Quantcast
Channel: Świat Biega
Viewing all 13082 articles
Browse latest View live

Biegacze zbierają śmieci w majówkę. Wielkie sprzątanie w regionie łódzkim

$
0
0

„Śmieganie” to nie literówka, lecz ŚMIEci zbieranie i bieGANIE. Słowo wymyślone w Łodzi pod koniec ubiegłego roku, jako odpowiednik szwedzko-angielskiego ploggingu. Jak wykazuje krótkie przeszukanie internetu, zaczyna się ono rozprzestrzeniać na całą Polskę.

Długi majowy weekend, obejmujący właściwie dwa weekendy, to okazja nie tylko do organizacji wielu typowo biegowych imprez. Coraz więcej biegaczy angażuje się w miejscowe inicjatywy służące środowisku. W ostatnich dniach wzięliśmy udział w dwóch akcjach zbierania śmieci na zielonych terenach biegowych w regionie łódzkim.

Akcję Olechówka zorganizowała na łódzkich Chojnach na sam początek przedłużonej majówki, w sobotę 27 kwietnia, Ania Patura. Jak sama nazwa wskazuje, odbyła się ona na zielonych terenach nad rzeczką Olechówka. Oprócz walorów krajobrazowych i rekreacyjnych, miejsce to „słynie” niestety jako dzikie wysypisko śmieci.

– Jestem stąd, mieszkam na Chojnach nad Olechówką, i dlatego właśnie tu zorganizowaliśmy akcję wielkiego sprzątania – opowiedziała nam łódzka biegaczka. – Zaprosiłam harcerzy z ZHR i ZHP, bardzo licznie się stawili, więc jestem im niesamowicie wdzięczna. Przyszło też dużo dorosłych, a także całych rodzin. Myślę więc, że nasza akcja wypaliła.

– Muszę przyznać, że zainspirowała mnie m.in. listopadowa akcja Śmieganie na Brusie ( http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/trzy-tysiace-litrow-smieci... ), w której wzięliśmy udział razem z moim psem Yukim – dodała Ania. – Tu nad Olechówką często z nim chodzę na spacery. Widzę więc na co dzień, co tutaj się dzieje, odłamki szkła, pokaleczone łapy psów... Teraz zrobiło się cieplej, rodziny przychodzą na kocyk, różni ludzie imprezują pod chmurką, i niestety nie każdy pamięta, że po swoim pikniku należy posprzątać.

Stan zaśmiecenia zielonych terenów nad Olechówką jest przerażający. Mówiąc pół żartem, po chwili poszukiwań z pozostawionych tam odpadków dałoby się złożyć rower albo samochód. Oprócz najbardziej typowych śmieci – szkła i plastiku – jest tam pełno poremontowych odpadów, które okoliczni mieszkańcy wyrzucali przez ostatnie lata. Do wydobycia niektórych z nich konieczne były łopaty. Dość powiedzieć, że w trzy osoby w pół godziny, w promieniu kilku metrów, zebraliśmy cztery kilkudziesięciolitrowe wory śmieci.

Warto dodać, że miejskie władze zapewniły uczestnikom sprzątania worki na śmieci i rękawiczki. Pobliski sklep Carrefour zasponsorował wydarzenie, dostarczając jego uczestnikom kiełbaski na grilla.

W akcji wzięło udział w sumie kilkadziesiąt osób. Przyłączali się spontanicznie także przypadkowi przechodnie. Ile zebrano śmieci – kilka metrów sześciennych? Trudno ocenić, na pewno bardzo dużo. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Obszar ten jest naturalnie dziki, ma liczne wzniesienia i dałoby się na nim zorganizować ciekawe zawody przełajowe. Gra jest warta świeczki, podobnie jak jego gruntowne oczyszczenie.

Święto Pracy postanowili uczcić pracą na rzecz miejscowego środowiska członkowie Aleksandrowskiej Grupy Biegowej „Torfy”. Biegacze z Aleksandrowa Łódzkiego skrzyknęli siebie i znajomych, by po raz kolejny pozbierać śmieci na terenie pobliskiego rezerwatu Torfowisko Rąbień, od którego wywodzą nazwę swojej drużyny. Okolice rezerwatu to ich codzienne tereny treningowe. Stąd też nazwa akcji: „Torfy sprzątają Torfy”.

– Nasz las sprzątamy już od kilku lat – powiedziała nam Tatiana Górska z ekipy „Torfiarzy”. – Dzisiejsza akcja jest już co najmniej czwarta, dokładnie nie pamiętam. Każdorazowo zbieramy mnóstwo śmieci. Tym razem była głównie niezmierzona, przerażająca ilość butelek. Wszystko to w miejscach, gdzie powinny być drzewa i zwierzęta, a nie szkło i plastik.

– Z każdą naszą akcją zauważamy jednak poprawę – dodał nieco bardziej optymistycznie Bartek Zalega, biegacz z Rąbienia, od którego rezerwat wywodzi swoją nazwę. – We wcześniejszych latach śmieci było więcej, a teraz, może też dzięki naszym akcjom, jest trochę lepiej, szczególnie w głębi lasu.

– Głębiej w lesie nie jest tak źle – potwierdziła Tatiana – lecz najgorzej jest w pobliżu osiedli ludzkich. W miejscu, które ma służyć rekreacji, znaleźliśmy dziś przy wypoczynkowych wiatach gigantyczną ilość śmieci i miejsce po nielegalnym ognisku. Po naszej akcji na pewno jest trochę czyściej. Tylko ciekawe, jak długo...

– Lepiej uczcić Święto Pracy pracując, niż idąc w pochodzie – dodał z uśmiechem Tomek Skorupa z AGB Torfy – i stąd ta nasza akcja. Zrodziła się ona jak zwykle spontanicznie. Nawet nie wiem, kto ją tym razem ogłosił, chyba Witek Tosik. Ale nie to jest najważniejsze, tylko wspólne działanie. Bieganie to nie tylko przyjemność, czasem też odpowiedzialność. Trzeba coś zrobić dla miejsc, w których biegamy, i dla lokalnej społeczności.

Miejmy nadzieję, że podobne akcje nie tylko pomogą oczyścić zielone tereny ze śmieci, ale także, poprzez ich nagłośnienie, zwrócą uwagę społeczeństwa na dotkliwy problem zaśmiecenia. Edukacja u podstaw jest chyba najlepszą drogą do jego rozwiązania. Obyśmy doczekali czasów, kiedy najczęstszą zwierzyną polskich lasów i parków nie będą już Żubr, Żubrówka i wszelkiego rodzaju małpki.

KW

Fot. KW i Tatiana Górska



Rusza Diamentowa Liga 2019. Adam Kszczot gotowy na Doha

$
0
0

W Doha rozpocznie się jubileuszowy, dziesiąty sezon Diamentowej Ligi. W stolicy Kataru zobaczymy pięciu Polaków, w tym Adama Kszczota, który wystąpi na swoim koronnym dystansie.

Dla dwukrotnego wicemistrza świata na 800 m z otwartego stadionu będzie to pierwszy start w sezonie. Nasz reprezentant przebywa obecnie na zgrupowaniu w Maroko.

Życiówka Adama Kszczota to 1:43.30 z 2011 roku. W zgłoszonej stawce lepsze rezultaty mają Botswańczyk Nijel Amos - 1:41.73 z 2012 roku i Kenijczyk Emmanuel Korir – 1:42.05 z 2018 roku. Oni również jeszcze nie startowali w sezonie letnim.

Kilku zaproszonych zawodników ma za sobą już pierwsze występy. Liderem światowych list - póki co – jest Katarczyk Abubaker Haydar Abdalla z czasem 1:44.33, co jest jego rekordem życiowym. Na pewno będzie on chciał się dobrze zaprezentować przed swoją publicznością. „Zającem” będzie Holender Bram Som, co również bardzo dobrze wróży rywalizacji.

Na stadionie Khalifa dojdzie do kilku ciekawych pojedynków. W biegu na 3000 m kobiet zmierzą się dwie Kenijki Hellen Obiri - mistrzyni świata na 5000 m, która na „trójkę” posiada czas 8:20.68, rekordzistka świata w biegu na 3000 m z prz. Beatrice Chepkoech, która posiada życiówkę 8:28.66 i multi rekordzistka świata Etiopka Genzebe Dibaba - 8:26.21.

W biegu na 800 m pań zabraknie co prawda utytułowanej, choć wzbudzającej kontrowersje Caster Semeni z RPA, ale pobiegną m.in. Burundyjka Francine Niyonsaba (1:55.47) i Amerykanka Ajee Wilson (1:55.61).

W biegu na 1500 m mężczyzn zapowiada się szybkie bieganie. W stawce są mistrz świata z Londynu Elijah Manangoi (3:28,80), wicemistrz świata Timothy Cheruiyot (3:28.41) oraz Ronald Kwemoi - rekordzista świata juniorów (3:28.81). W czołówce mogą namieszać jeszcze Ayanleh Souleiman z Dzibuti (3:29.58) oraz Markończyk Abdalaati Iguider (3:28.80)

Mityng w Doha odbędzie się w piątek 3 maja. Transmisja w Polsacie Sport od godziny 18:00. W pozostałych konkurencjach wystąpią: Piotr Lisek, Piotr Małachowski, Michał Haratyk oraz Konrad Bukowiecki.

 

Diamentowa Liga to cykl składający mityngów rozgrywanych w Azji, Europie i Afryce. Od kilku lat obowiązuje system mistrzowski. Podczas 12 mityngów kwalifikacyjnych sportowcy zdobywają punty, walcząc o miejsce w dwóch finałach.

W 2020 r. program cyklu zmagań ulegnie zmianie. Rozgrywany będzie już tylko jeden finał. Skrócony ma być też czas trwania mityngów. Zamiast biegów na 5000 m w programie mają pozostać biegi na 3000 m.

Diamentowa Liga atrakcyjniejsza, ale już bez biegów na 5000m

RZ


Już blisko 3000 osób na listach startowych 4. PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego!

$
0
0

Już 12 maja 2019 ulicami Bydgoszczy przebiegną uczestnicy największej imprezy biegowej w naszym mieście: PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego.

Zawody z roku na rok przyciągają coraz większą ilość zawodników, którzy startują w wielu dostępnych konkurencjach: biegach na 10 i 21 km, zawodach rolkarskich oraz konkurencjach i animacjach dla dzieci.

Obecnie na listach startowych jest już zgłoszonych blisko 3000 uczestników, co stanowi absolutny rekord frekwencji na imprezie biegowej w Bydgoszczy!

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy to przede wszystkim sportowe święto, do uczestnictwa w którym zapraszamy wszystkich biegaczy: amatorów i wyczynowców, a także rodziny razem z dziećmi. Obecność na zawodach potwierdziły także znane i rozpoznawalne osobistości: Sebastian Chmara, Paulina Chylewska czy Paweł Januszewski – mówi Jakub Kubiński z komitetu organizacyjnego wydarzenia.

Do 5 maja można jeszcze zgłaszać swój udział w biegu na stronie: www.PKOBFB.pl Warto jednak zapisać się jeszcze w kwietniu, ponieważ na wraz z końcem miesiąca rosną opłaty startowe.

Na uczestników zawodów czekają bogate pakiety startowe, w skład których wchodzą:

  • wyjątkowa koszulka funkcyjna 4F
  • pamiątkowy medal na mecie
  • start na atestowanej trasie
  • udział w największym biegu w Bydgoszczy
  • dokładny pomiar czasu
  • upominki od partnerów
  • dostęp do bogato wyposażonej strefy finiszera

...a przede wszystkim: niesamowite emocje na trasie i mecie zawodów!

Aktualnie obowiązujące wpisowe:

  • Bieg na 10 kilometrów: 89,99 zł
  • Półmaraton: 109,99 zł
  • Zawody na rolkach: 99,99 zł

Konkurencje biegowe dla dzieci są bezpłatne, nie są wymagane wcześniejsze zapisy!

W ramach 4. PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego odbędą się:

  • Rywalizacja biegowa na dystansach 10 km oraz półmaratonu
  • Zawody rolkarskie
  • Konkurencje biegowe na krótszych dystansach
  • Biegi dla dzieci i młodzieży oraz animacje sportowe

Zawody odbywają się na szybkich, atestowanych trasach. Centrum Festiwalu, Start i Meta zlokalizowane są na terenie Stadionu Zawisza w Bydgoszczy.

Podczas PKO Bydgoskiego Festiwalu Biegowego mają miejsce również imprezy towarzyszące: targi sportowe oraz strefa Food-Trucków!

