, że to tam rozegra się najważniejsza część zawodów.

Pierwszy bieg bowiem służył mi przede wszystkim do pokonania go jak najmniejszym kosztem sił (oczywiście możliwie na jak najlepszej pozycji, gdyż dla mnie, jako biegacza, ta część zawsze jest w moim wykonaniu najlepsza), by następnie w pewnej grupie (na draftingu – nigdy solo!) na rowerze dać z siebie wszystko, gdyż to tam dochodzi do największych przetasowań. A nieustannie padający deszcz jeszcze bardziej spotęgował tę najbardziej widowiskową część zawodów.

Kraksy, rwane tempo w grupach, struga wody prosto w twarz spod roweru Cię poprzedzającego, błoto i drobne kamyczki grzechoczące pod zębami – tak w skrócie mogę opisać swoje 35:20 min na dwóch pętlach kolarskich. Ze względu na panujące warunki i będący świadom swojej słabej techniki nie było to najgorszym rezultatem, lecz na pewno mały niedosyt mi pozostał, gdyż podczas „normalnych” warunków być może nie spadłbym na 14. miejsce. Na którym już notabene zostałem – mimo wielu treningów mających niejako „zasymulować” warunki startowe - nogi ponownie nie pozwoliły na szybki bieg. A szkoda – w zasięgu wzroku stale miałem kilku zawodników, którzy w podobnym czasie wpadli ze mną do drugiej strefy zmian. Jedynym pocieszeniem był fakt, że z tyłu nie czułem się przez nikogo zagrożony, przez co ostatnie kilometry pokonałem już bez presji.

Ostatecznie zająłem 14 miejsce OPEN na 156 (co, wbrew aurze, okazało się... rekordem frekwencji!) startujących i wygrałem 3. miejsce w kategorii M-20 z czasem 1:09:33. Rywalizację tego dnia zdominowali Jakub Woźniak (1:05:31), Damian Pisorski (1:06:24) oraz Tomasz Skowron (1:07:20). Niewątpliwie cieszyłem się z zapisu regulaminu o braku dublowaniu się kategorii OPEN i wiekowych, gdyż niedzielne zawody zawojowała młodość – wszyscy Ci trzej zawodnicy... należeli do tej samej kategorii co ja, czyli M20.

Wśród kobiet najlepsza okazała się Ewa Bugdoł (1:11:53), za nią uplasowała się Daria Radczuk (1:15:44), a podium dopełniła Sandra Firek (1:20:27).

Jeśli chodzi o mnie – jeszcze jedne zawody tego samego typu na podobnym dystansie (5/20/3) pokonam już 5 maja podczas premierowej odsłony Duathlonu Marconi Świdnica. Tam też zakończę swoją duathlonową część sezonu, do której w głównej mierze się przygotowywałem.

Kacper Mrowiec, Ambasador Festiwalu Biegów



MŚ w półmaratonie 2020 – ruszyły zgłoszenia do biegu masowego

$
0
0

Ruszyła rejestracja internetowa do startu w biegu masowym dla amatorów, który zostanie rozegrany równolegle i na tej samej trasie, co rywalizacja najlepszych biegaczy na świecie, walczących o medale MŚ. Start 29 marca 2020 r.

Na chętnych czeka 20 000 pakietów startowych. Pierwsze 5000 chętnych zapłaci 120 zł. Zapisani w biurze zawodów zapłacą 300 zł. Szczegółowy cennik przedstawia się następująco:

  • pierwsze 5 000 pakietów lub do 30.06.2019 - 120 PLN
  • opłata do 31.08.2019 - 140 PLN
  • opłata do 30.09.2019 - 160 PLN
  • opłata do 31.10.2019 - 170 PLN
  • opłata do 30.11.2019 - 180 PLN
  • opłata do 31.12.2019 - 190 PLN
  • opłata do 31.01.2020 - 200 PLN
  • opłata do 29.02.2020 - 210 PLN
  • opłata do 16.03.2020 - 220 PLN
  • w biurze zawodów - 300 PLN

Do numeru startowego można dokupić przesyłkę kurierską pakietu startowego (50 zł), Pasta Party (10 zł), ubezpieczenie od kosztów rezygnacji (udokumentowane czynniki niezależne od biegacza, np. kontuzja - koszt ok. 17 zł od maksymalnego pakietu), grawerowanie medalu (20 zł), pakiet zdjęć i wideo z mety (45 zł, same zdjęcia 35 zł) czy nocleg (od 270 do 430 zł).