PKO Bydgoski Festiwal Biegowy uzyskał tytuł „Biegowe Wydarzenie Roku 2015/2016” na Gali w Krynicy-Zdroju, pokonując 123 imprezy biegowe z całego kraju.

Festiwal odbył się po raz pierwszy w maju 2016 roku i zgromadził ponad 2500 zawodników. Od tego czasu Festiwal ciągle się rozrasta, będąc jednocześnie największą imprezą biegową w Bydgoszczy!

Szczegółowe informacje dostępne są na stronie: www.PKOBFB.pl

źródło: Organizator

Zrezygnował z maratonu MŚ – wróci na bieżnię? Ztęskniony Mo Farah

$
0
0

Czterokrotny mistrz olimpijski w biegach na 5000 i 10 000 m Mo Farah zrezygnował z miejsce w maratońskiej kadrze Wielkiej Brytanii na jesienne mistrzostwa świata w Katarze. Media na Wyspach spekulują, że utytułowany sportowiec może jeszcze wystartować w Doha, ale na bieżni.

Swoje kolce na kołku Mo Farah zawiesił w 2017 roku. Jego ostatni bieg na 5000 m w finale Diamentowej Ligi w Zurychu był wielkim rewanżem za mistrzostwa świata w Londynie. Miesiąc wcześniej na tym samym dystansie, przed własną publicznością Faraha pokonał Etiopczyk Muktar Edris, a słynny Mo musiał zadowolić się srebrem. W Szwajcarii po zaciętym finiszu górą był jednak Brytyjczyk.

Dorobek Faraha na stadionie jest imponujący. Jest on drugim zawodnikiem w historii, który obronił olimpijski dublet w biegach na 5000 i 10 000 m. Wcześnie zrobił to tylko Fin Lasse Viren w 1972 i 1976 roku. Do tego dołożył sześć tytułów mistrza świata i pięć mistrza Europy. W sportowym CV ma też brąz mistrzostw świata w półmaratonie z 2016 roku. Jego rekord życiowy na 500m to 12:53,11 , a na dystansie dwa razy dłuższym – 26:46,57. Ten drugi wynik jest jednocześnie rekordem Europy.

Po startach w biegach ulicznych - Farah wygrał Maraton Chicagowski ustanawiając rekord Europy (2:05:11), był też piąty w Londynie z czasem 2:05:39 - sam przyznał, że szczególnie ten drugi wynik jest rozczarowujący, bo treningi „szły dobrze”. Ambicje Faraha są ogromne pomimo, że dopiero trzech zawodników w historii europejskiej lekkiej atletyki złamało 2:06:00 - Farah, Turek Kaan Kigen Özbilen i Norweg Sondre Nordstad Moen.

Już po Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow Farah mówił w jednym z wywiadów dla BBC - „Oglądając w telewizji moich kolegów, z którymi rywalizowałem w przeszłości, myślałem >człowieku, chcę tam wrócić<. Jeśli mam szansę wygrać medal, z przyjemnością wrócę i pobiegnę do mojego kraju. Czy wciąż mogę to osiągnąć? Chcę to zrobić! Tęsknię za bieżnią”. Teraz temat powrócił.

Jeśli 36-letni Farah wróci do startów na bieżni, to wszystko na to wskazuje, że większe szanse na medal miałby na dystansie 10 000 m. Rok temu najlepszy wynik na światowych listach wynosił 27:13.01 i był znacznie gorszy od najlepszego wyniku Faraha z 2017 roku, gdy otwierał to statystyczne zestawienie rezultatem 26:49.51.

Na dystansie 5000m po odejściu Brytyjczyka wiele się zmieniło. Nowym królem konkurencji, choć nie tak medialnym jak Farah, jest 19-letni Etiopczyk Salomon Barega z życiówką 12:43.02. Był to też najlepszy wyniki w ubiegłym roku na świecie. Jest to rezultat o 10 sekund lepszy od życiówki Faraha!

Na następcę Brytyjczyka szykowany jest też inny Etiopczyk Yomif Kejelcha, trenujący zresztą w grupie Nike Oregon Project z którą przez lata związany był sir Mo. Jego najlepszy czas w karierze to 12:46.79. To oczywiście tylko liczby, wszystko zweryfikowałaby bieżnia.

Wracając do maratonu i MŚ w Doha. Maraton Londyński był wewnętrzną kwalifikacją Brytyjczyków na imprezę. W kadrze znaleźli się: Callum Hawkins, który był dziesiąty z wynikiem 2:08:14, oraz Dewi Griffiths, który finiszował czternasty z rezultatem 2:11:46. Wśród pań nominację wywalczyły Charlotte Purdue, która uplasowała się na dziesiątym miejscu z wynikiem 2:25:38 oraz Tish Jones, która była szesnasta z czasem 2:31:00.

Mistrzostwa Świata w Doha rozegrane zostaną zostaną na przełomie września i października.

RZ


7. Bieg Flagi a flag jakby mało. Wygrywa... triathlonista! [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Był zapach grilla, kiełbaski i dmuchane zamki, ale nie to było najważniejsze. Uczestnicy 7. Biegu Flagi w Warszawie świętowali i startowali dla „biało-czerwonej”. Wszystko z okazji Dnia Flagi Rzeczpospolitej przypadającej właśnie 2 maja.

Stołeczny bieg rozegrano na nowej trasie. Z powodu prac przy budowie Muzeum Historii Polski i Muzeum Wojska Polskiego, zawody musiały opuścić słynną Cytadelę. Przeprowadzka nie była jednak daleka, bo drugą stronę Wisłostrady. Start i meta znajdowały się w okolicach Centrum Olimpijskiego, a bieg prowadził m.in. po Bulwarach Wiślanych. Tradycyjnie do pokonania było 10 km.

Nowa trasa przypadła uczestnikom do gustu. Bieg nie był już tak wymagający jak poprzednio – podkreślano.

W imprezie wzięło udział 665 osób, czyli nieco mniej niż przed rokiem. Wśród uczestników spotkać można było osoby, które zgodnie z nazwą wydarzenia, zdecydowały się biec z flagami.

– Z flagą biega się trudniej, ale w takich wydarzeniach patriotycznych jak ten, czy Bieg Konstytucji 3 Maja, staram się ją zawsze zabierać z sobą. Z wyniku ok. 46 minut jestem zadowolony, bo wiało i trzeba było mocniej trzymać flagę. Z drugiej strony, efekt jest wtedy lepszy, bo flaga ładnie łopoce. Tylko martwię się, żeby kogoś nie zaczepić. Ale chyba nikt nie będzie miał pretensji jak go musnę flagą – opowiadał nam Dariusz Gotowiec.

– Trochę jestem też zdziwiony, że tak mało osób mało ma flagi... Uważam, że w takim szczególnym dniu powinno być ich więcej – dodał nasz rozmówca.

Ponieważ 2 maja nie jest dniem wolnym od pracy, bieg startował o godzinie 14:00. Od początku w prowadzącej grupie znaleźli się m.in. ubiegłoroczny zwycięzca Łukasz Świesiulski, Daniel Mikielski, który rok temu był trzeci, oraz triathlonistaŁukasz Kalaszczyński. Za nimi podążali Sebastian Polak oraz Michał Breszka.

Wygrał niespodziewanie Łukasz Kalaszczyński (32:47). Triathlonista wyprzedził Łukasza Świesiulskiego (32:57) i Daniela Mikielskiego (33:10). Co ciekawe, zwycięzca przed startem wykonał jeszcze trening na rowerze. Wszystko w ramach przygotowań do Mistrzostw Polski w połówce Ironmana (70.3).

– Bezpośrednio przed startem miałem zadane 60 km na rowerze. Zajęło to ok. 2 godzin. Następnie zrobiłem przetarcie na biegu, na zmęczonych nogach.. Uważam, że moja forma rośnie – opowiadał zwycięzca. – Wiedziałem, że nie mogę ruszyć za mocno i starałem się biec równo. Gdybym po treningu kolarskim rwał tempo, dużo by mnie to zapewne kosztowało i mogło się różnie skończyć.

– Zawsze z dumą reprezentuje Polskę na imprezach startując w elicie i to zaszczyt wygrać bieg organizowany z okazji Dnia Flagi – podkreśliłŁukasz Kalaszczyński.

Wśród pań najlepsza okazała się Justyna Kostrzewska (39:33). Nad drugą zawodniczką Moniką Kaczanowską triumfatorka wypracowała ponad dwie minuty przewagi (41:47). Trzecia była Elżbieta Deska (43:06).

– Cieszę się, że jest forma. Pobiegłam o 2 minuty lepiej niż dwa tygodnie temu, tuż po świętach. Bałam się nieco, że będzie się biegło ciężej pod wiatr, ale zawsze ktoś był obok i pomagał trzymać tempo. Jestem zadowolona z czasu i z tego, że udało się złamać 40 minut. Trasa była super! Był jeden taki mocny podbieg i niektórych mógł on pewnie zmusić do marszu. Nie spodziewałam się wygranej i to miło wygrać bieg o takim charakterze – mówiła za metą Justyna Kostrzewska.

Bieg Flagi odbył się w ramach pikniku „Majówka pod flagą biało-czerwoną”. Biegały też dzieci i maszerowali kijkarze. Przygotowano też wiele atrakcji dla najmłodszych.

Pełne wyniki: TUTAJ

Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej obchodzony jest już od 15 lat. Wybór daty na 2 maja związany jest bezpośrednio z historią naszego kraju - w PRL był to dzień obowiązkowego zdejmowania flagi po Święcie Pracy, z uwagi na zakaz obchodzenia rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Jednocześnie 2 maja jest obchodzony jako Dzień Polonii i Polaków za Granicą.

RZ


"Khalifa w Dosze to fajny stadion". Profesor Kszczot zaczyna sezon. "Liczą się tylko MŚ"

$
0
0

Wreszcie się doczekaliśmy! Adam Kszczot stanie jutro pierwszy raz w tym roku na starcie biegu na 800 metrów. Profesor biegów średnich, aktualny wicemistrz świata, multimedalista MŚ i ME na tym dystansie, tym  razem zrezygnował ze startów w hali i postanowił skupić się na zawodach wyłącznie w sezonie letnim, na otwartym stadionie.

[AKT.] Rusza Diamentowa Liga 2019. Adam Kszczot gotowy na Dohę. Caster Semenya po raz ostatni?

Inauguracja tegorocznego sezonu Adama Kszczota nastąpi w piątek 3 maja, na pierwszym mityngu Diamentowej Ligi 2019 w Dosze. Stadion Khalifa w stolicy Kataru będzie na przełomie września i października areną mistrzostw świata, które są dla Adama startem docelowym.

Z gwiązdą polskiej królowej sportu rozmawialiśmy w przeddzień mityngu, po treningu na stadionie w Dosze. Adam wyjaśnił najpierw, dlaczego zrezygnował z występów w hali, które niemal co roku przynosiły mu medale.

– W hali startowałem od lat i przyznam, że połączenie ze sobą sezonu halowego z występami na otwartym sezonie było dużym wyzwaniem. W tym roku dzięki rezygnacji z hali mogłem, co bardzo mnie cieszy, więcej czasu poświęcić rodzinie, zwłaszcza w spokojnych miesiącach zimowych. Przygotowania zacząłem w połowie stycznia, dopiero luty przyniósł treningi biegowe i myślę, że da to bardzo dobre rezultaty. Trzeba pamiętać, że ten sezon jest wyjątkowo długi i formę trzeba rozkładać inaczej, być gotowym dopiero na koniec września. Do tej pory formę utrzymywałem najdłużej do połowy września, za to wcześniej miałem sezon halowy. W sumie działa to więc na moją korzyść.

– Zmieniłeś także swoje treningowe „miejscówki”, pracowałeś głównie w Portugalii i Maroku. Jak te lokalizacje obozów się sprawdziły?

– Ten rok to faktycznie nowe przygotowania, bo nie miałem obozu w Republice Południowej Afryki. Byłem natomiast na Teneryfie, w Portugalii i w Maroku. Miasto Ifrane w środkowym Atlasie to bardzo ciekawy kierunek, leży na wysokości 1670 metrów n. p. m. To jest wysokość idealna do budowania dobrego obrazu krwi.

Moje przygotowania przez to, że nie miałem sezonu halowego, przebiegały inaczej. Całkiem inaczej „wkręcają się” nogi na obroty, zupełnie inaczej buduje się krew. Po badaniach krwi, które ostatnio zrobiłem, widać, że bardzo dobrze posłużył mi ten wyjazd. W Maroku zrobiliśmy tylko największą bazę treningową, no i miałem bardzo fajnego sparingpartnera. Węgier Tamas Kazi to świetny zawodnik, którego znam od lat, bo od roku 2012 widujemy się na obozach. Tutaj udało się potrenować razem.