Organizatorzy mistrzostw liczą, że na starcie stanie ponad 15 000 zawodników, a impreza stanie się najbardziej międzynarodowym biegiem ulicznym w Polsce. Rok temu w Walencji pobiegli reprezentanci 79 nacji. Najbardziej międzynarodowym biegiem w Polsce w 2018 r. był jubileuszowy 40. PZU Maraton Warszawski – 64 reprezentowane nacje (w sumie 708 obcokrajowców w stawce). W ostatnim, 18. PZU Cracovia Maratonie pobiegli zawodnicy z 55 krajów.

Zapisy dostępne są w serwisie slotmarket.pl.

red.


Semenya, Wambui, Nyonsaba… jeśli chcą startować z kobietami, muszą się poddać leczeniu

$
0
0

Trybunał Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (CAS) odrzucił odwołanie dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej Caster Semeny w sprawie przepisów regulujących zasady rywalizacji biegaczek z naturalnie podwyższonym poziomem testosteronu.

Oznacza to, że IAAF będzie mógł wprowadzić ograniczenia w tym zakresie, a zawodniczki nie spełniające wymagań, które będą chciały pozostać w rywalizacji kobiecej, będą musiały poddać się leczeniu farmakologicznemu. Semenya może odwołać się od wyroku.

Wszystko zaczęło się latem ubiegłego roku, gdy IAAF uchwalił nowe przepisy dotyczące rywalizacji zawodniczek z hiperandrogenizem (DSD), czyli z naturalnie podwyższonym poziomem męskich hormonów. Miały one obowiązywać już od 1 listopada 2018 r.. Na kilka dni przed tą datą federacja jednak opóźniała wprowadzenie zmian. Postanowiono poczekać na decyzję CAS. Przepisy zaskarżyła gwiazda południowoafrykańskich biegów Caster Semenya, za pośrednictwem rodzimej federacji lekkoatletycznej.

Zdaniem Semenyi, cała sprawa była wymierzona głównie w nią, niemniej na bieżni z powodzeniem występowały też Margaret Wambui czy Francine Nyonsaba, także dotknięte hiperandrogenizmem (prawo do startu wszystkich tych zawodniczek w rywalizacji kobiet kwestionowała m.in. nasza Joanna Jóźwik). IAAF mógł się obawiać tej apelacji, bo już raz przegrał podobną sprawę. W 2015 roku trzeba było zawieść podobne regulacje z powodu odwołania hinduska sprinterka Dutee Chand.

Przypomnijmy, że według zaproponowanych przez IAAF zasad, biegaczki z naturalnie podwyższony poziom męskich hormonów, będą musiały miały przyjmować lekki w celu jego obniżenia. Przyjęto dopuszczalny pułap 5 nmol na litr. Jeśli stężenie będzie niższe, to zawodniczka będzie mogła startować w imprezach rangi mistrzowskiej. Obostrzenie obowiązywać ma tylko na dystansach od 400m do 1 mili (przeprowadzone przez IAAF badania nie wskazały na nienaturalną przewagę zawodniczek hipernadrogenicznych na dłuższych dystansach). Przepisy mają zacząć obowiązywać od 8 maja.

Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przedstawił kilka zastrzeżeń w sprawie. Jak czytamy w werdykcie, „regulacje DSD są dyskryminujące, ale na podstawie dowodów przedstawionych przez strony taka dyskryminacja jest niezbędnym, rozsądnym i proporcjonalnym sposobem osiągnięcia uzasadnionego celu, jakim jest zapewnienie uczciwej konkurencji w kobiecej lekkiej atletyce”. Odnotowano też zbyt mało dowodów uzasadniających włączenie dwóch konkurencji do kategorii wydarzeń zastrzeżonych. Chodzi tu o 1500 m i milę.