W Portugalii i Maroku byli ze mną trener Zbigniew Król i fizjoterapeuta Jakub Dukiewicz, zaś na Półwyspie Iberyjskim, gdzie zaczęliśmy przygotowania „z grubej rury”, nie obyło się też bez psychologa. Jeszcze jedną, ważną osobą w moim teamie był trener przygotowania motorycznego Michał Adamczewski, z którym spędziłem miesiące zimowe na rozciąganiu i budowaniu podstaw treningu siłowego.

– Czy wprowadziłeś jakieś zmiany także do swojego treningu i przygotowań do sezonu na otwartym stadionie?

– Nowości treningowych było kilka, m. in. dzięki wspomnianemu Michałowi Adamczewskiemu. Mogliśmy spokojnie przygotować bazę siłową, dużo większy nacisk kładziemy na badanie treningu siły dzięki urządzeniu pomiaru mocy. Ciekawym rozwiązaniem jest zwiększenie liczby kilometrów oraz ilości pracy w trzecim zakresie intensywności. To naprawdę przyniosło świetne efekty, przede wszystkim znakomitą krew. Ale te zmiany dadzą o sobie znać dopiero na następnym zgrupowaniu, które rozpocznę 11 maja w Sankt-Moritz. W Szwajcarii znowu będą ze mną trener i fizjoterapeuta, będzie Tamas Kazi, więc pełna „paczką” będziemy szlifować formę już typowo pod kątem 800 metrów.

– A co, będąc teraz w Dosze, możesz powiedzieć o miejscu rozgrywania tegorocznych MŚ? Czy masz już jakieś przemyślenia o tym, jak wy, zawodnicy, będziecie czuć się w Katarze podczas najważniejszej imprezy roku? Miałeś okazję wejść na bieżnię mistrzowskiego stadionu, poczuć ją pod butem?

– Ja już biegałem w Dosze, było to przed rokiem, też w Diamentowej Lidze. Działo się to jednak na innym stadionie, więc nie ma czego porównywać.

Na nowym stadionie w Dosze byłem dzisiaj. To bardzo fajny obiekt, w środku klimatyzowany. Odczuwalna jest duża różnica temperatur między stadionami rozgrzewkowym i głównym. W fasadach trybun jest umieszczonych dużo nawiewów i robi to całkiem dobre wrażenie. Obok stadionu znajduje się hala, w której w 2010 roku odbyły się Halowe MŚ, to miejsce bardzo dobrze mi znane na mapie stolicy Kataru.

Wygląda na to, że organizacja tegorocznych MŚ będzie znacznie lepsza niż tych przed 9 laty. Wtedy były na przykład bardzo duże problemy z dogadaniem się w języku angielskim, co wydaje się kuriozalne na imprezie tej rangi, ale tak rzeczywiście było. Teraz to wszystko wygląda fajnie. Katarczycy są już po głównym teście, czyli mistrzostwach Azji, w sobotę robią Diamentową Ligę. Więcej przemyśleń będę miał na pewno po starcie, ale mogę powiedzieć, że stadion główny i kwestie rozgrzewki są bardzo dobrze rozwiązane.


 

– Jaką politykę startową przyjąłeś w drodze do MŚ?

– Startów będzie sporo. Sezon chcę podzielić na dwie główne części. Po obozie w Sankt-Moritz, w czerwcu i lipcu będę biegał na mityngach, potem nastąpi zejście nieco z obrotów treningowych, a następnie powrót do bardzo mocnej pracy pod kątem 800 metrów. Schemat zatem jest taki, jakiego używałem do tej pory: sezon halowy, po nim dwutygodniowy luz i znowu powrót do pracy bazowej, żeby po 2 miesiącach być w bardzo dobrej formie. Powtarzamy ten schemat, tyle że nieco przesunięty w kalendarzu.

– A czego spodziewasz się po swoim pierwszym starcie w roku, o co chcesz powalczyć na "dzień dobry"? Jak oceniasz stawkę rywali w Dosze, kto będzie faworytem - Amos z Botswany i Kenijczyk Korir, którzy tak jak Ty jeszcze nie startowali, czy też może zawodnicy, którzy inaugurację sezonu mają już za sobą i są nieco bardziej obiegani od Ciebie?

– Od Ciebie dowiaduję się, kto ma pobiec w Diamentowej Lidze, bo nie zaglądałem jeszcze w listy startowe. Z Maroka na kilka dni wróciłem do domu, zaś do Kataru przyleciałem w piątek. Jestem więc po jednym dniu w Dosze, a start mam w drugiej dobie pobytu tutaj. Dobrze byłoby wystartować lepiej niż tu w Katarze rok temu, też w inauguracji Diamentowej Lidze. Wtedy otworzyłem sezon wynikiem 1:46:70. Ale prawdziwe przygotowania dopiero się zaczynają. Ci, którzy biegali szybko w hali i tak biegają na początku sezonu „otwartego”, mają raczej marne szanse na dobre bieganie w końcu września, kiedy są MŚ.

– Jak spędzisz czas w najbliższych dniach po Dosze?

– Do kraju wracam zaraz po starcie w Katarze, w sobotę 4 maja ląduję w Warszawie i kilka dni spędzę w domu. Tylko kilka dni, bo, jak mówiłem, już 11 maja wylatuję na zgrupowanie do Szwajcarii. Krótki czas w Polsce spędzę bardzo pracowicie, bo jak najwięcej czasu chcę poświęcić rodzinie: żonie i dziecku, a jednocześnie mam do zrobienia 4 bardzo poważne treningi, które są już częścią przygotowania do naprawdę ciężkiego obozu w St. Moritz.

Z Adamem Kszczotem rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. archiwum zawodnika


Jeszcze jeden Polak w Golden Trail World Series! "Warto rywalizować z najlepszymi"

$
0
0

Poziom polskich biegów górskich systematycznie rośnie. Coraz więcej naszych zawodników postanawia nie kisić się już tylko we własnym sosie i walczyć o trofea w biegach krajowych, ale odważnie staje do rywalizacji z biegaczami zagranicznymi, często ze ścisłej światowej czołówki. Ba, nie tylko walczą z nimi jak równi z równymi, ale nawet sięgają po najwyższe laury.

Sukcesy, o których z przyjemnością piszemy na www.festiwalbiegowy.pl, zachęcają kolejnych naszych biegaczy do próbowania sił na arenie międzynarodowej. Takie wyzwanie podejmie teraz Krzysztof Bodurka, który dołączy do Bartłomieja Przedwojewskiego i Dominiki Stelmach w prestiżowym cyklu zawodów górskich Golden Trail World Series!

Polacy na liście startowej Golden Trail World Series. "To będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"

Na opublikowanych w końcu stycznia listach startowych drugiego wydania „Ligi Mistrzów biegów górskich” (takie ambicje mają organizatorzy cyklu sponsorowanego przez Salomona), w gronie znakomitości ze światowej czołówki znalazły się dwa, wspomniane wyżej, polskie nazwiska. Bartłomiej Przedwojewski, który w spektakularny sposób wygrał w RPA finał premierowej serii bijąc jednocześnie rekord trasy Otter African Trail Run, jest zaliczany do grona faworytów. Dominice Stelmach marzy się miejsce w czołowej dziesiątce i awans do zawodów finałowych – w tym roku pod Annapurną w Nepalu.

"Z uśmiechem na ustach!" Bartłomiej Przedwojewski, triumfator i rekordzista finału Golden Trail Series

Inspiracją do startu w GTWS była dla Krzysztofa Bodurki rozmowa z Przedwojewskim. – We wrześniu ubiegłego roku wracaliśmy ze skyrunningowych MŚ w Szkocji. Bartek namówił mnie wtedy do startu w maratonie Mont-Blanc, opowiadał też sporo o cyklu. Pomyślałem sobie później: „Zawody w Chamonix należą do Golden Trail World Series, czemu więc by nie spróbować sił w całym cyklu?” Długo się nie zastanawiałem. Postanowiłem podjąć wyzwanie i wystartować w czterech biegach mistrzowskiej serii! – opowiada nam Krzysztof Bodurka.

Dostać się do cyklu nie było jednak łatwo. – Mam słaby ranking ITRA, z trzech biegów tylko 822 punkty, bardzo pomógł jednak Paweł Raja. Prezes Stowarzyszenia Skyrunning Polska uruchomił swoje kontakty i… dzięki niemu nie tylko mogę rywalizować w lidze, ale też jestem zwolniony z części opłat startowych – mówi tegoroczny mistrz Polski w biegu anglosaskim i świeżo upieczony wicemistrz ze Szczawnicy na długim dystansie.

Resztę wpisowego biegacz z podkrakowskich Nielepic musi pokryć sam, podobnie jak koszty podróży i pobytu na miejscu zawodów. – Cóż, nie jestem jeszcze znany w Europie. Może się to zmienić, wierzę, że tak będzie, ale na razie muszę płacić sam. Liczę na wsparcie sponsorów mojego teamu Alpin Sport Hoka One One, słyszałem, że mam na to szansę jeśli pokażę formę w Polsce – mówi Bodurka z nadzieją. Nadzieją, wydaje się, uzasadnioną, bo w maratońskim debiucie w Szczawnicy spisał się znakomicie, zdobył srebrny medal mistrzostw Polski, przegrywając tylko z Bartłomiejem Przedwojewskim.

Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie

"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim

W otwierającej cykl Zegamie-Aizkorri, Bodurka nie wystartuje. Zadebiutuje w Golden Trail World Series 30 czerwca w Chamonix. – Na Marathon du Mont-Blanc pojedziemy we trzech, z Bartkiem Przedwojewskim i Marcinem Rzeszótką. Pozostałe moje starty będą krótsze: Dolomyths Run Skyrace 21 km we włoskich Dolomitach (21 lipca), Sierre-Zinal 31 km w Szwajcarii (11 sierpnia) i Ring of Steall Skyrace 29 km w Szkocji (21 września) – przedstawia plany Krzysztof Bodurka.

W Dolomity dwukrotny medalista MP 2019 też by chętnie wybrał się z kolegami, którzy start w zawodach poprzedzą 3-tygodniowym obozem treningowym. – Nigdy jeszcze nie byłem na porządnym dłuższym obozie, marzy mi się ciągle, ale na tak długi wyjazd nie pozwoli mi, niestety, praca – mówi z żalem Bodurka, który studiuje na krakowskiej AWF i zajmuje się pracą trenerską. – Postaram się dojechać do Bartka i Marcina chociaż na ostatni tydzień i potrenować z nimi – zapowiada. Z kolei na Sierre-Zinal jedzie sam, bo to jedyne zawody cyklu, w których Przedwojewski nie startuje. – Powiedział mi, że to najcięższy bieg w lidze – mówi ze śmiechem Bodurka.

Zapytany o sportowe plany w Golden Trail World Series, Krzysztof Bodurka z wahaniem odpowiada: – Nie wiem, trudno mi w cokolwiek celować. Fajnie byłoby w którymś z biegów być w czołowej dziesiątce… Skoro ubiegłoroczny finał Bartek wygrał o 10 minut przed drugim na mecie, a ja w Szczawnicy straciłem do niego niecałe 10, to może jest jakaś szansa na „dyszkę” – spekuluje. Ale szybko dodaje: – To tylko wróżenie z fusów. Na pewno drugi maraton w życiu, czyli Mont-Blanc, pobiegnę na tętno, skupię się na tym, żeby nie „polecieć” na początku zbyt szybko. I będę zadowolony z miejsc w dwudziestce.

– Mam na razie mizerne doświadczenie w startach za granicą i rywalizacji z mocnymi cudzoziemcami, może bym naliczył z 5 takich biegów – dodaje mieszkaniec Nielepic koło Zabierzowa. – Nikt nie będzie mnie tam znał, a ja nie będę czuł żadnej presji. To może pomóc. Trzy lata temu w Szczawnicy, jak były eliminacje do kadry na ME w „anglosasie”, też nikt mnie jeszcze nie znał, a wywalczyłem 3 miejsce i pojechałem do Włoch – śmieje się. – Mam nadzieję, że pod Mont-Blanc będzie tak samo i też pokażę się z najlepszej strony – mówi z nadzieją Krzysztof Bodurka. – Cieszę się bardzo, bo będę miał okazję zmierzyć siły z naprawdę świetnymi rywalami i zobaczyć, w jakim miejscu się znajduję.

Piotr Falkowski


Łańcut wciąż zaprasza tylko obywateli UE. „Wiemy, że budzi to kontrowersje, ale...”