Wyrok oznacza, że jeśli Caster Semenya chce startować dalej z kobietami, to podobnie jak inne zawodniczki z hiperandrogenizem, będzie musi zastosować wspomnianą kurację. Zawodniczki też mogą wybrać inne dystanse nie objęte prawem: np. 100 m, 200 m, lub 5 000 m. Wszystko jednak wskazuje, że południowoafrykańska gwiazda ma zamiar walczyć dalej w swoich koronnych konkurencjach..

- Przez dekadę IAAF próbował mnie ciągnąć w dół, ale to uczyniło mnie silniejszą. Decyzja Trybunału nie powstrzyma mnie. Po raz kolejny wzniosę się ponad to i będę inspirować młode kobiety, sportowców w RPA i na całym świecie - oświadczyła biegaczka, która zaznacza, że chce biegać taka jaka się urodziła.

Caster Semenya jest trzykrotną mistrzynią świata i dwukrotną mistrzynią olimpijską w biegu na 800 m . W dorobku ma też brąz na 1500 m. Na swoim koronnym dystansie uzyskała czwarty wynik w historii kobiecej lekkiej atletyki - 1:54.25. Rekord świata należy wciąż do Czeszki Jarmiły Kratochvílovej - 1:53.28 z 1983 roku. Rok temu biegaczka z RPA była gwiazdą Memoriału im. Kamili Skolimowskiej w Chorzowie, gdzie wygrała na 400 m (50.06).

RZ


Przodownicy aktywności fizycznej. Biegała Dąbrowa Górnicza [ZDJĘCIA]

$
0
0

W Dąbrowie Górniczej odbyła się siódma edycja Biegu Przodownika. To impreza, która na stałe wpisała się w majówkowy kalendarz. Dla wielu biegaczy i kijkarzy to pierwszy akcent aktywnego długiego weekendu. Jedni przyjeżdżają tutaj, żeby się ścigać i walczyć i miejsca klasyfikacji, inni by cieszyć się piękną crossową trasą poprowadzoną nad zbiornikami wodnymi Pogoria I oraz Pogoria II.

Padający przez kilka dni deszcz sprawił, że crossowa trasa stała się bardziej urozmaicona – miejscami zawodnicy musieli omijać spore kałuże, błotniste odcinki a nawet mokradła. Łącznie mieli do pokonania 5 km wokół Pogorii II. Po drodze nie brakowało atrakcji w postaci przewężeń, zwalonych drzew i błota.

Dopisała pogoda – po kilku dniach chłodu i deszczu, dzisiaj nagle zrobiło się ciepło. Temperatura wzrosła powyżej 20 stopni. Sprawiło to, że nad zbiorniki wodne przybyli wędkarze i inni zwolennicy wypoczynku nad wodą, którzy ze zdumieniem spoglądali na pocących się biegaczy i kijkarzy. Nieliczni spacerowicze włączyli się aktywnie w kibicowanie.

Postanowiliśmy sprawdzić, co skłania zawodników do takiego wysiłku na początku majówki. Czy nie lepiej spędzić ją przy grillu albo przed telewizorem?

– Nie ma odpoczynku w nordic walking. Nawet w majówkę trzeba się ruszać, tym bardziej, że pierwszy raz miałem okazję przyjechać na Bieg Przodownika i trzeba było skorzystać – mówił Paweł Słupianek. – Trasa bardzo mi się podobała, dobrze oznakowana. Jedynie start to porażka: za dużo ludzi, za wąsko, za ciasno. Sama trasa dla mnie była łatwa, crossowa, przyjemna. Organizacyjnie ok. Szkoda tylko, że nie sprawdzano dowodów przy wydawaniu pakietów startowych, ani dat urodzenia – ocenił zawodnik, który zwyciężył w swojej kategorii wiekowej. – Dalsze plany na majówkę? Puchar Polski w Nordic Walking w Mielnie.