$
0
0

Już szósty Uliczny Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Łańcuta - Łańcucka Piątka odbędzie się 8 czerwca w Łańcucie. Wciąż można się zapisywać. Szczegóły w informacji organizatora.

Głównym punktem imprezy będzie bieg na 5 kilometrów o charakterze przełajowym (trasa prowadzi przez malowniczy kompleks łańcuckiego zamku). Towarzyszyć mu będą biegi na krótszych dystansach oraz wiele innych atrakcji, w tym Dni Miasta Łańcuta. Start oraz meta biegu głównego będą ulokowane na terenie kompleksu zamkowego w Łańcucie.

Jak co roku w naszym biegu mogą wziąć udział tylko biegacze z Unii Europejskiej. Zawsze budzi to wiele kontrowersji, ale robimy wszystko aby każdy uczestnik naszego biegu wyjeżdżał od nas zadowolony i wracał do nas podczas kolejnych edycji. W tym roku liczymy na rekord frekwencji, zwiększyliśmy limit do 250 opłaconych osób.

Dla każdego uczestnika przygotujemy atrakcyjny pakiet startowy, między innymi słodki podarunek od firmy Argo, poczęstunek po biegu i wiele innych atrakcji.

Na mecie na każdego uczestnika będzie czekał piękny medal z wizerunkiem łańcuckiego zamku.

Dla zwycięzców w kategorii OPEN (z podziałem na kobiety i mężczyzn) przewidziane są pamiątkowe pucharki oraz nagrody finansowe, w zależności od sponsorów. W kategoriach wiekowych przewidziane są pamiątkowe puchary.

Podczas tegorocznej edycji biegu odbędzie się losowanie nagród dla wszystkich uczestników biegu głównego - główną nagrodą będzie „auto na weekend”, którą ufundował dealer marki Citroën - Fix Forum Lider Sp. z o.o.

Przed biegiem głównym odbędą się biegi dla dzieci, z roku na rok coraz liczniejsze. Dla każdego uczestnika będzie czekał pamiątkowy medal, dla zwycięzców pamiątkowe pucharki.

Serdecznie zapraszamy wszystkich na 6. Uliczny Bieg o Puchar Burmistrza Miasta Łańcuta - Łańcucka Piątka!

W ubiegłym roku Łańcucka Piątka zgromadziła blisko 200 uczestników w biegu open. Zwyciężyli zawodnicy Resovii Rzeszów – Patryk Marszałek (16:26) i Marika Kuna (20:47).

Łukasz Kuźniar, koordynator imprezy



Pobiegli Doliną Rospudy. „Wspaniała atmosfera!”

$
0
0

Półmaraton Doliną Rospudy i Bieg Bakałarza to stosunkowo młoda impreza biegowa, organizowana przez Stowarzyszenie Aktywni znad Rospudy. Za nami trzecia edycja imprezy.

Około 200 zawodników biegaczy i zawodników na wózkach z całej Polski i Litwy stanęło na linii startu w słonecznym wiosennym słońcu.

Mieli oni dwie trasy - 21,097 km i 12 km do wyboru. Trasa Półmaratonu biegała do sąsiedniej miejscowości Filipów i z powrotem. Trudna, wymagająca ,obfitująca w liczne podbiegi i zbiegi ale niezwykłej urody. Trasa biegu Bakałarza wiodła malowniczymi ścieżkami leśnymi przy jeziorach Siekierowo, Gatne, Garbaś. Przebiegając przez mostek nad Rospudą biegacze mogli podziwiać dolinę i przepiękne widoki jezior oraz budzącą się do życia przyrodę.

Pierwszy na mecie krótszego z biegów zameldował się Dominik Drażba z Ełku, a wśród kobiet Joanna Karczewska z Suwałk. Półmaraton pierwszy ukończył Andrzej Godlewski z Borawskich i Anna Kesler ze Starego Lubiejewa. W kategorii zawodników na wózkach dystans półmaratonu pokonał najszybciej Witold Musztela z Warszawy.

Imprezę kończył wspólny piknik z pieczeniem kiełbasek, gdzie można było podzielić się wrażeniami z biegu.

Podziękowania należą się organizatorom za perfekcyjne przygotowanie biegów, świetnie zorganizowaną pracę w biurze, punkty nawadniania na trasie i wspaniałą atmosferę!

Janina Zubowicz, Ambasadorka Festiwalu Biegów


2. Półmaraton „Bitwa pod Gorlicami” dla Pawła Smędowskiego i Katarzyny Kmieć [ZDJĘCIA]

$
0
0

Ponad setka biegaczy z całej Polski wzięła udział w 2. Międzynarodowym Półmaratonie „Bitwa Pod Gorlicami". Jego organizatorami było Akademickie Koło Polskiego Czerwonego Krzyża i Klub Honorowych Dawców Krwi przy Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie oraz Oddział Rejonowy PCK w Gorlicach.

- Start miał miejsce na gorlickim Rynku, a meta na Wzgórzu Pustki w Łużnej gdzie znajduje się Cmentarz Wojenny. Bieg był darmowy dla wszystkich chętnych - wyjaśnia Łukasz Bełda, organizator biegu.

Niewątpliwym atutem tego biegu było miejsce mety - Cmentarz wojenny nr 123 Łużna-Pustki. To największy cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej w Galicji Zachodniej. Spoczywa tam 912 żołnierzy armii austro-węgierskiej, 65 niemieckiej i 227 rosyjskiej. Łącznie 1204, z których 649 jest znanych z nazwiska.

Znajduje się tam również przepiękna gontyna, która została odbudowana w 2014 roku. Cmentarz został wyróżniony Znakiem Dziedzictwa Europejskiego. Obecnie w Polsce znajdują się jeszcze trzy takie obiekty, które posiadają ZDE, to jest Unia Lubelska, Historyczna Stocznia Gdańska i Konstytucja 3 Maja.

Jako pierwszy linię mety przekroczył Paweł Smędowski z Sękowej, który rok temu również wygrał pierwszą edycję tego półmaratonu 1:23:12. Drugi był Paweł Strękowski z Krakowa, a trzeci Mariusz Szkaradek z Nowego Sącza.

Wśród pań zwyciężyła Katarzyna Kmieć z Perły z czasem 1:42:31.

Bardzo liczną ekipę wystawiła w półmaratonie Gorlicka Grupa Biegowa.

– To była prawdziwa bitwa. Walka... z wiatrem, słońcem, górkami i swoimi słabościami. Na trasie fantastyczne towarzystwo. Wszyscy dobiegliśmy cali i zdrowi – mówi Halina Dobek z Gorlickiej Grupy Biegowej.

Pełne wyniki: TUTAJ

Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów


Majówka „bez granic” w Raciborzu. Nowa trasa, na podium… Włoch [DUZO ZDJĘĆ]

$
0
0

Bez Granic to nie tylko nazwa biegu, który co roku odbywa się w Raciborzu 3 maja. To filozofia tej imprezy, w której naprawdę nie ma granic. Startować mogą wszyscy: starsi i młodsi, dzieci, obcokrajowcy, zawodowcy, amatorzy i debiutanci, niepełnosprawni, biegacze i kijkarze, drużyny a nawet całe rodziny. Każdy znajdzie coś dla siebie, swoją konkurencję i dystans.

Bieg główny od lat tradycyjnie mierzy 10 km, ale towarzyszą mu dwukrotnie krótszy bieg dodatkowy, Bieg Młodzieżowy na dystansie 2,5 km oraz marsz nordic walking, w tym roku rozegrany na nieco krótszej, bo pięciokilometrowej trasie. Swoje odrębne klasyfikacje mieli też pracownicy straży granicznej, raciborskiej uczelni PWSZ oraz firmy RAFAKO.

Łącznie we wszystkich biegach wystartowało ponad 500 osób. W biegu głównym na dystansie 10 km kilkuosobowa czołówka szybko urwała się stawce a zawodnicy zmieniali się kilkukrotnie na prowadzenia. Ostatecznie najszybszy okazał się Kamil Karbowiak, który zwyciężył z wynikiem 32:03. Drugie miejsce zajął Marcin Ciepłak (32:32) a podium dopełnił Włoch Roberto Dimiccoli (32:39).

Wśród pań bezkonkurencyjna była Michalina Mendecka. Prowadziła od startu do mety, którą przekroczyła, kiedy zegar wskazywał dokładnie 38:00. Drugie miejsce zajęła Joanna Griman (39:28) a trzecie siostra zwyciężczyni Daria Mendecka (39:56).

W biegu na dystansie 5 km zwyciężył Krzysztof Krzemień (16:13) przed Wiktorem Urbanem (17:33) i Piotrem Jeziorskim (17:42). Najszybszą zawodniczką okazała się Wiktoria Grygiel (19:52). Druga była Wiktoria Mutwil (22:09) a trzecia Emilia Dziewit (22:13).

Zwycięzcą marszu nordic walking na tym samym dystansie został Ryszard Kłyś (29:24). Podium dopełnili Marian Małka (29:40) oraz Andrzej Kupczyk (31:04). Dwie pierwsze panie zameldowały się na mecie niemal jednocześnie. Ostatecznie zwyciężyła Beata Śliwka przed Katarzyną Marondel, choć obie uzyskały czas 33:07. Podium dopełniła Sylwia Libardi-Kłyś (33:18).

W tym roku trasy biegów zostały zmienione.

- Zmiana super! Wcześniej były kółka i to było takie trochę nudne a teraz jest naprawdę ciekawie. Interesująca trasa, fajne podbiegi. To moja kolejna seria 4 Biegi Racibórz i pewnie jeszcze się powtórzy. – mówił na mecie Darek Molenda.

Jego jedenastoletnia córka Zuzia ukończyła bieg młodzieżowy na dystansie 2,5 km a potem wsparła tatę na finiszu biegu głównego, pokonując wraz z nim dodatkowe 1,5 km: - Było trochę trudno, ale dałam radę – chwaliła się a tata dodał: - To takie nasze rodzinne bieganie. To cykl 4 Biegi Racibórz skłonił nas do biegania. Zacząłem trenować do jednego z biegów, córka złapała, w międzyczasie została zapisana do klubu biegowego… I tak razem biegamy.

W swoim mieście biegała też Renata Sobierajska: - To mój czwarty start tutaj. Nowa trasa bardzo mi się podoba. Zmiana powoduje, że człowiek inaczej reaguje, rozgląda się po drodze, inaczej się biegnie. Choć w swoim rodzinnym mieście biega mi się zawsze dobrze – przyznała. – Dzisiaj biegłam na luzie, bo niestety Bieg Barbórkowy w Rybniku ukończyłam z kontuzją i było bardzo zachowawczo. Ale zwykle dążę do tego, żeby poprawić czas i pobiec lepiej niż rok temu…

Poprawa czasu udała się zaskakująco dobrze Arturowi Olbrichowi: - Pierwszy raz pobiegłem poniżej 38 minut a plan był taki, żeby spróbować poniżej 40 minut. Wyszło lepiej niż planowałem! Dopisała pogoda, trening, ale sporo dała też płaska trasa. Racibórz nie jest pagórkowaty, no może poza jakimiś drobnymi podbiegami pod koniec trasy. Ogólnie organizacja świetna i jestem bardzo zadowolony.

KM


Trzy dni biegania po Jurze – Triada Majowa 2019 [ZDJĘCIA]

$
0
0

Start w biegu podczas majówki? 1, 2 czy 3 maja? A może trzy starty? Z częstochowskim Stowarzyszeniem Miasto Sportu nie sposób się nudzić. Już drugi rok organizowało ono miłośnikom aktywnego spędzania czasu majówkę. Triada Majowa to cykl trzech imprez dedykowanych biegaczom oraz, to tegoroczna nowość, kijkarzom. Wszystkie odbywają się na tej samej trasie, ale w różnych dniach, godzinach i warunkach. Za każdą można zdobyć inny medal, wszystkie trzy tworzą całość w kształcie Polski.

W skład Triady Majowej wchodziły: Bieg Ludzi Pracy rozgrywany 1 maja, Nocny Bieg Flagi 2 maja oraz Bieg Konstytucji dzień później. Pierwszy i ostatni odbyły się za dnia, drugi wieczorem, po zmierzchu. Trasa za każdym razem była ta sama, choć zmienne warunki sprawiły, że trzeba było poznawać ją od nowa. Mierzyła 5 km i wiodła zboczami oraz okolicami Góry Ossona, najwyższego wzniesienia na terenie Częstochowy. Zawodnicy mogli tę trasę pokonywać raz, dwa lub trzy, dystans deklarując przed startem.

Organizator przygotował klasyfikacje na każdym z trzech dystansów oraz w tak zwanym mixie – tutaj należało pokonać 5, 10 i 15 km w dowolnym układzie. We wszystkich klasyfikacjach decydowała suma czasów z trzech startów. Podobnie było w konkurencji nordic walking, tegorocznej nowości, którą rozegrano na pośrednim dystansie 10 km. By stanąć na pudle w klasyfikacji generalnej, miłośnicy marszu z kijami musieli pokonać łącznie 30 km niełatwej trasy. Nagroda była warta wysiłku: w każdym dniu na mecie czekał kolejny odlewany medal, będący jednocześnie elementem mapy Polski. Podobny motyw widniał na koszulkach imprezy.

I tak zwyciężczynią najkrótszego dystansu została Ewa Witt, której trzykrotne pokonanie trasy zajęło 1:12:53. Najszybszym biegaczem dystansu 5 km okazał się Andrzej Podpłomyk, który ukończył zmagania z łącznym czasem 1:06:59. On też zanotował najszybsze okrążenie w ramach całej imprezy, pokonując trasę w czasie 22 minut i 1 sekundy.

Na średnim dystansie 10 km triumfowała Anna Pażucha, która przez trzy dni, niezależnie od warunków, biegała z zegarmistrzowską precyzją, uzyskując niemal idealnie równe czasy: 47:23, 47,34 i 47,25 oraz łączny wynik 2:22:22. Najszybszy z panów Rafał Machera wybiegał podobny czas łączny 2:22:45. Na 15 km najlepsza byli Agnieszka Jeż (3:47:21) oraz Radosław Walaszczyk (2:39:31). W kategorii MIX (5 km + 10 km + 15 km) zwyciężyli: Sylwia Nowacka (2:40:28) i Mariusz Głowacki (2:28:35). W nordic walking na dystansie 3 x 10 km najlepsi byli: Katarzyna Marondel (3:59:44) i Tomasz Marczak (3:42:46).

Swoje zmagania miały także dzieci, co pozwoliło całym rodzinom uczestniczyć w Triadzie Majowej: - Jestem tutaj z całą rodzinką: z córką, synem i z żoną. Ja biegałem 15 km, żona chodziła na 10 km z kijami, dzieciaki nam kibicowały – mówił Mariusz Soborak. – Zawsze spędzamy czas aktywnie, rok temu też tutaj byliśmy. Nie wyobrażamy sobie lepszej majówki niż ta spędzona na trasie. To jest odpoczynek, taki aktywny, sama przyjemność – wyjaśniał. Oboje z żoną w klasyfikacji generalnej stanęli na podium, każde w swojej konkurencji.

Dystans 15 km wybrał także Artur Chopin-Stefańczyk: - Biegam, walczę o cudowny medal i świetnie się bawię – mówił drugiego dnia zmagań. – Jakoś grill to forma spędzania majówki, która do mnie nie przemawia. Cała zabawa polega na tym, żeby się wyciorać, wytarzać i zmęczyć a dopiero później odpocząć. Dystans 15 km wybrałem, bo nie opłaca mi się przyjeżdżać na 5 km aż z Krakowa. Trasa tutaj jest bardzo wymagająca, bo jest piasek, luźne kamienie, ostre podbiegi… Niby wydaje się, że jest płasko, ale jednak pod górę. Przy zbiegach trzeba uważać, zwłaszcza dzisiaj, kiedy jest ciemno. Ale dla takiego medalu i tej atmosfery warto się zmęczyć.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Dziabnąć ćwiartkę w lesie. 9. Bieg i Marsz Konstytucji w Wiączyniu Dolnym [ZDJĘCIA]

$
0
0

Położony tuż za wschodnią granicą Łodzi piękny las w Wiączyniu Dolnym po raz dziewiąty stał się areną Biegu i Marszu Konstytucji 3 Maja. W początkowych latach swojego istnienia, impreza ta była znana pod nazwą Majowy Piknik Sportowy. W jednej z poprzednich edycji, z powodu prac leśnych trasa tradycyjnej dychy została wydłużona o pół kilometra. Później była możliwość pokonania dwóch pętli, co dawało dystans półmaratonu, z którego jednak w tym roku zrezygnowano.

– Zainteresowanie połówką nie było jednak zbyt duże – dowiedzieliśmy się od organizatorów (inesSport, Stowarzyszenie Bądź Aktywny i Centrum Sportowo-Rekreacyjne Zbyszko - red.) – a ćwierćmaraton to coś, co wyróżnia nas od innych przełajowych biegów na 10 km, no i frekwencja w sumie okazała się równa poprzedniej na obydwu dystansach. Zdecydowaliśmy się więc pozostać przy tym dystansie.

Tak więc z okazji Dnia Konstytucji można więc w Wiączyniu Dolnym „dziabnąć ćwiartkę”. Jak na przełajowy bieg, trasa wiączyńskiej przedłużonej dychy jest naprawdę płaska i szybka. Chłodna i bezdeszczowa pogoda dodatkowo stworzyła warunki do szybkiego biegania.

Najszybszy okazał się znający dobrze tę trasę i zwyciężający już tu poprzednio Piotr Magiera z Myszkowa (35:17). Kilkadziesiąt sekund za nim do mety dobiegł inny weteran, Krzysztof Pietrzyk z pobliskich Koluszek (35:58), wyprzedzając łodzianina Michała Adamkiewicza (36:15). Na 15. miejscu open przybiegła zdecydowanie najszybsza z pań Marta Bukowska z Tomaszowa Mazowieckiego (42:11). Kobiece podium dopełniły łodzianki; Dominika Wiecha (43:27) i Agnieszka Sychniak (44:00). Bieg ukończyło 229 osób.

W marszu nordic walking na tym samym dystansie miejsca na podium zajęli: Michał Osiński (1:05:34), Sławomir Kacprzak (1:05:51) i Władysław Żaczek (1:09:44) oraz Anna Motyl (8. open, 1:11:06), Małgorzata Cyrulewska (1:12:09) i Agnieszka Golus (1:14:37). Udział wzięło 91 zawodników.

Pełne wyniki biegu i marszu można zobaczyć TUTAJ.

– Nie zdążyłem się jeszcze zregenerować – tylko tyle powiedział nam Maurycy Oleksiewicz, który przybiegł jako piąty. Jeden z najszybszych łódzkich biegaczy tydzień temu ukończył bowiem na znakomitym czwartym miejscu mocno obsadzony górski ultramaraton Dziki Groń (64 km) w Szczawnicy.

– Bez formy i drugie miejsce, to się nazywa forma – śmiał się drugi na mecie Krzysztof Pietrzyk. – Tak naprawdę forma miała być na koniec marca i wtedy udało się ją złapać na MŚ Masters w Toruniu, kiedy wywalczyliśmy drużynowy złoty medal w półmaratonie – wspominał – a właściwie to przyszła jeszcze wcześniej w Poznaniu, gdy pobiegłem 33 minuty na dychę. Jak na moje obecne możliwości, to było naprawdę szybko. A teraz to już po formie – powiedział z uśmiechem. – Myślę, że dociągnę jeszcze ze dwa-trzy starty do Piotrkowskiej, albo może coś w górach, a potem powoli trzeba zwijać żagle i się szykować do jesieni.

– Z dzisiejszym zwycięzcą udało mi się wygrać tydzień temu w Justynowie-Janówce – opowiadał drugi zawodnik Biegu Konstytucji. – Z Piotrem znamy się już 20 lat, dziś był po prostu lepszy.

Gratuluję mu serdecznie, zaryzykował, pobiegł od początku mocno i na dystansie zaczął mi odjeżdżać. Tam w Justynowie trasa była bardziej pode mnie, bo pagórkowata. Poza tym, jak wspomniałem, od jakiegoś miesiąca czuję ogólnie spadek formy, ale zobaczymy, jak będzie dalej.

– Bardzo byłam zaskoczona swoim miejscem na podium – stwierdziła trzecia z kobiet Agnieszka Sychniak. – Liczyłam konkurentki i wydawało mi się, że było ich więcej przede mną. Prawdę mówiąc, to po prostu biegłam swoje, a nie ścigałam się o miejsce. Chciałam pobiec szybciej, niż w zeszłym roku dychę na Biegu Fabrykanta. Udało mi się, mimo że ta trasa była pół kilometra dłuższa i w dodatku przełajowa. Do tego nie jestem zbyt przyzwyczajona do takich biegów, jestem bardziej biegaczką asfaltową, ale trzeba się mierzyć z nowymi wyzwaniami. Czuję, że teraz oddaje trening do maratonu w Dębnie, gdzie zrobiłam życiówkę 3:28. Następny będzie łódzki Bieg Piotrkowską, gdzie chcę złamać 43 minuty.

– Nie jestem do końca zadowolona – przyznała piąta na mecie Anna Kociak, która na pocieszenie wygrała swoją kategorię wiekową. – Za szybko ruszyłam. Zabrakło tej chłodnej głowy, co parę dni temu na Biegu dla Europy (w którym Ania wygrała – red.). Dziewczyny bardzo mocno wystartowały, ja pobiegłam za nimi, ale utrzymałam się tylko przez 2 km, a potem ich tempo się okazało zbyt szybkie. W dodatku na półmetku złapała mnie kolka. Nawet nie miałam siły po swojemu ścigać się z facetami. A w ogóle to pierwszy raz tu biegłam i mi się podobało. Bardzo ładny las i trasa też przyjemna, tylko czasem było ślisko, i ten początek i jednocześnie koniec po nierównym polu był trudny.

Zwycięzca marszu nordic walking Michał Osiński po zaciętej walce pokonał Sławomira Kacprzaka, z którym od kilku lat ze zmiennym szczęściem ścigają się o czołowe miejsca w podłódzkich zawodach. – Od samego początku starałem się narzucić w miarę szybkie tempo – opowiadał nam na mecie. Przez pierwsze 4 km prowadziłem, później się zmieniliśmy i przez kolejne 2 km na czele był Sławek. Chyba poszliśmy trochę asekuracyjnie, bo obaj wiedzieliśmy, że możemy wygrać. Po 6 km znowu prowadziłem ja, a ostatnie dwa kilometry Sławek. Jednak na końcowych 600-700 metrach mocno ruszyłem i to mi dało zwycięstwo. Tę trasę lubię, startuję tu czwarty albo piąty raz. Jest szybka, choć dziś miejscami było ślisko.

Po biegu i marszu dorosłych, na swoich odpowiednio krótszych dystansach ścigali się najmłodsi sportowcy w swoich kategoriach wiekowych. Wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Na głodnych biegaczy tradycyjnie czekały pieczone mięsiwa od partnera zawodów. Wszyscy mieli także okazję obejrzeć konne pokazy w wykonaniu jeźdźców z miejscowej stadniny. W Wiączyniu mieliśmy już edycje upalne, a nawet jedną ekstremalną, kiedy w 2013 roku po wyjątkowo długiej zimie i obfitych deszczach, w skwarny dzień las przypominał bagnistą, tropikalną dżunglę. Tym razem nieprzewidywalna majówkowa pogoda okazała się łaskawa dla biegaczy. Jak będzie za rok – zobaczymy, a może sami pobiegniemy.

KW


Ekstremalne przeszkody i chłodny powiew wiatru - majówka z Runmageddonem w Ełku

$
0
0

Około 3500 osób pokonało Runmageddon w Ełku i jego ekstremalne trasy oraz wymagające przeszkody. Niska, jak na maj, temperatura nie ostudziła ich zapału, a tylko spotęgowała emocje. Startujący z determinacją pokonywali mordercze konstrukcje Runmageddonu ustawione nie tylko na lądzie, ale także w wodzie.

Majówka przywitała startujących chłodem i nielicznymi promieniami słońca. Jednak, mimo niekiedy przeszywającego zimna i deszczu, wydarzenia cieszyło się dużą popularnością. 1 maja br., w środę na starcie stanęły osoby, które zdecydowały się przebiec dystans 6 kilometrów najeżony 30 przeszkodami. Tego dnia słońce ogrzewało strudzonych Runmageddończyków i dodawało im siły.

Drugi dzień przyniósł załamanie pogody. W niskiej temperaturze wystartowali uczestnicy formuły Classic (12 km i 50 przeszkód) i debiutanci, mierzący się z najkrótszą trasą Runmageddonu - Intro. Następnie przyszedł czas na startujących w najdłuższej formule.

Trzeciego dnia Runmageddończycy podjęli prawdziwe wyzwanie, wymagające niezłomności, siły oraz bardzo dobrej kondycji. Ponad 1000 osób pokonało 21 kilometrów i ponad 70 przeszkód formuły Classic. 