Próżnować nie zmierza także Anna Barglik, która dzisiaj zajęła trzecie miejsce w marszu pań a jutro planuje Bieg Flagi w Katowicach:

– Kilka dni temu skończyłam czterdziestkę i tak stwierdziłam, że ile można siedzieć na kanapie i nic nie robić? Zadebiutowałam w Półmaratonie Dąbrowskim, gdzie zajęłam pierwsze miejsce jako Dąbrowianka i to mnie napędziło do kolejnych startów – przyznaje.– A na grillowanie jeszcze przyjdzie czas. Po dekoracji idę do domu i będę świętować. Dzisiejsza trasa bardzo mi się podobała. Może gdzieniegdzie było ślisko i mokro, ale to „moja” trasa, bo mieszkam tuż obok i znam ją od podszewki. Na start przyszłam spacerem. Zastanawiałam się, gdzie się tutaj wszyscy pomieścimy, ale widzę, że to zostało fajnie rozwiązane. Organizacja bardzo mi się podoba.

Uczestnicy mogli liczyć na ręcznie robiony medal na mecie oraz poczęstunek złożony z ciasta, banana oraz kawy lub herbaty. Najszybsi w klasyfikacjach biegu i marszu, open oraz w kategoriach wiekowych, otrzymali statuetki i upominki. Dekoracja odbyła się tuż nad brzegiem Pogorii I, której wody aż zachęcały by zostać dłużej i odpocząć po wysiłku.

KM


Szymon Kulka poślubił biegaczkę górską! [ZDJĘCIA]

$
0
0

Jeden z najlepszych biegaczy w Polsce, medalista Mistrzostw Europy i Mistrzostw Polski Szymon Kulka z Ropy zmienił w ostatnich dniach stan cywilny. – Ślub i przyjęcie weselne miało miejsce w Brunarach w gminie Uście Gorlickie – poinformowała nas Regina Kulka, siostra pana młodego.

Wybranką naszego utalentowanego biegacza z Ropy jest Magdalena Frąckowiak. Panna Młoda pochodzi ze Wschowy koło Leszna. Jest nauczycielką, do niedawna biegała w górach.

Jak przystało na wojskowego, Szymon Kulka ślub brał w mundurze i chyba wielu po raz pierwszy miało okazję zobaczyć go w mundurze wojskowym.

– Dzień przed ślubem miałem okazję spotkać tego wyjątkowego sportowca... na treningu. Przemierzał ostatnie kawalerskie kilometry w swojej rodzinnej Ropie, biegnąc w kierunku zalewu w Klimkówce. Na pytanie kiedy ślub odpowiedział z uśmiechem - jutro! – opowiada Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów.

Młodej parze życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!

red. / Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


#BohateRun powraca. Biegaj i pomagaj

$
0
0

Kraków: Już 11 maja bohaterowie maści wszelakiej spotkają się na Kampusie Uniwersytetu Jagiellońskiego i wspólnie pobiegną na 5 i 10 km, by pomagać!

Fundacji Dla Zwierząt La Fauna - interwencje i adopcje. Każdy z uczestników może wybrać, na którą fundacje chce przeznaczy pieniążki oraz może wybrać dystans, który chce przebiec- 5 lub 10 km. Ponadto przygotowane zostały różne kategorie biegów dla dzieci, dlatego zachęcamy do startu całe rodziny.

Chcesz zostać jednym z nich? Wpadnij na BohateRun #3 - bieg charytatywny na kampusie UJ // All In UJ

Wybierz fundację, dla której biegniesz:

  • Fundacja Ronalda McDonalda
  • Hospicjum św. Łazarza w Krakowie
  • Fundacja dla zwierząt La Fauna - interwencje i adopcje.

Cały dochód ze sprzedaży biletów zostanie przeznaczony na fundacje.

Do was również należy decyzja ile przebiegniecie: 5 czy 10 km.

W tym roku odbędą się również biegi dla dzieci, gdyż wiek dla bohatera nie ma żadnego znaczenia!

Zapisy: TUTAJ

Do zobaczenia!

Organizatorzy


Viewing all 13082 articles
Browse latest View live


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>