Podczas Festiwalu w Ełku nie tylko dorośli potwierdzili swoją siłę i charakter, robiły to także młodzież i dzieci. Nastolatkowie w wieku 12-15 lat wystartowali w emocjonującym Biegu o Puchar Prezydenta Miasta i zawalczyli o miejsca na podium oraz nagrody. W trakcie trzech dni do mety Runmageddonu Kids dotarło ponad 750 małych bojowników, którzy wykazali się niezwykłą siłą i charakterem.

Trzydniowy Runmageddon obfitował w prawdziwe sportowe emocje. Codziennie rano startowały serie biegaczy ocr-owych, którzy rywalizowali o najlepszy czas. Pierwszego dnia w serii Rekrut najlepszymi okazali się być wsród kobiet: Joanna Woźniak (0:46:22), wśród mężczyzn: Tomasz Oślizło (0:31:03). Drugie miejsce wywalczyli Aleksandra Kluczka (0:48:13) i Bartosz Januszewski (0:31:59). Trzecie, Klaudia Burs (0:50:47) oraz Mateusz Krawiecki (0:33:19).

W czwartek 2 maja br. sportowcy stanęli na starcie 12-kilometrowej formuły Classic, w której pokonać musieli ponad 50 przeszkód. Tego dnia wyniki wyglądały następująco. Na podium z pierwszym czasem stanęli: Aleksandra Kluczka (01:24:34) i Tomasz Oślizło (01:05:31), z drugim: Alicja Jasińska (02:01:46), Wojciech Brzoskwinia (01:08:33), z trzecim: Katarzyna Kluk (02:44:16), Michał Jagiełło  (01:10:08).

Ostatniego dnia najbardziej wytrwali pokonywali najdłuższy dystans eventu czyli 21-kilometrowy Hardcore najeżony 70 przeszkodami. Mistrzami wśród kobiet i mężczyzn zostali: Katarzyna Baranowska (02:16:31), Artsiom Tochka (01:53:54). Nieco niżej na podium stanęli: Małgorzata Daszkiewicz (02:20:12)i ponownie Wojciech Brzoskwinia (01:55:07), na na trzecim miejsce triumfowali: Agnieszka Rynkiewicz (02:20:55) i Piotr Król (01:58:17).

Kolejny Runmageddon odbędzie się już 11-12 maja br. w podkrakowskich Liszkach, następnie w dniach 25-26 maja nadciągnie do Nadarzyna pod Warszawą, a w czerwcu zawita do Gdyni (8-9.06) oraz do Country Park pod Poznaniem (22-23.06). W wakacje osoby szukające sportowych wrażeń będą mogły zmierzyć się z ekstremalnym wyzwaniem w Gliwicach, Szczecinie i Łodzi. Więcej informacji - TUTAJ.

źródło: Runmageddon


"Afrykańczyków nie zapraszamy". (Nie)udana prowokacja w Trieście

$
0
0

Organizatorzy półmaratonu w Trieście pozwolili sobie na prowokację, by zwrócić uwagę na wykorzystywanie zawodników z Afryki w biegach ulicznych. Choć obszernie wyjaśnili swój pomysł i wycofali się z ogłoszonej pierwotnie decyzji o niezapraszaniu na start Kenijczyków czy Etiopczyków, działanie odebrano jako zachowanie rasistowskie.

W tym roku we włoskim wyścigu mieli wziąć udział tylko europejscy biegacze. Dyrektor zawodów wywołał burzę, po tym gdy w rozmowie z La Repubblica oznajmił, że trzeba podjąć zdecydowane kroki i „uregulować handel afrykańskimi sportowcami”, którzy są „wykorzystywani” przez managerów. Zdaniem Fabio Cariniego, biegacze z Afryki otrzymują o wiele mniej pieniędzy niż powinni.

Sprawa została podjęta przez polityków. Eurodeputowana Isabella De Monte uznała, że wykorzystanie sportowców to tylko listek figowy. Jej zdaniem absurdem jest, że profesjonalni zawodnicy nie mogą brać udziału w imprezie tylko dlatego, że pochodzą z Afryki. Zdaniem wicepremiera Luigi Di Maio, zajęcie się wykorzystaniem biegaczy z Afryki jest słuszne, ale już usuwanie ich z rywalizacji nie jest dobrym sposobem na rozwiązanie problemu.

W natłoku opinii, pojawiły się oskarżenia rasizm.

Sprawę ma zbadać włoska federacji lekkoatletyczna. Dyrektor zawodów cofnął decyzję i przeprosił za swoje działania. Podtrzymuje jednak zdanie, że kierowały nim wyłącznie kwestie etyczne.

Półmaraton w Trieście rozgrywany jest od 24 lat. Ubiegłoroczną edycję wygrali Burundyjczycy: Olivier Irabaruta - olimpijczyk z Londynu i Rio (1:03:01) oraz Elvanie Nimbona (1:12:54). Kolejna edycja biegu odbędzie się już w niedzielę 5 maja.

Strona imprezy: TUTAJ 

RZ



Jest drugi polski finiszer Sri Chimnoy 10 Day Race z 1000km na koncie! [WYNIKI]

$
0
0

Mahasatya Janczak, biegacz z Izbicy jest drugim Polakiem, któremu podczas Sri Chimnoy 10 Day Race udało się przekroczyć granicę 1000 km. Przed rokiem zrobił to Paweł Żuk, który kończył imprezę z rezultatem 1062,1 km, trzema rekordami Polski i piątym miejscem. Janczak również startował przed rokiem w Nowym Jorku, ale wtedy był uczestnikiem biegu 6-dobowego. Zajął w nim drugie miejsce z wynikiem 589,9 km.

Mahasatya Janczak z imprezą związany jest znacznie dłużej. Do drużyny Sri Chimnoy AC trafił jako uczestnik Sztafety Pokoju, która w 2014 r. przemierzała USA przekazując kolejnym uczestnikom pochodnię. W podobnych imprezach Janczak brał udział i w Polsce i w Europie.

W tegorocznym biegu 10-dniowym, rozgrywanym w Corona Park w dzielnicy Queens, Janczak zaczął mocnym tempem. Po 6 dobach notował wynik lepszy niż przed rokiem - 645 km - zajmując wysokie trzecie miejsce. Jednak wiatr, deszcz, typowe dla uczestników tej imprezy zmagania ze snem okazały się poważnym przeciwnikiem. Polak zajął ostatecznie szóstą lokatę z wynikiem 632 mil, czyli 1017,1 km.

Zwycięzcą po raz drugi został Budhargal Byambaa. Ten mongolski utramaratończyk wygrał imprezę w 2017 r. Tym razem na prowadzenie wysunął się już po 24 godzinach i pozostał na pozycji lidera aż do końca wyścigu. Co ciekawe, udzielając krótkiego wywiadu w ostatniej dobie zmagań wyglądał na zupełnie wypoczętego i utrzymał tempo, które sprawiło nie lada problem zadyszanemu tłumaczowi. Zdradził również swoją strategię na bieg, która brzmiała: „Biec bez przerwy, ile się da”. Ostatecznie Byambaa uzyskał wynik 759,2 mil – 1221,5 km.

Drugie miejsce zajął Białorusin Leonid Anatska z rezultatem 1078,6 km. Na najniższym stopniu podium stanął Chińczyk Wei Ming Lo z wynikiem 1069,9 km.

W rywalizacji Pań najlepsza była Makula Samarina– 941,1 km. Ukrainka zdetronizowała bardziej utytułowaną obrończynię tytułu Czeszkę Petrę Kasperową, która zajęła drugie miejsce.

Wyniki:

Bieg 10-dniowy:

1. Budjargal Byambaa - 1221,5 km
2. Leanid Anatska - 1078,6 km
3. Wei Ming Lo - 1069,6 km
4. Takasumi Senoo - 1050,3 km
5. Andrea Marcato – 1036,1 km
6. Mahasatya Janczak – 1016,8 km

1. Makula Samarina - 940,9 km
2. Petra Kasperowa - 929,3 km
3. Gribhu Muhs - 906,1 km

Bieg 6-dniowy:

1. Joshep Fejes - 711,8 km

1. Annabel Hepworth - 647,4 km

IB


Rekord trasy kobiet na jubileusz maratonu w Pradze [WYNIKI]

$
0
0

Ćwierćwiecze maratonu w Pradze uczestnicy uczcili szybkim bieganiem, zwieńczonym rekordem trasy kobiet. Z kolei rywalizacja mężczyzn przyniosła osiem wyników poniżej 2h10.

Zwycięzcą jubileuszowej edycji biegu został reprezentujący Bahrajn Almahjoub Dazza. Linię mety przekraczał z rezultatem 2:05:59. To wynik lepszy niż w zeszłoroczne osiągnięcie Galena Ruppa, ale gorszy od rekordu trasy z 2010 r. – 2:05:39. Mistrz Maroka na 5000m z 2016 r. jest drugim zawodnikiem w historii biegu, który złamał 2h06, ale swojego rekordu życiowego nie poprawił. Ten, ustanowił przed rokiem w Walencji (2:05:26).

Grupa liderów biegu rozciągała się powoli i na 37. kilometrze nadal składała się z pięciu zawodników O zwycięstwie reprezentanta Bahrajnu, z pochodzenia Marokańczyka, zadecydowała udana szarsza na ostatnich 2 kilometrach biegu.

Na rozstrzygnięcie kolejności na pozostałych miejscach na podium trzeba było poczekać dłużej. Ostatecznie drugie miejsce, z czasem 2:06:18 zajął specjalista biegów na 1500m, drugi zawodnik maratonu w Hongkongu Dawid Wolde. Etiopczyk znacząco poprawił swój rekord życiowy, który do tej pory wynosił 2:10:04.

Życiówkę poprawił również zajmujący trzecie miejsce Aychew Bantie, który uzyskał wynik 2:06:23.

Wśród pań liderka wyłoniła się na wcześniejszym etapie. Reprezentująca Izrael Lonah Chemtai Salpenter oderwała się od rywalek już na 27. kilometrze i samotnie zmierzała do mety. Mistrzyni Europy na 10 000m z Berlina, linię mety przekraczała z szerokim uśmiechem na twarzy i nowym rekordem trasy – 2:19:46.

Salpenter została pierwszą biegaczką w historii maratonu w Pradze, która złamała na obecnej trasie 2h20. Jej dzisiejszy czas to także trzeci najszybszy czas w historii europejskiego maratonu. 

Na drugim miejscu bieg ukończyła Shitaye Eshete z czasem 2:22:39. Podium dopełniła Genet Yalew - 2:24:34.

W biegu wzięło udział ok. 10 500 osób reprezentujących 97 krajów. Najliczniej w Pradze startowali Francuzi, Włosi, Chińczycy, Niemcy, Brytyjczycy i Polacy. Najszybszym z rodaków został sklasyfikowany na 48. miejscu Rafał Bardziński, z czasem 2:39:44 (netto 02:39:25).

Kolejne miejsca na polskim podium zajęli Marcin Siciarz - 66. miejsce z czasem brutto 2:44:07, oraz Wojciech Pietrzyk – 81. miejsce z czasem 2:46:46. Najszybszą wśród Polek była na 126. miejscu Iwona Kołbut z rezultatem 3:43:09.

Wyniki:

Mężczyźni:

1. Dazza Almahjoub, BHR - 2:05:59  
2. Wolde Dawit, ETH - 2:06:19  
3. Bantie Aychew, ETH - 2:06:23 
4. Kipruto Amo, KEN - 2:06:46  
5. Yego Solomon Kirwa, KEN - 2:07:30

Kobiety:

1. Lonah Chemtai Salpeter, ISR - 2:19:46 (rekord trasy)
2. Shitaye Eshete, BRN - 2:22:39
3. Genet Yalew, ETH - 2:24:34
4. Kellyn Taylor, USA - 2:26:27
5. Lucy Cheruiyot, KEN - 2:27:16

Bieg trwa. Niebawem pełne zestawienie wyników rodaków.

IB


Dominika Stelmach wicemistrzynią WfLWR 2019! Tomasz Osmulski i Agnieszka Kowalczyk wygrywają w Poznaniu [WYNIKI, ZDJĘCIA]

$
0
0

Za nami szósta edycja Wings for Life World Run. Bieg przeszedł sporą metamorfozę, jeszcze bardziej zbliżając się do sportu amatorskiego i globalnej celebry wspólnej aktywności w szczytnym celu, ale w głównych rolach znów wystąpili polscy biegacze.

Dotychczasowe edycje globalnego biegu, w którym uczestnicy „biegną dla tych co nie mogą” i wspierają badania nad leczeniem przerwanego rdzenia kręgowego, zgromadziły ponad pół miliona biegaczy. W tym roku na start zgłosiło się 120 054 biegaczy w 12 fizycznych i kilkudziesięciu wirtualnych lokalizacjach, rozsianych na 6 kontynentach. Wystartowało ostatecznie 81 347 osób - najwięcej w Wiedniu, mateczniku Red Bulla - 10 790 z 13 656 zgłoszonych osób. W Poznaniu wydano 8 262 numerów startowych, ale w wynikach znalazło się 7 416 zawodników. Biegano też z aplikacją WfLWR, w Kaletach w ten sposób bawiło się 113 osób, w Warszawie - 36 osób, Kretowinach - 4 osoby, a na Wyspach Kokosowych… jedna osoba.

Bieg ruszył tradycyjnie o godz. 13:00 na całym świecie – biegano w dzień i w nocy, w śniegu i chłodzie, skwarze i w wysokiej wilgotności, po płaskim i na wysokościach. Optymalne warunki do rywalizacji były na Słowacji i w Polsce (ok. 10-12 stopni Celsjusza), najtrudniejsze w Austrii i Włoszech (śnieg zalegający na trasie i ok 2-4 stopnie Celsjusza) oraz w USA (26 stopni) i Brazylii (30 stopni Celsjusza).

Rozjechali się po świecie

Tytułu globalnego zwycięzcy z 2017 (92,14 km) i 2018 r. (89,85 km) nie bronił tym razem szwedzki wózkarz Aaron Anderson, który wcielił się w rolę lotnego reportera WfLWR w Zadarze. Triumfatorka globalnego rankingu z 2017 r. (68,21 km) i zwyciężczyni aż 4 lokalnych rund WfLWR Dominika Stelmach wybrała tym razem Rio de Janeiro.

Bartosz Olszewski, globalny wicemistrz WfLWR z 2017 r. (88,24 km) postawił na rekreację w Poznaniu i nie brał udziału w zasadniczej rywalizacji (ostatecznie zaliczył półmaraton).

Najlepszy Polak biegu z 2018 r. Jacek Cieluszecki (67,30 km), a także ubiegłoroczni zwycięzcy z Poznania - Dariusz Nożyński (66,86 km) i Wioletta Paduszyńska (48,13 km), pobiegli w tym roku w Sunrise na Florydzie – to tu, wedle przewidywań organizatorów, miały się dziać najważniejsze wydarzenia tegorocznej edycji globalnego biegu.

Edycja 2019 WfLWR różniła się znacząco od wcześniejszych. W stawce zabrakło wielu czołowych zawodników z minionych lat, zawodowych biegaczy - m.in. Włocha Georgio Calcaterry, Austriaka Lemaworka Tetemy, Niemca Floriana Neuschwandera czy Ukraińca Evgenyia Glivy. Zmieniono też tempo samochodu pościgowego, który przyspieszał już co pół godziny, wcześniej co godzinę, do maksymalnej prędkości 30 km/h (wcześniej 26 km/h). Zabieg ten miał skrócić imprezę, a co za tym idzie dystanse uzyskiwane przez uczestników. Bieg miał być krótszy, ale bardziej zacięty – tego chcieli organizatorzy i to się potwierdziło.

Sprinterzy, maratończycy, ultrasi...

Bazą poznańskiego biegu były ponowie Międzynarodowe Targi Poznańskie. Przez pierwsze 5 km trasa poprowadziła biegaczy przez centrum miasta. Na Rondzie Śródka zawodnicy kierowali się - przez Kobylnicę (15 km) i Pobiedziska (30 km) - w stronę Jeziora Lednickiego.

Faworytem do polskiego podium WfLWR był niewątpliwie ultramaratończyk Kamil Leśniak, brązowy medalista MP w biegu górskim na długim dystansie z tego roku, czwarty zawodnik Biegu 7 Dolin z 2013 r. Podobnie jak podczas marcowego Półmaratonu Warszawskiego, torunianin postawił na lekki i przewiewny strój wróżki.

W stawce byli też m.in. czołowy łódzki średnio- i długodystansowiec Tomasz Osmulski (debiutował na dystansie maratońskim) czy Patrycja Włodarczyk, mistrzyni Polski w biegu na 10 000 m i 3000 m z przeszkodami z 2003 roku, czterokrotna zwyciężczyni Silesia Marathonu, zwyciężczyni Maratonu Turyńskiego z 2017 r. z maratońską życiówką 3h09. To właśnie ta dwójka prowadziła poznańską stawkę w początkowej fazie rywalizacji.

Oni biegli, samochód gonił

Pierwszym złapanym przez samochód pościgowy biegaczem na świecie był Dawid Mzee. Kilkanaście lat temu Szwajcar złamał kręgosłup w wypadku na trampolinie. Dzięki nowatorskiemu leczeniu wspieranemu przez Fundację Wings for Life, stanął niedawno na nogi. W niedzielę, przy pomocy specjalnego wózka do chodzenia pokonał w Zug symboliczne kilkadziesiąt metrów, podkreślając szczytną ideę wydarzenia.

Równie ciekawie było w sferze sportowej. Po pierwszej godzinie zmagań WfLWR 2019, a po premierowych 30 minutach jazdy samochodu pościgowego, poruszającego się wówczas z prędkością 14 km/h, stawka biegu na świecie skurczyła się do nieco ponad 60 000 osób. Zawodnicy powracający do bazy zawodów - organizatorzy podstawiali autobusy, biegnący w Poznaniu wybierali też tramwaje - promienieli uśmiechem. Podkreślano przede wszystkim unikalny i charytatywny format rywalizacji i dobrą organizację.

Po półtorej godziny rywalizacji na świecie biegło już 38 000 osób, w tym 4 200 w Poznaniu. Globalnymi liderami rywalizacji byli wówczas zawodnicy biegnący z aplikacją – ścigający się w Salzburgu Niemiec Matthias Bach oraz biegnąca w St Gilgen, Austriaczka Carina Leitner.

Na ok. 20 kilometrze do poznańskiego lidera rywalizacji Tomasza Osmulskiego na krótko dołączył Piotr Frydrychowski, znany bliżej uczestnikom biegów na 5 i 10 km na Kujawach i w Wielkopolsce. Ale gdy samochód meta jechał z prędkością 16 km/h, łodzianin biegł już sam (nie licząc asysty stewardów na rowerach).


Rosły kilometry i temperatura

Równolegle w Sunrise bardzo dobrze poczynali sobie Dariusz Nożyński (maratońska życiówka 2h25) i Wioletta Paduszyńska (2h49), którzy prowadzili w tej lokalizacji z wynikami ok. 30 i 28 km. W globalnej relacji widać było jednak ogromne zmęczenie na twarzy naszych biegaczy – mimo nocnej pory biegu, temperatura wyraźnie dawała się we znaki. Z podobnym problemem zmagała się też w liderka biegu w Rio de Janeiro, Dominika Stelmach. W tej z lokalnych odsłon biegu Polka od początku nie miała sobie równych.

Po dwóch godzinach biegu, gdy samochód-meta miał na liczniku już 17 km/h i 22,4 pokonanych kilometrów, w stawce pozostawało już mniej niż 11 500 osób. W Poznaniu – 11 680 osób. Prowadzenie w globalnym rankingu przejęli wówczas uczestnicy biegów w Monachium – Niemiec David Schonherr (ok. 33 pokonanych kilometrów) i Chorwatka Nikolina Sustic Stankovic (ok. 31 km). Niemniej po kolejnych minutach na czele zestawienia znalazł się… Tomasz Osmulski! Łodzianin utrzymywał samotne prowadzenie w Poznaniu.

Liderką rywalizacji kobiet w stolicy Wielkopolski była nadal Patrycja Włodarczyk, ale po piętach deptała jej Agnieszka Kowalczyk z Leszna (maratońska życiówka 2h55).

Dwie i pół godziny biegu przetrwało na świecie już tylko 2 800 osób, z czego ok. 500 osób w Poznaniu. Świetną dyspozycję utrzymywał Tomasz Osmulski, ale kamery organizatora coraz częściej zerkały za plecy łodzianina, gdzie równym tempem biegł Kamil Leśniak. Nieco dalej podążał inny ultras, Piotr Bętkowski (druga z wróżek w stawce tegorocznego biegu).

Nierówną walkę z upałami w Sunrise i Brazylii toczyli Dariusz Nożyński,Wioletta Paduszyńska i Dominika Stelmach, ale tylko warszawianka biegła bez przestojów po wodę w punktach serwisowych. Co więcej – po 150 minutach biegu... Dominika Stelmach objęła wirtualne prowadzenie w globalnym rankingu (z dorobkiem ok. 39 km)! Na prowadzenie w globalnym rankingu mężczyzn wrócił z kolei Niemiec David Schonherr, z dystansem ok. 43 km. Jak się okazało w międzyczasie, przed tygodniem Niemiec... zajął 74. miejsce w Maratonie Londyńskim! Najwyraźniej nadal czuł głód kilometrów.

Meta coraz szybsza

W czwartą godzinę rywalizacji, w której samochód-meta jechał już z prędkością 22 km/h, wkroczyło na świecie niemal równo 800 biegaczy. Po wielkopolskiej trasie biegło jeszcze 150 osób i był to jeden z najlepszych wyników w skali całej imprezy (w Wiedniu było ich o 30 więcej).

Dominika Stelmach była coraz bliżej powtórzenia sukcesu z 2017 r. i wygrania klasyfikacji globalnej biegu, prowadząc już mocno przetrzebioną stawkę w Rio de Janeiro (nabiegane ok. 44 km). Mimo wysokich temperatur, w Rio biegł także lider rywalizacji mężczyzn - Luis Barboza (blisko 49 km na liczniku).

W Poznaniu prowadził wciąż Tomasz Osmulski (ok. 9 km przewagi nad samochodem pościgowym). Liderką wśród kobiet była Agnieszka Kowalczyk, która po ok. 40. kilometrze wyprzedziła Patrycję Włodarczyk. Kilka minut później Pani Agnieszka została doścignięta przez samochód metę, kończąc swój bieg z dystansem ok. 42 km.

– Nawet gdy już wiedziałam, że jestem pierwsza, nie chciałam odpuszczać. Zrobiłam to dla mojego męża, który też tu jest na trasie. Ogromne emocje… – mówiła na mecie Agnieszka Kowalczyk, zwyciężczyni polskiej edycji Wings for Life World Run 2019, która osiem lat temu „odkleiła się od korpo biurka” i zakochała się w „bieganiu dla endorfin”. – Tutaj nie ma nieszczęśliwych ludzi – podkreśliła w rozmowie z TVN 24 biegaczka z Mazowsza.

Nieco wcześniej swój bieg w Sunrise zakończyła Wioletta Paduszyńska. Wynikiem 40.9 km co prawda wygrała tamtejsze zmagania, ale przegrała z pogodą. Podczas spotkania z kierowcą samochodu pościgowego wymownym gestem wskazała na winowajcę słabszego niż oczekiwała wyniku.

Ultramaratońska ściana

Po 4 godzinach i 20 minutach biegu, na ok. 53-kilometrze biegu w Poznaniu ogromny kryzys miał Tomasz Osmulski. Co kilkadziesiąt metrów łodzianin musiał zatrzymywać się rozciąganie i z trudem podejmował kolejne próby biegu. Udawało się na dwie, trzy minuty, po czym znów przechodził do marszu. Tomasz nie liczył się już w rywalizacji globalnej, w której pasjonujący, acz korespondencyjny pojedynek toczyli Luis Barboza i David Schonherr, ale wciąż był w grze o wygraną w polskiej edycji WfLWR – bieg Kamila Leśniaka choć rzetelny, był za wolny i samochód meta – podążający już z prędkością 26 km/h – był coraz bliżej.

Niespodziewanie między Tomaszem Osmulskim a Kamilem Leśniakiem... pojawił się wózkarz Witold Misztela. Jechał tak szybko, że sukcesywnie dochodził Tomka. Zaskoczenie było ogromne, bo w transmisji lokalnej (TVN 24) oraz światowej (Red Bull TV) ani razu nie padło nazwisko naszego wózkarza.

– Nie widziałem Tomka, dopiero na końcu zauważyłem, że biegnie przede mną. Nie miałem sił żeby go dogonić – skomentował Witold Misztela, który w ubiegłym roku pokonał w WfLWR dystans 54,6 km – w tym roku zrobił o kilometr więcej.


Zadecydowały… centymetry!

Globalnej rywalizacji kobiet przewodziła wciąż Dominika Stelmach, ale niespodziewanie blisko – w ujęciu pokonanego dystansu - w szwajcarskim Zug biegła Rosjanka Nina Zarina. W grze była jeszcze młoda Chorwatka Nikolina Sustic Stankovic ale ona jako pierwsza z finałowej trójki zawodniczek została złapana przez samochód pościgowy.

Emocje sięgały zenitu, bo Polka i Rosjanka niemal w tym samym momencie były bliskie zakończenia rywalizacji. I tak się rzeczywiście stało – zadecydowały centymetry! Dominika Stelmach nabiegała 53,5 km, Nina Zarina - 53,7 km. Ogromny pech Dominiki, bo Polka mierzy tylko w najwyższe cele...

Kilka minut po Dominice Stelmach samochód-metę spotkał też Tomasz Osmulski. Łodzianin ostatnimi siłami obronił się od ataku Witolda Miszteli - w końcowym wyniku obu panów dzieliły 3-4 metry (nieoficjalny wynik końcowy ok. 55,6 km)

– Przepraszam trenera, on nic nie wie, że ja dzisiaj wystartowałem w Poznaniu! W planach było 30 km rozbiegania, ale adrenalina, endorfiny i kibice dawały mi mocnego kopa - dzięki nim i całemu supportowi imprezy, jestem tutaj gdzie jestem – mówił na mecie Tomasz Osmulski.– Przebiegłem dzisiaj pierwszy maraton w życiu. Miał być na wiosnę, więc plany poszły na bok. Jestem mega szczęśliwy! – podkreślił łodzianin.

– Biegło mi się rewelacyjnie, zakładałem tempo 4 min./km, a pierwsze kilometry wyszły po 3.40 min./km. Te 50 km to największy dystans w moim życiu, ogromna przygoda… – dodał Tomasz, który miał biec dziś w... Monachium, ale spóźnił się z zapisami na tamtejszą rundę WfLWR. Dzięki organizatorom polskiej edycji otrzymał pakiet startowy na edycję poznańską i… wygrał!

Polska niespodzianka w Izmirze

W globalnym rankingu Tomasz Osmulski zajął miejsce poza pierwszą dziesiątką. W TOP 10 niespodziewanie znalazł się za to Piotr Stachyra (!), również pominięty całkowicie w lokalnej i globalnej transmisji z biegu. Dwukrotny Mistrz Polski na 100km wystartował w Izmirze, gdzie nabiegał 59,7 km. Dało mu to szóste miejsce w międzynarodowej stawce WfLWR 2019.

Pasjonujący pojedynek o wygraną stoczyli Niemiec Andreas Strassner (wicemistrz WfLWR z ubiegłego roku, z edycji w Monachium), który po 54. kilometrze wyprzedził w Rio Brazylijczyka Luis Barbozę, a także Niemiec David Schonherr oraz Rosjanin Ivan Motorin, który jako ostatni pozostawał w stawce biegu w Izmirze (20. miejsce globalnie przed rokiem).

Wygrał niespodziewanie Rosjanin, który biegł jeszcze długo po tym, jak samochód meta złapały Schonherra. Wobec 30 km/h, które w szóstej godzinie rywalizacji zaordynował kierowca samochodu-mety musiał w końcu skapitulować… Rywalizację zakończył po 64,3 km.

– Piękny wyścig, świetna organizacja – skomentował na mecie Ivan Motorin, globalny zwycięzca Wings for Life World Run 2019.

Wyniki globalne:

Kobiety:

Mężczyźni:

red. na podst. transmisji telewizyjnej TVN24 i transmisji online Red Bull TV

fot. Red Bull Content Pool


Alpine Trailrun Festival Innsbruck – widoczni Polacy

$
0
0

Przez 2 dni Innsbruck stał się areną zmagań miłośników biegania w terenie. Alpine Trailrun Festival oferował możliwość startu na 6 dystansach. Najdłuższym z nich był 85-kilometrowy ultramaraton, który w rzeczywistości okazał się o kilka kilometrów dłuższy. Najkrótszą propozycją na otwarcie imprezy był nocny bieg 7-kilometrowy.

Na wszystkich trasach biegli również Polacy. Niektórzy zrobili to więcej niż jeden raz, zaczynając właśnie od biegu nocnego, a kończąc na jednym z dłuższych dystansów.

Najdłuższy bieg zakończył się zwycięstwem Hallvarda Schjølberga. Norweg, który w ubiegłym roku był czwartym zawodnikiem UTMB, metę w Austrii przekraczał z czasem 08:37:01. Wśród pań z czasem 10:24:33 wygrała Kirra Balmanno z Australii.

Wśród pań wysoko, na siódmym miejscu uplasowała się Agnieszka Kochaniak, która bieg kończyła z czasem 12:24:37. Na dziesiatym miejscu przybiegła Ewa Siwoń

Wśród Polaków najszybszy okazał się Rafał Kochaniak, który zajął 61. miejsce z rezultatem 12:39:51.

W biegu 65-kilometrowym Polacy także zajęli wysokie miejsca. W rywalizacji pań wygranej przez Francuzkę Stephanie Manivoz z czasem 6:38:28, Agnieszka Markiewicz była dwunasta. Ta zawodniczka dobrze poradziła sobie również z krótszym dystansem 7 km, w którym była piąta.

Wśród panów najszybszym zawodnikiem był Austriak Markus Burger z czasem 6:03:47. Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem był Cezary Dąbrowski z czasem 8:47:17.

Wyniki Polaków:

Ultramaraton 85K km

Kobiety:

7. Kochaniak Agnieszka 12:24:38
10. Siwoń Ewa 13:53:46

Mężczyźni: 

61. Kochaniak Rafał - 12:39:52
143. Olszewski Paweł - 15:43:03
156. Krukar Jakub - 17:00:20

Bieg 65 km

Kobiety:

12. Markiewicz Agnieszka - 8:28:54
30. Świątek Ewelina - 10:07:27

Mężczyźni:

95. Dąbrowski Cezary - 8:47:17
97. Nowakowski Marcin - 8:50:14
112. Dziuba Emilian - 9:07:09
113. Zgraj Leszek - 9:07:10
116. Redler Paweł - 9:15:20

Maraton:

Kobiety:

11. Machul Ewa - 4:37:01
39. Janasik Aleksandra - 5:20:50
95. Kowalska Katarzyna - 6:36:55

Mężczyźni:

33. Krosny Sebastian - 3:58:14
61. Kasprzyk Szymon - 4:23:34
85. Kowalczyk Adam - 4:35:02
135. Koczurek Jerzy - 4:59:44
158. Tochowicz Bartosz - 5:07:02
167. Płócienniczak Jakub - 5:11:05
240. Janasik Michał - 5:47:47
246. Górnicki Wojciech - 5:50:48
283. Kowalski Edward - 6:36:56

Bieg 25 km

Kobiety:

15. Golicz Aleksandra - 2:35:53

Mężczyźni:

46. Mormul Przemysław - 2:23:06
79. Kuszka Michał - 2:31:44
112. Dudzik Damian - 2:40:40
139. Czepukojc Michał - 2:46:00
159. Waśkowski Zygmunt - 2:49:18
289. Adamczyk Tomasz - 3:12:22

Bieg Nocny 7 km

Kobieta:

5. Markiewicz Agnieszka - 40:47
30. Janasik Aleksandra - 45:30
31. Mielczarek Aleksandra - 45:31

Mężczyźni:

19. Krosny Sebastian - 33:07
36. Mormul Przemysław - 36:09
39. Kuszka Michał - 36:17
54. Dziuba Emilian - 40:00
68. Kowalczyk Adam - 40:44
90. Waśkowski Zygmunt - 42:54
91. Zgraj Leszek - 42:54
113. Dudzik Damian - 45:23
120. Janasik Michał - 45:45
162. Mzyk Fabian - 56:54

Bieg 15 km 

Kobiety:

99. Anna Kuszka - 2:14:10

IB


Jurassic Forest Run – mały bieg z wielkimi kibicami i świetną organizacją [ZDJĘCIA]

$
0
0

Jurassic Forest Run to cykl imprez, które odbywają się dwa razy w roku, wiosną i jesienią. Ich bazą i jednocześnie współorganizatorem jest Hotel Fajkier w Lgocie Murowanej niedaleko Zawiercia. Dwukrotnie w ciągu roku otwiera on swoje podwoje dla biegaczy i kijkarzy, oferując świetną przełajową trasę, dobrą organizację i komfortowe zaplecze. Jednak tym, co zdumiewa na tej imprezie są… wolontariusze. Tak gorącego dopingu mogą pozazdrościć największe biegi w kraju!

Trasa mierzy 5 km i jest wymagająca. Pierwsze podejście zaczyna się właściwie tuż za startem a hotelowe podwórko pozwala wyruszyć prosto na mocno pagórkowatą przełajową trasę bez metra asfaltu. Na każdym skrzyżowaniu i zakręcie czekają wolontariusze, których zadaniem jest wskazywanie drogi i podawanie wody. Nie poprzestają na tym jednak, dosłownie zdzierając gardła zagrzewają zawodników do walki, dodają sił, biją brawo, motywują, tańczą i śpiewają. Ich zaangażowanie jest ogromne, nie przeszkadzają im nawet zimno i nieprzyjemny wiatr. W trakcie zawodów temperatura nie przekracza kilku stopni powyżej zera.

Uczestnicy mieli do wyboru biegi na dystansach 5, 10 oraz 15 km lub marsz nordic walking na dystansie 5 i 10 km. Dodatkowo odbyły się biegi dla dzieci starszych i młodszych. Wszyscy mogli liczyć na medal, ciepły posiłek i gorące napoje na mecie. Nagrodzono zwycięzców wszystkich konkurencji a wśród uczestników rozlosowano liczne nagrody.

Zwycięzcą biegu na dystansie 5 km został Dawid Waloski, który czasem 18:13 ustanowił nowy rekord trasy. Kolejny zawodnik zameldował się na mecie po ponad dwóch minutach. Najszybszą biegaczką została Magdalena Weron, która wygrała z czasem 24:17. Fenomenalnie pobiegł Aleksander Zięba, który zmiażdżył rekord trasy na 10 km, poprawiając go o dwie minuty. Uzyskał wynik 37:47. Wśród pań triumfowała Barbara Chrzanowska (48:14). Na najdłuższym dystansie rywalizacja była znacznie bardziej wyrównana. Zwycięsko wyszedł z niej Norbert Jachymczyk (1:01:13). Jako pierwsza z pań na mecie pojawiła się Malwina Rudy (1:23:43).

W rywalizacji nordic walking na krótszym dystansie najszybsi okazali się Andrzej Dudek (35:28) oraz Katarzyna Hilgner (40:43). Na dwukrotnie dłuższej trasie zwyciężyli Dariusz Bul (1:11:49) oraz Katarzyna Marondel (1:17:46).

- Rok temu debiutowałem w tym miejscu, na tej trasie. Musiałem tutaj wrócić, zwłaszcza, że zaprosił mnie Michał Zarębski, jeden z ambasadorów biegu – mówił zwycięzca rywalizacji nordic walking Dariusz Bul z Prudnika. – Trasa jest bardzo trudna, więc poprawa czasu o 5 minut bardzo cieszy. Prowadziłem od początku, ale czułem oddech kolegi na plecach. Okazało się, że szedł krótszy dystans i dalej walczyłem już sam ze sobą. Bardzo pomogły mi świetne strefy kibica.

Organizatorzy co roku wybierają dwoje ambasadorów Jurassic Forest Run, po jednym ze świata biegowego i nordic walking. W tym roku, obok wspomnianego już Michała Zarębskiego, stanęła ultraska Dorota Trzeja-Zdanowska: - Dla mnie to było niesamowite wyróżnienie. To odpowiedzialna rola, zwłaszcza, że nie jestem osobą medialną, sport uprawiam dla siebie. Jeśli mam możliwość motywować innych, to jest to dla mnie szczególnie cenne – przyznała. – Sama wybrałam dzisiaj najdłuższy dystans, bo uwielbiam długie dystanse. Chciałam też uczcić z koleżanką jej urodziny. Trasa tutaj jest wymagająca a ja takie lubię.

Średni dystans wybrał ambasador Festiwalu Biegowego Piotr Bodanka: - W tym roku 10 km, bo to najlepszy dystans dla mnie. Tutaj jest bardzo górzyście, na 5 km trzeba się wykazać dużą szybkością, na 15 wytrzymałością a 10 leży mi idealnie – zdradził po biegu, w którym zajął trzecie miejsce. – Organizacyjnie jest super, wszystko jest idealnie. To mój czwarty sezon tutaj i na pewno pojawię się też jesienią.

Pełne wyniki: TUTAJ

KM


Viewing all 13082 articles
Browse latest View live